Dziś (11 lutego) zaplanowali pikietę, mają blokować bramę wjazdową na teren budowy. Protestują przeciwko zatrudnianiu Polaków w Isle of Grain w angielskim hrabstwie Kent, gdzie powstaje elektrownia. Sprowadziło ich tam opolskie przedsiębiorstwo Remak.
Jego pracownicy pojawili się na budowie pod koniec listopada ub.r. Odpowiadają za montaż trzech kotłów do wytwarzania pary w trzech blokach elektrowni. Zajmują się tym fachowcy, głównie spawacze z całej Polski, także Opolszczyzny.
Do tej pory do Anglii wyjechało 80 pracowników Remaku, a plan zakłada, że będzie ich około 200. Remak i ZRE - inną polską firmę - zatrudnił w Anglii francuski Alstom, który pracuje dla niemieckiego właściciela elektrowni - koncernu E.ON.
Związkowcy z centrali Unite twierdzą, że Polacy wykonują pracę, do której Francuzi powinni byli zatrudnić Brytyjczyków.
- Wydaje się, że nie rozumieją oni zasad wolnego rynku - mówi Bogusław Mrzygłód, dyrektor ds. handlu i marketingu w Remaku. - Wygraliśmy konkurs na wykonanie tego zadania, a wszelkie warunki zatrudnienia Polaków ustaliliśmy z brytyjskimi związkami zawodowymi.
Na początku lutego przez Wielką Brytanię przeszła fala strajków przeciw zatrudnianiu cudzoziemców. Protesty zaczęły się w rafinerii Lindsey w North Killinholme we wschodniej Anglii. Skończyło się na tym, że Brytyjczykom zaoferowano część miejsc pracy w rafinerii.
Kilka tysięcy pracowników z sektora energetycznego w Anglii, Walii i Szkocji domagało się zaostrzenia unijnych przepisów pozwalających na ściąganie tańszych robotników kontraktowych z innych krajów UE.
Tymczasem Aleksander Panaś, szef budowy angielskiej elektrowni z ramienia Remaku, mówi, że polscy pracownicy mają takie same warunki płacy i socjalne jak angielscy. Zarabiają od 8 do 14,5 funta za godzinę zależnie od kwalifikacji. Mogą nawet więcej, bo to stawki podstawowe.
Związkowcy z centrali Unite utrzymują także, że polska firma odmówiła zatrudnienia pracowników z Wysp.
- Przyjęlibyśmy ich, gdyby respektowali nasze standardy - mówi dyrektor Mrzygłód.
- Musieliby przyjechać do Opola, żeby zdobyć uprawnienia nadawane wewnętrznie przez naszą firmę. Dopiero wówczas możemy skierować takich ludzi do skomplikowanych i wymagających dużych kwalifikacji prac.
Aleksander Panaś opowiada, że brytyjskie związki zawodowe przedstawiły listę 100 pracowników chętnych do podjęcia tej pracy. Z ciekawości zadzwonił do 20. Wielu z nich nie chciało nawet rozmawiać o pracy, byli też tacy, którzy dotychczas spawali przyczepy samochodowe.
- Trudno to porównać z pracą przy urządzeniach, w których jest ciśnienie 150 - 200 atmosfer - komentuje dyrektor Panaś.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?