Mieszkańcy opolskich wsi nie chcą wiatraków

Bogusław Mrukot
Bogusław Mrukot
Joachim Bobzin, prezes Clean Energy: Protesty wynikają z niewiedzy.
Joachim Bobzin, prezes Clean Energy: Protesty wynikają z niewiedzy.
Miliony euro inwestycji. W opolskich gminach takie kwoty są zawrotne. Wystarczy tylko postawić elektrownie wiatrowe. Ale ludzie protestują.

Monstra. Tak o nich mówią. Albo dopust Boży. - Takie monstrum ma sto metrów wysokości. Sto! - Katarzyna Nowak niemal krzyczy. - Chciałby pan mieć coś takiego koło domu, żeby stało, mieliło tymi skrzydliskami i świszczało? A my w Walcach będziemy mieli. Cały las. Bo w naszej niewielkiej gminie chcą postawić aż sto wiatraków!

- A ja będę nimi otoczona - wchodzi jej w słowo Ewa Kostka. - Wokół mojego domu w Rozkochowie z trzech stron będzie stało 12 wiatraków. Ja chyba zwariuję!
Dom Kultury w Walcach, sala zebrań mniejszości niemieckiej. Za podłużnym stołem ze trzydzieści osób - przeciwnicy wiatraków z Walc, Rozkochowa i Dobieszowic. Po pierwszym wybuchu emocji milkną.

Ciśnienie znów podnosi im pytanie, czy nie dlatego protestują, że to nie od nich spółka Clean Energy chce kupić ziemię pod elektrownie wiatrowe. Że to inni zarobią. Tak mówią ci, którzy oferty dostali i są teraz źli, że przez ten protest przejdzie im koło nosa dobry interes.
- My nie jesteśmy zazdrośni! - zaklina się Katarzyna Nowak. - Właśnie o to chodzi, że my w tych wiatrakach nie widzimy żadnych korzyści. Ani dla ludzi, ani dla gminy. Tylko szkody same.

Wiatraki wyludnią wieś
Ludzie stłoczeni za stołem w salce Domu Kultury wyliczają te szkody jeden przez drugiego.

Po pierwsze - szlag trafi krajobraz, te monstra przesłonią wszystko.
Po drugie - jak ptaki zaczną ginąć siekane skrzydłami wiatraków, to się w końcu wyniosą. I nie będzie tego miłego świergolenia.
Po trzecie - dewastacja ziemi, która zostanie naszpikowana tysiącami ton stali i betonu. Tylko na fundamenty pod jeden wiatrak potrzeba około 300 ton betonu.
- A to paskudztwo zostanie na pokolenia - podkreśla Katarzyna Nowak. - Cała okolica zostanie oszpecona.

Następne - hałas pracujących wiatraków oraz refleksy, czyli oślepiające błyski promieni słonecznych załamujących się na skrzydłach wiatraków. Ludzie wzrok potracą od tego.
No i najgorsze - infradźwięki. Czyli niesłyszalne ludzkim uchem dźwięki niskiej częstotliwości, emitowane przez elektrownie wiatrowe.
- Kiedyś uczeni obserwowali z bliska eksplozje bomby atomowej, bo nie zdawali sobie sprawy ze skutków - tłumaczy Joachim Czernek. - Tak samo jest z wiatrakami. Bagatelizuje się wpływ infradźwięków, a najnowsze badania w Portugalii wykazały, że są one bardzo szkodliwe dla zdrowia, a nawet życia. Infradźwięki mogą uszkadzać serce, oskrzela i mózg…

Na sali znów zapada cisza.
- My tu przyjeżdżamy odpocząć z Niemiec, a jaki to będzie odpoczynek w takich warunkach? - wzdycha Franciszek Szyma.
- Koszmar! - wszyscy przytakują. - My musimy myśleć o następnych pokoleniach, a przez wiatraki nasze nieruchomości stracą na wartości. No i młodzi już mówią, że nie chcą gospodarstw z wiatrakami. Wyjadą do Niemiec i gmina się wyludni. Zostanie jeden wielki dom starców, a właściwie wariatów, bo przez ten szkodliwy wpływ wszyscy zachorują na głowę.

Posiał wiatr, to zbierze burzę
350 mln euro inwestycji, dla miejscowych praca przy budowie, potem podatki dla gminy. Dlaczego protestujący nie chcą widzieć żadnych korzyści z wiatraków? - Bo co jest ważniejsze? - odpowiada Wolfgang Kroll. - Pieniądze czy nasze zdrowie?
Sala kiwa z aprobatą głowami.
Ludzie mówią, że na te wiatraki spojrzeliby może i przychylniej, ale władze gminy od początku się do nich źle ustawiły.
- Nikt z nami nie rozmawiał - twierdzi Maria Żmija-Glombik. - Radni o niczym nie informowali, że jest taki pomysł. Kiedy zmieniano plan zagospodarowania przestrzennego, pod wiatraki, wójt z nami tego nie konsultował.

- Potem wójt na zebraniu przekonywał, pięknie mówił, tylko to nijak ma się do faktów - dodaje Wolfgang Kroll. - Na początku wiatraki miały stać kilometr od wsi, potem 800 metrów, a teraz okazuje się, że 350…
No i wójt zaczął prosić do siebie pojedynczo mieszkańców, namawiał ich, żeby tanio sprzedali ziemię, bo inaczej spółka się zniechęci i odejdzie. - W gminie molestowali i molestowali: sprzedajcie, sprzedajcie! - sala mówi już chórem. - To odnieśliśmy wrażenie, że jakby coś działo się pod stołem. No i straciliśmy całkiem zaufanie. Koniec, nie chcemy wiatraków!

Wykrzyczeli się, napięcie spada, sypią się żarty. M.in. i takie, co nawiązują do walki z wiatrakami. - Mój dom będzie się nazywał "Villa don Kichot" - śmieje się Katarzyna Nowak.

Tylko że don Kichot przegrał z wiatrakami. - My nie ulegniemy - zapewnia Joachim Czernek, były starosta strzelecki. - Jak nie będzie innego wyjścia, to zawiążemy komitet, żeby wójta usunąć. Bo wójt dzisiaj jest, jutro spakuje manatki, a my tu zostaniemy.

Pół ptaka na wiatrak

Pół ptaka na wiatrak

Rozmowa z prof. Tomaszem Boczarem, elektroenergetykiem z Politechniki Opolskiej, specjalistą od energii wiatrowej
- Czy infradźwięki są groźne dla ludzi?

- Biologicznie, jak mi wiadomo, nie są szkodliwe. Ale z punktu widzenia psychologicznego tak, bo działają na podświadomość. Tak jak wentylator w komputerze: nie słyszymy go, a nas męczy.

- A infradźwięki z wiatraków?
- Ich natężenie nie jest duże, wynosi 50 decybeli. Podobne infradźwięki występują w domach, ich źródłem jest pralka, suszarka. Robiliśmy pomiary i okazało się, że samochody emitują dźwięki bardziej dokuczliwe od wiatraków.

- Nie ma się więc co bać wiatraków?
- To mit, że są one szkodliwe dla ludzi. Gdyby tak było, to Niemcy, Holandia czy USA dawno już zrezygnowałyby z elektrowni wiatrowych. Wystarczy, że stoją 500 metrów od domów, a nie słychać już ich szumu, nie docierają też infradźwięki.

- A ptaki nie są zagrożone?
- Ze statystyk wynika, że na jeden wiatrak przypada pół zabitego ptaka na rok.

- Czyli zarzuty mieszkańców gminy Walce wobec wiatraków są pozbawione podstaw?
- Tak. Wydaje mi się, że zostali wprowadzeni w błąd.

Strach przeminie z wiatrem
- To całe gadanie o dźwiękach, błyskach i przyrodzie jest mocno naciągane - uważa Gerard Glombik z Rozkochowa. - Ja tam jestem za tym, żeby u nas stanęły wiatraki. Bo jaki krajobraz u nas przesłonią? Przy dobrej widoczności czasem widać Kopę Biskupią. I tyle.
Glombik twierdzi, że zawsze są ludzie, którym coś przeszkadza. Protestuje niewielka grupa, tyle że jest głośna. Pozostali są za lub jest to im obojętne - ale oni milczą. Glombik zgodził się, żeby na jego polu stanęły dwa wiatraki. Ziemi jednak spółce nie sprzeda, godzi się tylko na dzierżawę.

- Wójt też radził ludziom, że dzierżawa bardziej się opłaca - dodaje Glombik. - Jednak każdy zrobi jak chce. Teraz wszyscy, którzy dostali oferty od Clean Energy, targują się o cenę.
Joachim Bobzin, niemiecki prezes Clean Energy, zapewnia, że jest elastyczny, jeśli chodzi o negocjacje. Bardziej martwi się protestami. - One wynikają z braku informacji - tłumaczy. - Dostałem np. list, w którym przeczytałem o chorobach, jakie mogą wywoływać wiatraki. Zapytałem mojego lekarza, nawet o nich nie słyszał. Dowiedziałem się też, że wiatraki można wykorzystać jako broń na wojnie albo… narzędzie tortur. To niewiedza wywołuje strach.

Bobzin podkreśla, że tak samo było w Niemczech, kiedy na początku lat 90. pojawiły się pierwsze wiatraki. Teraz Niemcy są w światowej czołówce, jeśli chodzi o energię wiatrową. Strach minął, obaliły go życie i naukowe badania.
Prezes Clean Energy uważa, że niektórzy protestują też z egoizmu, a jeszcze inni z powodów estetycznych. - Tylko co jest bardziej estetyczne: dym z elektrowni czy widok wiatraka? - pyta Joachim Bobzin. - Co jest lepsze dla środowiska?
Jeśli chodzi o energetykę wiatrową, Polska ma takie same prawo jak Niemcy, państwo znane z wyśrubowanych norm, zwłaszcza gdy wiążą się one ze zdrowiem ludzi.

Co do wiatraków w gminie Walce, to tylko trzy będą stały około 650 metrów od domów. Reszta - ponad kilometr. A norma mówi o 500 metrach - uspokaja prezes Bobzin.

Powiew dużych pieniędzy
Clean Energy chce postawić farmę wiatrową o mocy 250 megawatów. W pierwszym etapie 26 wiatraków, 17 w drugim, a docelowo około setki. - Ale tylu ze względu na protesty pewnie się nie uda - ocenia Bobzin.
Dlaczego wybrał gminę Walce? Bo zna ten teren, ludzi, wcześniej pracował w firmie Diamand, która wybudowała w Straduni młyn. No i wieją tu wystarczająco silne wiatry, żeby zrobić na tym biznes, a inwestycję popierają radni i wójt.
- Trzeba tylko przeczekać te protesty - podkreśla. - Musimy też przekonać ludzi, rozwiać ich obawy. Zaprosimy ekspertów, naukowców i polityków, zorganizujemy spotkania z mieszkańcami. Uda się, nie ma mowy, żebym zrezygnował z tej inwestycji.

Bernard Kubata, wójt gminy Walce, potężne chłopisko, kuli się, kiedy słyszy pytanie o wiatraki. - Mogłem powiedzieć "nie" panu Bobzinowi, wtedy ci, którzy protestują, daliby mi spokój - tłumaczy. - Ale inni z kolei mogliby mi zarzucić, że zmarnowałem wielką szansę dla naszej biednej gminy. Z samego podatku możemy mieć co roku kilka milionów złotych. To olbrzymi zastrzyk, kiedy budżet gminy wynosi tylko 10 milionów…

Wójt dodaje, że to nieprawda, iż nie informował, nie konsultował bądź namawiał ludzi do sprzedaży ziemi. - Plan był wyłożony, nikt nie wnosił uwag, były dwie prezentacje, w sesjach rady uczestniczyli sołtysi - opowiada Kubata. - A inwestor już latem ubiegłego roku zaczął prowadzić rozmowy z rolnikami. Ja zaś zawsze mówiłem otwarcie, że będzie do stu wiatraków. Co można było więcej zrobić?
Owszem, myślał nawet o zorganizowaniu mieszkańcom wyjazdu na Pomorze - żeby zobaczyli tam farmy wiatrowe, pogadali z miejscowymi, jak wpływa to na ich życie. - Uznałem jednak, że nie ma sensu - stwierdza. - Przecież w Walcach chyba każdy dorosły widział już wiatraki. W Niemczech.

Walce w pierwszym podmuchu
Wójt stara się być dyplomatyczny. Nie chce oceniać, czy obawy protestujących są zasadne. Mówi, że to inwestor musi wyjaśnić ludziom wszystkie wątpliwości. - Ale skoro fachowcy, autorytety z dyplomami twierdzą, że wiatraki nie szkodzą, to chyba należy im wierzyć - dodaje.
Obecnie w Polsce tylko 3 procent energii uzyskuje się ze źródeł odnawialnych. Według wytycznych Unii w 2020 r. ten wskaźnik ma wzrosnąć do 15 procent. Nie uda się to dzięki elektrowniom wodnym, nie mamy takich możliwości. Podobnie jest w przypadku tzw. biomasy. Zostaje więc tylko wiatr, pod tym względem mamy warunki porównywalne do tych, jakie występują w Niemczech. Dlatego w całym kraju jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać wiatraki. Na Opolszczyźnie do ich stawiania różne firmy przymierzają się poza Walcami, m.in. w Branicach, Pawłowiczkach, Lubszy, Pokoju, Kamienniku oraz pod Głubczycami.

- Ale my idziemy jako pierwsi, nie da się ukryć - mówi wójt Kubata. - Stąd wszyscy z uwagą przypatrują się, jak u nas zostanie rozwiązana ta sprawa z protestem, co z tego wyniknie. To będzie przykład dla innych.

Sam Kubata groźby referendum się nie boi. Uważa, że niczego nie robił dla siebie, a wszystko dla gminy. I chciał tak, żeby nie było poszkodowanych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska