Polski kłopot Holandii

Joanna Jakubowska
Polakami w Holandiipowinien zająć się polski rząd - mówi Małgorzata Boskarczewska.
Polakami w Holandiipowinien zająć się polski rząd - mówi Małgorzata Boskarczewska.
Małgorzata Boskarczewska, redaktor naczelny portalu Polonia NL Polonii Holenderskiej.

Polen Top - tak nazywał się szczyt samorządowy w Rotterdamie, poświęcony problemom adaptacyjnym Polaków w Holandii. Na czym polega ten problem?
- Od 1 maja 2004 roku, kiedy Holandia otworzyła swój rynek pracy dla nowych państw UE, widoczny jest duży napływ pracowników z Polski. Stanowimy 80 procent nowych imigrantów. Szacuje się, że w Holandii mieszka w tej chwili sto tysięcy Polaków. To bardzo dużo, jak na kraj z 16 mln mieszkańców. Dlatego każdy eksces, wykroczenie przeciw dobrym obyczajom czy zakłócenie porządku są tu od razu zauważane i podejmowane przez media. Polacy stwarzają problemy, bo nie znają języka i upijają się na głośnych imprezach. A co najgorsze, nie mają zielonego pojęcia o swoich prawach i obowiązkach w pracy w Holandii. Są zatrudniani głównie jako pracownicy nisko wykwalifikowani po 8 do 12 godzin dziennie, sześć dni w tygodniu! Są niedoinformowani i przez to zagubieni. Zdani na łaskę holenderskiego pracodawcy.

- Pani była na tym szczycie. Co na nim postanowiono?
- Samorządowcy w Holandii są naprawdę w wielkim kłopocie, ale sami go nie rozwiążą. Chcą pomocy od rządu w Hadze, by zajął się polskim problemem. Jednak nie powinno być tak, że to jest tylko holenderski problem. Sprawą powinien zainteresować się także polski rząd, bo to są obywatele polscy. Ponadto jesteśmy razem w UE, jako dobry partner powinniśmy wyjść naprzeciw kłopotom Holandii.
- W jaki sposób?
- W kraju powinien powstać program informacyjny dla wyjeżdżających, a w Holandii program adaptacyjny, np. organizujący tym ludziom czas po pracy. Niech to będzie oferta kulturalna, rozrywkowa, edukacyjna. Ludzie, którzy nie znają języka kraju, w którym przebywają, siłą rzeczy izolują się, żyją we własnych skupiskach, często w podupadłych dzielnicach i na prowincji. Organizują sobie czas, jak potrafią, a najłatwiej im kupić wielopak piwa, zrobić głośną imprezę, a potem wyjść na ulicę i urządzić burdę.

- Wydawało się, że Holendrzy bardzo dobrze przygotowali się na przyjęcie obcokrajowców po rozszerzeniu UE. Rzeczywistość przerosła ich wyobrażenia?
- Nie. Holandia wcale się nie przygotowała do tego wyzwania. Na dodatek wielu Holendrów porównuje obecną sytuację z napływem gastarbeiterow z Turcji i Maroka w latach 70. ubiegłego wieku. Kiedy przyszła recesja, ci ludzie stracili pracę, przeszli na zasiłek dla bezrobotnych, a teraz rośnie już trzecie pokolenie przybyszów z tamtych lat. Są obywatelami holenderskimi, wielu zna dobrze jezyk niderlandzki, ale mają problemy z tożsamością, a co gorsza - z pracą, bo wielu woli wyciągać rękę po zasiłek. Holendrzy obawiają się, że tak samo może być z Polakami: zostaną, a potem zrobią skok na ich państwo dobrobytu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska