Za pracą z Brzegu do Oławy

fot. Jarosław Staśkiewicz
Wojciech Szymański (z lewej) i Adam Rydzanicz z Pawłowa dojeżdżąją do Oławy. W Brzegu takiej pracy nie ma - mówią.
Wojciech Szymański (z lewej) i Adam Rydzanicz z Pawłowa dojeżdżąją do Oławy. W Brzegu takiej pracy nie ma - mówią. fot. Jarosław Staśkiewicz
Zarobki 1200 zł, zrzutki na paliwo i dojazdy do sąsiedniego województwa - to codzienność setek mieszkańców Brzegu.

Zza szyb samochodu albo pociągu widać ciągnące się jedna za drugą olbrzymie hale. Różnią się głównie wielkimi napisami: Electrolux, Bahlsen, Autoliv. Takich fabryk w samej Oławie i sąsiednich Stanowicach jest z dziesięć. Produkują przeciwwagi do pralek, same pralki, podzespoły samochodowe, wyroby ze stali. W niedalekim Jelczu na ludzi czeka kilkanaście kolejnych fabryk.
- W Brzegu ktoś zmarnował czas po 1990 roku i pozwolił, żeby wszystkie te inwestycje trafiły do powiatu oławskiego - mówi nam brygadzista z "pieluszek", szwedzkiej fabryki produkującej artykuły higieniczne. Nie chce podawać nazwiska: musi nam wystarczyć informacja, że do Oławy dojeżdża z Brzegu. Przy skali zjawiska oznacza to pełną anonimowość. - Dopiero teraz buduje się Cadbury na lotnisku w Skarbimierzu. Ale czy uda im się kogoś skusić do powrotu? Ja pracuję tu od roku i o ludzi dba się na tyle, że nie sądzę, aby chcieli uciekać.
W Brzegu też jest dużo hal: przy ul. Łokietka, Partyzantów, Chocimskiej, Włościańskiej jeden po drugim wyrosły... olbrzymie sklepy. Zatrudniają po góra dwadzieścia osób.

Wojciech Szymański mieszka w podbrzeskim Pawłowie i od dwóch lat jeździ do oławskiego Autolivu, gdzie co roku szyje się kilkanaście milionów poduszek powietrznych.
- Nawet gdybym chciał pracować na miejscu w Brzegu, to gdzie? Albo nie ma pracy, albo za najniższą krajową jako kasjer w tych supermarketach czy na stacji benzynowej. A w Oławie 1200 złotych na rękę można zarobić bez nadgodzin - mówi Wojtek. - To niedużo, praca nielekka, bo przez osiem godzin się stoi, ale na miejscu na pewno takiej nie znajdę.

Podobnego zdania są setki mieszkańców Brzegu i sąsiednich wiosek. Wystarczy około 6.30 wyjść na ulicę Wrocławską, żeby zobaczyć, ile samochodów z rejestracją OB sunie w kierunku Oławy. W każdym siedzą po 3-4 osoby. Inaczej dojazdy byłyby nieopłacalne.
- Tygodniowo robię gdzieś z 200 kilometrów - przypomina Wojtek. - Stawka wszędzie jest taka sama - każdy zrzuca się po 5 złotych za jazdę w obie strony. Ale chyba już niedługo, paliwo idzie w górę i trzeba będzie pomyśleć o niewielkiej podwyżce. A jeszcze w aucie co rusz coś nawala.
Nawala m.in. dlatego, że droga między Oławą a Brzegiem nadaje się już tylko do remontu. - W Dolnośląskiem jest ładny asfalt, ale jak tylko wjeżdżamy do Opolskiego, zaczynają się dziury. A już ulica Wrocławska w Brzegu to prawdziwa tragedia - komentuje Łukasz Marciniak, od roku w Elektroluksie.
Kilkanaście osób codziennie można spotkać na parkingu przy ul. Chrobrego. To stałe miejsce zbiórki dla tych, którzy się dosiadają. Niektórzy stoją na ul. Wrocławskiej, jeszcze inni czekają na transport w Skarbimierzu. Skalę zjawiska jeszcze lepiej widać po godz. 14. Pracownicy Autolivu, choć ich fabryka jest najbliżej Brzegu, mają najgorzej, zakład stoi przy bocznej ulicy.
- Ja na szczęście mam ekipę niepalącą, to zaraz po pracy szybko wchodzimy do samochodu i ruszamy - przypomina Szymański.
Jeśli się pospieszą, to uda im się wyjechać na główną szosę, jeszcze zanim na drodze pojawi się sznur aut z dalej na zachód położonych firm. A ci, co palą i ruszą kilka minut później, w korku czekają, aż ktoś ich wpuści.

Nikt nie policzył, ile osób z powiatu brzeskiego pracuje w oławskich firmach. Według skromnych szacunków może być ich około tysiąca. Nie na darmo specjaliści od rekrutacji określają teren na wschód od Oławy zagłębiem brzeskim. Nie wydobywa się tu węgla, ale ludzi do pracy. W ich poszukiwaniu coraz więcej firm decyduje się na podstawianie bezpłatnych autobusów.
- Najgorzej mają osoby z małych, odległych wiosek, którzy jeżdżą w pojedynkę - przypomina Zbigniew Kłaczek, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Brzegu. Mimo emigracji na Zachód i boomu w Oławie lista bezrobotnych w jego urzędzie wciąż jest jedną z najdłuższych w regionie. Bez zatrudnienia jest tu około 21 procent ludzi, którzy mogą pracować, czyli ponad 7 tysięcy osób.
- Ale wielu kalkuluje: mam zarobić 1100 złotych i wydać stówę na dojazd, to lepiej brać zasiłek z opieki, dodatek mieszkaniowy i talony na obiady. I wszystko bez najmniejszego wysiłku - mówi dyrektor Kłaczek. - A jeszcze można coś dorobić na czarno.
Dlatego firmy wciąż cierpią na niedobór pracowników. Nie pomagają oferty rozsyłane do urzędów ani udział w targach pracy.
- W naszej firmie cały czas prowadzimy rekrutację, ale sytuacja nie jest zła i nie ma mowy o przestojach z powodu braku ludzi - mówi Piotr Ambroży, specjalista ds. zasobów ludzkich w Autoliv Poland. - Rynek jest już jednak inny niż kilka lat temu i bardzo trudno o zmotywowanych pracowników, którym zależy na robocie.
Dlatego w wielu oławskich firmach panuje prawdziwy kołowrotek na stanowiskach produkcyjnych.
- Na początku przychodzili ludzie w wieku 25-40 lat. A teraz to przyjmują nawet takich koło sześćdziesiątki. Bo młodzi nie chcą pracować za grosze i wolą wyjeżdżać na Zachód - mówi Marek z Brzegu. Sam przeszedł już cztery oławskie firmy.
- I nie wrócę tam, jeśli nie będą płacić przynajmniej 1,7 tys. na rękę za osiem godzin. Bo wszędzie próbują z człowieka wycisnąć jak najwięcej za jak najmniejsze pieniądze - opowiada o swoich doświadczeniach. - Normą jest to, że na starcie każdy ma inną stawkę godzinową, bo wszystko zależy od twojej rozmowy z kadrową. Jeśli nie masz w tym doświadczenia, to wcisną ci słabą umowę, a potem będziesz podciągał pensję nadgodzinami i pracą w soboty.
Dla pracowników z wielomiesięcznym stażem zmiany również są udręką. - Ciągle trzeba kogoś przyuczać, marnuje się na to czas, a pożytku z tych ludzi długo nie ma. A potem często i tak odchodzą - mówią brzeżanie, którzy mają już przynajmniej roczne doświadczenie w pracy przy taśmie. Bo dziś zmiana pracodawcy to już nie problem, a ludzie nie boją się tego tak jak jeszcze 15 lat temu. - Ostatnio w naszej firmie zaczęli patrzyć źle na tych, którzy chodzą na chorobowe, i zaczęły się zwolnienia - mówi jedna z brzeżanek. - Ale ci co wylatują od nas, trafiają zaraz do konkurencji, gdzie produkują podzespoły.
Beata z Brzegu swojej pracy w Electroluksie pilnuje od ponad roku: - Wcześniej pracowałam w supermarkecie w Brzegu. Byłam już nawet zastępcą kierownika, ale to nic nie znaczyło. Bo faktycznie robiłam wszystko i za wszystkich: pracowałam na kasie, rozliczałam koleżanki, przyjmowałam towar. A zarobki były żadne. Dlatego zdecydowała się na pracę przy taśmie w Oławie. - Tu przynajmniej wiem, co do mnie należy. Złożyłam papiery do "poduszek" i do "pralek", dostałam się do obu, ale wybrałam pralki. Zarobki też są nieciekawe i jak się chce dostać większe pieniądze, to trzeba nastawić się na nadgodziny, najlepiej nocne - od 22 do 24. Albo weekendy. Ale u mnie odpada jedno i drugie.

W weekendy, podobnie jak wielu młodych pracowników, Beata studiuje zaocznie. A do nadgodzin trzeba jeszcze... trojga.
- Mój kierowca akurat nie chce zostawać dłużej, dlatego ja i pozostali koledzy z jednego auta też nie możemy. Z jednej strony to fajnie, że się składamy i wychodzi tanio, z drugiej - wszyscy są od siebie uzależnieni - mówi kobieta.
Najgorzej jest zimą, kiedy silniki zasilane gazem (to najpopularniejsze paliwo wśród dojeżdżających) nie chcą odpalać, kierowcy się spóźniają, a czekający na nich koledzy stoją w ciemnościach i na mrozie po 10-15 minut.
- Dla mnie to nie był problem. W końcu kierowcy podjeżdżają najczęściej pod dom i nie trzeba drałować na piechotę - mówi Marek. - Kiedyś w Brzegu pracowałem w fabryce i dojście do niej zajmowało mi z 20 minut, tyle co dojazd do Oławy. Tak naprawdę liczy się tylko kasa i ewentualnie atmosfera w pracy. A póki mieliśmy stałą ekipę, to atmosfera nie była taka najgorsza.
Pytamy Wojtka Szymańskiego, czy nie ciągnie go do Irlandii, gdzie zarabiałby więcej w funtach niż w Oławie w złotówkach. - Na razie o tym nie myślę, bo mam jeszcze co najmniej rok studiów. Ale nawet po skończeniu nauki wystarczyłoby mi z 1800 złotych na rękę, żeby zapomnieć o wyjeździe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska