Wołoszański: Przez Bursztynową Komnatę wciąż giną ludzie

Tomasz Dragan
Rozmowa z Bogusławem Wołoszańskim, dziennikarzem, tropicielem zagadek historii

Sylwetka

Sylwetka

Bogusław Wołoszański
dziennikarz, pisarz, publicysta, autor programów i filmów telewizyjnych oraz słuchowisk radiowych poświęconych tematom historycznym. Zajmuje się również badaniem zagadek najnowszej historii Polski i świata. Ostatnio pisze też powieści sensacyjne. Jest pomysłodawcą i realizatorem "Sensacji XX wieku" i "Encyklopedii II wojny światowej". Przez lata związany z Telewizją Polską. Na jego pomyśle i scenariuszu został oparty przebój telewizyjnej Jedynki - "Tajemnica twierdzy szyfrów". Aktualnie prowadzi własne wydawnictwo. Jego ostatnia powieść sensacyjna oparta na faktach nosi tytuł "Testament ODESSY".

- Kapitan Żbik w jednym z komiksów jeszcze w latach 70. znalazł Bursztynową Komnatę. Podobnego odkrycia dokonał również Pan Samochodzik. Nie lepiej zadzwonić do Stanisława Mikulskiego i zapytać, gdzie jest bursztynowe arcydzieło?
- Ha, ha...! Historia, a zwłaszcza jej tajemnice, stają się często przedmiotem różnego rodzaju opowiadań, książek, filmów. Jeszcze bardziej rozbudzają zmysły, ale dotarcie do prawdy rzadko bywa tak proste, jak w fikcji literackiej czy filmowej.

- Wierzy pan, że komnata jeszcze istnieje?
- Raczej tak.

- To jest nas dwóch.
- (śmiech) O, proszę mi wierzyć, że jest cała armia ludzi szukających tego zabytku! Myślę jednak, iż aktualnie można tutaj mówić właśnie o wierze, nie pewności. Pytanie o komnatę zadawane jest od chwili, kiedy urywa nam się ślad z nią związany. Myślę tutaj o bombardowaniu zamku w Królewcu, gdzie komnata została przewieziona przez Niemców z pałacu w Carskim Siole. Tam w XVIII wieku zamontowano ją w jednej z sal. Trudno też dzisiaj odpowiedzieć na pytanie, dlaczego radzieccy muzealnicy, tak pilnujący zabytków narodowych Rosji, nie wywieźli Bursztynowej Komnaty, zanim do Leningradu podeszły niemieckie wojska? Stamtąd Niemcy zabrali ją właśnie do Królewca.

- Może zatem spłonęła tam w pożarze podczas bombardowania?
- Mało prawdopodobne. Są inne hipotezy o wywiezieniu jej w skrzyniach na statku Wilhelm Gustloff, który storpedowany zatonął i leży na dnie Bałtyku do dzisiaj. Różne wyprawy próbowały szukać tego skarbu. Dotąd nie mamy żadnej informacji, czy im się to udało. Nie sądzę jednak, by ktoś chciał się pochwalić, gdyby nawet znalazł skrzynie z elementami komnaty. Pojawiają się natomiast inne ciekawe tropy prowadzące na Dolny Śląsk. W czasie wojny teren ten był bezpieczny od działań militarnych. Niemcy mieli zatem dużo czasu, by przygotować tajne skrytki.

- Chodzi o zamek w Książu?
- Dokładnie. Zamek został znacjonalizowany w 1941 r. na rozkaz Hitlera, gdy dowiedział się, że dwaj Hochbergowie, synowie właściciela zamku, podjęli służbę w wojskach alianckich (Aleksander w Polskich Silach Zbrojnych). Początkowo planowano urządzenie tam muzeum sztuki podbitych narodów, potem kwatery Hitlera. W tym celu we wzgórzu zamkowym wydrążono gigantyczną sieć tuneli. Przy jej budowie pracowało blisko 20 tys. więźniów, a w tym celu blisko zamku stworzono nawet specjalny obóz. Ciekawe, że w jednej z sal Książa, o wymiarach podobnych do tych, jakie miała Bursztynowa Komnata, został skuty tynk, zerwane barokowe stiuki i ozdoby...

- Pod montaż komnaty?
- Być może. Do dzisiaj pod zamkiem jest tajemniczy tunel, który nie wiemy, co kryje. Georadary, urządzenia do badania wnętrza ziemi, wykazują istnienie wolnej przestrzeni na głębokości 17 metrów.

Pod lupą

Pod lupą

Bursztynową Komnatą nazywany był kompletny wystrój sali wykonany z bursztynu, a zamówiony w 1701 roku przez Fryderyka I u gdańskich mistrzów złotnictwa. Pierwotnie zdobiła gabinet w podberlińskim pałacu Charlottenburg. Ściany pokoju o wymiarach 10,5 na 11,5 m pokrywały precyzyjnie dobrane i obrobione kawałki bursztynu. W 1716 roku Fryderyk Wilhelm podarował komnatę Piotrowi Wielkiemu na dowód przyjaźni i sojuszu Prus z Rosją. Tak arcydzieło znalazło się w Petersburgu, najpierw w pałacu letnim, a potem zimowym. W 1743 roku gabinet rozbudowano dodając lustra, a także meble. Od 1755 roku dzieło zdobiło komnatę pałacu w Carskim Siole, gdzie przeniosła je carowa Elżbieta. W 1941 roku Niemcy wywieźli ją w skrzyniach do Królewca, gdzie była do 1944 roku. Podczas ewakuacji zapakowano ją powtórnie do skrzyń i schowano w zamkowych podziemiach. To ostatnia pewna informacja, jaką do dzisiaj mamy o tym dziele. Zajmując zamek 9 kwietnia 1945 roku, Armia Czerwona nie znalazła już komnaty. Obecnie w pałacu Katarzyny w Carskim Siole znajduje się kopia zaginionej Bursztynowej Komnaty, ukończona w 2003 roku. Kopia kosztowała 11,5 mln dolarów, a w jej uroczystym otwarciu podczas obchodów trzechsetlecia Sankt Petersburga brali udział m.in.: Władimir Putin, Gerhard Schroeder i George Bush.

- Nikt nie zbadał tego tunelu, nie dotarł do jego wnętrza?
- Przebić się przez 17 metrów skały to kosztowne przedsięwzięcie, tym bardziej, że nie wiadomo, czy tam coś jest. A dookoła jest wiele innych tajemniczych kompleksów. Niemcy doskonale wykorzystywali naturalne położenie zamków do urządzania kryjówek. Teren był skalisty, bez zagrożenia, że może się obsunąć na skutek działania sił przyrody. Wystarczyło tylko wywiercić w skale tunel, zalać wejście betonem i zamaskować je, wysadzając skały. Nikt nie znajdzie.

- Ale przecież ktoś musiałby widzieć taki wybuch.
- O, tak, czasem świadków jest aż za dużo.

- Jak to?
- Wszystko po to, by zmylić ewentualnych amatorów poszukiwania zrabowanych kosztowności. Być może właśnie tak jest z Bursztynową Komnatą. Mam tutaj na myśli tzw. strażników skarbu, których hitlerowcy na pewno zostawili.

- Ich istnienie to nie bajka?
- Potwierdzają to dokumenty. Na przykład wojska amerykańskie odnalazły takich ludzi, którzy w Austrii pilnowali złota ukrytego przez esesmanów w tartaku w Taxenbach. Na Dolnym Śląsku powtarzają się informacje o dziwnych ludziach, którzy nie uciekli przed wojskami radzieckimi, współdziałali z polskimi władzami i nagle znikali.

- Ci lidzie dziś musieliby mieć ze sto lat...
- Tajemnic skarbu mogą strzec ich potomkowie lub inni przysłani na ich miejsce. Nikt do końca nie wyjaśnił losów tych ludzi. Być może zlikwidowało ich UB, które bardzo intensywnie poszukiwało hitlerowskich skarbów. Nie wiadomo jednak, czy z tych poszukiwań zachowały się jakieś dokumenty.

- Jednym z ludzi, którzy znali losy Bursztynowej Komnaty, był Erich Koch, zarządca niemieckich Prus Wschodnich.
- Jego osoba to kolejna zagadka związana z Komnatą. Oficjalnie dzisiaj wiemy, że mimo wielu wysiłków polskich tajnych służb nie udało się od niego wydobyć tej tajemnicy. Zakładano mu nawet podsłuchy w celi.

- A on milczał.
- I tego właśnie nie wiemy. Po wojnie został przekazany stronie polskiej i skazany na karę śmierci. Wykonanie wyroku jednak odwlekano, aż umarł śmiercią naturalną. Myślę, że nie wykonywano wyroku właśnie w nadziei na wyjawienie przez niego miejsca ukrycia komnaty. Koch zmarł dopiero w 1986 roku w więzieniu w Barczewie w wieku 90 lat.

- Nie uważa pan jednak, że Koch za cenę życia mógł zdradzić sekret?
- Jeśli to zrobił, to na pewno szybko się tego nie dowiemy. Myślę jednak, że warto się zastanowić nad innym tropem, jaki pojawia się w tej sprawie. Pomijając już zamki Dolnego Śląska, jako ewentualne miejsce ukrywania skarbów. Mam na myśli tajną organizację ODESSA, zajmującą się powojenną pomocą byłym hitlerowcom. Przecież do tego, by mogli żyć pod zmienionymi nazwiskami w krajach Ameryki Środkowej i Południowej, potrzebne były ogromne fundusze. Niemcy musieli je mieć ze sprzedaży zrabowanych dzieł sztuki. Wciąż jest jeszcze mnóstwo rzeczy, w tym wspaniałych arcydzieł sztuki, których po wojnie nie udało się odnaleźć. Jedną z organizacji o nazwie "Pająk", wchodzącą w skład ODESSY, kierował Otto Skorzeny, wsławiony uwolnieniem Mussoliniego.

- Sugeruje pan, że mógł się on zająć "upłynnieniem" komntaty?
- Nie można tego wykluczyć. Dlatego być może komnata zdobi jakiś pałac amerykańskiego miliardera, który w wielkiej tajemnicy cieszy się jej widokiem.

- Ile może być dzisiaj warta?
- Około pół miliarda dolarów.

- Ja jednak wolę wierzyć, że wciąż spoczywa w którymś z dolnośląskich zamków i kiedyś zostanie odnaleziona.
- (śmiech) Ja również.

- Może to pan powinien zająć się jej znalezieniem.
- Nie. Skarby wcale mnie nie pociągają, w rozumieniu ich materialnej wartości. Wolę raczej penetrować dokumenty czy jakieś plany z nimi związane, odkrywać tajemnice historii, niż szukać skarbów. Gdybym natomiast zajął się tym na poważnie, to zaangażowałbym do tego wszystkie możliwe siły, z wojskiem itp.

- Może jednak warto to zrobić?
- Jak powiedziałem: pasjonuje mnie historia, nie skarby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska