Joanna Brodzik nad rozlewiskiem

fot. Robert Pałka Palka/ Fotos-Art TVP S.A.
Gosia (Joanna Brodzik) i jej mama Basia (Małgorzata Braunek).
Gosia (Joanna Brodzik) i jej mama Basia (Małgorzata Braunek). fot. Robert Pałka Palka/ Fotos-Art TVP S.A.
Urodziła bliźniaki, zmieniła fryzurę i po dwuletnim urlopie macierzyńskim, którego sama sobie udzieliła, wróciła na plan. I zmieniła tożsamość. Od trzech miesięcy jest Gosią. Kobietą po przejściach, która odpadła z wyścigu szczurów, uciekła z wielkiego miasta i zamieszkała na Mazurach.

Lada dzień Joannę Brodzik weźmie na języki co najmniej 600 tysięcy Polek. Każda z nich ma przecież w głowie swoją Gosię, taką, jaką podpowiadała im wyobraźnia, kiedy śledziły losy bohaterki książki Małgorzaty Kalicińskiej.

- Zmierzyć się z ich wyobrażeniami to duże wyzwanie - przyznaje aktorka. - Ale ja lubię wyzwania. Dla mnie przede wszystkim to zmierzenie się z własnym wyobrażeniem o świecie stworzonym przez autorkę powieści. Wierzę, że widzowie polubią tę filmową wersję "Domu nad rozlewiskiem".

Mazurskie ciepełko

Trzy lata temu na naszym rynku wydawniczym doszło do prawdziwego trzęsienia ziemi. Do księgarń trafiła debiutancka (!) powieść 50-letniej wówczas Małgorzaty Kalicińskiej. I ku zaskoczeniu wszystkich, także samej autorki, sprzedawała się błyskawicznie, jak - nie przymierzając - świeże bułeczki. Zanim pojawiły się pierwsze recenzje, pocztą pantoflową jedna pani drugiej pani donosiła z błyskiem w oku: "Musisz to przeczytać, ta książka przywraca radość życia, udowadnia, że kowalem swego losu każdy bywa sam".

- Mówi się, że nie trzeba mieć doświadczenia w mordowaniu ludzi, żeby zagrać mordercę, ale coś w tym jest - śmieje się Joanna Brodzik. - Trudno wytłumaczyć komuś, kto nie ma dziecka, co oznacza dla matki, gdy nie może go mieć przy sobie. Albo tłumaczyć młodziutkiej, pięknej dziewczynie, jak to jest, kiedy stajesz się dla mężczyzn niewidzialna. Tak, do tego trzeba dojrzeć. Cieszę się, że na mnie i moją dojrzałość ta rola zaczekała.

A było tak: zbliżająca się do pięćdziesiątki warszawianka, żona i matka dorastającej córki, z dnia na dzień traci pracę w agencji reklamowej. Szef wywala ją na bruk, bo "zrozum kobieto, jest reorganizacja", mąż nie podaje mocnego ramienia, bo go nie ma, taki bardziej mięczakowaty z niego facet. Skołatane nerwy kobiety na zakręcie ukoić próbuje jedynie jej poczciwa teściowa. I to ona podsuwa synowej lek na całe zło. Jedź do matki, mówi, pogódź się z nią i z dala od tej całej awantury przemyśl swoje życie. Gośka przełamuje opory, dzwoni do mamy Basi i jedzie do niej, zaszywa się w mazurskiej głuszy. To ma być rozwiązanie tylko na chwilę, na złapanie oddechu...
Takiego oddechu potrzebowała też sama Kalicińska. Zbankrutowała po-ca-ło-ści i rzecz jasna najpierw wpadła w czarną rozpacz. A potem: - Już zrezygnowałam z walki, siedziałam sama w tym upadłym pensjonacie na Mazurach, czekałam na syndyka. I zaczęłam pisać.

Miało być dla siebie, do szuflady. Wyszło inaczej i dziś, gdy "Dom nad rozlewiskiem" oraz kolejne dwa tomy mazurskiej sagi mają już status bestselleru, kobieta, która powołała go do życia mówi: - Chciałam napisać książkę, która dotuliłaby mnie, a zupełnie niechcący stworzyłam coś takiego, co dociepliło, dotuliło, dokołysało setki innych kobiet.

Pierwszą osobą, której dała do przeczytania maszynopis, była jej bratanica. Przeczytała i od razu powiedziała, że nawet jak nikt tego nie wyda, ona zrobi film, a najlepiej serial.
- Walczyła o niego ponad dwa lata, z uporem godnym lepszej sprawy - wspomina Małgorzata Kalicińska. - Przerobiłyśmy innych reżyserów, inne stacje telewizyjne. Każdy chciał to zmieniać po swojemu, a my chciałyśmy tylko przenieść to ciepełko z książki na ekran.

Aktorka, czyli kobieta

Kiedy reżyser Adek Drabiński ("Tajemnica twierdzy szyfrów", "Faceci do wzięcia") zapewnił, że nie będzie kombinował, że trzeba iść prosto do celu, a TVP dała carte blanche, na planie "Domu nad rozlewiskiem" padł pierwszy klaps. Chociaż "iść prosto do celu" oznaczało jednak parę zmian. Scenarzyści uznali, że akcję należałoby trochę podkręcić, w związku z tym przydałoby się też dwoje nowych bohaterów (w serialu pojawią się organista Maciej i śpiewaczka operowa). A i obsadę trzeba odmłodzić. Tak, żeby przed telewizory przyciągnąć nie tylko panie z roczników 40+, ale trochę młodsze również.

Na casting do roli głównej przyszły "trochę młodsze" mniej i bardziej znane gwiazdy naszej rodzimej kinematografii, ale wszystkie przebiła Joanna Brodzik, kiedyś zakochana w Tomku serialowa Kasia, potem Magda M.
- To było dawno, teraz Joasia to już nie dziewczyna, ale kobieta. Jest fajną babką i nie ma żadnych gwiazdorskich humorów - Katarzyna Kalicińska-Goczał, producentka serialu, jeszcze przed jego emisją nie ma wątpliwości, że ona i jej ekipa dokonali właściwego wyboru.
Ciocia, ta, która w jej ręce złożyła losy ekranizacji swojej książki - co podkreśla z naciskiem - do obsady się nie wtrącała, a poza tym nie ma zwyczaju oceniać aktora, zanim on nie zagra. Z drugiej strony Joasię zna (obie publikują felietony w piśmie "Bluszcz") i uważa za jedną z ciekawszych polskich aktorek. Która teraz w życiu prywatnym przekroczyła Rubikon - została mamą i ma prawo do pełnokrwistej roli dojrzałej kobiety.
Choć gwiazda się do tego nie przyznaje, Katarzyna Kalicińska-Goczał wie, że "Joasia jest w bardzo dużym stresie, jak zostanie przez telewidzów przyjęta".

- Kiedyś była straszna zadyma z wyborem Małgosi Braunek do roli Oleńki w "Potopie" - przypomina autorka "Domu nad rozlewiskiem". - A potem okazało się, że jednych do siebie przekonała, innych nie. Tak już jest.
Małgorzata Braunek pojawia się tu nieprzypadkowo. W serialu Adka Drabińskiego przypadła jej rola Basi, mamy z Mazur.

Gdzie jest ten dom?

Nie ma? Ojej, to szkoda - wzdychają na spotkaniach autorskich fanki prozy Kalicińskiej, gdy dowiadują się, że cudowny, kolorowy, otoczony zielenią i wodą, z wielką kuchnią i werandą dom jest tylko wytworem wyobraźni, tak naprawdę nie istnieje.
- Jak to nie!? - protestuje Joanna Fedorowicz, drugi kierownik produkcji. - Przecież to mój dom! Jak przeczytałam książkę, od razu to wiedziałam. Z wyborem filmowego planu nie było problemu.
I od ponad dwóch miesięcy w zacisznym zakątku pod Olsztynem trwają zdjęcia do serialu. Właścicielka domu ma nadzieję, że jakby co, turyści tu raczej nie trafią, bo w tej głuszy nawet telefony rzadko dzwonią z powodu kiepskiego zasięgu.
Ekipie filmowej oddała wszystko bez reszty.
- Grają moje meble, moja kuchnia, moje kominki - wylicza Joanna Fedorowicz. - Tylko ściany mi przemalowali. Jak się już to wszystko skończy, będzie trzeba odmalować na nowo, bo jestem przywiązana do białego. Ale tak w ogóle to ciekawa jestem, jak ten mój dom nad rozlewiskiem wyjdzie na ekranie.

Katarzyna Kalicińska już się umawia z koleżankami na sabat czarownic. 4 października wszystkie będą siedzieć przed telewizorem. Małgorzata Kalicińska myśli sobie, że kiedy ten swój świat z powieści zobaczy w TV, to będzie "niezłe trzepnięcie".
A Joanna Brodzik vel Gosia? - Z radością po ponad dwóch miesiącach na Mazurach spakuję dobytek i z całą rodziną wrócę do domu. Chcę znów pobyć trochę z dziećmi. A co będzie potem, zobaczymy..

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska