Ze swoim byłym szefem Jackiem Różańskim Joanna Baran spotkała się w czwartek w sądzie. Pozwała sieć "Kaufland" o zwolnienie z pracy bez podania przyczyny. Przegrała, bo sąd uznał, że zwolnienie było zgodne z prawem. Dodał też, że w przypadku osób zatrudnionych na czas określony prawa pracownicze są słabo chronione. Joanna Baran zapowiada jednak, że nadal będzie dochodzić
sprawiedliwości.
Świadkami w jej sprawie były Barbara Gabrysiak i Ewa Sałanowska, zwolnione przez dyrektora "Kauflandu", także bez podania przyczyny.
Obie już złożyły pozwy do sądu. Oskarżają byłego szefa o moralne i psychiczne znęcanie się nad nimi i o nieuzasadnione zwolnienie z pracy. Jedna z nich żąda odszkodowania w wysokości 10 tysięcy złotych.
Kobiety poinformowały też prokuraturę i Państwową Inspekcję Pracy o tym, że dyrektor zmuszał je do pracy po godzinach i kazał ciągnąć palety wyładowane towarem o wadze wielokrotnie przewyższającej dopuszczalne normy.
- Byłyśmy zmuszane do roboty w dni wolne, do odrabiania przerw w pracy - twierdzi Ewa Sałanowska.
- Ludzie pracowali w różnych działach bez wymaganego przeszkolenia - dodaje Barbara Gabrysiak.
To tylko część zarzutów. Jeden z najbardziej bulwersujących dotyczy zmuszania pracowników do sprzedawania przeterminowanych produktów. O tym fakcie byłe pracownice też powiadomiły prokuraturę.
- Spleśniałą kiełbasę musiałyśmy moczyć w wodzie, a potem się ją "namaszczało olejem" i wykładało do sprzedania jako świeżą - opowiada Ewa Sałanowska, która pracowała w dziale z mięsem, wędlinami i serem.
- Nieświeże, śmierdzące już kurczaki były "odświeżane". Moczone przez noc, rano wracały na ladę chłodniczą, i tak przez kilka dni z rzędu, dopóki palce się nie wbijały w rozmiękłą skórę. Dopiero wtedy ewentualnie nadawały się do wyrzucenia - twierdzi kobieta.
Nieświeże mięso - według relacji byłych pracownic - było krojone na kawałki i sprzedawane jako mięso na gulasz albo dodawano je do świeżego, przyprawionego na grilla. Tak "liftingowane" produkty - wędliny, mięsa, sery - opatrywano karteczką z napisem "polecamy" i sprzedawane po niższych cenach.
- Mrożonki przeterminowane były przesypywane do innych opakowań i sprzedawane na wagę jako świeże. O myszach biegających po stoisku z wędlinami i serami nie wspomnę - opowiada Barbara Gabrysiak.
Ewa Sałanowska wspomina, że kiedy nie dawała rady ciągnąć przeładowanych palet, dyrektor krzyczał na nią, że nie nadaje się do pracy:
- Poniżał mnie przy klientach i wyśmiewał - mówi.
Kiedy na początku maja szef wręczył jej wypowiedzenie, spytała o powód.
- Dla przykładu - miał odpowiedzieć.
Zwolnione kobiety wylądowały na bruku. Po tym, co je spotkało, myślą o założeniu stowarzyszenia poszkodowanych przez "Kaufland".
Dyrektor marketu, Jacek Różański nie chciał komentować zarzutów byłych
pracownic. Odesłał nas do rzecznika prasowego sieci "Kaufland".
Po kilku godzinach oczekiwania na stanowisko centrali w sprawie kluczborskiego marketu rzecznik sieci, Marcin Knapek, oświadczył nam, że potrzebuje więcej czasu na sprawdzenie dokumentów. Być może przedstawiciele sieci wypowiedzą się na ten temat w piątek.
Wiesław Bakalarz z Państwowej Inspekcji Pracy w Opolu zapowiada, że wkrótce wyśle dwóch inspektorów na kontrolę do kluczborskiego "Kauflandu".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?