Przyjaciel zwykłego człowieka

Maciej T. Nowak [email protected]
Jacek Kuroń w chwilę po udekorowaniu Wielkim Krzyżem Zasługi RFN. Ostatnie lata życia poświęcił m.in. polsko-niemieckiemu pojednaniu.
Jacek Kuroń w chwilę po udekorowaniu Wielkim Krzyżem Zasługi RFN. Ostatnie lata życia poświęcił m.in. polsko-niemieckiemu pojednaniu.
Wczoraj w Warszawie zmarł Jacek Kuroń. Miał 70 lat. Dziewięć z nich spędził w peerelowskich więzieniach.

Hołd dla Jacka

Hołd dla Jacka

Janina Ochojska, szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej:
- Jacek był jednym z trzech polityków w Polsce, obok Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka, których cenię. On nie robił niczego dla poklasku, a polityka dla niego była realizacją pewnych życiowych idei. Jest on prekursorem wszelkich akcji humanitarnych w Polsce. To on zaczął rozdawanie zup osobom biednym. Akcja ta była dla mnie zupełnym odkryciem. Kuroń był uosobieniem działacza społecznego. Nie dawał ludziom ryby, ale wędkę. Potrafił pobudzić ich do działania i pokazać, jaką drogę mają wybrać. Dzięki niemu wiele osób nabrało dynamizmu, bo pokazał im możliwości działania społecznego. To od niego zaczęło się tworzenie organizacji pozarządowych.
Tadeusz Jarmuziewicz, poseł PO:
- Ten facet miał w sobie coś takiego, że nikt nie odważył mu się sprzeciwić. To był strasznie pogodny gość. Jacek dorobił się takiej pozycji, że na posiedzeniach klubu parlamentarnego Unii Wolności mógł zapalić papierosa, jako jedyny. Inny poseł palacz, który pierwszy raz był na klubie, wyciągnął papierosa. Ktoś, kto prowadził zebranie, kazał mu schować. Poseł mówi: - Ale przecież Jacek pali. - Jak będziesz Jackiem Kuroniem, to też będziesz palił - usłyszał.
Od Jacka nauczyłem się pokory, on był jej chodzącym wzorem. Sięgał po najwyższe zaszczyty, a był normalnym człowiekiem, pokornym facetem. Smutne, ale tak jest świat poukładany. Widocznie Pan Bóg potrzebował faceta, który przyjaźni się z ludźmi biednymi.

Prof. Leszek Kołakowski uważa, że Jacek Kuroń najbardziej przyczynił się do upadku komunizmu: - Bez całej roboty KOR (Komitetu Obrony Robotników - red.) mogłoby dojść do strajków, ale nie byłoby Solidarności .
W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Kuroń był niekwestionowanym liderem rankingów popularności polityków. Aprobatę dla jego osoby wyrażało średnio ok. 60 proc. Polaków. Inni mogą tylko marzyć o takim wyniku. Kuroń nie zniknął z rankingów nawet po tym, jak, z powodu ciężkiej choroby, musiał się wycofać z życia publicznego. Innym ta sztuka się nie udaje. Giną z rankingów, jak tylko tracą stołki.

Młodzieńcza choroba
komunizmu
Jacek Kuroń urodził się 3 marca 1934 r. we Lwowie. Na jego dzieciństwo olbrzymi wpływ wywarli dziadek (członek organizacji bojowej PPS) i ojciec (walczył w powstaniach śląskich, należał do AK, PPS). To z ojcem mały Jacek chodził na 1-majowe pochody we Lwowie. Śpiewał mu pieśni patriotyczne i robotnicze. Od początku Jacek wychowywał się na lewicowych wzorcach. Symbolami lewicy są: kraty, cela, szubienica, kajdany.
"Kiedy pierwszy raz w życiu zakładano mi kajdanki, odczuwałem wzruszenie. Z dumą mówię, że jest to jedyna biżuteria, jaką noszę" - pisał Kuroń w swojej biograficznej książce "Wiara i wina". Wychowany był w przekonaniu, że jego obowiązkiem jest bronić słabszych i pokrzywdzonych, a największym grzechem - obojętność.
Komunizmem zafascynował się w siódmej klasie podstawówki. Chodził do czytelni, gdzie zgłębiał dzieła Marksa, Engelsa i Lenina. Później wstąpił do ZHP, należał też do Związku Walki Młodych, gdzie walczył z bikiniarstwem. Swojej ówczesnej dziewczynie mówił, że kocha ją tak bardzo jak partię.

Bunt przeciwko systemowi
W 1965 r. rozpoczął się odwrót Kuronia od komunizmu. Wspólnie z Karolem Modzelewskim napisał "List otwarty", w którym podjął próbę opisu PRL. Autorzy doszli do wniosku, że w najbliższych latach obniży się stopa życiowa, co będzie skutkowało wystąpieniami robotniczymi w latach 70. Na końcu napisali, że spodziewają się dostać za to trzy lata więzienia. Zdążyli rozkolportować 16 egzemplarzy, gdy zostali zatrzymani przez SB. Sprawdziło się: Kuroń dostał trzy lata odsiadki, a Modzelewski trzy i pół roku. Siedzieli w celach dla najbardziej zdeprawowanych recydywistów. Po wyjściu Kuroń mówił: "Warto iść do więzienia po to, żeby z niego wyjść. Bo wtedy nagle czuje się cały smak świata, wszystkich kolorów, zapachów, świateł..."
Drugi raz do więzienia trafił podczas wystąpień marcowych w 1968 r. W domu dowiedział się o spacyfikowaniu Uniwersytetu Warszawskiego. Postanowił powołać komitet strajkowy i walczyć. Pożegnał się z żoną i wyszedł z domu. SB zwinęło go już pod klatką. Dostał trzy i pół roku więzienia.
Po wystąpieniach robotników w czerwcu 1976 r. powstał Komitet Obrony Robotników. Nazwę przypisuje się Kuroniowi, ale jej pomysłodawcą był Antoni Macierewicz. Była to pierwsza jawna organizacja walcząca o prawa człowieka pod komunistyczną władzą. Na represje odpowiadali akcjami pomocy. Domagali się amnestii wobec skazanych za udział w demonstracjach i ukarania winnych bicia i torturowania robotników. Uczestniczyli w procesach robotników, którzy brali udział w protestach w Ursusie i Radomiu.

SB nęka
Pod koniec lat siedemdziesiątych rodzina Jacka Kuronia stała się obiektem inwigilacji SB. W swoim mieszkaniu na Żoliborzu organizowała wykłady. Esbecy przychodzili nieproszeni. Jedno z najść skończyło się dla syna Jacka, Macieja, oraz dla Henryka Wujca wstrząśnieniem mózgu. Pobita została też Gaja, żona Jacka. SB otruło Fisię, jamniczkę Kuroniów. To samo esbecy próbowali zrobić z kolejnym psem, ale zdołano go uratować.
Macieja Kuronia oblano na maturze.
Jacka Kuronia bezpieka nękała zatrzymaniami na 48 godzin. Nigdy nie siedział dłużej, bo po dwóch dobach zaczynało się aresztowanie. Wypuszczali go, by zaraz potem zatrzymać go na ulicy na kolejne 48 godzin.
Po podpisaniu porozumień sierpniowych w 1980 roku Kuroń został doradcą NSZZ Solidarność. Wkrótce rozwiązano KOR. Generał Wojciech Jaruzelski przedstawiał Jacka jako złego ducha Solidarności. Jaruzelski prosił Wałęsę o 100 dni spokoju, w trakcie których Kuroń miał zrezygnować z publicznych wystąpień. Prasa radziecka wymieniała go z nazwiska jako wroga socjalizmu.
13 grudnia 1981 r., w dniu wprowadzenia stanu wojennego, został zatrzymany w Gdańsku, po obradach Komisji Krajowej Solidarności. Internowano go. W tym okresie najpierw umarł mu ojciec, a później żona Gaja.
We wrześniu 1983 r. Kuronia, Adama Michnika oraz Henryka Wujca przewieziono do Prokuratury Wojskowej, gdzie zostali aresztowani. Przedstawiono im zarzut podjęcia przygotowań do obalenia siłą ustroju PRL. "Motywem postępowania podejrzanych była pogarda i nienawiść do ustroju socjalistycznego" - można przeczytać w akcie oskarżenia. Dzięki amnestii odzyskał wolność 22 lipca 1984 r.

Minister
w dżinsowej koszuli
W 1989 r. Kuroń uczestniczył w obradach okrągłego stołu. Jego oraz Michnika określano jako "płachtę na czerwonego byka". Komuniści długo protestowali przeciwko ich udziałowi w obradach. Jerzy Urban wspomina, że w tamtym czasie komunistom wydawało się możliwe negocjowanie z każdym, tylko nie z tymi dwoma. 4 czerwca 1989 r. w wyborach Jacek Kuroń wszedł do Sejmu. W pierwszym niekomunistycznym rządzie Tadeusza Mazowieckiego był ministrem pracy i polityki socjalnej. Później funkcję tę sprawował jeszcze raz, w czasie, gdy na czele rządu stała premier Hanna Suchocka.
Sympatię Polaków zyskał sobie dzięki swej wrażliwości na los ludzi biednych i pokrzywdzonych przez życie. To on jest pomysłodawcą zasiłku dla bezrobotnych, do dziś zwanego kuroniówką. To on założył Fundację SOS niosącą pomoc ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej i organizującą banki żywności.
Kuroń zasłynął również z akcji rozdawania ubogim darmowych zupek. Osobiście, w kucharskiej czapce na głowie, wielką chochlą mieszał zupę i nalewał głodnym. Ustawiały się po nią długie kolejki.
Ludzie pamiętają go też z wtorkowych wystąpień telewizyjnych, gdy po godz. 20 pojawiał się na ekranie. W dżinsowej koszuli tłumaczył, na czym polega transformacja ustrojowa. Ta koszula towarzyszyła mu praktycznie wszędzie, nawet gdy z rąk prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego odbierał najwyższe odznaczenie państwowe - Order Orła Białego. Dżins na garnitur zamienił tylko na czas kampanii prezydenckiej w 1995 r. Na fotelu w Belwederze nie zasiadł, bo w wyborach przegrał z Kwaśniewskim i Lechem Wałęsą. Ludzie nie kupili Kuronia w garniturze.
Oprócz koszuli jego nieodłącznym atrybutem był również termos, z którym się nie rozstawał. Jak na salę obrad Rady Ministrów wchodził oficer BOR i wnosił termos, wiadomo było, że zaraz pojawi się minister pracy.
To, co miał, rozdawał
biednym
Jacek Kuroń mieszkał na parterze na Żoliborzu, przez długie lata nic w jego pokoju się nie zmieniało, stare biurko, dziurawy skórzany fotel. Nie dorobił się samochodu. Do ministerstwa dojeżdżał tramwajami, a żywił się często w budkach z hotdogami.
Poseł SLD Jerzy Szteliga mówi, że najlepiej życie Jacka Kuronia charakteryzuje anegdotka z Sejmu: Przychodzi Kuroń do sekretarki sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych, której szefował, i mówi: - Małgosiu, pożycz mi 20 zł, bo jestem głodny i chciałbym coś zjeść.
- Ależ szefie, przecież rano wziął pan pensję, gdzie są te pieniądze? - pyta zdziwiona sekretarka.
- Była jakaś delegacja biednych Romów z Nowej Huty, to im dałem - odparł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska