Skazany za mord gwałcił więźnia

fot. Witold Chojnacki/Archiwum
Zamordował, gdy miał 15 lat. W areszcie znęcał się nad współwięźniem. Za swe ostatnie czyny może spędzić kolejnych 12 lat za kratami.
Zamordował, gdy miał 15 lat. W areszcie znęcał się nad współwięźniem. Za swe ostatnie czyny może spędzić kolejnych 12 lat za kratami. fot. Witold Chojnacki/Archiwum
Andrzej D. odsiaduje wyrok za podwójne morderstwo, w więzieniu wziął udział w zbiorowych gwałtach. Ma status więźnia niebezpiecznego i dopiero 16 lat.

Mroczna historia Andrzeja D. zaczęła się w brzeskich barakach socjalnych przy Konopnickiej. Tu mieszkają głównie ludzie z marginesu.

- Matka Andrzeja D. ma tu jeszcze swój kąt, choć już się nie pojawia - sąsiadka siedząca na fotelu wystawionym przed komórkę pokazuje okna na piętrze. - Pamiętam, opiekowała się nim babcia. Zresztą ona dla wszystkich dzieciaków z baraków była jak mama. Był spokojnym chłopcem. Tu nikomu nic złego nie robił, a jak poszedł w miasto, to już my tego nie wiedzieliśmy. Potem wyprowadzili się z matką na wieś. Ludzie tu mówili, że wtedy zaczął uciekać z domu.

Brzeska policja zna Andrzeja D. od czasu, gdy skończył... 10 lat:
- Na początku to była drobna chuliganerka - pamięta jeden z funkcjonariuszy. - Niestety, już wtedy ciągnęło go do starszych. Złodzieje i bandyci to byli jego wychowawcy...

Gdy miał 13 lat, trafił do poprawczaka. Uzbierało się tego trochę: kradzieże, nieustanne wagary, popalanie trawki. W 2005 r. uciekł z wrocławskiego ośrodka dla nieletnich narkomanów do domu, na święta Bożego Narodzenia. Matce powiedział, że go wypuścili.
Był 7 stycznia 2006 r. Andrzej D. pomieszkiwał z matką i jej konkubentem w Głuchołazach.

Rozmowa

Rozmowa

Paweł Moczydłowski, kryminolog, były szef polskiego więziennictwa

- Czy w przypadku Andrzeja D. możemy mieć nadzieję, że w polskim więzieniu zostanie zresocjalizowany?
- Włosy mi stają dęba. To jest bardzo głęboka demoralizacja. Dla takich osób powinny być konstruowane szczególne programy pobytu. Oni powinni być pod nieustanną obserwacją psychologa. To jest egzemplarz z "Milczenia owiec", a ma dopiero 16 lat. Co może z niego być za trzy, cztery lata? Co on będzie robił w kryminale?

- To chyba skrajny przypadek patologii?
- Podejrzewam, że on ledwo mieści się w normie. Musi tak być, skoro sąd skazał go już za te zabójstwa. Mamy tu do czynienia z głębokim defektem osobowości, na pograniczu normy.

- Co zrobić, by nie zagrażał innym?
- Takie jednostki muszą być trzymane w specjalnych warunkach. Niestety, polskie więziennictwo do trzymania czegoś takiego, bo tak to trzeba określić, niespecjalnie się nadaje. Na świecie są kryminały kryminały, w których siedziały takie specjalne przypadki. Sądzę, że Polska powoli dojrzewa do stworzenia takich więzień. Jego cela powinna być w specjalny sposób monitorowana. Nie musi nawet trafiać do pojedynczej celi. Wystarczy, że będzie przebywał z dwumetrowym basiorem, takiemu raczej krzywdy nie zrobi.

W tym dniu odwiedzili ich brat kobiety z narzeczoną i sąsiadem. Dopiero później się okazało, że dzień wcześniej w Brzegu zamordowali człowieka. Wieczorem zaczęła się ostro zakrapiana impreza. Przed północą Joanna F., matka Andrzeja, poszła do sąsiada pożyczyć materace do spania. Nie wiadomo, dlaczego doszło do awantury.

Syn, brat Joanny F., narzeczona brata i ich znajomy pospieszyli z odsieczą. Sąsiad przeżył tylko dlatego, że po pierwszym ciosie nożem udawał trupa. Jego kolega zginął na miejscu. Drugą śmiertelną ofiarą był konkubent Joanny F. Przybiegł zobaczyć, co się stało.

Andrzej D. miał wtedy 15 lat. On też mordował. Zaproponował kompanom, by zabić również jego matkę. Bo za dużo widziała. Kompani nie zgodzili się, to było za wiele nawet dla morderców.

Prokurator zdecydował, że za swoje czyny Andrzej D. odpowie jak dorosły. Przed sądem okręgowym biegła psycholog zapytana o osobowość Andrzeja D. odparła, że w tym wieku trudno w ogóle mówić o ukształtowanej osobowości.

Sąd dał mu szansę - za udział w podwójnym mordzie dostał tylko 15 lat więzienia. Gdyby wychodził po odsiedzeniu całej kary, miałby dopiero 30 lat.

Nic z tego. W opolskim areszcie D. wraz z trzema kompanami przez trzy dni znęcali się nad człowiekiem z tej samej celi. Bili go, golili głowę, wielokrotnie zgwałcili.
Do sądu trafił właśnie akt oskarżenia w tej sprawie. D. grozi kolejne 12 lat odsiadki.

Za znęcanie się nad współwięźniem dostał status więźnia niebezpiecznego, tak jak najgroźniejsi gangsterzy i płatni zabójcy. Na nowy proces wyjdzie w czerwonym drelichu. Jest teraz pod specjalnym nadzorem służby więziennej. Siedzi sam w celi. Jest przykładem kompletnego zwyrodnienia i zezwierzęcenia.

- To, co się z nim stało, nie stało się nagle, on na to pracował całe swoje młode życie - uważa Andrzej Skorupka, dyrektor opolskiego aresztu.

Nikt tu nie wierzy, że pobyt w więzieniu zmieni Andrzeja D. na lepsze. W najlepszym razie wyjdzie, gdy będzie miał 42 lata. Co wtedy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska