Andrzej Polak: Dawno mnie skreślili

fot. Sławomir Mielnik
fot. Sławomir Mielnik
Rozmowa z Andrzejem Polakiem, trenerem MKS-u Kluczbork.

Andrzej Polak przyszedł do Kluczborka rok temu. Za cel w postawiono mu utrzymanie, a tymczasem wraz z piłkarzami wygrali ligę i awansowali na zaplecze ekstraklasy. W Kluczborku nie będzie jednak pracował, gdyż nie przedłuży wygasającej 30 czerwaca umowy.

- Co musi zrobić trener, żeby po osiągnięciu sukcesu nadal pracować?
- Jest takie piłkarskie przysłowie, że trenera bronią wyniki. Pod tym względem chyba nie można mi nic zarzucić. Trener powinien mieć też dobre relacje z zawodnikami, zarządem klubu i kibicami.

- A jakie były te relacje?
- Kibic ma swoje prawa. Płaci za bilet i wymaga dobrej gry. U nas raz była lepsza, raz gorsza. Efekt był jednak znakomity. Kibicom chyba nie dałem powodu, by mogli na mnie specjalnie narzekać. Jeśli chodzi o zawodników to każdy z nich wiedział, że w każdej chwili może przyjść i porozmawiać. Przeprowadziłem też kilka rozmów indywidualnych z własnej inicjatywy. W każdej grupie są tarcia, ale u nas nie wychodziły one poza szatnię. Nie jestem katem, pracowałem już w kilku klubach i w żadnym nie mam wrogów. Zawsze można się ze mną dogadać. Działacze natomiast nie dawali mi żadnych znaków, że coś im nie odpowiada, czy przeszkadza.

- Czemu nie skorzysta pan z nowej oferty MKS-u?
- Gotów byłem na wiele ustępstw, ale według mnie oferta była złożona tylko dlatego, żeby zarząd miał alibi przed opinią publiczną Odbiór jest taki: działacze są czyści, bo przedstawili mi ofertę, a ja z niej nie skorzystałem. Nie mogłem jednak się zgodzić, bo straciłbym szacunek do samego siebie.

- Poszło o pieniądze?
- Wynagrodzenie to był jeden z elementów. Zaproponowano mi podwyżkę w wysokości 500 złotych miesięcznie. W zamian za to miałbym zrezygnować z pracy w szkole lub przejść w niej na pół etatu. Środowisko piłkarskie jest małe i pewne rzeczy nie jest trudno ustalić. W II lidze byłem jednym z najsłabiej opłacanych trenerów. Według warunków, które przedstawiłem, w I lidze miałbym z pewnością jedną z najniższych, jeśli nie najniższą wypłatę. Mimo wszystko byłem gotowy do negocjacji i "spotkania" gdzieś po środku. Działacze MKS-u już nie byli skłonni negocjować. Mogę więc uznać, że tak naprawdę nie chciano mnie w Kluczborku.

- Co zatem przesądziło o pańskiej odmowie?
- Zabolało mnie to, że nim rozpoczęto ze mną rozmowy działacze już rozglądali się za innymi trenerami. Nikt mi o tym otwarcie nie powiedział, a środowisko jest małe i takie rzeczy wychodzą na wierzch. Wiem, że byłem któryś w kolejce. To pokazuje, że nie miałem poparcia czy też ważnego w tej pracy zaufania ze strony zarządu. Po tym jak awansowaliśmy przez ponad tydzień nikt ze mną nie rozmawiał, a sprawa skończyła się w 20 minut. To nie tak ma wyglądać.

- Wyczuwam żal...
- Bo jest. Rok temu dano mi szansę pracy w II lidze, którą chyba wykorzystałem. Wygraliśmy rozgrywki, byliśmy najlepsi w rundzie wiosennej. A przecież MKS to klub półamatorski. Miałem pomysł na zespół w I lidze, ale go nie zrealizuję.

- A może trzeba było się zgodzić na warunki działaczy? Była szansa pracować w I lidze zdobyć najwyższy stopień trenerski - licencję UEFA Pro.
- Powtarzam, że byłem gotowy na wiele ustępstw. Są jednak pewne nieprzekraczalne granice w rozmowach. Jestem poważnym człowiekiem i tak chciałem być traktowany. Niestety ostatnie dni i sposób potraktowania mnie przelał czarę goryczy. Nie oznacza to jednak, że źle życzę klubowi. Będę za drużynę mocno ściskał kciuki w I lidze, bo przecież spędziłem z nią rok czasu i razem wiele osiągnęliśmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska