Bereszyński: - Współczuję prof. Kozerze

fot. archiwum IPN O. Wrocław
- To nieprawda, że zobowiązanie do współpracy z SB Kozera podpisał w 1964 r. W rzeczywistości doszło do tego dwa lata później, wiosną 1966 r. - mówi Bereszyński.
- To nieprawda, że zobowiązanie do współpracy z SB Kozera podpisał w 1964 r. W rzeczywistości doszło do tego dwa lata później, wiosną 1966 r. - mówi Bereszyński. fot. archiwum IPN O. Wrocław
Historia bywa więzieniem dla tych, którzy boją się prawdy o przeszłości - Zbigniew Bereszyński odpowiada na list prof. Bartłomieja Kozery.

W poniedziałkowym wydaniu nto ukazał się list prof. Bartłomieja Kozery, będący odpowiedzią na fakt ujawnienia jego wieloletniej współpracy z SB. Profesor Kozera próbuje zaprzeczać poświadczonym źródłowo faktom, a jednocześnie atakuje moją osobę, przypisując mi cechy, właściwości i motywy nie mające nic wspólnego z rzeczywistością.

Zgodnie z zasadą, że najlepszą obroną jest atak, stara się on odwrócić role, dążąc do tego, bym to ja - a nie on - znalazł się pod pręgierzem opinii publicznej. Nieładna to metoda obrony ze strony człowieka, który powinien poczuwać się do obowiązku szczerego i uczciwego rozliczenia własnej przeszłości.

Na podstawie znanych mi dokumentów mogę z łatwością wykazać, że niemal wszystko, co napisał w swoim liście prof. Kozera, mija się z prawdą.
To nieprawda, że zobowiązanie do współpracy z SB podpisał on w 1964 r., w wieku 19 lat. W rzeczywistości doszło do tego dwa lata później, wiosną 1966 r., gdy był już studentem III roku WSP w Opolu - człowiekiem dużo bardziej dojrzałym i doświadczonym.

Nieprawdą jest też, że współpracował on z SB jedynie przez cztery lata, a potem było już tylko 40 lat "życia odpowiedzialnego, dorosłego, życia z pasją". Bartłomiej Kozera współpracował z Wydziałem III SB w Opolu do 1969 r., do czasu podjęcia przez niego studiów doktoranckich na Uniwersytecie Warszawskim.

- To nieprawda, że zobowiązanie do współpracy z SB Kozera podpisał w 1964 r. W rzeczywistości doszło do tego dwa lata później, wiosną 1966 r. - mówi Bereszyński.
(fot. fot. archiwum IPN O. Wrocław)

Po dostaniu się na studia doktoranckie kontynuował współpracę, z tym że tym razem była to współpraca z Wydziałem XIV Departamentu III MSW w Warszawie, a jego nowe zadania miały na celu inwigilację środowiska naukowego stolicy.

Współpraca ta trwała do 1974 r., do czasu jego powrotu do Opola. W latach 1976-1979 ówczesny dr Kozera ponownie współpracował z opolską SB, prowadząc funkcjonujący w jego mieszkaniu punkt kontaktowy krypt. "Kazimierz".

W 1979 r. działalność punktu kontaktowego została zawieszona z uwagi na zmianę mieszkania przez dr. Kozerę. Do ostatecznego rozwiązania współpracy doszło jednak dopiero w 1986 r. Wszystko to jest w jednoznaczny sposób poświadczone w zachowanych w ory-ginale dokumentach.

Wbrew temu, co pisze prof. Kozera, nie wymyśliłem sobie ani punktu kontaktowego, ani pieniędzy, jakie płacono "Kazimierzowi" za jego współpracę z SB. O tym, jak było naprawdę, świadczą między innymi liczne pokwitowania odbioru wynagrodzenia.

Nie żadne tam mikrofilmy czy kserokopie, ale oryginalne pokwitowania, pisane własną ręką Bartłomieja Kozery - tą samą ręką, która napisała datowane 5 kwietnia 1966 r. zobowiązanie do współpracy, sygnowane jego imieniem i nazwiskiem. (...)

To prawda, że współpracę poprzedziły działania o charakterze represyjnym, zapoczątkowane przez doniesienie innego agenta SB - TW ps. "Jotel". Faktem jest, że młodemu Kozerze grożono odebraniem stypendium lub miejsca w akademiku, jeżeli będzie nadal opowiadał na uczelni dowcipy polityczne.
Zaraz potem zaczęła się jednak bardzo owocna dla SB współpraca z nowo pozyskanym TW ps. "Kazimierz", którego lojalność i prawdomówność była wielokrotnie w rozmaity sposób sprawdzana przez SB - za każdym razem z wynikiem pozytywnym.

Trzeba widzieć i jedno, i drugie, a nie tylko to, co może być potraktowane jako okoliczność łagodząca. Zachowane dokumenty świadczą jednoznacznie o tym, że SB była bardzo zadowolona z usług "Kazimierza" i jest to fakt najistotniejszy w całej tej sprawie.

Prof. Kozera obraża mnie, pisząc, jakoby powodowała mną jakaś obsesja w połączeniu z potrzebą posiadania silnego wroga. Jeszcze bardziej obraźliwe są insynuacje, jakobym rozpowszechniał zmyślone przez siebie informacje na jego temat. Prawdziwą potwarzą jest pisanie o mnie, że "inkwizytor nie pisał oskarżeń lepiej, nie ssał palca dłużej". Wszystko, co napisałem na temat prof. Kozery i jego współpracy z SB, ma pełne pokrycie w doskonale zachowanych oryginalnych dokumentach, których zawartość można z łatwością zweryfikować w IPN.

Bezzasadnym pomówieniem jest także oskarżanie mnie o rzekomą "ogromną nienawiść do ludzi". Nigdy nie byłem osobistym wrogiem prof. Kozery. Niecały rok temu bardzo naraziłem się różnym osobom, zabierając publicznie (na łamach "Gazety Wyborczej") głos w sprawie stawianych mu zarzutów i prostując niektóre błędne informacje na jego temat.
Doszło do tego, że byłem publicznie obrzucany błotem za rzekomą obronę "komucha" (łatwo to sprawdzić na opolskim forum internetowym "Gazety Wyborczej"). W rzeczywistości nie miałem wtedy żadnych osobistych powodów, by bronić prof. Kozery, podobnie jak teraz nie mam żadnych osobistych powodów, by go atakować. Tak wtedy, jak i teraz chodzi mi wyłącznie o fakty i prawdę historyczną.

To nieprawda, że nie "znam tamtych czasów, tamtych warunków". Znam je aż nazbyt dobrze. Miałem do czynienia z SB w 1973 r. jako uczeń liceum i ponownie w 1978 r. jako student Uniwersytetu Wrocławskiego. I nie chodziło wcale o jakieś głupoty w postaci opowiadania dowcipów politycznych, ale o dużo poważniejsze sprawy, ponieważ w 1978 r. zostałem zatrzymany (wraz z Wiesławem Ukleją) za rozpowszechnianie ulotek w formie listu gończego za Edwardem Gierkiem.

Wiem, co to groźby, bo też straszono mnie, że nie zostanę dopuszczony do matury, nie ukończę studiów itd. Spędziłem 48 godzin w areszcie i też proponowano mi współpracę z SB, ale odmówiłem (mam na to dokumenty). Nie zrobiłem w życiu wielkiej kariery, ale mam czyste konto i nie muszę lękać się ujawnienia prawdy o przeszłości. Naprawdę wiem, o czym piszę.

W swoim liście prof. Kozera przywołał wypowiedź Gombrowicza na temat historii, która "nas nie uczy, ale więzi, zamyka na przyszłość". W rzeczy samej, historia może być ciężkim więzieniem dla ludzi, którzy nie potrafią zmierzyć się z własną przeszłością. Tak właśnie jest w przypadku prof. Kozery.

Zaprzeczając łatwo weryfikowalnym faktom, zamyka się on w pułapce bez wyjścia. Jedyną szansę uwolnienia się od balastu przeszłości dałoby mu szczere powiedzenie prawdy. Szkoda, że go na to nie stać.

Nie czuję nienawiści do prof. Kozery. Ja mu tylko współczuję. Nie chciałbym być na jego miejscu.

Zbigniew Bereszyński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska