Katy Carr śpiewa Brytyjczykom o polskich bohaterach czasów II wojny

Redakcja
Lubię się stylizować na lata 30. i 40. To były bardzo piękne czasy i bardzo piękna moda.
Lubię się stylizować na lata 30. i 40. To były bardzo piękne czasy i bardzo piękna moda. Krzysztof Świderski
"Jestem pół na pół" - mówi o swoim polsko-brytyjskim pochodzeniu. Śpiewa tak, że już od pierwszego dźwięku trudno nie kochać Katy Carr.

W maju Katy Carr

W maju Katy Carr

na zaproszenie Muzeum Jeńców Wojennych w Opolu-Łambinowicach po raz pierwszy odwiedziła Opolszczyznę. Wystąpiła w Filharmonii Opolskiej, spotkała się z uczniami szkół w Opolu, Łambinowicach, Kietrzu. Jednym z powodów wizyty było odwiedzenie kwatery brytyjskich jeńców na łambinowickim cmentarzu.

Po koncercie w Filharmonii Opolskiej czuję się jak po porządnej lekcji polskiej historii. Skąd u pani od jakiegoś czasu takie zaangażowanie w nasze sprawy?
Kilka lat temu - byłam wtedy z wizytą w Polsce, stąd pochodzi moja mama - zobaczyłam w telewizji materiał o Kazimierzu Piechowskim, harcerzu z Tczewa, w wieku 19 lat zesłanym do Auschwitz-Birkenau. Był jednym ze 150 tysięcy uwięzionych Polaków, a zarazem jedną ze 144 osób, którym udało się uciec. Oczywiście wszystkie ucieczki są dramatyczne, ale w tej dostrzegłam gotowy materiał na scenariusz filmowy: Kazik przebrał się w mundur SS i z trzema kolegami porwał samochód komendanta Rudolfa Hoessa. Sam usiadł za kierownicą. Pod silnym wrażeniem jego wyczynu napisałam piosenkę o ostatnich 80 metrach dzielących go od wolności… Tak to się zaczęło.

W angielskiej szkole spotykała się pani z docinkami na temat częściowo polskiego pochodzenia.
To prawda. Mieszkałam w kraju, w którym Polakom nie okazywano za dużo sympatii. Ale wiesz - w latach 80. Europa za żelazną kurtyną nie była zbyt znana, niewielu ludzi cokolwiek wiedziało na jej temat. Tym bardziej że komunistyczne władze ukrywały fakty. Z drugiej strony -sporo dobrego można było przeczytać o lotnikach z Dywizjonu 303.

Do dzisiaj niewiele się zmieniło. Z polskich mediów można się dowiedzieć, że Wielkiej Brytanii Polaków raczej się nie kocha.
Nie zgadzam się z tobą. Zauważa się, że nowa emigracja jest bardzo pracowita. Panuje także dość powszechne przekonanie, że Polska to nasza przyjaciółka.

Języka swojej mamy uczy się

Języka swojej mamy uczy się

dopiero od pięciu lat. - Prawie wszystko rozumiem, gorzej z mówieniem - komentuje. Pomaga empatia, jaką przejawia w kontaktach z Polakami, i bezpośredniość. - Czy mnie rozumiecie? - pyta słuchaczy. Kokiereteryjnie, bo wiadomo, że w odpowiedzi rozlegną się oklaski.

Na twoich koncertach, w teledyskach, gdzie piosenki z okresu II wojny światowej uzyskują nowoczesną aranżację, a twoje własne brzmią niebanalnie, obecne są nasze narodowe symbole. Powiewa biało-czerwona flaga, pojawia się orzeł. To nie jest świat ludzi młodych, a jednak ma dziwną siłę przyciągania. Dlaczego sięgnęłaś po tak ciężkie działa?
Bo orzeł polski jest bardzo piękny, szczególnie w aktualnym wydaniu. Do teledysku wybraliśmy także piękne momenty z filmów wypożyczonych przez Muzeum Powstania Warszawskiego, Polish Institute i Sikorski Museum i The Royal Air Force Museum. W utworze "Wojtek", o niedźwiedziu-żołnierzu, wykorzystałam głosy polskich żołnierzy z 22 Kompanii Zaopatrzeniowej Artylerii w II Korpusie Polskim, w "Chodźmy, partyzanci!" - chór partyzancki, a odgłos samolotu "Motylek" nagrałam podczas Goodwood Festival of Speed w Anglii.

Większość utworów z "Paszportu" powstała na podstawie prawdziwych zdarzeń. Pojawia się w nich Irena Gut Opdyke, pseudonim Mała, która uratowała 12 Żydów, przechowując ich w piwnicy oficera SS. "Czerwona, czerwona róża" upamiętnia 17 września 1939 r., a wspomniany "Motylek" przypomina zasługi pilotów Polskich Sił Powietrznych w Bitwie o Wielką Brytanię.
Dodam jeszcze, że bezpośrednią inspiracją do napisania piosenki o "Małej" był fakt, że w przeddzień ślubu podczas walk partyzanckich zginął jej narzeczony.

Przypuszczam, że niejednego ucznia zagięłabyś w znajomości historii Polski z czasów II wojny światowej. I nie tylko.
Naprawdę?

Skąd ta wiedza?
Pięć lat temu, kiedy pisałam "Kazika i samochód komendanta", właściwie nic o Polsce nie wiedziałam, nie miałam też pojęcia, że żyje bohater piosenki, 91-letni Kazimierz Piechowski. Kiedy to do mnie dotarło, wiedziałam, że muszę go odwiedzić. Otworzył mi drzwi do swojego domu, do swojego serca i właśnie do historii Polski. Dzięki niemu poszłam do Muzeum Powstania Warszawskiego. Cztery dni zwiedzałam i płakałam. Pierwszy raz dowiedziałam się o istnieniu Armii Krajowej.
Mama nigdy o niej nie wspominała?
Wiesz, jak to jest: kiedy ludzie emigrują, wybierają to, co wydaje im się najlepsze dla własnych dzieci. Moja mama uważała, że dokonuje takiego właśnie wyboru, szczególnie po tym, gdy już po wyjeździe do Anglii - ja wprawdzie urodziłam się w Norringham, ale pierwsze pięć lat mieszkałam w Polsce - urodziło się moje rodzeństwo. Starała się, byśmy mówili tylko po angielsku i przejęli brytyjską kulturę. Jestem dumna, że to także moja kultura.

Ojciec, pół Anglik, pół Szkot, który przed twoim urodzeniem pracował jako inżynier elektryk na budowie rafinerii w Polsce, nie robi ci wyrzutów, że tak intensywnie zaczęłaś żyć naszymi sprawami?
Ponieważ przekułam swoje propolskie nastawienie w muzykę, pewno odebrał je w kategorii wyboru artystycznego. Nie zapomnij także, że przed "Paszportem" nagrałam trzy inne płyty, inspirowane m.in. wydarzeniami II wojny światowej w Wielkiej Brytanii. Polska po raz pierwszy pojawiła się w "Paszporcie".

Anglicy go słuchają? Są w stanie docenić? Bo język polski występuje tu równie często jak angielski.
O tak, krążek otrzymał pierwsze miejsce w Independent Music Awards, był też nominowany do kilku innych nagród. Moja muzyka jest nie tylko dla Polaków; dedykuję ją mieszkańcom wszystkich krajów walczących o niepodległość. Wśród nich Anglikom, zdającym sobie sprawę, że nie obroniliby jej, gdyby nie bohaterstwo lotników z Dywizjonu 303 w 1940 roku.

Dla polskiej publiczności w zasadzie śpiewasz po polsku?
Nie. A Brytyjczykom nie tylko po angielsku. Musiałabyś ich usłyszeć, kiedy podczas festiwalu powtarzali za mną "Hej, sokoły". To naród bardzo otwarty, nie tylko na muzykę. W BBC uczyłam, jak lepić pierogi, czego mnie nauczyła moja babcia góralka.
Z jakim skutkiem?
Nie ma się czym chwalić.

Śpiewając polskie piosenki z okresu II wojny światowej i wcześniejsze, dajesz im drugie życie z nutką retro. Chętnie stylizujesz się na lata 30. i 40. ubiegłego wieku, przejmując brania i uczesania, a częściowo i sposób bycia.
Bo to były bardzo piękne czasy i piękna moda, pasująca do mojej figury. Nie lubię tej nowoczesnej, z ubraniami o rozmiarze zero; podobają mi się szykowne, starannie uszyte suknie, tamte fryzury, tamte kapelusze. Nieraz wkładam rzeczy moich babć, polskiej i angielskiej, szczególnie spódnice i nakrycia głowy babci Doroty, mamy mojego ojca. Mieszkała w Nottingham i była zadbaną, elegancką kobietą.

Nie żałujesz zamiany kokpitu na estradę? Mogłaś zostać zawodowym pilotem...
Nie, zdecydowanie. Kiedy miałam 18 lat i marzyłam o zawodowym lataniu, nieoczekiwanie wygrałam konkurs piosenkarski. Pomyślałam sobie - okay, będę szkolić się muzycznie na uniwersytecie. Początkowo czułam się obco w nowym środowisku z jego beztroskim, luzackim podejściem do życia. Pomogła dyscyplina, nabyta podczas szkolenia w RAF-ie. Gdyby nie to, pewno dzisiaj byłabym zupełnie inna. Mogę mówić o szczęściu...

Odnosi się wrażenie, że nie należysz do wokalistek, które, żeby zdobyć publiczność, zachowują się pod jej dyktando.
Sława nie jest dla mnie najważniejsza. Liczą się szczere relacje z ludźmi. Moje pierwsze muzyczne inspiracje to była brytyjska muzyka ludowa. Rozpoczynałam, występując przed bardzo niewielką publicznością, zdarzało się nawet, w obecności pięciu, sześciu osób. Tak właśnie budowałam swoją karierę. A potem ukazała się pierwsza płyta z muzyką folkową, poprzez którą można opowiadać czyjeś historie.

Sława zeszła na drugi plan?
Nie rozumiem dążenia do sławy za wszelką cenę. To przecież tylko chwila satysfakcji.
Zastanawiam się, skąd u młodej osoby takie zdrowe spojrzenie?
Każdy jest inny. Dla mnie najważniejszą rzeczą jest pisanie dobrych piosenek, to, że poprzez śpiew mogę coś ludziom ofiarować.

Jesteś dobrze znana w Anglii? Przepraszam za pytanie wprost...
Moje płyty sprzedają się bardzo dobrze.

Większość artystów buduje karierę na młodej widowni, toteż ze zdziwieniem przeczytałam, że rozglądasz się za starszą.
Lubię wszystkich swoich słuchaczy, naprawdę.

Obserwowałam, z jakim przejęciem rozmawiałaś z uczniem podstawówki, co najwyżej gimnazjum. Robiliście sobie selfie.
To ważne, by dodać pewności młodemu pokoleniu.

Wracając do lotnictwa. Podobno przez rok, w każdą sobotę jeździłaś skuterem na lotnisko RAF-u, żeby zdobyć licencję pilota szybowcowego, co zresztą się dokonało. Droga w jedną stronę zajmowała godzinę.
To była moja wielka obsesja i wielkie szczęście, że mogłam się w taki sposób spełniać. Cóż, miałam wtedy 16 lat.

Zniknęła maszyna ze śmigłami, pojawiło się ukulele. Przy twoim wzroście przypomina zabawkę. W dzisiejszej Polsce jest praktycznie nieznane.
W latach 30. i 40. ubiegłego wieku wiele gwiazd grało na tym instrumencie. Lubię go ze względu na specyficzne dźwięki liryczne, a zarazem wesołe.

Radzisz sobie także z banjolele, z fortepianem…
- … także z akordeonem. Często sama sobie akompaniuję, choć do dyspozycji mam mam własny zespół - Aviators.
W tym roku masz zamiar wydać kolejną płytę, "Polonię"...
Jej tytuł jest zarazem tytułem symfonii znanego angielskiego kompozytora sir Edwarda Elgara, dedykowanej Ignacemu Paderewskiemu w 1915 r. Tak więc wpisuję się w setną rocznicę tego wydarzenia.

Wyprodukowałaś film krótkometrażowy o wyczynie Kazika Piechowskiego pt. "Kazik an the Kommander's car see here", a teraz zamierzasz zebrać 10 milionów funtów na realizację filmu fabularnego na jego temat. Jak myślisz - coś z tego będzie?

A dlaczego nie? Skoro udało się sfinansować różne nieważne zamierzenia, dlaczego miałoby się to nie powieść w tym przypadku?
Życzę, żebyś wreszcie spotkała Polaka o czarnych włosach i zielonych oczach, jakie miał bohater jednej z twoich wojennych piosenek. A może już to się stało?
Kto wie…

Tajemnicza odpowiedź…
Więcej nie powiem.

Każda wizyta w Polsce, a zdarza się, że bywasz tu nawet kilka razy w roku, uczy cię czegoś nowego?
Tak. Nie muszę wyjeżdżać aż do Indii, Polska to moje Indie. Morze, góry, gościnni ludzie, fascynująca historia.Jestem pod wrażeniem tego, ile Polacy potrafili zdziałać, ile zmieniło się w kraju po 26 latach niepodległości. I jaką mają muzykę! Przepadam za góralskimi melodiami, za śpiewem górali, lubię do nich jeździć, słuchać i oglądać.

Co cię w niej tak pociąga?
Muzyki nie da się tłumaczyć, to magiczny język. Odczuwam wielką radość, że mogę z niej czerpać, że mam w sobie polską krew. Okay, muszę kończyć, czeka mnie kolejny koncert. Do zobaczenia następnym razem. Niech żyje Polska niepodległa!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska