Prof. Kozera tłumaczy się ze współpracy z SB

fot. Witold Chojnacki/Archiwum
- Niestety, żyjemy w takich czasach, że to co ważne, się nie liczy, a to co nieważne urasta do rangi pierwszej - pisze profesor Kozera.
- Niestety, żyjemy w takich czasach, że to co ważne, się nie liczy, a to co nieważne urasta do rangi pierwszej - pisze profesor Kozera. fot. Witold Chojnacki/Archiwum
- To zło wybiera ludzi. Padło na mnie - pisze profesor Bartłomiej Kozera w liście do nto

Dokładnie 44 lata temu, gdy miałem 19 lat, a więc w roku 1964 zaciągnięto mnie na ul. Powolnego, wmawiając, jakim to jestem niebezpiecznym elementem PRL. Siedziałem tam kilka godzin. Moją sytuację mogła zmienić zgoda na współpracę.
Nie wyraziłem zgody. Puszczono mnie. Ale w domu, w Kieleckiem, dokonano rewizji, ojciec, dawny AK-owiec, był wzywany na milicję. Grożono kalekiemu bratu. Mnie grożono usunięciem ze studiów, psychiatrykiem. Zgodziłem się, podpisałem.

Wiem, system był nieludzki. W takim systemie człowiek staje się zły, bo przecież jesteśmy plastyczni, dostosowujemy się do warunków. Prosiłem o pomoc swojego dziekana, sekretarza partii - nic. Poinformowałem księdza z kościoła św. Piotra i Pawła, powiedział, że to normalne.

Byłem sam. Dziewiętnaście lat, obce miasto, obcy ludzie i daleki dom. Nic nie wiedziałem. Chciałem się uczyć. Toteż miano do mnie pretensje, że nie donoszę. Bo nie donosiłem, niby na kogo?

Pan Bereszyński tymczasem zrobił ze mnie demona. Rozumiem. Raz obsesja, dwa potrzeba silnego wroga. Stąd te pieniądze, skrzynka kontaktowa, wysokie stanowisko partyjne? Boże, inkwizytor nie pisał oskarżeń lepiej, nie ssał palca dłużej.

Trzeba nie znać tamtych czasów, tamtych warunków, trzeba popełnić błąd ahistorii, aby napisać taki tekst. Trzeba mieć albo bezwzględne zaufanie do wytworów SB, albo ogromną nienawiść do ludzi. Co zresztą łączy się ze sobą.
Przed 40 laty żyć mi nie dała komuna. Uciekałem przed nią, aż wpadłem w łapy partii, bo to uwalniało mnie, tak mi podpowiedziano na Uniwersytecie Warszawskim, od SB. Teraz żyć nie daje antykomuna. I ona - takie mam przeświadczenie - chce mnie pokonać.
Często to nie ludzie wybierają zło. To zło wybiera ludzi. Padło na mnie. Bo ze wsi, bo sam, bo rodzina daleko, bo nikogo znajomego. Stało się. W tamtych czasach nikt się nie mógł obronić. Nie było opozycji, nie było instrukcji. Nic nie było. Był młody chłopach wobec silnego państwa. Chłopak, który wiedział, że musi się z tego wyrwać.

A tymczasem nienawiść nigdy nie mieszkała w moim sercu. Przeciwnie, byłem i jestem życzliwy ludziom. Niestety, żyjemy w takich czasach, że to co ważne, się nie liczy, a to co nieważne urasta do rangi pierwszej. To zabawne i straszne - cztery lata młodego życia przeciw 40 latom życia odpowiedzialnego, dorosłego, życia z pasją. I co przeważy? Nie wiem? Moje sumienie mówi mi, że powinienem zachować spokój, bo standardy wymagań wobec siebie miałem wyśrubowane. Ale jest i niepokój. On wynika ze znajomości Gombrowicza, który słusznie zauważył, że historia nas nie uczy, ale więzi, zamyka na przyszłość. Ten niepokój jeszcze stąd, że naszym życiem społecznym rządzą emocje, a nie rozum.

Młoda dziennikarka z TV zapytała mnie wczoraj: jak pan teraz będzie wykładał etykę? Odpowiedziałem, że tak samo, bo wiem, jak przeciwstawić się złu. Chociaż etyki nie wykładam.

Bartłomiej Kozera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska