Korzenie mają na kresach, czują się Ślązakami

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Paweł Kukiz: - Ja się tu urodziłem i kocham Śląsk. Dlatego staram się zrobić coś dobrego dla tej ziemi.
Paweł Kukiz: - Ja się tu urodziłem i kocham Śląsk. Dlatego staram się zrobić coś dobrego dla tej ziemi.
Korzenie mają na kresach. Ale nauczyli się mówić gwarą, a i roladę z modrą kapustą potrafią uwarzyć. A co najważniejsze, czują się Ślązakami.

Andrzej Czyczyło, rysownik, scenograf i redaktor graficzny nto mówi gwarą swobodnie, choć nie uczył się jej od mamy i ojca.

- Na ulicy Kościuszki w Krapkowicach, gdzie mieszkałem, były tylko trzy rodziny, że tak je nazwę, chadziajskie, jak moja - wspomina Andrzej Czyczyło.

- Gdybym się nie nauczył po śląsku, nie potrafiłbym się bawić z rówieśnikami. Gdybym nie wiedział, co to jest Sapok (pagórek, na którym jeździliśmy na sankach) Arm (martwa odnoga Osobłogi, tam się łowiło ryby) czy Wehr (miejsce, gdzie chodziło się pływać, jaz), nie potrafiłbym się poruszać po mieście z rówieśnikami.

Obok siebie mieszkali chadziaje i hanysy, więc ta śląsko-niemiecka logistyka była wspólna. I żeby ją pol atach przypomnieć, nie potrzeba wcale patetycznych słów, bo to było dla nas, dzieci, naturalne jak oddychanie.

Lekcja tolerancji

Z lat 50. Andrzej Czyczyło zachował zróżnicowane wspomnienia. Pamięta dobrze, jak mama upominała jednego ze śląskich kolegów, czy aby na na pewno nie ma lepszych partnerów do zabawy niż ten chadziaj Czyczyło.

Ale równocześnie ma przed oczami dożynki, które wyglądały tak, jakby mieszkańcy PGR-u wzięli stalinizm i wszystkie jego okropności w jakiś wielki nawias.
- Biesiada odbywała się w nieistniejącej już krapkowickiej knajpie, która była własnością pani Bittmann, rodowitej Niemki. Budynek był jak z filmu - drewniany, z łamanym pruskim dachem. Popielniczki i obrusy pamiętały czasy niemieckie. Ale przy stołach siedzieli wspólnie rodowici Niemcy, Ślązacy różnych opcji, Rusini, Białorusini i Polacy z kresów lwowskich i wileńskich.

Jak bractwo sobie trochę popiło, to zaczynały się swego rodzaju zawody na pieśni, tańce i przyśpiewki. Na tym kulturowym mityngu słychać było różne języki i gwary. Wszyscy chcieli wypaść jak najlepiej, ale nie było w tym żadnej agresji. To była najcenniejsza lekcja tolerancji, jaką wyniosłem z dzieciństwa, cenniejsza niż wszystkie akademickie wykłady na ten temat.

Tolerancja nie oznaczała utraty tożsamości. Nawet świnie biło się na dwa sposoby. Po niemiecku, czyli z parzeniem ubitego zwierza w korycie, i po wschodniemu, z opalaniem sierści słomą.
- Ale niezależnie od sposobu po świniobiciu wywarem, kawałkiem słoniny i kaszanką obdarowywało się sąsiadów i Ślązaków, i przybyszów - wspomina Andrzej Czyczyło.

Pan Andrzej mówi o sobie, że jest kulturowo skundlony. Wśród jego przodków jest i dziadek o ukraińskich korzeniach, i babcia Chorwatka. Nie odczuwa więc potrzeby, żeby deklarować jednoznacznie, że jest Ślązakiem.

- Ale na pewno śląskość mieści się wśród tych kultur i mentalności, które są mi bardzo bliskie i którym kibicuję. W tym sensie jestem Ślązakiem, że czuję się bogatszy przez to, że nie tylko zetknąłem się ze śląskością, ale wręcz ją wchłonąłem. Nie mogę jednak stanąć w jednym szeregu z profesorami Dorotą Simonides czy Franciszkiem Markiem, którzy mają na Śląsku swoje korzenie, bo ja ich tu nie mam. Ale prawdziwą śląską roladę wołową z boczkiem, ogórkiem i wiórkami masła zrobię lepszą niż niejeden "prawdziwy" Ślązak.

Kresom szacunek i Śląskowi miłość

Trudno nie pytać, dlaczego ludzie urodzeni na Opolszczyźnie, ale wywodzący się z Kresów Wschodnich, identyfikują się ze śląskością.

Doktor Maria Szmeja, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, która w tym tygodniu wygłosiła w Opolu wykład o świadomości małej ojczyzny u mieszkańców naszego regionu przybyłych z kresów, jest zdania, że do śląskości najłatwiej przyznać się tym, którzy mało wiedzą o swojej kresowości.
- Być może ludzie ci pochodzą z takiego środowiska, w którym przekaz kultury kresowej był bardzo słaby - przekonuje dr Maria Szmeja.
- Jeśli rodzice nie potrafili opowiedzieć, jak się żyło na wschodzie, wtedy dzieci mają świadomość, że wywodzą się z kresów, ale nic więcej. Bo co z tego, że kultura kresowa była bogata, skoro oni w niej uczestniczyli słabo lub wcale. Nie wszyscy studiowali we Lwowie czy Wilnie. Niektórzy byli w kresowej rzeczywistości osadzeni bardzo płytko.

To uzasadnienie na pewno nie pasuje do Pawła Kukiza. Syn wybitnego znawcy i miłośnika kresów od dziecka miał okazję chłonąć tamtą tradycję. A właśnie on w pewnym momencie, nie tracąc kresowych korzeni i szacunku dla tamtej kultury, odkrył Śląsk.
- Jestem Ślązakiem z wyboru w tym sensie, że mogłem wybrać także inne regiony Polski - mówi Paweł Kukiz.
- Ale fascynuje mnie specyfika naszego regionu. Jego wielokulturowość. Wzajemne oddziaływanie na siebie kultury kresowej i śląskiej tradycji polskiej, niemieckiej i czeskiej. Śląsk fascynuje, bo jest najbardziej europejski ze wszystkich regionów Polski. No i Śląsk jest do kresów podobny. Jednych wypędzono, innych przypędzono, jeszcze inni nie dali się wypędzić. Ten tygiel kulturowy, który z tego powstał, jest bardzo cenny.

Na Opolszczyźnie powstała grupa, która ma niemiecką solidność i polską fantazję. Dlatego napisałem kiedyś: Ja się tu urodziłem i kocham ten Śląsk jak ty. Kocham go tak, jak kocham moją rodzinę, moją żonę, choć na świecie jest przecież wiele pięknych kobiet.

Paweł Kukiz potrafi mówić i gwarą śląską, i z kresowym zaśpiewem. Roladę z kluskami i modrą kapustą nie tylko bardzo lubi, ale i potrafi je smakowicie przyrządzić.
- Staram się zrobić coś dobrego dla tej ziemi - a skoro tak, to jakie to ma znaczenie, że wywodzę się z Tatarów - mówi.

Pan Paweł zauważa, że wymiana kulturowa między autochtonami i przybyszami wzmogła się szczególnie po powodzi. To wtedy nastąpił cud pojednania.
- Ja umiem mówić gwarą śląską, a jak u mnie pracowali niedawno Ślązacy, to świetnie radzili sobie mówiąc "po chadziajsku". Nikt z siebie nawzajem nie kpił, zwyczajnie sobie żartowaliśmy.

Śląsk to praca, Bóg i rodzina

Bolesław Polnar, opolski malarz, też ma korzenie na kresach, a o sobie mówi jednoznacznie: Jestem Opolaninem. Dlaczego?
- Bo 56 lat temu urodziłem się w Opolu, czyli pierwsze niebo, jakie zobaczyły moje oczy, było śląskie. To nie przyszło od razu, ale teraz już wiem na pewno, że jestem Ślązakiem, choć moi rodzice żyli wspomnieniami tamtych czasów i tamtych ziem - mówi Polnar.
- Pomijali tylko elementy tragiczne, czyli ucieczkę przed ukraińskimi nacjonalistami. Nie chcieli o tym opowiadać.

Bolesław Polnar najpierw odkrył Śląsk w szkole poprzez koleżanki i kolegów mówiących trochę inaczej, bo gwarą, i trochę inaczej odczuwających.
- Kiedy pojechałem na studia do Krakowa, uważano mnie za Ślązaka, bo w mojej polszczyźnie pojawił się nowy odcień - opowiada.

- A po studiach współpracowałem z miesięcznikiem "Opole" kierowanym przez Ślązaka, Jana Goczoła. Między innymi dzięki rozmowom z nim uświadamiałem sobie, kim jestem. Bo to na tym polegało, że myśmy się krok po kroku uczyli siebie nazwzajem. Szybko zrozumiałem, na czym polega siła Ślązaków. To były trzy zasady: rodzina, Bóg, praca. Ten system wartości niby nie odbiegał od tego, co rodzice przywieźli ze wschodu. Ale tu, na Opolszczyźnie był on mocno wryty w codzienność. Przyjąłem go naturalnie, bo pracować lubię i rodzina też zawsze była dla mnie ważna. A teraz, kiedy zbudowałem tu dom, jestem na Śląsku osadzony na dobre.

Swoją inność Bolesław Polnar dostrzegł, jeżdżąc do rodziny na wschodzie Polski. Zauważył, że nie tylko nie zaciąga, ale i dorabia się prędzej niż krewni na ścianie wschodniej.
- Jak przyjeżdżaliśmy do Przemyśla, nieraz słyszałem: Przyjechali z Niemiec. To był katalizator mojej śląskiej świadomości. Skoro mają mnie za Ślązaka, to może nim jestem. Ale moich synów nigdy nie pytałem, kim się czują. Myślę, że mam silniejsze od nich poczucie heimatu.

Oni się Ślązakami czują i nimi są

Profesor Dorota Simonides, folklorystka, badaczka kultury i Ślązaczka od pokoleń, cieszy się deklaracjami śląskości w ustach potomków Kresowian.
- Oni wzbogacają Śląsk o cechy, które jako Ślązaczka podziwiam - przyznaje Dorota Simonides.

- Ślązak wszystko przyjmuje serio i pragmatycznie. Martwi się zwykle o skutki swego postępowania. A oni mają w sobie taką kresową lekkość i dzięki niej wiele rzeczy budują bez zadawania zbędnych pytań. Nie mam wątpliwości, że oni nie tylko czują się Ślązakami. Oni naprawdę wtapiają się w tę przestrzeń. Oni nimi są.

Bolesław Polnar maluje śląskie krajobrazy, Paweł Kukiz potrafi bronić w telewizji Śląska Opolskiego jak nikt inny. Podziwiam go za to. Ich śląskość jest autentyczna. Oni sobie tę małą ojczyznę świadomie wybrali. Ich korzenie są poza Śląskiem, ale oni nie są poza, tylko wewnątrz. Wyrośli u nas jak kwiaty.

Profesor Simonides przypomina, że PRL wcale nie pomagał Kresowiakom w zachowaniu ich tożsamości. Zwłaszcza w okresie stalinizmu nie wolno było przyznawać się do kresowych tradycji. Bo to podpadało pod antyradzieckość.

- Nawet piosenki typu "Czerwony pas" z refrenem: "dla Hucuła nie ma życia jak na połoninie" były źle widziane. Bo one przypominały, że ci ludzie już swojego heimatu nie mają - mówi pani profesor.

- W tę wymuszoną pustkę wchodziła kultura śląska. Kiedy byłam w gimnazjum, to w zespole folklorystycznym śląskie pieśni i tańce wykonywali głównie moi koledzy pochodzący z kresów.

Wielu przybyszów, zwłaszcza starszych, zachowało swoją kresowość i się nią szczyci, nie deklarując bycia Ślązakami. Toteż kiedy Polska odzyskała niepodległość, jak grzyby po deszczu wyrastały towarzystwa miłośników kresów.
- Ale one niczym się tak naprawdę nie różnią od niemieckich ziomkostw i tak samo drażnią Ukraińców, jak nas denerwują stowarzyszenia Ślązaków w Niemczech. Ich liczebność i atrakcyjność będzie spadać - ocenia Maria Szmeja.

Opolanie bronią naszych Kresowiaków.
- Podstawowa różnica polega na tym, że nasze organizacje kresowe są wolne od tendencji rewizjonistycznych - uważa Paweł Kukiz.
- Nawet w okresie rządów PiS-u z LPR-em nikt nie kwestionował obecnej przynależności Lwowa do Ukrainy.
- Ja bym unikała łatwych porównań - dodaje Dorota Simonides. - W kresowych stowarzyszeniach nostalgia jest wolna od tego drapieżnego pazura, którym Erika Steinbach rozdrapuje rany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska