Przybył dziedzic pruski

Redakcja
Książę przed bocznym wejściem do pałacu dziadka. Niewiele zostało ze sławięcickiej posiadłości.
Książę przed bocznym wejściem do pałacu dziadka. Niewiele zostało ze sławięcickiej posiadłości.
Ze sławięcickiego pałacu swojego dziadka zapamiętał wyłożoną hebanem łazienkę i bogato zdobione kominki. Te ostatnie odnalazł w kędzierzyńskim hotelu.

Ród Hohenlohe

Ród Hohenlohe

Rodzina Hohenlohe należy do najstarszej arystokracji niemieckiej wywodzącej się z Frankonii, gdzie znana była już w II wieku. Protoplastą był Konrad von Weikersheim, którego synowie nabyli miejscowość Hohlach niedaleko Würzburga i przyjęli nazwisko Hohenlohe. Tytuł hrabiowski otrzymali w 1235 roku. To znana niemiecka rodzina polityków i przemysłowców. Byli właścicielami hut, kopalń, przemysłu wapienniczego, papierni, zainicjowali też budowę Kanału Kłodnickiego, łączącego Górny Śląsk z Odrą. Rodzina von Hohenlohe objęła Sławięcice w posiadanie w 1782 roku. Podobno miejsce to zostało wybrane ze względów klimatycznych. Ciekawa historia pałacowa wiąże się z postacią Anny Konstanzy von Bockdorf uwiecznionej przez Józefa Ignacego Kraszewskiego w powieści "Hrabina Cosel". Owa dama w latach 1703-1706 była żoną hrabiego Adolfa von Hoym, a przy okazji nałożnicą króla Augusta II Mocnego. Kiedy monarcha stwierdził, że jest mu już niepotrzebna, nakazał hrabiemu von Hoym uwięzić ja na jakiś czas w Sławięcicach.

Książę Kraft von Hohenlohe-Oehringen to dziś wciąż przystojny starszy pan. W nienagannie skrojonym garniturze i pod krawatem. Jego żona baronowa Katharine von Siemens jest potomkiem bogatych niemieckich przemysłowców, założycieli wielkiego koncernu elektronicznego. Drobna i elegancka, zakochana w muzyce Szopena.
Oboje przez ostatni tydzień zwiedzali były majątek rodziny Hohenlohe w Sławięcicach, dziś jednym z osiedli w Kędzierzynie-Koźlu.

- Jest mi trochę smutno, że ze wspaniałej siedziby mojego dziadka nic prawie nie zostało - kiwał z niedowierzaniem głową książę, oglądając zdobione sześcioma kolumnami boczne wejście do pałacu. To jedna z niewielu budowli, które się ostały z wielkopańskiej posiadłości.
Księcia Krafta wywieziono ze Sławięcic w 1942 roku, kiedy Wehrmacht zaczął ponosić na froncie wschodnim pierwsze klęski. Miał 9 lat. Razem z rodzicami osiadł w swojej rodzinnej posiadłości na Węgrzech w okolicach Balatonu. Stamtąd przed Armią Czerwoną rodzina uciekła do Niemiec. W Badenii-Württembergii książęta Hohenlohe mieszkają do dziś.
- Ze Sławięcic niewiele pamiętam - przyznaje. - Przypomina mi się na przykład chrzest mojej młodszej siostry. Miałem wtedy dwa latka. Widziałem jak rodzice chrzestni przekazywali sobie niemowlę. Bałem się, żeby im nie upadło.

Książę Kraft von Hohenlohe-Oehringen nigdy nie mieszkał w sławięcickim pałacu.
Tam rezydował jego dziadek. W wieku 85 lat wyjeżdżał w pośpiechu, już pod ostrzałem żołnierzy rosyjskich. Pałac został rozszabrowany. Jak mówią miejscowi, jeszcze w niejednym domu na osiedlu można by znaleźć meble, zastawy i dzieła sztuki z pałacowych komnat. Niektóre z nich książę odnalazał przypadkowo w kędzierzyńsko-kozielskim hotelu "Centralny" gdzie się zatrzymał. Kominki w tamtejszych apartamentach pochodzą właśnie ze sławięcickiego pałacu.
- Dobrze, że przynajmniej one się ostały i do dziś służą ludziom - mówi Kraft von Hohenlohe-Oehringen. - Muszę przyznać, że łezka w oku zakręciła mi się, kiedy dowiedziałem się, że pochodzą z domu mojego dziadka.

Weekendy u dziadka
Mały Kraft von Hohenlohe mieszkał razem z rodzinami w willi Frankenberg przy dzisiejszej ulicy Sławięcickiej (po wojnie było tam przedszkole). Do pałacu przyjeżdżał w weekendy. Jego dziadek był surowym niemieckim arystokratą. W domu panowały żelazne pruskie zasady. Nigdy nie rozczulał się nad swoim wnukiem.
- Nie mogłem chodzić po wszystkich komnatach. Dostępny był dla mnie tylko parter. Nie zapomnę jednak nigdy wielkiej pałacowej łazienki. Nie takiej zwykłej, wykafelkowanej. To był olbrzymi salon, cały wyłożony hebanem specjalnie przywiezionym z Afryki. Kiedyś do muszli klozetowej wpadła moja siostra, prawie jej nie było widać, tak duży był otwór - wspomina arystokrata.

Pałac w Sławięcicach był jednym z najpiękniejszych na Śląsku. Park na przełomie XVII i XVIII wieku składał się z trzech części zrobionych na wzór ogrodów Wersalu.
Tę podkędzierzyńską posiadłość szczególnie upodobał sobie cesarz niemiecki Wilhelm II, który trzykrotnie odwiedzał Sławięcice - w 1901, 1902 i 1906 roku. Podejmowany był z niespotykanym przepychem. Jako rasowy myśliwy za każdym razem uczestniczył w wielkich polowaniach i hucznych balach. Sława tych bankietów dotarła również do Moskwy i skusiła cara Mikołaja II, który nie omieszkał złożyć wizyty księciu Hohenlohe i spróbować sławięcickich trunków.
- Dziadek nie był skory do opowiadania historyjek z tamtego okresu - tłumaczy Kraft von Hohenlohe-Oehringen. - Dlatego mało wiem o wizytach głów państw w naszej posiadłości. Mam jednak kilka fotografii cesarza Wilhelma II przed pałacem.

Książę sprowadzi tu wino
Dziś książę mieszka w posiadłości Neuenstein w Badenii-Württembergii. To ogromne zamczysko z ponad 100 komnatami. Ksiażę pracuje, pomagając synowi w prowadzeniu rodzinnych interesów. Do jego rodziny należy fabryka części elektronicznych, pięciogwiazdkowe hotele, 5 tysięcy hektarów lasu, winnice oraz prywatna winiarnia, która rocznie produkuje 250 tysięcy butelek wina.
- Będę musiał teraz pomyśleć nad ich eksportem do Polski - uśmiecha się arystokrata. - Wino jest wspaniałe. Rozkoszują się nim niemal w całej Europie. Polacy też powinni.

Oprócz tego książę Kraft von Hohenlohe-Oehringen udziela się politycznie. Od ponad trzydziestu lat jest wiceprzewodniczącym rady powiatu Hohenlohe. Do Polski przyjechał, żeby pomóc w nawiązaniu współpracy z powiatem kędzierzyńsko-kozielskim. Arystokrata zasmucony jest też ostatnimi zawirowaniami wokół polityki na linii Berlin - Warszawa.
- Nasze kraje są w Unii Europejskiej, mamy wspólne interesy, więc musimy patrzyć w przyszłość. Nie twierdzę, że powinniśmy zapominać o przeszłości. Każdy Niemiec i Polak wie, jaka ona była, ale jestem pewien, że nasze narody będą żyły w przyjaźni - kończy.
Baronowa von Siemens, chociaż nigdy nie pracowała w swoim rodzinnym koncernie, nie może narzekać na brak zajęć.

- Codziennie wstaję przed szóstą rano - uśmiecha się.
Żona księcia opiekuje się w Niemczech muzeum mebli należących do jej rodziny. Wstęp i godzinne zwiedzanie razem z przewodnikiem kosztuje 5 euro.
- Nie wyobrażam sobie życia bez Szopena - mówi Katharine von Siemens. To właśnie muzyka ich połączyła. Kraft i Katharine po raz pierwszy spotkali się w jednym z klubów jazzowych w Monachium.

- Od razu spodobał mi się. Nie wiedziałam, że to książę - wspomina baronowa. - Potem spotkaliśmy się jeszcze na prywatce zorganizowanej przez naszego wspólnego znajomego i tak się zaczęła nasza miłość.
Książę, który wyraźnie był wzruszony przyjęciem przez mieszkańców Sławięcic, nie chce wracać tu na stałe i nie zamierza ubiegać się o zwrot majątku.
- Starych drzew się nie przesadza - mówi. - Może kiedyś mój syn tu przyjedzie i zainwestuje jakieś pieniądze?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska