Cejrowski: - Nie pękam na płaskim

Redakcja
Nie ma temperatury, która mnie powala. Rekord to 57 stopni celsjusza w cieniu na sawannie wenezuelskiej. Wszyscy "wysiedli”, nawet miejscowi, a ja parłem do przodu i było mi doskonale
Nie ma temperatury, która mnie powala. Rekord to 57 stopni celsjusza w cieniu na sawannie wenezuelskiej. Wszyscy "wysiedli”, nawet miejscowi, a ja parłem do przodu i było mi doskonale
Nie ma temperatury, która mnie powala - mówi Wojciech Cejrowski, dziennikarz i podróżnik.

- Czy podróże są jak narkotyk?
- Nie wiem, ja jeżdżę w normalne miejsca i nie dostaję "haju". Jestem podekscytowany każdym wyjazdem, ale żeby aż jak narkotyk? Nie sądzę. Są takie substancje, których używają szamani w Amazonii, i one stały się ostatnio modne. Nawet dostaję sporo e-maili od Polaków, którzy gdzieś przeczytali hasło "ayahuasca" [czyt.: ajałaska] i wybierają się nad Amazonkę, aby spróbować, jak to jest po ich zażyciu. Nie zdają sobie sprawy, jak działa ten narkotyk. Otóż on całkowicie eliminuje wolną wolę! Jeżeli szaman jest osobą rozsądną, przyuczoną do tego zawodu przez swoich poprzedników, to tego nie nadużyje. Ale jak to jest facet, który tylko nauczył się mieszać substancję i wykonuje "ayahuascę", to może z nami zrobić co tylko chce. My jesteśmy bezbronni. On nam może powiedzieć: jesteś psem. I zostaniemy psami. Wówczas w głowie się nam pomiesza i będziemy mieli psychikę psa. A kiedy wrócimy do naszej kraju, to trafimy do "wariatkowa".

- Taka substancja byłaby dobra na niektórych polityków.
- Na polityków to siekierka, bilet w jedną stronę na Syberię i ciężkie roboty przymusowe. Jakieś ekologiczne prace bym im tam wymyślił.

- A pan wyemigrował nad Amazonię.
- Ja nie wyemigrowałem w jedno konkretne miejsce, bo nie jestem kamień narzutowy. Mam nogi i pieniądze na samolot. Wymyśliłem sobie taką formułę, aby mieszkać w kilku miejscach. To nie jest normalne, to trzeba mieć skrzywienie, aby mieszkać w trzech czy czerech miejscach jednocześnie i każde z nich traktować jako własny, rodzinny dom. Amerykanie mają dwa domy. Zimowy i letni. Oczywiście ci lepiej sytuowani i pracujący w wolnym zawodzie. Lekarz czy inżynier może sobie pozwolić na to, aby na zimę przenosić się na Florydę, bo w Chicago jest mu za zimno. Ja doszedłem do czterech domów. W Polsce żyje moja rodzina, mieszkają rodzice, do których przyjeżdżam, istnieje publiczność w telewizji czy radiu, istnieją czytelnicy, których nie chcę ignorować. W Warszawie mam biuro, a dom w Gdańsku. I tak sobie mieszkam trochę tu, trochę tam. W Stanach mam z kolei niewielką posiadłość i zarejestrowany biznes. A niedawno kupiłem ziemię w Ekwadorze. I cały czas marzę o dokończeniu statku na Amazonce.
Ten statek jest jak rakieta. Amazonka wraz z wszystkimi dopływami jest dosyć dużą rzeką. I mógłbym popłynąć nią do pięciu czy sześciu różnych krajów. I jak mi nie odpowiada prezydent Lula w Brazylii, głupek i komunista, to mogę sobie wypłynąć pod rządy innego prezydenta - do Peru, Ekwadoru czy Wenezueli.

- Ale w tym ostatnim kraju trafi pan na Lulę-bis.
- Chavez przynajmniej jest przewidywalnym dyktatorem. Wiadomo, że nie wolno mieć w Wenezueli interesów, bo znacjonalizują, ale bywać jest tam przyjemnie. Kiedyś w Caracas było bardzo niebezpiecznie. Napady na turystów były normą. Ja się tam bałem chodzić bez noża w kieszeni. Raz mnie nawet napadli, co nie jest miłe. Natomiast teraz przestępczości nie ma, bo jest dyktatura.

- To tak jak w Polsce, kiedy był stan wojenny. Wiele osób mówi, że wówczas czuło się bezpiecznie.
- Tak rzeczywiście było. Brakowało kieszonkowców na ulicach, nie było pijaczków nocą, bo była godzina milicyjna. Pod tym względem rzeczywiście był spokój. I spokój wieczny dla wielu osób, których pan Jaruzelski pozbawił życia, bo nie można było wezwać karetki pogotowia. Nie wiem, czemu nikt go za to nie osądzi. Za spowodowanie śmierci. Są przecież odpowiednie paragrafy. On podpisał dokument, który mówił, że telefony mają być zamknięte przez kilkanaście godzin. I co z tymi, co zmarli na zawał serca, bo nie było karetek? Panie generale, do ciupy!

- Udało się przedłużyć wynajem chatki na Karaibach za 50 dolarów na dwa lata? Czy może ją już huragan zmiótł?
- Miałem kiedyś chałupkę na Jukatanie, bardzo tanią. Sprzątnął ją huragan. I dostałem odszkodowania dwa razy tyle, ile ona była warta! Było to bardzo przyjemne. Natomiast na Karaibach domy szybko niszczeją ze względu na szkwał pełen soli oraz termity. I to są domy użytkowane krótko. Tam nikt nie stawia domu, który ma przetrwać siedem pokoleń. A jeżeli huragan przyjdzie po siedmiu latach, to z ubezpieczalni dostaniemy tyle, ile warte są te deski.

- Co pana skłoniło do podróżowania?
- Ciekawość mamy w sobie od czasów małpich. To zatem nie jest kwestia decyzji, lecz ogólnej skłonności człowieka do ciekawości. Motywacją większości moich wyjazdów jest nienawiść do polskiego klimatu. Ja głównie wyjeżdżam zimową porą. Teraz na przykład 2 marca lecę do Australii, przeczekać zimę. Normalnie, jak nie miałem programu podróżniczego w telewizji, który wymaga jednak stałych powrotów, znikałem w listopadzie i wracałem na początku maja. Był to bardzo wygodny układ. I takie mieszkanie na dwa domy - letni i zimowy - jest znane w Polsce od czasów ziemiańskich. Rodziny szlacheckie lub bogate familie przemysłowe na Śląsku miały dwie rezydencje. Wyjeżdżało się "do wód" w odpowiedniej porze roku. To zatem nie jest nowa koncepcja, będącą wynikiem globalizacji czy też tanich linii lotniczych. To jest taka zdrowa skłonność znana choćby bocianom. Te inteligentne zwierzęta odlatują na zimę gdzieś do obcych krajów na safari.

- Zna pan dobrze Polskę?
- Za komuny byłem tutaj więźniem, trudno było mi wyjeżdżać, zatem swoją ciekawość świata ograniczałem do Polski. Trochę Polskę znam, jeżdżę dosyć często na występy. I to mi pozwala ją obejrzeć, a to z pociągu, a to z samochodu.
- A plecak, góry, śpiwór?
- E tam. W szkole średniej się chodziło z plecakiem po polskich górach. Ja w ogóle gór nie lubię, bo jadę na jednym płucu. Jak widzę górę, to już mam zadyszkę. Natomiast nie pękam na płaskim. Nie pękam też w gorącym. Nie ma temperatury, która mnie powala. Rekord to 57 stopni w cieniu na sawannie wenezuelskiej. Wszyscy "wysiedli", nawet miejscowi, a ja parłem do przodu i było mi doskonale.

- To pewnie lubi pan saunę.
- I owszem. Byle było gorąco. Może być wilgotno, sucho. Jak jest temperatura powyżej 36,6, to ja zaczynam mieć wrażenie, że przestałem dokładać do interesu. A jak jest niższa temperatura, to ja muszę podgrzewać atmosferę. Bez sensu.

- Wśród dzikich plemion jak pan opisuje Polskę? Jak im pan tłumaczy, skąd jest?
- Staram się raczej nie tłumaczyć, bo to pusty dźwięk… Ale czasem jestem zaskakiwany indiańską znajomością rzeczy. Kiedy oni na słowo "Polska" drapią się po głowie i mówią: czekaj, czekaj, Lech Walesa i Karol Wojtyla. Czasami dorzucą jeszcze…

- … wódka?
- Nie. Gregorio Lato. Wódka nie. My wódki nie pijemy. Latynosi nie lubią wódki. To też mnie trochę odstręcza od Polski. Mimo że mamy dostępność do cudownych innych rzeczy, to nie weszliśmy w drinki, tylko z wódki przeszliśmy w piwo. A piwo to dla mnie są siki z wodą sodową. Ponadto od piwa rosną mężczyznom takie olbrzymie brzuchy. Mężczyzna przestaje być wówczas romantyczny. Nie daje się przytulić. Bo kobiety nie mają takich długich rąk… Wolałbym, żebyśmy z wódki i piwa zeszli w eleganckie drinki.

- Na przykład jakie?
- Ja jestem barmanem, więc mam skrzywienie w kierunku drinków. W Ameryce Południowej spożycie alkoholu nie jest wcale mniejsze niż u nas. Bo jak to się przeliczy na litry spirytusu, to w świecie Polska z Rosją oczywiście królują, ale Latynosi wcale nie odstają tak znowu dramatycznie. Z tym, że oni piją rzeczy różne; głównie na bazie rumu oraz na bazie lokalnych destylatów, takich jak np. tequila, czy ekstraktów z trzciny cukrowej. I jak rum jest wysokiego gatunku, to wypije pan go mniej, bo drogi, ale za to smaczniej, bo w małym kieliszku i głównie pan wącha. Jeśli ten rum z czymś zmieszać, wówczas przyjmujemy tyle płynu, co pijąc piwo.

- Kiedy jest pan już w odległych zakątkach, niedostępnych puszczach, to reklamuje pan tam coś typowo polskiego? Z czego jako Polak jest pan dumny?
- Trudno powiedzieć. Ja nigdy nie ukrywam, że jestem z Polski. Szczególnie, jak jestem tylko jeden z naszego kraju, a oni - tzn. tubylcy - nic nie wiedzą o Polsce, to można swobodnie być dumnym z polskości. Wymachiwać wówczas orłem w koronie na okładce paszportu. Jak się powie w Ameryce, że jest się z Polski, to oni mówią: z kraju, gdzie urodził się nasz papież! Tak mówią o Janie Pawle II.

- Nasz papież wspierał Indian. Spotykał się z nimi. Apelował o prawa dla nich. To pewnie dlatego.
- Pewnie tak, ale również dlatego, że Indianie przyjęli go do serca i mówią o nim jako o rodaku, o kimś bliskim, kimś z rodziny. Co prawda brzmi to absurdalnie, kiedy czarny Meksykanin mówi Polakowi: u was urodził się nasz papież. Ale jest to sympatyczne i jestem dumny, jak oni reagują na Karola Wojtyłę oraz Lecha Wałęsę, jako obrońcy praw pracowniczych i praw człowieka oraz wyzwoliciela dużej części świata spod komunizmu. Bo tak tam traktują byłego prezydenta. I ja uważam prywatnie, że on taką rolę rzeczywiście odegrał. Odbieranie mu tych zasług jest fałszerstwem historycznym.
Natomiast w Chicago czy też Londynie coraz bardziej wstyd być Polakiem. Bo po tej inteligentnej fali emigracji wykształconych i znających język ludzi, którzy traktowali Londyn jako swoją szansę, sytuacja się zmieniła.

- Myślałem, że powie pan o teletubisiu, z którego śmiała się cała Europa.
- Proszę pana, teletubisie promują pedalstwo i tyle. Niech się Europa przyjrzy swoim dzieciom, które po teletubisiach mają wyprane umysły i uważają, że mężczyzna może wyglądać jak teletubiś. Tzn. mieć kółko na głowie, być różowy i nosić torebkę. Jak się akurat z tym twierdzeniem pani rzecznik Sowińskiej zgadzałem.

- Dzwoni do pana prezes TVP: "Panie Wojtku, reaktywujemy »WC Kwadrans«". Co pan na to?
- Odpowiadam: nie. W głowach ludzi "WC Kwadrans" widnieje jako taka skoncentrowana prelekcja najlepszego i najgorszego. Pamiętamy, jak on nas strasznie wtedy śmieszył, ale pamiętamy tylko trzy, cztery najlepsze kawałki. I zrobienie drugi raz takiego samego programu skończyłoby się tym, że ktoś by popatrzył i powiedział: kiedyś było śmieszniejsze. Ponadto dzisiejszy Cejrowski, z dużo większą wiedzą i lepiej rozwiniętymi narządami telewizyjnymi, mógłby zrobić program o podobnej temperaturze i tematyce, tyle że dużo bardziej radykalny. Bo ja się zradykalizowałem. Mógłbym zrobić coś nowego, ale nie pod tym samym tytułem.

- A na wybory pan do Polski przyjeżdża?
- Tak. Ostatnio głosowałem na PiS. Ja zresztą zawsze głosuję na te partie, które przegrywają. Ale głosuję z serca. Więc jak mnie pan zapyta, na kogo będę głosował w następnych wyborach, to można być pewnym, że ta partia "przerżnie"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska