Trudna młodzież - jak jej pomóc?

fot. Paweł Stauffer
- Dziewczyna mnie przedrzeźniała, potem głośno powiedziała, że powinnam się odchudzać. Po chwili ostentacyjnie zaczęła wystukiwać SMS-a - opowiada anonimowo nauczycielka.
- Dziewczyna mnie przedrzeźniała, potem głośno powiedziała, że powinnam się odchudzać. Po chwili ostentacyjnie zaczęła wystukiwać SMS-a - opowiada anonimowo nauczycielka. fot. Paweł Stauffer
Palą, piją, wagarują. Szkoła jest wobec nich bezradna. Rodzice pracują za granicą, a jeśli nawet są w kraju, to jakby byli nieobecni.

- Szkoła powinna w pierwszej kolejności uczyć, a potem wychowywać, ale my coraz częściej musimy odwracać proporcje - mówi Bogusław Januszko, dyrektor szkół mechanicznych w Opolu.

Mateusz rytmicznie kołysze się na barierce, coś mruczy pod nosem.
- Chodź na lekcje! - ktoś szarpie go za kaptur.
- Tylko zajaram - odpowiada. Po chwili Mateusz łomoce do zamkniętych drzwi szkoły, ale po dzwonku nikt nie otwiera.
- Ty stara szmato, ty k…, otwieraj! - krzyczy do woźnej. Obelgi wykrzykuje kilka razy. Potem, już w klasie, niby łagodnieje, ale na prośbę nauczycielki o wyjęcie zeszytu odpowiada: - K…, niczego nie wyjmę i nie mam żadnego pieprzonego zadania!

Zamieszanie wokół Mateusza wyrywa z lekcji dziesięć minut. Mateusz coraz częściej też wagaruje - zrywa się z ostatnich zajęć albo w ogóle nie przychodzi do szkoły. Chociaż to jego drugie gimnazjum. Obiecywał rodzicom, że się zmieni. Ale oni ostatnio niezbyt często zaglądają do szkoły...

Mateusz podczas jednej z rozmów "w cztery oczy" z dyrektorką rozpłakał się.
- Dzieciakowi puściły już nerwy - opowiada dyrektorka gimnazjum (prosi o anonimowość, żeby nie identyfikować nastolatka). - Krzyczał, że wszyscy mają normalne życie, a on czasami nie ma gdzie się po szkole podziać. Rodzice kilka lat temu się rozwiedli. Żadne nie ma już serca dla Mateusza. Założyli nowe rodziny. Pojawiły się małe dzieci.

Dyrektorka próbowała uspokajać nastolatka.
- Popatrz, przecież oni dbają o ciebie, jesteś dobrze ubrany - tłumaczyła.
- O psa też dbają. Ich już nawet nie obchodzą moje pały - skwitował Mateusz.
- No i co miałam mu odpowiedzieć? - głośno zastanawia się dyrektorka.

Na życie nie ma lekarstwa

Nauczyciele, którzy nie wiedzą, jak postąpić z uczniem lub nawet zostali przez niego zaatakowani, mogą anonimowo dzwonić pod numer specjalnej infolinii: 0801800967.

- Szkoda, że przez okres dwóch lat, bo od takiego czasu działa ta infolinia, ani jeden z nauczycieli z województwa opolskiego tam nie zadzwonił - przyznaje Wanda Sobiborowicz, prezes opolskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Wiem, że w innych województwach obiektywne spojrzenie i rada pomogły nauczycielom w rozwiązaniu niejednej sytuacji.

Dlaczego nie dzwonią?
- Wzajemnie sobie pomagamy, młodszy stażem może przyjść do starszego i pytać o radę - tłumaczy Zofia Godlewska, dyrektor opolskiego gimnazjum, w zawodzie od 25 lat.
Większość dyrektorów nie chce opowiadać z nazwiska o problemach uczniów (i nauczycieli) ze swojej szkoły.

- Na patologicznych rodziców nie ma lekarstwa - twierdzą opolscy nauczyciele. - A poza tym trwa rekrutacja do gimnazjów, opowieści o problemach z uczniami mogłyby wpłynąć na wybór szkoły - tłumaczy jedna z dyrektorek.

A nauczyciel zostaje podczas lekcji sam i często jest bezradny. Nie zawsze może liczyć na rodziców. Ci często, zapatrzeni w swoje dzieci, nie wierzą w słowa nauczyciela, przekonani, że wychowali ideały. Inni uważają, iż dziecku wolno wszystko. Jak ojciec gimnazjalisty, który nie przyjmował do wiadomości żadnych uwag na temat złego zachowania syna. - Nie wierzę pani - mówił. A synalek przechodził samego siebie, petardy odpalał w szkole.

- Kazałam mu je oddać, gdzieś je schował, to przeszłam po klasie, kazałam wyrzucić chłopcu i jego kolegom wszystko z plecaków - relacjonuje dyrektorka. - Potem ojciec mnie nachodził, awanturował się. Mówił, że przekroczyłam swoje kompetencje, nie miałam prawa zaglądać im do plecaków. Dzwonił do mnie do szkoły i do domu, wykrzykiwał: ty stara k…, potnę ci maskę!

W innym przypadku nauczycielka nie wytrzymała i na lekcji zdzieliła książką gimnazjalistkę. Dziewczyna ją przedrzeźniała, potem głośno powiedziała, że nauczycielka powinna się odchudzać. Po chwili ostentacyjnie zaczęła wystukiwać SMS-a.

- Kiedy przyszedł jej ojciec, w ogóle nie chciał słuchać, że córka skandalicznie się zachowywała - żali się nauczycielka. - Miał tylko pretensje, że zarobiła książką.

Niełatwe życie mają katecheci, nawet w podstawówce. Pół biedy, gdy jest nim mężczyzna, gorzej, jak trafi na zakonnicę.

- Przyniesie szczeniak prezerwatywę, położy siostrze na biurku, klasa ma ubaw, a ona najczęściej nie przyznaje się w pokoju nauczycielskim - opowiada świecki nauczyciel religii. - Mogą przecież pójść na etykę, ale nie idą. Chcą mieć świstek z bierzmowania. A brak kultury wynosi się z domu. Powiedziałem kiedyś ojcu, że córki nie dopuszczę do bierzmowania. W odpowiedzi usłyszałem: "ch… mnie to obchodzi". Więc w cztery oczy powiedziałem mu, żeby wypier... Wreszcie zrozumiał. Bo do niektórych tylko takie słowa docierają.
- W tej pracy najważniejsze jest, żeby niczego nie chować pod dywan, bo pęczniejący problem zemści się w przyszłości - podkreśla Lucyna Mazur, pedagog w gimnazjum nr 4 w Opolu. U siebie w szkole postawiła na otwartość. - Rozmawiać, jeszcze raz rozmawiać z młodzieżą i rodzicami - tłumaczy Mazur. Nikt nie rodzi się rodzicem. Dlatego raz w miesiącu wysyłamy zaproszenie do rodziców na spotkania. Mogą tam usłyszeć, jak powinni się zachowywać wobec swoich dzieci, kiedy te opuszczą się w nauce albo mają ciągoty w stronę złego. Jest warunek - muszą przyjść do szkoły. A niektórzy przyjdą tylko pod presją dzielnicowego. Kiedy gimnazjalista jest zdemoralizowany, nie pozostaje nic innego, jak zgłosić sprawę w sądzie rodzinnym. Najczęściej przydzielają kuratora.

"Zagniazdowce" - wylatują za szybko

Zagraniczne wyjazdy rodziców za pracą to w opolskich szkołach niemal standard. Zagniazdowce, to znaczy ptaki, które zanim dojrzeją, opuszczają gniazda - tak nazwał jeden z opolskich nauczycieli młodzież zostawioną samą sobie.

Agnieszka. W jej sprawie do jednej ze śródmiejskich gimnazjów w Opolu dzwonili sąsiedzi: Dziewczyna pozostaje bez opieki, ani ojca, ani matki. Nikogo dorosłego. Podejrzane typy wchodziły do mieszkania Agnieszki - relacjonowali.

Być może sąsiadom nie tyle leżał na sercu los 15-letniej Agnieszki, ile mieli dość niekończących się imprez i głośnej muzyki. Matka tylko formalnie mieszkała z córką. Pojawiała się u niej rzadko. A po ojcu, który wyjechał za granicę, słuch zaginął.
- Sytuacja była na tyle trudna, że po zawiadomieniu policji i zbadaniu sprawy dziewczyna pozbawiona opieki trafiła do pogotowia opiekuńczego - tłumaczy dyrektor szkoły.

- Od kilku lat na święta, nawet Bożego Narodzenia, grupa młodzieży pozostaje w internacie, bo nie mają się gdzie podziać - tłumaczy Bogusław Januszko, dyrektor szkół mechanicznych i kierownik szkolnego internatu. - I nie dotyczy to młodzieży z domu dziecka. Nierzadko uczeń po lekcjach biegnie do pracy, by zarobić na swoje utrzymanie.

Tak jak Adam, który chodzi do warsztatu, żeby mieć na śniadanie, bo jego pusty żołądek nikogo nie obchodzi. Matka wyjechała, założyła nową rodzinę. A o ojcu nawet nie chce wspominać. Babcia jest zatroskana o los Adama, ale ona sama nie zwiąże końca z końcem.

- Dobry wychowawca potrafi więcej zobaczyć - mówi Bogusław Januszko. - Jeśli pośród rozbawionej młodzieży w kolorowych ciuchach jest ktoś, kto zachowuje się inaczej, trzeba, to zbadać.

- Najczęściej to jest tak, że kiedy jest już problem z dorastającym dzieckiem, to po rozpoznaniu sprawy widzimy, że postępująca demoralizacja nastolatka to wynik patologii rodzinnej - mówi nadkomisarz Beata Rega z Zespołu Prewencji Kryminalnej Nieletnich i Patologii. - Coraz częściej spotykamy dorosłych, których wychowanie własnego dziecka przerasta!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska