Bono pod flagą biało-czerwoną

Fot. Rafał Guz/Fotorzepa
Fot. Rafał Guz/Fotorzepa
- To było cudowne, budzące pokorę. Opadła mi szczęka - tak zachowanie polskiej publiczności podczas odśpiewywania piosenki "New Year's Day" skomentował Willie Williams, twórca artystycznej koncepcji show U2.

Przyłącz się do dyskusji

Przyłącz się do dyskusji

Jak Ci się podobało na koncercie U2 w Chorzowie? Wypowiedz się na FORUM NTO

Mało brakowało, a wtorkowy wieczór by nie wypalił - przez pogodę. Kiedy muzycy U2 o 17.30 lądowali w pobliskich Pyrzowicach, świeciło jeszcze słońce. Pół godziny później nad Chorzowem zawisła ołowiana chmura, fundując fanom trzygodzinny prysznic. Sympatycy U2, którzy przyjechali do Chorzowa już rano, oblepili wszystkie knajpki i przejścia podziemne w okolicy.
- Ta flaga jeździła zimą za Małyszem, a teraz pomacham nią Bono, bo to fajny facet i przyjaciel Polski - tłumaczył Arek, współwłaściciel drukarni z Poznania, dzierżąc w jednej dłoni sześciometrową teleskopową wędkę, a w drugiej puszkę tyskiego. Za dwie godziny się okaże, że wniesie na stadion sam materiał. Wędka, jako narzędzie niebezpieczne, trafi do depozytu.

Bono na prezydenta!
Kilka godzin przed koncertem na trasie Bytom - Katowice, przebiegającej obok Stadionu Śląskiego, utworzył się gigantyczny korek. Niemal każdy samochód w nim stojący miał za szybą białą kartkę - prosiła o to policja, by sprawniej kierować ruchem. "U2 Is The Best", "My też na U2", "Bono For President" - fani wtykali za szyby kartki z odpowiednimi hasłami.
Największy parking w pobliżu Stadionu Śląskiego, przylegający do hipermarketu Carrefour, był... zamknięty.
- To dla VIP-ów, którzy przyjadą w ostatniej chwili - tłumaczył ochroniarz.
Policja kierowała zmotoryzowanych fanów nawet pół kilometra od stadionu. Nas wyprowadzono na zaciszne osiedle domków jednorodzinnych pod chorzowskim skansenem. Auta z całej Polski oblepiły chodniki, nierzadko tarasując wjazdy na posesje.
- Gizdy, podepczą mi kwiołtki - denerwowała się pani Rozalia, która o "jakimś Bono" nigdy nie słyszała, a z piosenkarzy najbardziej ceni Stana Borysa.

Najlepiej słuchać z balkonu
Na temat koncertu U2 trąbiły od rana radiostacje, podkręcając atmosferę wielkiego święta. Dr Ryszard Hnatków z Politechniki Śląskiej, fizyk akustyk, ostrzegał na łamach miejscowej prasy przed potężną mocą nagłośnienia koncertu Irlandczyków.
Zapowiadał, że najlepsze warunki do słuchania przebojów Bono i spółki będą panowały na... osiedlu Tysiąclecia w Katowicach, a zwłaszcza na balkonach powyżej ośmego piętra przy ul. Szwoleżerów, skąd będzie nie tylko dobrze słychać, ale i widać muzyków.

- Na stadionie, tuż przy scenie, będzie po prostu za głośno - przestrzegał doktor od hałasu. - Dźwięk w odległości 30 m od kolumn głośnikowych będzie miał natężenie 130 dB. To tylko niewiele mniej niż wynosi granica bólu dla ucha ludzkiego. Podobny hałas pojawia się przy starcie odrzutowca, strzałach z armaty oraz - nieco większy - podczas startu rakiety kosmicznej Apollo.

(fot. Fot. Rafał Guz/Fotorzepa)

Unos, dos, tres...
Punktualnie o 21.00 przestało padać. Wtedy na scenę wkroczyli członkowie ekipy technicznej U2, by wielkimi miotłami zrzucić z niej wodę.
Wysoka na 24 i szeroka na 58 metrów scena nie miała zadaszenia, bo zgodnie z zamysłem nadwornego scenografa zespołu miała być wtopiona w publiczność.
No i się zaczęło. O 21.10, na pięć minut przed czasem, jakby muzycy chcieli wykorzystać już pierwsze minuty bez deszczu, z głośników dobył się przeszywający głos Bono:
- Unos! Dos! Tres! - wstęp do ostrego, rockowego utworu "Vertigo", otwierającego ostatnią płytę "How To Dismantle An Atomic Bomb".
Reflektory na scenie rozpoczęły opętańczy taniec, a fani zgromadzeni na płycie boiska podskakiwali jak rażeni prądem. Morze głów falowało także podczas kolejnego dynamicznego utworu: "I Will Follow" - pierwszego przeboju w karierze Irlandczyków.
- E-le-va-tion! - fani chóralnie wykrzykiwali refren kolejnego hitu U2.
Bono, przyzwyczajony do nieco zblazowanej zachodniej publiczności, której zdarza się oglądać jego koncerty na siedząco, co chwilę powtarzał po polsku:
- Dziękuję, Dziękuję. Ale najlepsze miało za chwilę nadejść.

Żywa, falująca flaga
Moment, który koncert rockowy uczynił wydarzeniem magicznym, nastąpił wraz z odegraniem przez The Edge'a na keyboardzie pierwszych akordów "New Year's Day", piosenki z 1983 roku poświęconej Lechowi Wałęsie i "Solidarności". Już po kilku sekundach cały stadion zamienił się w żywą, falującą biało-czerwoną flagę.
Na pomysł wpadli fani U2, którzy umówili się na jednym z portali internetowych, że posiadacze biletów na płytę stadionu zabiorą ze sobą kawałki czerwonego materiału, a wszyscy ci, którzy będą na trybunach, pomachają czymś białym. Pomysł nagłośniły media i stało się - efekt oczarował fanów, ale przede wszystkim muzyków, którzy nigdy czegoś podobnego na swoich koncertach nie widzieli.
Bono, uprzedzony o akcji, ściągnął swoją czarną marynarkę i odwrócił ją na drugą... czerwoną stronę. W ten sposób stał się częścią "żywej flagi". Podczas gdy The Edge odgrywał gitarowe solo, Bono kłaniał się publiczności w pas, składał ręce jak do modlitwy.
"Nigdy nie widziałem, aby publiczność zrobiła coś podobnego" - emocjonował się na oficjalnej stronie U2 Willie Williams, autor koncepcji show "Vertigo tour". " Zaskoczyli i zachwycili nas. Chyba nawet opadła mi szczęka. Kto to wymyślił?! To było cudowne, budzące pokorę i wywołujące dreszcz emocji jednocześnie. Wspaniała publiczność, wyjątkowa atmosfera".
Członek fanklubu U2 skomentował po koncercie w internecie, że Bono podczas wykonywania "New Year's Day" ściągnął też na chwilę swoje słynne sceniczne okulary, co było - jego zdaniem - sensacją porównywalną z uderzeniem amerykańskiego pocisku w kometę Tempel 1.

Piękny dzień
"Beautiful Day" (piękny dzień) - tytuł kolejnego przeboju - był dobrym podsumowaniem tego, co się od kilkudziesięciu minut działo na Stadionie Śląskim. Podczas wykonywania ballady "All I Want Is You" Bono wyciągnął z widowni dziewczynę, po czym przytulił ją - oniemiałą - i głaskał po głowie.
Wielkie wrażenie robiła scenografia. Z początku, wydawało się, że dość oszczędna i surowa. Jednak stopniowo, z każdym kolejnym utworem, odkrywała swe nowe możliwości. Konstrukcja za sceną, wielkości bloku mieszkalnego, która w pierwszej godzinie koncertu zdawała się być jedynie tłem dla szalejących reflektorów, w połowie koncertu okazała się gigantycznym telebimem, na którym pokazywano zbliżenia muzyków, ale także animacje nawiązujące do tekstów piosenek.
Podczas wykonywania antywojennego hymnu "Sunday, Bloody Sunday" na megatelebimie pojawił się wielki napis "CoeXisT" (współistnienie). Literka C była w formie islamskiego półksiężyca, X - gwiazdy Dawida, a T - chrześcijańskiego krzyża.
Chłopiec, który zabrał okulary
- Niedaleko stąd urodził się chłopiec, który kiedy już dorósł, pożyczył ode mnie okulary i mi ich nie oddał - w ten oryginalny sposób Bono wspomniał ze sceny Jana Pawła II, któremu poświęcił piosenkę "Miracle Drug" z najnowszej płyty.
Ktoś musiał uprzedzić Bono, że ze znajomością angielskiego jest w Polsce krucho, bo przed wypowiedzeniem tych słów poprosił widzów o tłumaczenie. Jedna z fanek ochoczo wdrapała się na scenę, po czym przytuliła się do Bono, zabrała mu mikrofon i z rozbrajającą szczerością oznajmiła 70 tysiącom widzów: "Sorry, nie znam angielskiego". Rozległy się salwy śmiechu i rzęsiste brawa.
Z pożyczeniem przez papieża okularów Bono miał trochę racji. Wokalista U2 spotkał się z Janem Pawłem II w 1999 roku - rozmawiali o redukcji długów Trzeciego Świata. Papież był wtedy w dobrej formie i tryskał humorem - faktycznie wziął okulary Bono, założył je i stroił do muzyka śmieszne miny. Bono okulary podarował, papież zrewanżował się różańcem...

"Vertigo" na bis
"Still Haven't Found What I'm Looking For" - ten rockowy hymn lat 80. stadion odśpiewał a cappella.
Kiedy Bono poszedł w kąt sceny po gitarę akustyczną, najlepiej zorientowani fani już wiedzieli - to finał koncertu, czas na balladę "One". Podczas wykonywania tej bodaj najpiękniejszej kompozycji U2 stadion rozbłysnął tysiącami ogników.
- Dziękuję - powtarzał Bono i podniósł ze sceny rzuconą przez jednego z fanów flagę "Solidarności".
- Dobranoc - mówił Bono.
Gdyby ten koncert odbywał się w Pradze, a nie w Chorzowie, mogłoby to oznaczać faktyczny koniec. Jednak polska publiczność wymusiła na Irlandczykach jeszcze... sześć bisów. Zagrali m.in. "The Fly" z płyty "Achtung Baby", balladę "With Or Without You" z "Joshua Tree" i na koniec klamrę spinającą wieczór - jeszcze raz dynamiczne "Vertigo". I to już był naprawdę koniec.
Szczęśliwi, choć nieco przygłusi
Podczas koncertu policja nie zanotowała poważnych incydentów. Po północy ulice Chorzowa, Katowic i Bytomia znów się zakorkowały, choć część fanów pozostała na tę noc na Śląsku. To dla nich wiele miejscowych pubów zorganizowało imprezy pod hasłem "noc z U2".
Internetowe fora grzały się już godzinę po koncercie.
"U2 to tandetna pseudofilozofia testowa dla zjadaczy popkornu i hamburgerów od Mcdonaldsa, a The Edge nie jest żadnym wirtuozem gitary" - prowokował niejaki Don Pedro.
"A kto powiedział, że The Edge musi być najlepszym na świecie
gitarzystą?" - odparowała Agnes. "Czy Harrison był najlepszym gitarzystą, a Lennon miał najlepszy głos? Nie, a mimo to Beatlesi byli zdecydowanie numerem 1!"
Tych, którzy nie mieli czasu na dalszą zabawę ani ślęczenie przed komputerem, bo rano musieli zjawić się w pracy, doktor od hałasu Ryszard Hnatków uspokajał:
- Po koncercie fani U2 będą nieco przygłusi. Najlepszym lekarstwem na tę przejściową "głuchotę" jest sen. Do rana uszy na pewno "dojdą do siebie". Uczestnicy koncertu powinni więc usłyszeć dźwięk budzika.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska