Monicał nad Budkowiczanką

Monika Kluf
- To jest księga, dzięki której tu jestem - mówi Bernard Widera, dotykając zapisków swojego prapradziadka sprzed z górą 200 lat.

Należy do piątego pokolenia Widerów, właścicieli monicału, czyli młyna postawionego na Starej Budkowiczance w Tułach równo 150 lat temu. Młyn do dziś działa.
- Ale to chyba już ostatni rok - mówi pan Bernard, który przejął ojcowiznę nad rzeczką. Widerowie są tu od ponad 400 lat. Kawałek dziejów rodu zapisany po polsku, gotykiem, z niemieckimi wtrętami, przechowały ostatnie karty opasłej pożółkłej księgi, która po latach miała uratować rodzinę przed wysiedleniem do Niemiec.
- W czterdziestym piątym roku, jak się zaczęła weryfikacja ludności i trzeba było udowodnić swoją polskość, żeby tu na tej ziemi zostać, mój ojciec stanął przed komisją weryfikacyjną w Oleśnie - wspomina pan Bernard.
Nie umiał jednak przekonać o swoim przywiązaniu do polskości członków komisji weryfikacyjnej niezrozumiałą dla nich śląską gwarą. Wtedy zasiadający w tej komisji Arka Bożek zapytał Roberta Widerę, czy ma może coś, co by dowodziło jego przywiązania do Polski.

- I wtedy ojciec przypomniał sobie o księdze. Wrócił do domu, 20 km na piechotę, wyjął księgę, do worka schował, worek przez plecy przerzucił i jeszcze tego samego dnia poszedł kazania z Jasnej Góry, z czynionymi po polsku zapiskami pradziadka, komisji przed oczy przedłożyć. I teraz już wiecie, dlaczego mówią, że to, że tu jesteśmy, zawdzięczamy księdze.
A księga to kazania ojców paulinów z Jasnej Góry, z 1754 roku. Przywiózł je, pewnie z jakiejś pielgrzymki, pradziadek pana Bernarda. Na kilku ostatnich, pustych kartkach zaczął robić zapiski. Krótkie, po kilka zdań o kolejnym mijającym roku. Zaczął od 1800. "Nawiedził pan Bóg tuteisy Grund Gradem, że nie ostało nic tylko Niebo a Ziemia. Dnia 9tego Lipiec". Zapiski opowiadają o tym, co było w owych czasach dla gospodarzy "na tulskim gruncie" ważne. O narodzinach, weselach i śmierci, o pożarach, gradzie, wielkiej suszy i - co najważniejsze - czy zbiory były udane. Da się też w tej kronice wyczytać, kiedy w życie tych zwykłych ludzi wkraczała, dziejąca się jakby obok, historia.
"Roku Pańskiego 1870. Była to Wielkie Krwie przelanie Woyna z Francuzami od 1 Cyrwnia aze do 1sego Lutego 1871, nas Naiaśniesy Kroll Wygroł i odebrał Francuzowy Wielki Kray Landu".
Jedno z najważniejszych dla pana Bernarda zdań zaczyna się tak: "Roku Pańskiego 1852 wybudował Bernard - Monicał, na którą Drzewo musiał bardzo Drogo Kupieć na Turawszke Forstewie. Meister był Anton Matyschik ze Stobrawy. Fundator Bernard Widera".
- I od tamtej pory młyn działa. Ale rok 2002 to będzie chyba jego ostatni... - mówi ze smutkiem pan Bernard. Jest znanym w okolicy gospodarzem, i to już "unijnoeuropejskim", bo jego gospodarstwo spełnia wszystkie akcesyjne wymogi. Gospodarstwo tak, ale stary monicał już nie...
- Modernizacja byłaby potrzebna, ale gdybym się jej podjął, to naraziłbym się konserwatorowi zabytków. A i ja nie chcę niszczyć jego wartości. Więc będzie z niego zabytek. Niech zostanie, na dowód mistrzostwa budowniczych młynów, jakimi była rodzina Widerów - mówi pan Bernard.
Nie tylko on interesuje się jej dziejami.

- Nasz krewny, z linii Wiktora Widery, który wywędrował do Poznania, był adiunktem na tamtejszym uniwersytecie, miał czas i zdolności po temu, żeby się zająć rozpracowaniem drzewa genealogicznego rodu. I okazało się, że Widerowie w ciągu wieków przywędrowali z Hiszpanii przez Holandię do Czech. A stamtąd około XVI wieku na Śląsk, między innymi do Tuł właśnie, gdzie zostali sprowadzeni przez właścicieli tych ziem jako budowniczowie młynów i młynarze - mówi Bernard Widera.
Stąd biegły dalsze dzieje rodzinnej sagi. Widerowie zbudowali 22 młyny w okolicy Opola. A ci z Tuł, zanim wyrósł tu monicał, mieli własny wiatrak.
- Wiem, sprawdzałem, że dużo było wśród młynarzy na Śląsku Widerów. Potem jedni zostali w Polsce, drudzy wywędrowali do Ameryki, inni w Niemczech osiedli - mówi pan Bernard. Jego ojciec pozostał w Tułach, na ojcowiźnie.
- Dzięki księdze - przypomina raz jeszcze dzisiejszy właściciel tulskiego młyna.
Ale nie tylko jako budowniczowie młynów zasłynął ród Widerów. Mają też słynnego pszczelarza.
- Wiktor Widera, z poznańskiej linii, był w latach 30. sekretarzem Wszechmęskiego Związku Pszczelarskiego i jest wynalazcą wielkopolskiego ula, nazywanego ulem Widerów - opowiada pan Bernard. - Mamy więc w rodzinie swojego Dzierżona.

Z zapisków jego pradziadka można wyczytać, że miał on z Marią Misch, córką młynarza z podkluczborskiego Kraskowa, "trzódkę dzieci", które wyszły na ludzi - dwóch synów zostało potem wyświęconych na księży, jeden poszedł do zakonu cystersów. A w piątym pokoleniu jeden z Widerów zasiadł w polskim parlamencie. Dzisiejszy właściciel "tulskiego gruntu" był posłem w drugiej kadencji. Dziś jego przechodząca od 400 lat z pokolenia na pokolenie ojcowizna jest w pełni przygotowana na wejście do Unii Europejskiej.
Zaś o tulskim młynie Jan Goczoł powiedział, że pachnie tam pszenicą i poezją. Do dziś przyjemnie posłuchać, jak się pieni na młyńskim kole Stara Budkowiczanka, pamiętająca, jak przed dwustu laty pradziadek Widera maczał pióro w inkauście i pisał: Roku Pańskiego...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska