Dzieci do podziału

Fot. Rafał Wietoszko
... i po rozdzieleniu
... i po rozdzieleniu
Z doc. dr. hab. med. Adamem Byśkiem, kierownikiem Kliniki Chirurgii Dziecięcej Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, rozmawia Małgorzata Fedorowicz

- Od jak dawna przeprowadza się w Polsce operacje rozdzielania bliźniąt syjamskich?
- Kiedyś do takich operacji w ogóle nie dochodziło. Dzieci, które były ze sobą zrośnięte, bardzo często umierały już w czasie porodu. Polskie piśmiennictwo medyczne jeszcze sprzed II wojny światowej donosiło nieraz o urodzeniu się bliźniąt syjamskich, ale opisywano urodzenia martwe. Po wojenie rozdzielano bliźnięta wielokrotnie - z różnym skutkiem.
- Takie operacje w naszym kraju przeprowadza się tylko w pana klinice...
- Pierwszą parę bliźniąt syjamskich, dziewczynki, rozdzielaliśmy w 1977 roku. Przeżyła tylko jedna, ma teraz 27 lat. Był to częściowy sukces, druga dziewczynka zmarła w kilka dni po rozdzieleniu. Niestety, od początku znajdowała się w ciężkim stanie - miała wadę serca i zapalenie płuc. Nie było na co czekać, musieliśmy przystąpić do tego zabiegu. Dziewczynki miały wtedy kilka miesięcy.
Ta pierwsza operacja odbyła się jeszcze zanim wynaleziono USG. Po prostu jakiś dobry położnik zorientował się, że to będą bliźnięta syjamskie i poród odbył się poprzez cesarskie cięcie. Bo jest to pierwszy warunek, aby dzieci w ogóle przeżyły.

... i po rozdzieleniu

- Dlaczego żaden inny ośrodek nie podejmuje takich opreracji?
- Bo nie było takiej potrzeby. Przypadek sprawił, że dwie pierwsze pary bliźniąt syjamskich, które myśmy rozdzielali, urodziły się w naszym rejonie, więc trafiły do tej kliniki. A potem koledzy z całego kraju przysyłali bliźnięta syjamskie do nas siłą rozpędu i tak już zostało.
- W jaki sposób bliźnięta bywają zrośnięte?
- To jest bardzo skomplikowana wada, o różnych konfiguracjach anatomicznych. Nie zawsze są to dwie symetryczne osoby, w pełni ukształtowane. Częściej są to postaci asymetryczne, a czasem mamy do czynienia z tzw. bliźniętami pasożytniczymi, gdzie ten drugi bliźniak jest nie do końca uformowany, pozbawiony pewnych części ciała, czasem mózgu. Nie można go określić mianem osoby ludzkiej. Czasem dzieci są zrośnięte w ten sposób, że operacja rozdzielenia oznaczałaby zgon jednego z nich albo obojga. Bywają również inne rodzaje zrostów, gdy zabieg jest niewykonalny ze względów medycznych.
- Ile razy już rozdzielaliście dzieci?
- Rozdzielaliśmy sześć par, które standardowo mieszczą się w wyobrażeniach bliźniąt syjamskich, a przebywało w naszym szpitalu około dwudziestu par. Z każdej z tych sześciu par przeżyło jedno dziecko. Natomiast pozostałe bliźnięta nie były rozdzielane z powodów etycznych, gdyż taka próba stanowiłaby bezpośrednie zagrożenie dla życia drugiego dziecka, albo technicznie byłoby to niemożliwe, bo bliźnięta miały na przykład tylko jedno serce. Czasem nie operujemy, bo nie zgadzają się rodzice.
- Jak długo trwa taka operacja i który moment jest najtrudniejszy, najbardziej ryzykowny?
- Te zabiegi są bardzo długie i wymagają zaangażowania dużego personelu. Wszystko zależy od rodzaju zrostu. Stosunkowo łatwe do rozdzielenia bywają te bliźniaki, które są zrośnięte tylnymi powierzchniami ciała - pośladkami, okolicą krzyżową, gdy wspólny jest tylko końcowy odcinek kręgosłupa. W tym przypadku podział nie niesie ze sobą zagrożenia dla ich życia. Natomiast bardzo skomplikowane są te zabiegi, w których zrost dotyczy głowy lub klatki piersiowej i brzucha. Wiążą się one z ogromnym ryzykiem, zarówno w trakcie zabiegu jak i w okresie pooperacyjnym. U tych dzieci po rozdzieleniu pozostaje wielka rana, olbrzymi ubytek tkanki, a to zawsze oznacza duży problem chirurgiczny. Ostatnio takie bliźnięta, zrośnięte klatkami piersiowymi, operowaliśmy przez 22 godziny.
- Czy któraś z tych operacji utkwiła Panu szczególnie w pamięci?
- Każda z nich jest specyficzna i bardzo stresująca. Te dzieci są długo przygotowywane do zabiegu i wszyscy mocno się do nich przywiązujemy. To są niesamowite operacje, bowiem za każdym razem odczuwamy ogromną presję ze strony opinii publicznej.
- Jak długo ludzie mogą żyć zrośnięci ze sobą? Ostatnio było głośno o dwóch siostrach z Iranu, które funkcjonowały tak 30 lat, aż same zdecydowały się na operację rozdzielenia. I niestety jej nie przeżyły...
- Wszystko zależy od typu zrostu. Kobiety z Iranu były zrośnięte czaszkami. Potrafiły samodzielnie się poruszać i były w stanie samodzielnie oddychać, gdyż nie miały upośledzonych mechanizmów oddechowych. W takim stanie można żyć długo, choć w ogromnym dyskomforcie. Ale dzieci zrośnięte klatką piersiową i brzuchem, jeśli pozostaną nierozdzielone, dosć wcześnie umierają, bo zwykle padają ofiarą ogromnej ilości powikłań - oddechowych, krążeniowych. Mają ograniczoną możliwość poruszania się, a to wszystko rzutuje na stan ich zdrowia.
- Kiedy po raz ostatni rozdzielaliście bliźnięta syjamskie?
- Trzy lata temu, ale to był właśnie ten szczególny rodzaj bliźniąt syjamskich - asymetrycznych, gdy drugie dziecko nie było ukształtowaną osobą ludzką. Natomiast duży zabieg operacyjny polegający na rozdzieleniu dzieci przeprowadziliśmy sześć lat temu. Jedno z bliźniąt zmarło.
- Dlaczego wśród bliźniąt syjamskich dominują dziewczęta?
- Rzeczywiście, wśród bliźniąt syjamskich mniej niż jedna trzecia to chłopcy. Po prostu dlatego, że w przypadku takiej ciąży chłopcy częściej ulegają poronieniu. Natomiast nie może być wśród nich par mieszanych, bo zawsze są to bliźnięta jednojajowe, z jednej komórki.
- Teraz w waszej klinice leżą bliźniaczki syjamskie z Bytomia: Ola i Patrycja, które są zrośnięte m.in. klatkami piersiowymi, mają też wspólną wątrobę. Kiedy zamierzacie je rozdzielić?
- Niestety, mamy z nimi ogromne kłopoty. Ola ma ciężką wadę serca, która kładzie się bardzo dużym cieniem na ewentualnym zabiegu rozdzielenia. Bardzo się boimy tego ogromnego obciążenia dla organizmu Oli, gdyż wada serca wpływa na jej sprawność. Ona gorzej się rozwija, cały czas ma kłopoty zdrowotne, a poddanie jej dwudziestogodzinnemu zabiegowi operacyjnemu jest ogromnym ryzykiem. Z drugiej strony, nie możemy skorygować tej wady serca, zanim się dzieci nie rozdzieli.
- Te bliźniaczki zostały do was przyjęte 13 marca ubiegłego roku, czyli prawie rok temu, zawsze badania trwają tak długo?
- To jest standardowy okres. Na zabieg rozdzielenia dzieci zawsze czekają od kilku do kilkunastu miesięcy. Ze względu na wadę wykrytą u Oli, im ten okres jest dłuższy, tym jest on korzystniejszy. Chcielibyśmy operację wykonać jak najszybciej. Tylko w naszej ocenie to jeszcze nie ten moment.
- Czy po rozdzieleniu można żyć normalnie?
- Czasem pewne ubytki funkcji organizmu są nieuniknione, a wynikają one z tego, że bliźniaki miały wspólne narządy - na przykład wspólny układ pokarmowy czy wspólny układ moczopłciowy. Pewnych rzeczy nie da się skorygować. Można tylko złagodzić dolegliwości związane z wadą, na przykład z brakiem końcowego odcinka przewodu pokarmowego. Ale czasem poza dużymi bliznami i ewentualnie jakimiś niewielkimi deformacjami kostnymi mostka, żeber - nie ma po takiej operacji większego śladu. Można w miarę sprawnie funkcjonować.
- Czy spotyka się pan ze swoimi rozdzielonymi pacjentami?
- Tak, one wpadają do nas z odwiedzinami. Pierwsza rozdzielona dziewczynka wyrosła na wspaniałą kobietę. Inne dziewczęta przyznają, że poprawiają sobie okolice biustu, bo, niestety, ślady pozostają. To są fajne, wykształcone osoby. Świetnie sobie radzą. To satysfakcja je widzieć.
- Ostatnio było głośno o bliźniętach syjamskich z Polski, Oldze i Darii, operowanych w Arabii Saudyjskiej. Dlaczego nie u nas? Podobno doszło do jakichś nieporozumień.
- Nie chcę się wypowiadać na ten temat. Te dzieci przez dwanaście miesięcy przebywały w różnych szpitalach w Polsce i ja ich nie widziałem. Dopiero potem trafiły do Krakowa, abyśmy ocenili, czy operacja może być wykonana u nas. Bliźnięta te miały wyznaczony termin operacji w naszej klinice na styczeń. Ich mama postanowiła inaczej.
- Dziękuję za rozmowę.
NIEROZŁĄCZNI BRACIA
Pojęcie bliźnięta syjamscy pochodzi od dwóch braci o imionach Chang i Eng urodzonych w 1811 r. w Syjamie (dzisiejsza Tajlandia), którzy byli zrośnięci na wysokości pasa barkowego. Nigdy nie wyrazili zgody na rozdzielenie i razem zmarli w 1874 r. Gdy mieli 18 lat, zostali przewiezieni do Ameryki, gdzie pokazywano ich w jednym z cyrków. Potem jednak się ożenili i mieli 22 dzieci. Gdy Chang miał 63 lata, doznał udaru mózgu i zmarł. W kilka godzin później zakończył życie Eng, który nie chciał być oddzielony. Była to najdłużej żyjąca para bliźniąt syjamskich.
Do tej pory przyszło na świat blisko 100 par zrośniętych dzieci - przeważały dziewczynki. Pierwsze takie opisane zdarzenie miało miejsce w 1110 r. w Anglii.
Pierwsza udana operacja rozdzielenia bliźniąt syjamskich również została przeprowadzona w tym kraju w roku 1912.

NAJSŁYNNIEJSZE POLSKIE SIOSTRY SYJAMSKIE
3 stycznia w Rijadzie, stolicy Arabii Saudyjskiej, została przeprowadzona operacja rozdzielenia Olgi i Darii Kołacz, 15-miesięcznych bliźniaczek syjamskich pochodzących z Janikowa w Kujawsko-Pomorskiem. Dziewczynki miały wspólny dolny odcinek kręgosłupa, odbyt oraz część układu moczowo-płciowego. W kilkunastogodzinnej operacji brało udział 60 osób, w tym 27 chirurgów. Sfinansował ją książę Abdullah, następca tronu Arabii Saudyjskiej, który dowiedział się o bliźniaczkach z internetu i odpowiedział na apel matki, która szukała sponsora zabiegu.
Z doniesień z Rijadu wynika, że dziewczynki są w dobrym stanie i szybko dochodzą do siebie. Mają wrócić do Polski za około 3 miesiące.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska