Gitary grają

Zdjęcia: Archiwum Henryka Zomerskiego
Czerwone Gitary w ostatnim składzie. Od lewej: Dariusz Olszewski, Jerzy Kossela, Henryk Zomerski, Jerzy Skrzypczyk, Mieczysław Wędłowski, Marek Kisieliński.
Czerwone Gitary w ostatnim składzie. Od lewej: Dariusz Olszewski, Jerzy Kossela, Henryk Zomerski, Jerzy Skrzypczyk, Mieczysław Wędłowski, Marek Kisieliński. Zdjęcia: Archiwum Henryka Zomerskiego
Z Henrykiem ZOMERSKIM, muzykiem i założycielem Czerwonych Gitar, od lat 80. opolaninem, rozmawia Krzysztof ZYZIK

- Zanim założył pan Czerwone Gitary, zapisał się pan w historii polskiego bigbitu nietypowym wyczynem. W 1962 roku, grając w Niebiesko-Czarnych na Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie, zaprezentował pan pierwszą w Polsce gitarę basową. Skąd pan ją wytrzasnął?
- Nie miałem oryginalnej gitary, musiałem ją sobie zrobić sam. Z Jurkiem Kosselą, późniejszym współzałożycielem Czerwonych Gitar, chodziłem do gdyńskiego liceum, gdzie zapisaliśmy się do ogniska muzycznego. Grałem tam na gitarze akompaniującej, ale pewnego wieczoru, podczas słuchania Radia Luksemburg, doznałem olśnienia. Zespoły, które tam puszczali, używały czegoś dziwnego, wydobywającego fajne, dynamiczne basy - dum dum dum. Na moje ucho nie pochodziły one z kontrabasu. Kiedy odkryłem, że to z gitary, zacząłem eksperymentować ze swoją czeską gitarą "Grazioza". Zdjąłem z niej struny, poszerzyłem progi, założyłem struny z wiolonczeli.
- Zadziałało?
- A jakże. Po maturze założyliśmy z Jurkiem zespół Elektrony, w którym ta basówka już normalnie funkcjonowała. Jak zobaczył to pewien producent instrumentów z Gdańska, to założył mi profesjonalne struny z kontrabasu. Wtedy też przyuważył nas Franciszek Walicki, który chciał uczynić z Elektronów zespół zawodowy. Zmienił nam nazwę na Niebiesko-Czarni, kazał grać twista, dał tancerkę Danusię Szade. Graliśmy zachodnie standardy, ale z polskimi tekstami, np. "Głęboką studzienkę". Wtedy obowiązywało hasło "Polska młodzież śpiewa polskie piosenki". To był taki parasol ochronny nad naszą niegrzeczną muzyką.

Czerwone Gitary w ostatnim składzie. Od lewej: Dariusz Olszewski,
Jerzy Kossela, Henryk Zomerski, Jerzy Skrzypczyk, Mieczysław Wędłowski, Marek Kisieliński.

(fot. Zdjęcia: Archiwum Henryka Zomerskiego)

- Byliście bananową młodzieżą?
- A gdzie tam. Nie mieliśmy pieniędzy, grało się na najgorszych instrumentach, choć marzyły nam się "Fendery". Jedyne, co nas, chłopaków z Wybrzeża wyróżniało, to fantastyczny dostęp do płyt, które marynarze przywozili tonami. Chłonęliśmy to, co grają na świecie. Ale przygoda z Niebiesko-Czarnymi się skończyła, kiedy Jurka Kosselę wzięli do wojska. Zrezygnowaliśmy w 1963 roku, bo trzeba było pójść na studia, goniło nas WSW.
- Czterdzieści lat temu, dokładnie 3 stycznia 1965 roku, w kawiarni "Crystal" w Gdańsku Wrzeszczu (po latach ulubionym lokalu Lecha Wałęsy), powstały Czerwone Gitary. Jak pan to wspomina?
- Krzysiek Klenczon, Jurek Skrzypczyk, Jurek Kossela, Benek Dornowski i ja usiedliśmy w "Crystalu" przy stoliku z zamiarem oficjalnego, wręcz protokolarnego utworzenia nowego zespołu, który miał się nazywać Maskotki. Bazą był zespół Pięciolinie. Franek Walicki kręcił jednak głową na nazwę Maskotki. Myśmy sobie wcześniej wszyscy przemalowali gitary na jeden kolor - czerwony. No i Walicki w pewnym momencie zasugerował, że powinniśmy się nazywać Czerwone Gitary.
- A ja słyszałem, że czerwień w waszej nazwie to ukłon w stronę PZPR i ówczesnego największego sojusznika Polski.
- Jest w tym tyle samo prawdy ile w opinii, że Niebiesko-Czarni to był ukłon w stronę Milicji Obywatelskiej.
- Pierwszy koncert zagraliście...
- ... 16 stycznia 1965 roku w Elblągu. Choć na plakatach zapowiadali nas jeszcze jako Pięciolinie.
- I zaczął się szał?
- Nie, na początku było bardzo trudno. Nasza popularność była głównie lokalna, bo media nie chciały o nas pisać, a "Polskie Nagrania" odmawiały wydania płyty. Graliśmy wtedy w klubie "Non Stop" przy plaży w Sopocie. Ale tam przyjeżdżało na wakacje dużo ludzi z całej Polski i tak rozchodziła się fama o Czerwonych Gitarach. Występowaliśmy pod chwytliwym hasłem "Gramy i śpiewamy najgłośniej w Polce". Nowością był brak konferansjerki. Sami zapowiadaliśmy piosenki i razem je śpiewaliśmy, bez wiodącego wokalisty. Pamiętam, że podczas wykonywania "Mówisz, że kochasz mnie jak nikt", ludziom chodziły ciarki po plecach.
- Byliście młodzi, coraz bardziej popularni, pewnie wielbicielki wpychały się wam do pokojów hotelowych...
- Bardzo pana rozczaruję. Owszem, mieliśmy dużo wielbicielek, ale Czerwone Gitary w tamtym okresie były zespołem wręcz ascetycznym, odbierano nas wręcz za lekko nienormalnych. Nie piliśmy alkoholu, poza tym każdy z nas miał swoją dziewczynę, z którą oficjalnie chodził. Ówczesna dziewczyna Krzyśka Klenczona (później jego żona) wyciągnęła go do Stanów, gdzie miała rodzinę.
- Dlaczego pan odszedł z Czerwonych Gitar w 1965 roku?
- To był mój dramat. W nocy 31 grudnia mieliśmy grać sylwestra w sali SGPiS w Warszawie. W tym samym czasie dostałem kartę wcielenia do wojska, którą pokwitowała Estrada Olsztyńska. Byłem tak nakręcony na granie, że nie zgłosiłem się do armii, zacząłem się ukrywać. Ponieważ zespół miał masę koncertów, a ja byłem im potrzebny, postanowiliśmy, że będę dalej grał, ale pod pseudonimem Janusz Horski i w peruce. I tak się stało. WSW szukało Zomerskiego, a chłopcy z zespołu mówili, że nie wiedzą gdzie jestem, bo w "Czerwonych Gitarach" gra teraz Horski. To przez jakiś czas funkcjonowało, choć nerwów było co niemiara.
- Podobno występował pan też wtedy w jednostkach wojskowych?
- O tak, menedżer miał dużo zamówień z jednostek i nie mogliśmy ich ignorować. Pamiętam koncert w jakiejś jednostce pod Olsztynem, czyli na terenie, gdzie mnie ścigali. Ponieważ dostaliśmy cynk, że na sali jest WSW, w dodatku mają moje zdjęcie, cały koncert grałem, leżąc za podium za perkusją Jurka Skrzypczyka. Mało po tym nie ogłuchłem. Dziś to wspominam z uśmiechem, ale wtedy była taka presja psychiczna, że w końcu wyszedłem z ukrycia i dobrowolnie zgłosiłem się do WSW w Gdańsku. Miałem sprawę w prokuraturze, musiałem zrezygnować z grania w Czerwonych Gitarach.
- Wtedy na pana miejsce wskoczył Seweryn Krajewski.
- Tak, on grał wcześniej na basie w Czerwono-Czarnych. Kiedy mnie się skończyły problemy z wojskiem, menedżer zaproponował, żebym z kolei ja zastąpił Seweryna w Czerwono-Czarnych. Zgodziłem się, choć potem żałowałem, bo najlepsze lata Czerwonych Gitar, które zakładałem, spędziłem poza nimi. Wróciłem dopiero po odejściu Seweryna.
- A chciał pan wrócić wcześniej?
- Chciałem. I było mi przykro, że mam zamkniętą furtkę. Branża, w której pracuję, jest bezwzględna. Kiedy jesteśmy razem, to jest super, rodzinna atmosfera. A potem wszyscy o tobie zapominają. Po mnie odszedł Jurek Kossela, bo też nie wytrzymał napięć z Krajewskim, który był despotą. Ale z drugiej strony Seweryn to wybitny człowiek i kompozytor. Napisał tak wiele przebojów, że o nieprzyjemnych sprawach lepiej zapomnieć.
- Klenczon też nie wytrzymał z Krajewskim?
- Oni się nie mogli dogadać na poziomie artystycznym, bo to były dwie wielkie indywidualności. Klenczon miał zadzior rockowy, a Seweryn to była czysta liryka. Krzyś odszedł i też nie trafił zbyt dobrze. W zespole Trzy Korony nie było najlepszych muzyków i to go zgubiło. Potem żona ściągnęła go do USA, on się jeszcze łudził, że tam zrobi karierę. Ale tam się robiło głównie kariery alkoholowe.
- Pan też jeździł do USA?
- Pierwszy raz w 1966 roku, dokładnie 21 marca. Z Czerwono-Czarnymi, jako pierwszą polską grupą młodzieżową popłynęliśmy "Batorym" na tourneé. Klimat jak z "Kochaj albo rzuć" z Kargulem i Pawlakiem. Polonia amerykańska traktowała nas, jakbyśmy przypłynęli z afrykańskiego buszu. Pokazywali nam, jak wygląda lodówka, choć myśmy już mieli w domach i lodówki, i nawet telewizory. Oczywiście czarno-białe.
- W następnych latach występował pan tylko z Czerwono-Czarnymi?
- Nie, robiłem też wiele innych rzeczy, które sprawiały mi frajdę. Nagrałem mszę bitową, graliśmy ją po filharmoniach. Grało się też rzeczy dla kasy. Występowałem m.in. w hotelu Mariott w Ammanie - stolicy Jordanii. Akompaniowałem tamtejszym wokalistkom.
- Osiem lat temu wrócił pan do Czerwonych Gitar. Po latach przerwy zeszliście się ponownie w starym składzie, ale Seweryn Krajewski zablokował wam w sądzie prawo do używania nazwy. Z dawnych przyjaźni została już tylko pogoń za kasą?
- Zaczęło się od tego, że Seweryn nagrał płytę "To już koniec". Myśmy się potem zeszli ponownie i odpowiedzieli mu płytą "Jeszcze gra muzyka". Ale nie mogliśmy tego wypromować, bo Seweryn faktycznie zablokował nam sądownie prawo do nazwy. Nasze spotkania na korytarzu warszawskiego sądu były wyjątkowo nieprzyjemne. Ani cześć, ani dzień dobry, ani nawet spojrzenia. Przechodził obok nas jak obok największych wrogów. W 1999 roku sąd podjął wreszcie korzystną dla nas decyzję. Objechaliśmy z koncertami całą Polskę, gramy też masę koncertów dla Polonii. To były poważne koncerty, np. w Niemczech występowaliśmy w największej krytej hali, słuchało nas prawie 15 tysięcy Polaków.
- Cytat: "Dziś Czerwone Gitary brzmią zadziwiająco współcześnie, prezentując promienną muzykę wschodnioeuropejskiego rocka, za którą sprawiedliwie nazwano ich polskimi Beatlesami". Kto i kiedy to napisał?
- Może "Polityka" dawno temu?
- Nie, "Izwiestia", po waszym koncercie półtora roku temu w Pałacu Kremlowskim...
- Ach tak, graliśmy tam wtedy z Marylą Rodowicz. Nasze stare piosenki są wielkimi przebojami w Rosji, Czerwone Gitary tam setki razy występowały, wiele piosenek było tłumaczonych na rosyjski.
- Jesteście niemal ikoną polskiej popkultury. Próbowali to wykorzystywać np. politycy?
- Owszem, ale my jesteśmy absolutnie apolityczni. Nawet w ostatnich latach był szereg propozycji, od najróżniejszych partii. Konsekwentnie odmawiamy. Tylko raz wystąpiliśmy dla polityka. Było to w ubiegłym roku na urodzinach Lecha Wałęsy, w jego posiadłości. Uznaliśmy, że Wałęsa jest już byłym politykiem, postacią raczej z historii Polski niż z teraźniejszości, poza tym jest naszym krajanem z Trójmiasta.
- Rozmawiamy dzień po pogrzebie Janusza Popławskiego, pańskiego przyjaciela z Niebiesko-Czarnych. Tego typu smutne uroczystości są okazją do spotkań was, dawnych bigbitowców, po latach. Jak wypadają te spotkania?
- Rzeczywiście, ostatnio jakoby częściej dochodzi do takich sytuacji, niedawno był przecież pogrzeb Cześka Niemena. Przy takich okazjach raczej nie ma szansy na jakąś dłuższą rozmowę. Człowiek przypadkiem dowiaduje się, że ktoś dalej robi muzykę, a ktoś inny zmienił branżę. Na przykład Tadek Głuchowski, perkusista Niebiesko-Czarnych, sprzedaje batony w Warszawie.
- Jest pan od wielu lat mieszkańcem Opola. Jak pan tu trafił?
- Ożeniłem się z opolanką. Mieszkaliśmy na początku u mnie, czyli w Gdyni. Tam się urodziły dzieci, ale w latach 80. na Wybrzeżu nie dało się żyć, w sklepach brakowało nawet mleka i chleba. Opole było lepiej zaopatrzone. Kiedy żona otrzymała przydział mieszkania w spółdzielni ZWM, długo się nie zastanawialiśmy. Na osiedlu mieszkaliśmy 20 lat, od niedawna mamy domek na ulicy Partyzanckiej. Często jeżdżę do Gdyni, ale pozostanę już w Opolu.
- I w Czerwonych Gitarach?
- Tak, chcemy grać tak długo, jak będą nas chcieli oglądać i dopóki będzie to w miarę estetyczne. Bo w pampersie występować nie zamierzam.
- Dziękuję za rozmowę.
KALENDARIUM
40 lat Czerwonych Gitar
1965
3 stycznia w gdańskiej restauracji "Crystal" spotykają się Bernard Dornowski, Krzysztof Klenczon, Jerzy Kossela i Henryk Zomerski (wywiad obok). Postanawiają założyć zespół Czerwone Gitary. 15 stycznia w Elblągu zespół gra pierwszy koncert, a 10 listopada nagrywa pierwszą płytę analogową, tzw. "Czwórkę".

1966
Z zespołu odchodzi ukrywający się przed wojskiem Henryk Zomerski, na jego miejsce przychodzi Seweryn Krajewski, dotychczasowy basista Czerwono-Czarnych. Krajewski będzie nadawał ton artystyczny grupie. 12 października grupa kończy nagranie płyty długogrającej "To właśnie my". 9 grudnia występuje w warszawskiej Sali Kongresowej na "Gitariadzie".

1967
W kwietniu odchodzi od zespołu kolejny jego założyciel Jerzy Kossela.

1968
W czerwcu zespół dostaje I nagrodę na festiwalu w Opolu za piosenkę "Takie ładne oczy".

1969
W styczniu grupa odbiera trofeum "MIDEM" w Cannes we Francji za rekordową liczbę płyt sprzedanych w Polsce. Na tym samym festiwalu swoją nagrodę odbierają Beatlesi. W czerwcu Czerwone Gitary dostają I nagrodę na festiwalu w Opolu za piosenkę "Biały krzyż". Latem odbywają pierwsze zagraniczne tourneé (koncertują na Węgrzech i w Czechosłowacji).

1970
W styczniu, po nieporozumieniach z Sewerynem Krajewskim, odchodzi z zespołu trzeci już założyciel Krzysztof Klenczon.

1971
Jesienią i zimą grupa odbywa pierwsze tourneé po Związku Radzieckim.

1972
Rozstrzygnięcie plebiscytu radiowego Studia Rytm pt. "Laur dla zwycięzcy". W finale Czerwone Gitary pokonują Czesława Niemena, podkreślając, że są numerem 1 w Polsce.

1975
Jubileusz 10-lecia zespołu. Na listy przebojów trafia piosenka "Ciągle pada". Utwór zajmuje przez 19 tygodni pierwsze miejsce na Radiowej Liście Przebojów.

1978
W kwietniu Czerwone Gitary po raz pierwszy wyjeżdżają na tourneé po USA i Kanadzie. Grupa coraz rzadziej występuje w Polsce.

1980
W lutym zespół wyjeżdża na czterotygodniowe tourneé na Kubę.
Koncertują też w NRD, gdzie zwyciężają w telewizyjnym plebiscycie "Schlager Studio". Występują w prestiżowym "Friedrichstadt Palast".

1981
7 kwietnia w Chicago ginie w wypadku samochodowym Krzysztof Klenczon, współzałożyciel Czerwonych Gitar.

1990
W czerwcu zespół odbywa jubileuszowe tournee' po USA i Kanadzie. Okazja - 25-lecie grupy.

1991
Powrót Czerwonych Gitar na polskie estrady i jubileuszowe trasy koncertowe.

1997
Z zespołu odchodzi Seweryn Krajewski.

1998
9 czerwca Czerwone Gitary grają w nowym składzie w Sali Kongresowej. Seweryn Krajewski składa do sądu pozew o zabronienie kolegom korzystania z nazwy.

1999
Po 24 latach od wydania ostatniej płyty analogowej Czerwone Gitary wydają nowy album "... jeszcze gra muzyka". Sąd wydaje korzystny dla zespołu wyrok i Czerwone Gitary bez Seweryna Krajewskiego wyruszają w trasę po Polsce.

2000
Grają 137 koncertów dla ok. 2 milionów widzów, co oznacza największą liczbę występów w historii Czerwonych Gitar. W plebiscycie czytelników tygodnika "Polityka" grupa została ogłoszona jednym z najlepszych zespołów XX wieku.

2001
We Wrocławiu zespół otrzymał nagrodę "PROMETEUSZ 2000" przyznaną za największe osiągnięcia artystyczne w sztuce estradowej i szczególne zasługi dla kultury Polski. 17 listopada grają w Oberhausen największy (14000 widzów) halowy koncert w historii zespołu.

2003
3 kwietnia zespół po raz pierwszy wystąpił w Pałacu Kremlowskim w Moskwie dla 6-tysięcznej widowni. Dostają entuzjastyczne recenzje.

2005
Czerwone Gitary szykują cykl występów - "40 koncertów na 40-lecie", wydanie nowego, dwupłytowego albumu i książki o zespole. Dziś w Czerwonych Gitarach gra trzech założycieli grupy: Jerzy Kossela (gitara, wokal), Jerzy Skrzypczyk (perkusja, wokal), Henryk Zomerski (bas, wokal). Razem z nimi gra trzech młodych muzyków: Mieczysław Wądłowski, Arkadiusz Wiśniewski i Marek Kisieliński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska