Odniemczanie dla każdego

Redakcja
Niemieckie napisy zamalowane 50 lat temu cięgle jeszcze „przebijają” na starych murach. Niektóre nazwy miały wyraźnie słowiańskie korzenie.
Niemieckie napisy zamalowane 50 lat temu cięgle jeszcze „przebijają” na starych murach. Niektóre nazwy miały wyraźnie słowiańskie korzenie.
Z dr Małgorzatą Świder, historykiem z Uniwersytetu Opolskiego, rozmawia Krzysztof Ogiolda

Dr Małgorzata Świder jest adiunktem w Instytucie Historii UO. W latach 1990-2001 studiowała w Niemczech i w 2001 roku na Uniwersytecie w Dortmundzie obroniła pracę doktorską pt. "Die sogenannte Entgermanisierung im Oppelner Schlesien in den Jahren 1945-1950" (Tak zwane odniemczanie na Śląsku Opolskim w latach 1945-1950). Jej autorka specjalizuje się w najnowszej historii Śląska, stosunkach polsko-niemieckich po 1945 roku, stosunkach międzynarodowych i integracji europejskiej.

- Skąd wziął się pomysł powojennego odniemczania Śląska?
- Niewątpliwie - idea ta zrodziła się w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach. Ówczesny wojewoda Aleksander Zawadzki często o tym mówił i reklamował swe działania repolonizacyjne w Warszawie. Opolszczyzna była swego rodzaju poligonem doświadczalnym. Zdobyte tu doświadczenia administracja przenosiła potem na inne tereny przyłączone do Polski.
- Jakie były podstawowe sposoby odniemczania Opolszczyzny w latach 1945-1950?
- Proces odniemczania, czyli tzw. polonizacji i repolonizacji regionu, można podzielić na dwa etapy. Pierwszy z nich rozpoczął się już w roku 1945 i polegał przede wszystkim na wysiedlaniu ludności niemieckiej. Natomiast drugi etap, najczęściej nazywany odniemczaniem, odbywał się w latach 1947-1950. Wówczas niszczono wszelkie pozostałości świadczące o niemieckiej przeszłości tych terenów. Działania ówczesnych władz były skierowane przede wszystkim przeciw wszelkim przejawom niemieckiej kultury, a więc językowi niemieckiemu, mówionemu i pisanemu, elementom niemieckiej mentalności, a nawet niemieckim imionom i nazwiskom.
- Które imiona były zabronione?
- Proces zmiany imion i nazwisk był częścią zarówno polonizacji, jak i repolonizacji. Niektórym Ślązakom przywracano imiona i nazwiska już raz zmienione na niemieckie w czasach faszyzmu. Zamieściłam w swojej książce fotokopię dokumentu, na podstawie którego w roku 1941 panu Oleschowi zatrudnionemu w Urzędzie Finansowym w Koźlu zmieniono nazwisko na Ottinger. Można przypuszczać, że dla takich osób powrót do pierwotnego nazwiska, nawet przy uwzględnieniu polskiej pisowni Olesz, był mniej problematyczny, a może nawet pożądany. Polonizowane imiona dzieliły się na dwie grupy. Część imion o ewidentnie niemieckim brzmieniu, jak Reinhold, Berthold, Kurt, Gerhard itp. obowiązkowo ich posiadaczom zmieniano. Inne tolerowano u osób dorosłych, ale nie wolno ich było nadawać nowo narodzonym dzieciom. Należały do nich takie imiona jak Hubert, a nawet Ryszard, który najwyraźniej zbyt silnie kojarzył się z Richardem. W pierwszym zapale akcji polonizacyjnej - chciano też koniecznie zmieniać nazwiska typu Nossol na Nosal, Musioł na Musiał itp. Z czasem zaprzestano zmian przynajmniej niektórych nazwisk i imion, po interwencji naukowców z Instytutu Śląskiego, którzy przekonywali władzę, że takie nazwiska należą do śląskiej, a nie niemieckiej tożsamości i specyfiki. Zresztą procedurze zmian imion i nazwisk poddano także przybyszów z Polski centralnej i kresów, jeśli tylko ich nazwiska miały niemieckie brzmienie. Oni zwykle ostro protestowali, czego świadectwa pozostały m.in. w Archiwum Państwowym w Katowicach.
- Czy przed przymusowym spolszczeniem nazwiska można się było skutecznie uchronić?
- Często argumentem przeciwko zmianie nazwisk były niemiecko brzmiące nazwiska lub imiona ludzi z kręgu ówczesnej władzy i to bywał argument skuteczny.
- Za co w latach 1945-1950 karani byli Niemcy na Śląsku?
- Za kraty można się było dostać za używanie języka niemieckiego lub słuchanie szlagierów niemieckich, a nawet za nieoddanie niemieckiej książeczki do nabożeństwa. A miejscowi oddawali je niechętnie, bo bez nich nie mieli się z czego modlić. Argumentowali też, że nie mogą oddawać na makulaturę czy zniszczenie tego, co jest poświecone. Z podobnych, to jest religijnych, motywów broniono się przed zmianą imion nadanych na chrzcie, co także powodowało represje. Trzeba pamiętać, że władza znajdowała się wówczas w permanentnym stanie wyjątkowym i często reagowała bardzo ostro nawet na zwykły sąsiedzki donos. Kary były różne, od nagany, przez mandaty pieniężne, odebranie kartek żywnościowych aż po utratę pracy i uwięzienie. Szczególnie złą sławą cieszyło się więzienie dla Niemców w Gliwicach, często nazywane obozem. Wprawdzie nie było tam wielu więźniów, ale jego "sława" oddziaływała wybitnie odstraszająco.
- Wynika z tego, że w latach 1945-1950 polska władza na Opolszczyźnie zostawiła po sobie nie najlepsze świadectwo.
- Nie ma tu jednego świadectwa. Bywało bardzo różnie. Decydował konkretny człowiek. Nie brakowało w administracji takich osób i to zarówno wśród Ślązaków, jak i wśród przybyszów, którzy zachowywali zdrowy rozsądek. Inni traktowali odniemczanie Śląska jako swego rodzaju misję i działali nadgorliwie. Nie należy generalizować ani potępiając, ani usprawiedliwiając. O poziomie i fantazji części ówczesnych władz świadczy fakt, iż w jednym z zakładów dla osób umysłowo chorych na Opolszczyźnie przeprowadzono bardzo dokładną trzydniową kontrolę po tym, jak do władzy dotarła informacja, że jeden z pensjonariuszy utrzymuje, że jest Goeringiem, drugi Hitlerem, a trzeci jeszcze innym faszystowskim prominentem.
- Jakie ślady kultury niemieckiej usuwano najbardziej bezwzględnie?
- Likwidowano niemieckie napisy nie tylko na szyldach sklepowych czy plakatach, ale także na nagrobkach czy kapliczkach przydrożnych. Na wielu nagrobkach napisy były "majzlowane" lub wyrywano z nich metalowe litery niemieckie. Nie wszędzie to niszczenie było równie intensywne. Decydowała miejscowa administracja, a czasem proboszcz. Często rodziny zmarłych same zamalowywały napisy, ale zalepiały je gliną. Nierzadko odwracano nagrobki, wkopując je niemieckimi nazwiskami do ziemi. Ludzie woleli sami zamaskować niemieckość tych tablic, niż narazić je na zniszczenie przez jakichś - zwykle bardzo młodych i bezkrytycznych - polskich aktywistów.
- To samo dotyczyło niemieckich książek?
- Zbiory biblioteczne zostały przez władze zabezpieczone. Natomiast niemiecka książka w rękach prywatnych była prześladowana. Specjalne komisje chodziły po domach i sprawdzały, jakie książki w domu się przechowuje. Wiele niemieckich książek bezpowrotnie zniszczono, spalono. Zakazana była nie tylko beletrystyka, ale także cenne atlasy, encyklopedie, słowniki. Często mieszkańcy Śląska prosili o możliwość zachowania słowników niemiecko-łacińskich czy niemiecko-francuskich. Zgodę wydawano lub nie. Trzeba pamiętać, że segregacją książek często zajmowali się ludzie zupełnie do tego nie przygotowani. Niemieckie książki na strychach próbowali potajemnie przechowywać zarówno Ślązacy, jak i przybysze z dawnego zaboru austriackiego, ale to nie było łatwe, bo domy starannie kontrolowano.
- Na ile skuteczny był w naszym regionie zakaz mówienia po niemiecku?
- W pierwszym gorącym okresie akcji odniemczania kontrolowano używanie języka niemieckiego dosłownie wszędzie. Przesłuchiwano nawet dzieci, pytając, czy rodzice mówią w domu po niemiecku. Za "szwargotanie" lub czytanie w tym języku można było zostać pobitym na ulicy lub zwyzywanym przez miejscowego aktywistę lub nawet trafić do więzienia. W późniejszym okresie nacisk zelżał na tyle, że nie ingerowano, gdy ktoś mówił po niemiecku w domu. Nadal niemiecki był źle widziany na ulicy czy w miejscach publicznych, a oficjalnie zabroniony w kościele, w szkole czy w urzędzie. Represjom i wysiedleniom podlegali m.in. księża, na których doniesiono, że spowiadają po niemiecku. Znany jest przykład ks. Romana Kopytki, który z racji swej działalności przedwojennej miał wrogów w lokalnej administracji i został przeznaczony do wysiedlenia, mimo że otrzymał polskie wychowanie, uczył się w polskim gimnazjum w Krakowie i w czasie wojny chcieli go wysiedlić Niemcy za krzewienie polskości.
- W swej książce pisze pani, że Ślązaków karano także za tzw. proniemieckie zachowania. Czyli za co?
- Przez pewien czas nawet obchodzenie urodzin, a nie - jak chce polska tradycja - imienin, mogło być pośrednim dowodem na sympatie proniemieckie i powodować represje. Proniemieckie, a tym samym zabronione, było utrzymywanie niemieckiego wystroju kuchni - makatek z wyhaftowanymi napisami typu "Grüss Gott" itp., używanie pojemników z nazwami "Mehl", "Zimt" czy "Zucker", słuchanie niemieckich stacji radiowych i modnych wówczas szlagierów i tańców niemieckich. Często wszelkie naganne wypowiedzi o aktualnej sytuacji politycznej czy też gospodarczej interpretowano jako wyraz sympatii proniemieckich.
- Czy polonizacja dotykała także tych, których komisje weryfikacyjne uznały za Polaków?
- Oczywiście. Wielu z nich miało nadal brzmiące po niemiecku nazwiska, imiona. Językiem niemieckim i gwarą posługiwali się wszyscy, ale także dawni działacze Związku Polaków w Niemczech, więc nierzadko ich także próbowano polonizować. Jest paradoksem, że ci sami ludzie byli w Niemczech prześladowani jako Polacy, a w Polsce jako Niemcy. Zasadniczo z represjami w większym czy mniejszym stopniu musieli się zetknąć wszyscy - i Ślązacy i przybysze zza Buga, których mieszkania też kontrolowano w poszukiwaniu niemieckich napisów, a nawet liczników energii z niemieckimi tabliczkami znamionowymi. Przesiedleńcy częściej niż miejscowi stawiali opór, a wtedy i oni byli karani.
- Czy odniemczanie było skuteczne?
- Nie tylko nie było skuteczne, ale było wręcz szkodliwe. Wielu autochtonów, ale także zmęczonych kilkoma okupacjami repatriantów akcja polonizacyjna uprzedziła raz na zawsze do państwa polskiego. Akcja odniemczania miała wykazać polskość ziem piastowskich. Miał to być przede wszystkim argument dla Polski na arenie międzynarodowej. Tymczasem już po konferencji moskiewskiej 1947 roku zapanowała zimna wojna, doszło do głębokiego podziału świata i postawienia pod znakiem zapytania polskiej granicy na Odrze i Nysie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska