To było tornado

Edyta Hanszke - [email protected] Michał Wandrasz - [email protected]
- Dochodziła ósma wieczorem, zobaczyłem, jak słup wirującego powietrza przesuwa się w stronę domu. Zdążyłem wbiec do stodoły. Chwilę później ściana mojego magazynu rozsypała się w kawałki - opowiada Karol Bok, mieszkaniec Bokowego w gminie Jemielnica.
- Dochodziła ósma wieczorem, zobaczyłem, jak słup wirującego powietrza przesuwa się w stronę domu. Zdążyłem wbiec do stodoły. Chwilę później ściana mojego magazynu rozsypała się w kawałki - opowiada Karol Bok, mieszkaniec Bokowego w gminie Jemielnica.
- Zobaczyłem jak słup wirującego powietrza przesuwa się w stronę domu. Zdążyłem wbiec do stodoły. Chwilę później ściana mojego magazynu rozsypała się w kawałki - opowiada mieszkaniec Bokowego w gminie Jemielnica.
W piątek rano Mateusz (z lewej) i Lukasz Bokowie nie wiedzieli, za co sie zabrac, jak pomóc ojcu.

Przyszło i zdmuchnęło...

W magazynie Karola Boka stało kilka maszyn rolniczych, między innymi: sadzarka, rzutnik, prasa do słomy. - Wszystko nadaje się tylko na złom. Dach i pustaki ze ścian zawaliły się na urządzenia - ubolewa pan Karol.
Roztrzęsiona żona stoi obok. Łzy w oczach. - Dotychczas inwestowaliśmy głównie w maszyny. Mąż tylko chodził koło nich. Oliwił, smarował. Teraz chciałam wyremontować trochę wnętrze domu. Kupić płytki. Wszystko przepadło. A już wiodło nam się trochę lepiej - pani Barbara pochyla głowę.
Z gruzów wychodzą dwa małe koty. Jeden z synów Boka, Mateusz, podbiega do nich i bierze na ręce.
- Pewnie im matkę przygniotło - głaszcze kociaka. Po chwili z pustaków wysuwa się kocia mama.

Trąba powietrzna dotarła do Bokowego w czwartek, kwadrans przed godziną 20.
- Całą noc nie spaliśmy. Nie wiadomo, co teraz robić. Brać się do naprawiania, czy czekać na rzeczoznawcę. My nawet nie wiemy, że dziś jest święto - żali się pan Karol.
Pokazuje na przydomowe drzewa owocowe: - Proszę spojrzeć, jak je powykręcało. To nie był zwykły wiatr. To było tornado. Takie rzeczy widziałem wcześniej tylko w filmach amerykańskich...
Po drugiej stronie drogi w Bokowym strażacy rozbierają dach na posesji państwa Plochów. Drewniane krokwie z dachówkami osunęły się na ziemię wzdłuż całego kilkunastometrowego budynku. - Przez ten pier... zabytek - zdenerwowana Maria Ploch nie przebiera w słowach i pokazuje na drzewo, które powaliło się na dach i ściągnęło go na ziemię.

Plochowie tłumaczą, że od dawna starali o wycięcie trzechsetletniego dębu, ale nie zgadzał się na to konserwator przyrody.
Joachim Jelito, wójt gminy Jemielnica, gdzie leży Bokowe, rozkłada ręce: - Trudno jest wybrać, kiedy z jednej strony mamy bezpieczeństwo ludzi, a z drugiej ochronę zabytkowych drzew. Czasami decyzja jest przychylna mieszkańcom. Wszystko zależy od opinii konserwatora przyrody...
Gmina zaproponowała Plochom przeniesienie się do mieszkania zastępczego w Gąsiorowicach. - Nie wiem, co zrobimy - mówi pani Maria. - Wyszłam na dwór, jak stałam. Nawet nie zdążyłam zabrać niczego ze środka.
Jan Ploch miał wiele szczęścia. Zamykał za sobą drzwi domu, kiedy runął dach. Z jednej strony drzwi dachówki przygniotły wóz. Z drugiej posypały się na ziemię. Drewniana konstrukcja zsunęła się, tworząc lukę przed drzwiami. To go uratowało.

Także w sąsiadującym z Bokowym Osieku trąba zerwała dach budynku. Mieszkańcy wybiegli z domu, zanim strop spadł na podłogę.
- Stałam z dzieckiem na ręku i widziałam, jak ze strychu sypie się zboże. Nawet nie wiem, jak stamtąd wyszłam - opowiada roztrzęsiona młoda kobieta.
Gdyby nie metalowy słup elektryczny, dom przy ulicy Strzeleckiej 6 w Osieku byłby poważnie uszkodzony. Słup i kamienny krzyż z kapliczki zamortyzowały upadek brzozy, która rosła po drugiej stronie drogi.
- Kilka lat temu zgłaszaliśmy, że trzeba te drzewa usunąć, bo przy dużym wietrze bardzo się chwiały. Prośby nie pomogły. Mamy nadzieję, że pozostałe drzewa zostaną teraz wycięte - dodaje właścicielka posesji.
Nowy dach zerwało też w pobliskich Jędryniach.

Trąba pozostawiła po sobie powyrywane z korzeniami potężne topole, wykręcone w połowie drzewka owocowe i wyrwy w ziemi. Na drodze z Łazisk do Piotrówki po korzeniach przydrożnych drzew zostały w ziemi kilkumetrowe wyrwy.
Przedstawiciele starostwa szacowali straty na powiatowych drogach. - Trudno je jeszcze ocenić. Zwozimy kamień, żeby załatać dziury. Wieczorem nie będą one widoczne i może dojść do wypadku - wyjaśnia wicestarosta Józef Swaczyna.
Po drogach krążyli też przedstawiciele strzeleckiego rejonu energetycznego. - Na razie prąd w tej okolicy jest odcięty dla bezpieczeństwa. Sprawdzamy szkody, odcinamy urwane przewody. Stawiamy nowe słupy - mówi Leon Staś.

W Żędowicach w piątek od samego rana rozbrzmiewał huk pił spalinowych, którymi gospodarze i strażacy cięli powalone na ulice i domy drzewa. Wiele z nich, wyrwanych z korzeniami i złamanych jak zapałki, wpadło do miejscowego stawu.
Jednym z najbardziej zniszczonych domów w Żędowicach był budynek Michała Ibroma przy ulicy Powstańców Śląskich. Pół dachu wiatr zerwał i przeniósł na sąsiednie pole, a druga połowa zaczepiła się o komin i zawisła na domu.
- Psiakrew, to był nowy, solidny dach, w tamtym roku go robiliśmy - mówi pan Michał. - Dobrze chociaż, że byłem w domu i zdążyłem pozamykać okna, boby wytłukło wszystkie.
- A pani z PZU dzisiaj rano powiesiła kartkę, że wyszła do kościoła i do tej pory nie wróciła do domu - dodaje córka pana Michała, Gabriela Sitnik. - Urząd miasta zamknięty na głucho, bo święto. Burmistrz jeszcze do południa się nie pofatygował. Wszystko musimy robić własnymi rękami...

Z dachu żędowickiego małego kościoła trąba powietrzna zerwała oprócz jego części, także metalową wieżyczkę. Na sąsiedniej posesji Gabrieli Konieczny sąsiedzi pomagali uprzątać roztrzaskany dach, który przyleciał z odległego o około 100 metrów domu Wilhelma Kury.
- Było po siódmej, jak zobaczyłam, że to leci po polach w naszą stronę - opowiada Anna Kura, żona pana Wilhelma. - Zdmuchnęło ten dach, jakby był z tektury i od razu zalało nam pokoje, które właśnie remontowaliśmy. A na dodatek nie było to ubezpieczone...

Córka pani Anny wracała akurat z dziećmi i ze znajomą z sąsiedniej wsi samochodem. - Zrobiło się czarno, zerwał się wiatr i drzewa zaczęły się walić na drogę przed samochodem i tuż za nim - wspomina Elżbieta Prus. - Nie było nawet gdzie uciekać. Odkręciłyśmy szyby, bo nic nie było widać, ja się wychyliłam z lewej strony, koleżanka z prawej i jakoś dojechałyśmy szczęśliwie. To istny cud, że w czasie tej nawałnicy nikt we wsi nie zginął.

Ci, których domy trąba powietrzna oszczędziła, pomagali sąsiadom, którzy mieli mniej szczęścia.
- Ja zbytnio nie ucierpiałem, więc przyszedłem pomóc panu Wilhelmowi - mówi Andrzej Kotylak, przerywając ładowanie połamanych resztek dachu na przyczepę. - Burmistrz pojawił się około dwunastej w południe i powiedział, że skoro ubezpieczalnie dzisiaj nie pracują, to nie ma na co czekać, tylko trzeba uprzątać to wszystko, bo ulice są nieprzejezdne.
Wczesnym popołudniem w Żędowicach pomału cichły piły spalinowe, a drzewa leżące na domach i na ulicach zostały w większości pocięte. Po wsi krążyło za to coraz więcej samochodów pogotowia energetycznego. Nikt nie potrafił jednak powiedzieć, kiedy do wsi wróci prąd i łączność telefoniczna.
W akcji ratunkowej na terenie powiatu strzeleckiego pracowało ponad dwadzieścia jednostek Ochotniczej Straży Pożarnej i wszyscy strażacy zawodowi z Komendy Powiatowej Straży Pożarnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska