12 listopada 1989 - wspomnienie Mszy Pojednania Polaków i Niemców

Redakcja
Wydarzenie. Msza Pojednania w Krzyżowej 12 listopada 1989 z udziałem Helmuta Kohla i Tadeusza Mazowieckiego przyniosła mniejszości nadzieję na legalne istnienie.

Ten zimny i słotny listopadowy dzień po 20 latach może się wydawać jednym z najgorętszych w dziejach Polaków i Niemców.

Nie byłoby tego przełomu bez inicjatywy i odwagi opolskiego biskupa Alfonsa Nossola, który zaprosił Helmuta Kohla - przybywającego z wizytą do wychodzącej z komunizmu Polski - na mszę świętą.

Pierwszy pomysł był taki, by obaj premierzy przyjechali na Eucharystię w języku serca na Górę św. Anny. Premier Tadeusz Mazowiecki odradzał jednak to miejsce. Uważał, że na taką uroczystość w miejscu, gdzie spotykają się różne historyczne pamięci i wrażliwości, jest jeszcze zbyt wcześnie.

I wtedy wybór padł na Krzyżową. Miejsce szczególne - naznaczone działalnością Helmuta Jamesa von Moltke i Kręgu Krzyżowa, grupy opozycjonistów szukających dla powojennych Niemiec nowej drogi, w duchu Ewangelii i w absolutnym sprzeciwie wobec faszyzmu.

- Do Krzyżowej przyjechałem razem z drem Stefanem Olszówką, lekarzem z Reńskiej Wsi - wspomina po latach Joachim Niemann, od początku zaangażowany w działalność mniejszościową. - Muszę powiedzieć szczerze, że mieliśmy niezłego stracha. A im bliżej celu był on większy. Zastanowialiśmy się w duchu, czy nam tu aby nie przyleją. Nastroju nie poprawiało też otoczenie. Krzyżowa nie prezentowała się wtedy jak dziś. Była niemal ruiną.

Jeśli ktoś się bał, jego strach musiał się zmniejszyć w trakcie kazania biskupa Nossola. Wygłoszony najpierw po polsku, a potem po niemiecku tekst tchnął duchem Ewangelii. Biskup nie ukrywał ciężaru wspólnej historii, ani zbrodni dokonanych przez nazistów. Podkreślał, że nikt nie może oczekiwać zapomnienia tego, co się zdarzyło, ale też przypominał, że pamiętając można i należy przebaczyć, skoro odmawia się co dzień słowa: “I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom".

A potem - przed Komunią - obaj premierzy objęli się mocno i przekazali sobie znak pokoju. Ten gest przeszedł do historii.

- Bardzo się wzruszyłem, kiedy oni się objęli - przyznaje Joachim Niemann. - Wtedy strach ustąpił. Pomyślałem wtedy, że jesteśmy na dobrej drodze do wolności, także dla powstającej wtedy spontanicznie mniejszości niemieckiej.

- A mnie z tego historycznego gestu - wspomnia Bernard Kus - uderzyła dysproporcja. Na tle ogromnego, mocno zbudowanego kanclerza Mazowiecki wydał mi się strasznie mizerny. Przez chwilę pomyślałem, że ta dysproporcja przypomina rożnice dzielącą w tamtym momencie gospodarki i zamożność obu krajów. Ale przeżycie było wielkie.

Msza Pojednania w Krzyżowej była też okazją do pokazania się - poprzez telewizję - całemu światu mniejszości niemieckiej. Transparenty świeżo powstających kół mniejszości informowały, że na placu są obecni Niemcy z Gdańska i Elbląga, z województwa śląskiego. Ale najwięcej napisów było oczywiście ze Śląska Opolskiego. A jeden z napisem “Helmut Du bist auch unser Kanzler" pokazały chyba wszystkie telewizje świata.

Wymyślił go Richard Urban, założyciel mniejszości niemieckiej w Jemielnicy.

- Z Jemielnicy pojechaliśmy wtedy do Krzyżowej dwoma autobusami - wspomina Richard Urban. - W nocy nie mogłem spać, więc się zastanawiałem, co napisać na transparencie. Chciałem uciec od sztancy typu: Jemielnica pozdrawia Helmuta Kohla. Bo takich transparentów były tam potem dziesiątki, a może setki. A nasz miał być oryginalny. I udało się. Na moją prośbę namalował go pan Zbyszek - Polak, nauczyciel z naszej szkoły. Nie znał niemieckiego. Więc odwzorował tekst z kartki, którą mu przygotowałem. A po Krzyżowej, na spotkaniu z kanclerzem w Warszawie, Helmut Kohl pochwalił mój pomysł. My, prości ludzie ze Śląska, byliśmy bardzo onieśmieleni, ale kanclerz niesłychanie sympatyczny.

- Mnie się wtedy ten transparent wydał ryzykowny - przyznaje po latach Bernard Kus - bo jak ktoś zechce go tak odczytać, to nam zarzuci, że chcemy należeć do państwa niemieckiego. Ale żadnych problemów z tego powodu nie było.

Na koniec mszy przemówili obaj premierzy. Słowo braterstwo padało w tych krótkich wystąpieniach wielokrotnie. Nastrój udzielał się tłumom.

- Zostaliśmy na placu dłużej - wspomina Joachim Niemann. - Do oficjalnej niemieckiej delegacji nikt z nas się nie tłoczył. Byliśmy przecież nieznani. Ale porozmawialiśmy sobie z przesiedleńcami z Niemiec.

A oni już wiedzieli, że powstaną centra kultury w Krzyżowej, w Jagniątkowie słynnym z powodu Gerharta Hauptmanna i w Łubowicach Eichendorffa. Wracając byłem już pewien, że to listopadowe zimno przyniosło odwilż. Mniejszość będzie oficjalnie istnieć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska