Strażnik pamięci

Fot. Jolanta Jasińska-Mrukot
- Ludzie zamazywali smołą nazwiska na grobach, żeby zmarli nie doprowadzili do żywych - mówi Alfred Kupczok.
- Ludzie zamazywali smołą nazwiska na grobach, żeby zmarli nie doprowadzili do żywych - mówi Alfred Kupczok. Fot. Jolanta Jasińska-Mrukot
O historii Dobrodzienia mówią już tylko jego cmentarze: katolicki, żydowski, husycki. Jest też ewangelicki. Swoje istnienie zawdzięcza jednemu człowiekowi.

Chroni go ustawa
Beata Adamowicz, Powiatowy Konserwator Zabytków w Oleśnie: - Cmentarz ewangelicki w Dobrodzieniu jest w tzw. strefie ochronnej konserwatora zabytków. Ustawodawca zadbał, żeby takie cmentarze były chronione, jednak tak jest dopiero od roku.
Są sytuacje, kiedy konserwatorska ochrona nie pomaga, to tzw. wyższe cele społeczne i do nich można zaliczyć budowę drogi. Obowiązek zachowania w obecnym stanie cmentarza spoczywa na gminie.

Cmentarz katolicki. Alfred Kupczok nabiera do dwóch dużych konwi wodę, ładuje na rower i przewozi trzysta metrów dalej - żeby podlać kwiaty na innych grobach. Przy tej samej ulicy - Wojska Polskiego w Dobrodzieniu - jest jeszcze jeden cmentarz, nieczynny od ponad 30 lat, XIX-wieczny, ewangelicki, objęty ochroną konserwatora zabytków.

Cztery lata temu nekropolia, pamiętająca pruskie klimaty Dobrodzienia, miała zniknąć. Na cmentarzu (czy raczej już tylko parku) planowano pozostawić tylko epitafium lub jakiś inny dowód, że było tu przejście do innego świata. Taki ślad po ewangelikach minionego tysiąclecia w Dobrodzieniu.
Ale pan Alfred nijak nie mógł się z tym pogodzić.
- Nie dlatego, że spoczywają tutaj moi krewni - ostatnią pochowaną osobą na tym cmentarzu, w 1974 roku, była moja ciocia, też nie dlatego, że sam jestem ewangelikiem - tłumaczy ze spokojem emerytowany pracownik PGR. - Obojętnie: groby żydowskie, katolickie czy innego wyznania, wszystkie trzeba jednakowo uszanować, a zmarłym dać spokój.
Zanim się zaczną jesienne słoty, pan Alfred ze dwa razy w tygodniu zagląda na "wanielicki" (tak miejscowi nazywają ten cmentarz): pozagrabia, poukłada, a jak któraś część kamiennego nagrobka odpadnie, to jak puzzle dopasuje ją do całości, przymocuje. Żeby wszystko było na swoim miejscu, tak jak po raz ostatni widzieli to bliscy tych, którzy tutaj spoczęli.
- Niektóre fragmenty, czasem nawet całe płyty odnajdowałem pod ziemią - opowiada Kupczok.

Część nagrobnych płyt była zamazana smołą, ale nie za sprawą wandali. - To powojenny strach - objaśnia pan Alfred. - Bo tłumaczenie było wtedy proste: ewangelik znaczyło Niemiec, więc ludzie w obawie o życie swoje i rodziny woleli zamazać smołą, by nie wskazać nazwiska zmarłych, które mogło prowadzić do żywych.
Kupczok zatrzymuje się przy grobie węgierskiego żołnierza z pierwszej wojny. - O, Hungaria, chłopak zginął w październiku 1914 zaraz na początku pierwszej wojny - mężczyzna odczytuje napis na metalowym krzyżu.
Zmarli nie mogą przeszkadzać żywym - takiego zdania jest Tadeusz Respondek z dobrodzieńskiego "Klera". Cztery lata temu firma chciała poprowadzić drogę dojazdową od ulicy Wojska Polskiego do budowanego przez siebie osiedla. - Szukaliśmy terenu pod działki dla naszych pracowników - wyjaśnia Respondek. Wtedy "Kler" kupił od gminy prawie hektar gruntu tuż za cmentarzem, gdzie miały powstać domki. - Wcześniej konsultowaliśmy się z pastorem parafii ewangelicko-augsburskiej z Lasowic Wielkich, on nie był przeciwny naszym planom - przekonuje Respondek.
- Na miejscu cmentarza najprawdopodobniej powstałoby lapidarium - objaśnia Joachim Kiwic, przewodniczący rady gminy z Dobrodzienia.
Od ponad 30 lat parafia ewangelicko-augsburska nie jest właścicielem cmentarza w Dobrodzieniu.

- Cmentarz powinien łączyć, a nie dzielić - podkreśla pastor Ryszard Pieron. - Poza tym w Dobrodzieniu zostało tylko dwóch ewangelików. A kiedy właściciele gospodarstwa sąsiadującego z cmentarzem nie zgodzili się, żeby na ich ziemi zbudować drogę do osiedla, zostało tylko poprowadzić ją przez cmentarz. Dlaczego mieliśmy komplikować życie, kiedy to nie my, ale gmina Dobrodzień jest jego właścicielem?
Pastor przyznaje jednak, że współcześnie względy praktyczne nad wszystkim biorą górę, przez co zapominamy o wielu istotnych sprawach. - Dopiero teraz ustawa chroni wszystkie stare cmentarze - dodaje pastor.

- Przyszedł do mnie Alfred Kupczok i mówi, że drogę na ewangelickim cmentarzu chcą robić, o czym w ogóle nie wiedziałem - opowiada Gerhard Gaida, wtedy przewodniczący mniejszości niemieckiej w Dobrodzieniu. - Następnego dnia zaniosłem do urzędu pismo i rozmawiałem z nieżyjącym już burmistrzem Segetem. Nikt nie był wrogo nastawiony, ale droga została już wytyczona.
Jednak protest jednego człowieka, Kupczoka, przyniósł efekt - skłonił wszystkich do zastanowienia. I zmiany planów.
- Nie chcieliśmy zadrażnień, więc odstąpiliśmy od planów budowy tej drogi - podkreśla Tadeusz Respondek, wiceprezes firmy. - A gmina odkupiła grunt, który nam wcześniej sprzedała na budowę osiedla.
Lidia Kontny, burmistrz Dobrodzienia, podkreśla, że odkupili po tej samej cenie. Zapewnia również, że nikt nie zamierza zlikwidować tego cmentarza.
Kilka lat temu, pod nieobecność pana Alfreda, przyjechali krewni ostatniego pastora z Dobrodzienia, pochowanego na cmentarzu w 1939 roku. Dla Kupczoka był to dowód, że żadnych grobów - nawet pozornie zapomnianych - nie wolno likwidować, bo nawet po kilkudziesięciu latach ktoś może zapragnąć odwiedzić miejsce pochówku swoich przodków.
Od kilku lat cmentarz przychodzą też porządkować pracownicy gminy. - Ścięli najstarsze lipy, które groziły zawaleniem, inne przycięli - mówi Kupczok. Pośrodku cmentarza stoi 10-metrowy krzyż, z figurą pokrytą patyną. - Krzyż o zmurszały kawałek można skrócić, a resztę wkopać do ziemi, tylko że sam tego nie zrobię. Być może w przyszłym roku gmina mi w tym pomoże - dodaje strażnik cmentarza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska