Helena Modrzejewska - jedna z najwybitniejszych polskich aktorek w historii

fot. Archiwum
Helena Modrzejewska
Helena Modrzejewska fot. Archiwum
- W XIX wieku Helena Modrzejewska zarabiała za oceanem więcej niż najlepiej dziś opłacane aktorki świata - mówi prof. Emil Orzechowski.

- Właśnie mija setna rocznica śmierci Heleny Modrzejewskiej, jednej z najwybitniejszych polskich aktorek w historii. Ile jest prawdy w opowieści, że Modrzejwska potrafiła zafascynować amerykańskich słuchaczy deklamowaniem polskiego alfabetu?
- Recytowanie alfabetu, tabliczki mnożenia - to były miłe zabawy salonowe wybitnych aktorów drugiej połowy XIX wieku. Modrzejewska też w takich grach uczestniczyła, ale wnosiła w nie swój przekorny, niepowtarzalny wkład. 10 marca 1880 roku pisze do warszawskiej przyjaciółki, że debiutowała na ekskluzywnych salonach londyńskich. "Panie [...] tłumnie zbierały się wokół mnie w zwartym kręgu i prosiły, bym coś recytowała, bo chciały znaleźć pretekst, aby mnie zmusić do mówienia. Powiedziałam im, że umiem tylko wiersz "Hagar na puszczy" K. Ujejskiego. "Brawo" zakrzyknęły. "Ale", kontynuowałam, "znam go tylko po polsku". "Niech więc będzie po polsku", orzekły. (...) Możesz sobie wyobrazić, jak byłam urzeczona delikatnością serca tych starych Angielek, które nie rozumiejąc ani słowa, płakały!".

- Jaką kobietą była Modrzejewska? Mądrą?
- Mądrą na pewno - już choć - by cytowany przykład na to wskazuje. "Niepospolicie inteligentna i wrażliwa, była wielostronnie utalentowana; nieźle rysowała, a jej styl zachwycił kiedyś Norwida, który przypadkiem przeczytał jej list ("Udatnego więcej, nie pomnę żebym po polsku czytał"). To Norwid, który żałował, że talentu nie poświęca literaturze, bo mielibyśmy największą polską pisarkę.

- Piękną?
- To pojęcie względne. Żaden malarz nie potrafił uchwycić jej rysów twarzy - tak była żywa, zmienna. Bardzo krytyczny i kompetentny "Słownik Biograficzny Teatru Polskiego" daje taką oto syntezę: "Była jedną z najpiękniejszych kobiet swojej epoki. Miała nieskazitelnie regularne rysy, duże, wyraziste oczy, ciemne, ale nie czarne, długie włosy, również ciemne, ale również nie wpadające w czarny kolor. Smukła, wiotka, gibka w ruchach, długo zachowała wielką sprawność fizyczną (dobrze pływała, do późnego wieku uprawiała jazdę konną). Głos miała dobrze postawiony - ale niezbyt duży. Tylko usilna praca poszerzyła jego naturalną, dość wąską skalę (mezzosopran) o nieco niższe rejestry. Za to z reguły zachwycano się barwą i melodyjnością jej głosu...".
- Była wyzwolona?
- O, tak, i to pod wieloma względami. Uwielbiali ją mężczyźni, ale jeszcze bardziej uwielbiały ją kobiety, a zwłaszcza dziewczęta. Zresztą - o czym tu mówić? Jako jedyna wystąpiła dwukrotnie na światowym Kongresie Kobiet w Chicago (1893), nie zrezygnowała ze sceny po wyjściu za mąż za Karola Chłapowskiego, przedstawiciela jednego z najbardziej zasłużonych polskich rodów. Sama, siłą swojej woli, wydobyła się z młodzieńczych, bardzo ryzykownych sytuacji. Często grała role kobiet "upadłych", nadając im cechy sympatyczne; próbowała przekonać publiczność do bohaterek Sudermanna i Ibsena. Znała jednak granice konwencji. W jednym z listów pisała do amerykańskiej przyjaciółki: "Absurdem byłoby mówić, że mąż i żona to jedno. Gdy odpowiadałam na twój list, mój pan i władca był w Kalifornii, lecz natychmiast gdy przyjechał, poinformowałam go o naszych planach. Zrobił wówczas skwaszoną minę". I dalej: "Ponieważ mężczyzny honor jest ważniejszy niż kobiety, muszę złamać moje przyrzeczenie, aby on mógł dotrzymać danego słowa".

- Podobno Modrzejewska była dzieckiem nieślubnym?
- Tak, była dzieckiem nieślubnym, późno ochrzczonym. Miała wiele rodzeństwa; trudno się w tym rozeznać. Plotka mówi, że była dzieckiem księcia Sanguszki, którego córka - zresztą też Helena - była jakoby bardzo do naszej bohaterki podobna; obydwie panie znały się.

- Co jednak nie przeszkodziło hrabiemu Chłapowskiemu poślubić tę kobietę z nizin społecznych, a na dokładkę aktorkę, co w XIX w. brzmiało prawie jak kurtyzana...
- ... I chyba nieomal tak było, choć o nizinach trudno tu mówić, bo wdowa Bendowa dysponowała po swym mężu - kupcu i rajcy miejskim - sporym majątkiem. Faktem jest jednak, że jej dwie kamienice przy ul. Grodzkiej zniszczył pożar Krakowa w roku 1850. Helenka miała wówczas 10 lat; trzeba było zaczynać od nowa. Podlotkiem zauroczył się wtedy bywalec domu, bardzo podejrzany osobnik - Gustaw Zimajer (nadto żonaty wcześniej). Z nim to, będąc w ciąży, 20-letnia wówczas Helena opuszcza Kraków. W roku 1860 urodziła syna - Rudolfa; bodaj dwa lata później córeczkę - Marię. Przedsiębiorczy Zimajer zorganizował w Bochni teatralny zespół amatorski, w którym Helena debiutowała i z którym, wraz z Zimajerem (już jako "małżeństwo" Modrzejewscy) ruszyła w nieprawdopodobnie męczącą wędrówkę na trasie: Nowy Sącz, Rzeszów, Przemyśl, Sambor, Stanisławów, Brzeżany, Brody. Potem był Lwów, Stanisławów i meta w Czerniowcach, wieloetnicznym mieście. Stamtąd podjęta nieudana próba wejścia na scenę wiedeńską, powrót do Czerniowiec; tam zmarła 4-letnia wówczas jej córka.
Nie wiemy, jakie okoliczności spowodowały, że w roku 1865 Modrzejewska uciekła od Zimajera i z pomocą przyrodnich braci wróciła do Krakowa; dostała angaż do teatru. Od tej pory jest to nowa, diametralnie inna niż dotychczas osobowość. Teatr krakowski jeździł na gościnne występy m.in. do Poznania; tam Helenę poznał Karol Chłapowski. Nie była to już dawniejsza, naiwna aktoreczka prowincjonalna; była to gwiazda najlepszej wówczas sceny polskiej; była to ponadto dama wielkiego formatu: koleżeńska, towarzyska, ale trzymająca na dystans wszystkich, wcale licznych admiratorów. Była to też nieszczęśliwa, zrozpaczona matka, gdyż ukochanego syna wykradł z jej garderoby teatralnej ojciec; odzyskała go po długich staraniach, za wysokim odszkodowaniem. Podsumowując ten wątek, można stanowczo powiedzieć, że gdy Karol poznał Helenę, była ona na wyżynach osiągalnych dla aktorki galicyjskiej, była zgoła inną osobowością niż kilka lat wcześniej. Skoro otwarty był dla niej salon Potockich w pałacu "Pod Baranami", żadne salony w Polsce nie mogły być przed nią zamknięte. Inna rzecz - małżeństwo z partnerem z tzw. wyższych sfer. To automatycznie oznaczało rezygnację z kariery scenicznej. W jej przypadku była to długa i wcale nie do końca rozstrzygnięta batalia o zaakceptowanie przez klan Chłapowskich. Karol ją jednak kochał, ona go zapewne też, a z całą pewnością rozumieli się doskonale i wszelkim wyzwaniom losu stawiali czoła razem.
- Co pchnęło Modrzejewską do aktorstwa?
- Może była to atmosfera domu; bracia byli artystami: Feliks dobrym aktorem, Szymon muzykiem, Adolf budowniczym, który to m.in. odnawiał Sukiennice. Wszystko jedno, kto nazywał się Benda, kto Opid, kto Misel - to była jedna rozumiejąca się dobrze rodzina skupiona wokół mamy - Józefy. Może to była atmosfera Krakowa: prowincjonalnej dziury z wielkimi ambicjami patriotycznymi. Była to na pewno też i egzaltacja, sięgająca niekiedy granic zatracenia poczucia rzeczywistości; cudne są wspomnienia dziecięcych konwersacji Heleny z Matką Boską - figurką na domu naprzeciwko jej okna. Zaś impulsy bezpośrednie były dwa: ambicje Zimajera, by mieć własny zespół teatralny (nie zapominajmy, że gdy rzuciła go Modrzejewska, znalazł wielki talent Adolfiny Wodeckiej - początkowo występowali jako Modrzejewscy! I ukształtował karierę ich córki - nota bene Heleny; słynnej Zimajerki). A impuls drugi to cel charytatywny występu amatorskiego w Bochni. To zdumiewające, ale taka ona była: życie sceniczne zaczęła, by pomóc potrzebującym, życie sceniczne zakończyła występem w Los Angeles na dochód ofiar strasznego trzęsienia ziemi na Sycylii.

- Po co właściwie Modrzejewska popłynęła za ocean, do Ameryki? Dla sławy czy dla pieniędzy?
- I dla sławy, i dla pieniędzy, choć tych ostatnich zarabiała - jako gwiazda sceny warszawskiej - wystarczająco dużo. Pisała kiedyś w liście do warszawskiej przyjaciółki: "Szalony, kto nie chce wyżej, jeżeli może". I to była cała Modrzejewska. Miała do wypełnienia pewną misję; pewnie określiła ją jeszcze w czasach krakowskiego nad sobą namysłu. Myślę, że było to jakoś tak: chcę, muszę pokazać światu, że Polka (z Krakowa) potrafi być najlepsza w swojej profesji. A jakież w niej jest zadanie najtrudniejsze, najbardziej ambitne? Zagrać największego z dramaturgów świata, Szekspira, w jego języku, w jego ojczyźnie. Dlaczego najpierw była Ameryka, i to nie Nowy Jork, nie Boston, ale Kalifornia i San Francisco - to opowieść osobna o tym, jak budować skuteczną strategię osiągnięcia tak ambitnego celu. A pieniądze? Pieniądze to tylko środek potrzebny by wyżyć, by innym pomagać. Tak! By innym pomagać. Modrzejewska zapłaciła wielką grzywnę za zerwanie kontraktu ze sceną warszawską, zapłaciła Zimajerowi za wykup i potem na wykształcenie syna, utrzymywała matkę i niewiarygodnie głodną pieniędzy bliższą i dalszą rodzinę. Potrzebowała pieniędzy na kostiumy, na utrzymanie farmy (bo tak sobie życzył jej mąż), listę można długo kontynuować. Ale zobaczmy, co pisze do matki z Kalifornii, gdy wszystko postawiła na jedną szalę: wygra albo przegra. "Sprzedałam wiele rzeczy, zastawiłam moją biżuterię i koronki i pożyczyłam trochę pieniędzy, tylko trochę, na przygotowanie kostiumów...". Po debiucie, przyjętym entuzjastycznie (choć nie od razu) pisze, jakże inaczej: "Droga do bogactwa stoi otworem. Już mi proponowano 50.000 dolarów na rok plus wydatki związane z podróżowaniem. Nie przyjęłam, bo to za mało ...". 50.000 dolarów w roku 1877 to jest "za mało"!!! Było to więcej, niż zarabiają dziś najlepiej opłacane aktorki świata!!! A zaraz potem przytomnieje i donosi matce: "Zapłacili mi za moje występy dobrze, jako że wzięłam 1.700 dolarów za dwa tygodnie. Ale miałam 1.000 dolarów długu...".

Sylwetka

Sylwetka

Prof. dr hab. Emil Orzechowski - najwybitniejszy polski i międzynarodowy znawca życia i dzieła Heleny Modrzejewskiej. Profesor zwyczajny Uniwersytetu Jagiellońskiego, wykładowca m.in. w Stanford University, State University of New York of Buffalo.

- To prawda, że Modrzejewska miała licznych i znanych admiratorów i piewców jej talentu?
- To wyjątkowo doborowe grono. W kręgu zauroczonym przez Helenę byli m.in. Adam Chmielowski (dziś święty; malował jej portret nadnaturalnej wielkości), Stanisław Witkiewicz (twórca stylu zakopiańskiego), Henryk Sienkiewicz (laureat nagrody Nobla), Henry W. Longffelow (największy wówczas poeta amerykański), Oskar Wilde (najbardziej ekscentryczny artysta w Anglii), Stanisław Wyspiański... A przecież nawet Karol Wojtyła przywołał jej postać, pisząc "Brata naszego Boga".

- O każdym wielkim człowieku krążą setki anegdot. O Modrzejewskiej pewnie też. To sympatyczne opowiastki czy raczej złośliwe?
- W Warszawie jej czasów było i sympatycznie, i złośliwie. Między innymi warszawska złośliwość motywowała jej wyjazd za ocean. Potem, co zupełnie zdumiewające, nawet największe brukowce amerykańskie nie znalazły w niej skazy. Jedna z gazet próbowała montować jej romans z E. Boothem (licząc pewnie na zazdrość Karola Chłapowskiego), ale spotkała się z taką reakcją, że pokornie przeprosiła. Oczywiście, także i w Ameryce krążyły dziwne, tajemnicze opowieści: że w jej domu - Ardenie w Santiago Canyon - są jakieś niesamowite czerwone szyby w oknach - wiele było domysłów, ale to była po prostu ciemnia fotograficzna, bo Madame eksperymentowała z fotografią; były wiadomości o morderstwach na farmie - to była niestety prawda, o słynnym bandycie Torresie w górach farmę otaczających, etc., etc. - wszystko to jednak jakby poza nią, mało tego, jakby budujące wizerunek tajemniczej damy. Ale i tak najbardziej lubię historyjkę o tym, jak to jakaś firma ochroniarska wyniosła z jej wagonu (bo Madame podróżowała często wagonem o nazwie nieistniejącego państwa Poland albo o nazwie Modjeska) szkatułkę z kosztownościami, by ją zdeponować w banku. Ileż było wiadomości o tym, że to klejnoty od królowej brytyjskiej, od carycy, itp., podczas gdy były to zwykłe świecidełka za parę dolarów.

- Czy wszystko już wiemy o życiu i twórczości Heleny Modrzejewskiej?
- Oczywista, że nie. By dać przykład; podobno w roli Marii Stuart miała w rękach Biblię drukowaną po węgiersku; sama pisała o swej domieszce krwi węgierskiej. W USA odnajdują się dziesiątki nowych eksponatów z nią związanych: listy, zastawy stołowe z jej nazwiskiem, karty do gry Modjeska, cukierki, perfumy, mydełka, etc., etc. Ale największa luka to kulisy zakazu jej występów na terenie Rosji; jej jakoby wywiezienie przez policję z teatru w Dublinie, aby uniknąć demonstracji... wiele jeszcze do zrobienia.

- Dziękuję za rozmowę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska