Załatwić Kłosowskiego

fot. Paweł Stauffer
Obniżka ceny tego nissana była zwyczajowa i dla każdego: dla księdza, zduna, kominiarza. Trafił się akurat poseł Kłosowski.
Obniżka ceny tego nissana była zwyczajowa i dla każdego: dla księdza, zduna, kominiarza. Trafił się akurat poseł Kłosowski. fot. Paweł Stauffer
Luksusowa limuzyna za pół ceny w zamian za umorzenie słonej kary budowlanej. Miała być bomba atomowa, a wystrzeliła petarda ze smrodem.

Będzie to opowieść o tym, jak opolski PiS tuż przed wewnątrzpartyjnym bojem o miejsca na listach wyborczych obudził się do czyszczenia własnych szeregów z łapówkarzy. Rolę "mordy ty mojej" miał odegrać dealer samochodowy, a jego posępnym partnerem po stronie władzy miał być sam wiceminister z namaszczenia PiS-u. Miała być bomba atomowa, a wystrzeliła petarda ze smrodem. Taka, jaką się kupuje w sklepach z rzeczami śmiesznymi.

Kto by nie chciał!

Zaczęło się od telefonu. W komórce wyświetlił się warszawski numer. Dzwonił stary znajomy z kręgów prawicy robiący dziś biznesy w stolicy. Ustosunkowany, życzliwy, uczynny. Dzwonił w dobrej wierze, przejęty powagą faktów, jakie mu przedstawiono. Gruba rzecz. Pewni ludzie szukają dojścia do lokalnego dziennikarza, któremu chcą opowiedzieć o łapówce, jaką przyjął Sławomir Kłosowski, nieformalny lider PiS w województwie i wiceminister edukacji. Rolę w sprawie miał też odegrać wojewoda Bogdan Tomaszek. Padło na mnie. Czy chcę?

Czy chcę opisać korupcję jednego z najbardziej prominentnych i kontrowersyjnych polityków PiS w regionie? Człowieka, jakiemu przypisuje się odwołanie prokuratora Niekrawca, któremu nie pomogła nawet sława pogromcy aferzystów z SLD? Czy chcę? Kto by nie chciał! Jasne, że chciałem.

Za kilkanaście minut zadzwonił człowiek mający być źródłem informacji, pan Iks. Umówiliśmy się w Szarej Willi. To taki pub w Opolu.

Jest pozwolenie, by go zabić

Czekali na mnie we dwójkę. Pan Iks i pan Igrek. Iks młody, Igrek stary. Wiedziałem, kim są, choć ich nie znałem osobiście. Obaj ze szczytów opolskiego PiS-u, często w gazetach, wpływowi.

- To my, układ - zażartował Igrek, nawiązując w ten sposób do wypowiedzi samego Kłosowskiego, który kilka dni wcześniej w nto zapowiedział ujawnienie układu, który trzęsie województwem. Zażartował, po czym się pożegnał. Iks przedstawił sprawę krótko i jasno. Poseł Sławomir Kłosowski kupił za około 50 tysięcy złotych luksusowego nissana primerę, który oficjalnie kosztował około 100 tysięcy. Tak duży upust dostał za to, że interweniował u wojewody w sprawie opolskiego dealera Nissana, któremu urząd nadzoru budowlanego dosolił karę 75 tysięcy złotych za wprowadzenie się do biur salonu, zanim nastąpił oficjalny odbiór budowlany. Mój rozmówca twierdził, że był świadkiem telefonicznych nacisków posła na wojewodę. Twierdził też, że poseł chwalił się powszechnie, że kupił tak luksusowe auto tylko za 50 tysięcy.

W rozmowie pojawił się wątek wojewódzkiego inspektora nadzoru budowalnego Krystiana Walkowiaka, którego za ukaranie dealera chciano podobno odwołać ze stanowiska, za czym stać miały, rzekome wpływy Kłosowskiego. Iks obiecał dostarczyć kopię faktury na samochód.

- Żeby była jasność, mamy pozwolenie z centrali, żeby zabić politycznie Kłosowskiego - powiedział mój rozmówca.

Potem poobgadywaliśmy posła i zjedliśmy kolację: on zapiekane kulki sera, ja półmisek skrzydełek na ostro z ziemniaczkami. Płacił Iks.

Robiło się smacznie

Czekałem na fakturę od moich informatorów, sprawdzając wszystko swoimi ścieżkami. Rzecz wyglądała obiecująco. Po pierwsze dealer wyraźnie mnie unikał. Atakowany za pośrednictwem asystentki z centrali w Częstochowie oraz kierownika salonu w Opolu, nie oddzwaniał, nie odpisywał też na maile, i te kategoryczne, i te podstępne, nie łączono mnie z nim. Bez jego zgody nie można się było dowiedzieć niczego na temat transakcji.

Po drugie, wojewódzki inspektor nadzoru, pytany, czy domyślał się, za co chciano go odwołać, powiedział, że jego domysły były tak niebezpieczne, że aż się sam ich bał. Smaczne. Tropicielom z "Misji specjalnej" Anity Gargas wystarczyłoby to na nakręcenie przynajmniej dwóch oskarżycielskich odcinków. My w nto myślimy wolniej.

Dzwoniłem do Iksa, pytając o fakturę i dopytując o szczegóły. Spytałem, czy potwierdzi w sądzie to, że słyszał, jak Kłosowski nalegał na wojewodę. Iks odpowiedział, że z chęcią zrobi to ktoś inny. Mianowicie były wiceminister z ramienia PiS, który gdy pracował jeszcze w Opolu, był świadkiem nacisków. Zadzwoniłem do byłego wiceministra i on potwierdził, że o nissanie posła "mówiło się między nami", że naśmiewano się z tej zniżki, zaś co do nacisków na wojewodę to on, były wice, gdy wezwie go prokurator, powie prawdę i tylko prawdę. Powiedział, że my, dziennikarze, jesteśmy po to, by budować pewne hipotezy. Zwrócił mi też uwagę, abym sprawdził, czy poseł wpisał ten upust do rejestru korzyści majątkowych, do czego jest zobowiązany zawsze wtedy, gdy osobista korzyść jest większa niż połowa średniej krajowej. Sprawdziłem, nie wpisał.
Faktury na auto nadal nie dostałem, za to do opolskich mediów, posłów i senatorów przyszedł anonim, w którym ktoś opisał sprawę. Zadzwoniłem do Iksa z pytaniem, czy to ich robota. Zdziwił się, powiedział, że w ten sposób ktoś może próbować torpedować wyjaśnienie afery. Bo takie ujawnienie daje Kłosowskiemu czas na przygotowanie obrony.

Tak, zapłacił 50 tysięcy

Sprawę nissana ktoś wrzucił do internetu, a poseł SLD Tomasz Garbowski poleciał z anonimem do prokuratora. Sprawa w ciągu tygodnia stała się plotką, która rozgrzała miasto. Upubliczniła się. Faktury od Iksa nadal nie miałem, ale już jej nie potrzebowałem. W międzyczasie udało mi się ustalić, że...

Poseł kupił swojego nissana primerę 9 grudnia 2005 roku i zapłacił za niego 66.600 złotych. Cena primery w lipcu 2005 wynosiła ok. 81 tysięcy. Czyli upust wyniósł ponad 14 tysięcy. Dużo... Jednak auto Kłosowskiego było z roku 2004. Nissan Poland zaczął ten rocznik wyprzedawać już w listopadzie 2004 roku z upustem sięgającym nawet 8 tysięcy, a zatem rok później ta zniżka musiała być jeszcze większa. Tym bardziej, że nad metryką samochodu wisiał już kolejny rok, który obniżyłby jego wartość.

Dealer na tej transakcji i tak zarobił, bo są dokumenty potwierdzające, że kupił je od fabryki za 63.900 złotych. Poseł, owszem, chwalił się, że zapłacił za nissana tylko 50 tysięcy, ale dlatego, że dealer wziął od niego w rozliczeniu stary samochód za 16 tysięcy, co jest praktyką częstą.

Z problemem dealer zwrócił się do posła długo po zakupie, w dniu, kiedy ten przyjechał na przegląd gwarancyjny. Kłosowski twierdzi, że poradził dealerowi, żeby napisał pismo do wojewody, oficjalnie, jak trzeba, jak robi wiele osób, gdy czują się skrzywdzone.

Wojewoda się nie wypiera

Dużo czasu zajęło mi obmyślanie, jak podejść wojewodę Tomaszka, żeby wyciągnąć z niego, że poseł rozmawiał z nim o kłopotach dealera. W końcu znalazłem sposób, ale on nie wypalił, bo wojewoda już na wstępie rozmowy przyznał: - Tak, poseł rozmawiał o tym ze mną i nadałem temu bieg urzędowy, jak w wielu tego typu skargach.

Dlaczego poseł rozmawiał z wojewodą o kłopotach prywatnego przedsiębiorcy? Kłosowski: - Bo mu to obiecałem, po to jestem posłem, żeby ludzie szukali u mnie pomocy. Uprzedziłem tylko wojewodę, że jest taka sprawa, która do niego wpłynie.
Jak wyglądał bieg urzędowy, o którym mówi wojewoda? Otóż wojewódzki nadzór budowlany nie cofnął kary nałożonej przez powiat. Czyli nawet jeśli byłyby jakieś naciski posła, to na niewiele się zdały. Więc dealer poszedł ze swą krzywdą do sądu. I wygrał! Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił karę i odesłał sprawę do nadzoru powiatowego, aby raz jeszcze ją rozpatrzył. Ten, kierując się orzeczeniem sądu, odstąpił od kary. Miałby Kłosowski przełożenie na wyroki niezawisłych sądów? Aż taki mocarz on chyba nie jest.

Co do rejestru korzyści, to poseł musiałby tam wpisać korzyść otrzymaną tylko dlatego, że jest VIP-em. Obniżka w nissanie była zaś zwyczajowa i dla każdego: dla posła, księdza, kominiarza. Obiecanej od Iksa faktury nadal nie dostawałem, za to przestał on odbierać ode mnie telefony, nie odpisywał na esemesy. Jednocześnie nadeszła wiadomość, że sekretarz generalny PiS Joachim Brudziński dostał wiadomość, że "pewien lokalny dziennik opisał przypadek korupcji posła", więc zobowiązał Kłosowskiego do wyjaśnień. Kto oszukał Brudzińskiego? Pewnie ktoś, kto był mocno pewien, że artykuł się ukaże.

I wtedy przypomniała mi się sugestia moich informatorów, żeby tekst ukazał się jeszcze przed ustalaniem lokalnych list wyborczych, a obietnica dostarczenia faktury po publikacji miała być dla mnie gwarancją bezpieczeństwa. Artykuł się nie ukazał, a moje telefony przestano odbierać dokładnie wtedy, gdy listy PiS do Sejmu i Senatu były z grubsza ustalone. Przestałem być potrzebny. Iks na listę wskoczył, Igrek też, choć tylko na chwilę, wyparty potem stamtąd wskutek partyjnych gierek.
I taka to właśnie jest pisowska walka z korupcją.

Spyta ktoś, dlaczego w tekście występują X i Y zamiast konkretnych nazwisk? Dlaczego nie ujawniam personaliów byłego wiceministra?

Bo kiedy jeszcze wierzyłem moim informatorom, że dają mi do ręki medialną bombę, obiecałem im, że ich nie zdradzę. No i zjadłem na ich koszt skrzydełka z kartofelkami, na dodatek bardzo smaczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska