Profesor Jerzy Vetulani: W każdym z nas tkwi mr Hyde

fot.www.instytucja.pan.pl
fot.www.instytucja.pan.pl
- Najbardziej chamskie opinie dochodzą do głosu w internecie, gdzie można zachować anonimowość. mówi prof. Jerzy Vetulani, kierownik Zakładu Biochemii w Instytucie Farmakologii PAN w Krakowie.

- Nie tak dawno Michael Simkin zaproponował test - rozwiązujący mieli wskazać, które z przedstawionych obrazów namalował artysta, a które szympans. Wielu miało kłopot z rozpoznaniem.
- Chodziło o udowodnienie, że małpa potrafi stworzyć dzieło o takim samym walorze estetycznym, jak abstrakcjonista, chociaż bez przemyślenia. Bo pewno abstrakcjoniści myślą, natomiast małpa działa spontanicznie, jak dziecko.

- A co sądzić o altanniku? Ten ptak potrafi pięknie, symetrycznie dekorować okolice swojego gniazda... I czy oba te przykłady nie obalają przekonania o wyższości człowieka jako istoty kreatywnej?
- W przypadku człowieka tworzenie dla estetyki jest bardzo powszechne i niejako wprzęgnięte w rozwój cywilizacyjny, natomiast u altannika jest włączone w proces reprodukcyjny. Samice pozytywnie reagują na ładniejsze altanki.

- Innymi słowy u ptaków mamy do czynienia ze sztuką interesowną.
- Słusznie to pani zauważyła. Ani u małp, ani u altanników nie dochodzi - jak sądzimy - do kontemplowania dzieł sztuki. Mnóstwo małp nie maluje, pozostałe robią to w warunkach sztucznych. Wśród ludzi malowanie, śpiew, taniec są bardzo powszechne.

- Dlatego artyści mówią - życie to dla mnie malowanie, muzyka, nie wyobrażam sobie życia bez pisania...
- Właśnie. Twórczość jest integralną częścią naszej osobowości.

- Gdzie mieści się, jeśli w ogóle jest to do zlokalizowania - nasze poczucie piękna?
- Na pewno w sieciach neuronalnych, znajdujących się w naszym mózgu, które się kształtują pod wpływem różnych zewnętrznych sytuacji. Wiemy też, że do poznania estetycznego dochodzimy; to nie jest zawsze prosty zachwyt. Dużym wysiłkiem intelektualnym coraz lepiej potrafimy przeżywać i odbierać dzieła sztuki. Skomplikowane utwory muzyczne zwykle nie są akceptowane przez małe dzieci, trzeba wnieść trochę wysiłku, by je zrozumiały. Poza tym nasz odbiór dzieła sztuki jest zależny od uwarunkowań kulturowych. Większość Europejczyków po raz pierwszy słuchających muzyki Wschodu, np. arabskiej, będzie znudzona, natomiast muzyka polska będzie początkowo obca Arabom. Na podstawie badań, przeprowadzonych w Londynie, tam bowiem znajduje się Instytut Bioestetyki, można stwierdzić, że odpowiedzi mózgu na przedmioty, które wywołują w nas pozytywne wrażenia estetyczne, znajdują się w takich częściach kory mózgowej, które są wyłącznymi atrybutami człowieka.

- Jeszcze na chwilę wróćmy do świata zwierzęcego. Czy to możliwe, że delfiny, których mózg jest nieznacznie cięższy od półtorakilogramowego mózgu człowieka, mają także poczucie estetyki?M
- Oczywiście, z tym, że opiera się ono przede wszystkim, jeżeli nie wyłącznie, na modalności akustycznej, na dźwiękach. Delfiny, w odróżnieniu od nas, nie mają zdolności manualnych, natomiast ich tańce, skoki, są, być może, odpowiednikiem naszego baletu. Dźwięki, tak jak muzyka w Kościele prawosławnym - bez instrumentów muzycznych - są prawdopodobnie ich pieśniami, którymi prowadzą długie dyskursy. Jest to semantycznie zorganizowany system sygnałów.

- Na jakiej podstawie wysunął pan przypuszczenie, że delfiny posługują się językiem, którym rządzą formy gramatyczne?
- Było wiele badań na ten temat. Komputerowo przeprowadzona analiza dźwięków wydawanych przez jedne delfiny i odpowiedzi drugich pozwoliły stwierdzić, jak wyglądają sekwencje tonów i że można w nich dostrzec pewnego rodzaju prawidła. Przy czym zupełnie nie wiadomo, o co chodzi. To jest tak, jakby metodami komputerowymi analizowała pani występowanie spółgłosek, samogłosek i długości słów w Listach św. Pawła. Oczywiście to nie wyjaśni, co Listy zawierają, nie będzie pani z tej analizy wiedziała, że jeżeli "miłości bym nie miał, byłbym niczym". Można jednak na podstawie takiej analizy stwierdzić, czy kolejne Listy św. Pawła były pisane przez jednego, czy różnych autorów, ponieważ pewien układ semantyczny jest charakterystyczny dla części Listów, a inny dla pozostałych. Tak, że po zewnętrznym obrazie przekazu możemy coś o nim wnioskować.

- Nie znając języka...
- Nie znając języka. Tak więc uczeni są przekonani, że to, co "mówią" delfiny posiada ten sam walor, co mowa.

- W chorobie Alzheimera sztuka bywa ostatnią więzią ze światem. Czym to wytłumaczyć?
- Tym, że zniszczeniu ulegają pewne układy mózgowe, głównie związane z pamięcią, i niektóre funkcje wypadają. Natomiast nie musi dojść do zaburzenia estetyki. I nie tylko. Pewne rzeczy, które w mózgu są bardzo szeroko rozpowszechnione i prawdopodobnie obejmują więcej, niż tylko poszczególne części, wykazują dużą odporność na zniszczenie. Jedyny kontakt, jaki moja żona mogła nawiązać z moją stryjenką, cierpiącą na chorobę Alzheimera to było wspólne odmawianie "Ojcze nasz". Ta kobieta, głęboko religijna, potrafiła tę sekwencję z satysfakcją, jak się wydaje, powtarzać. To, co było wszystkim, ginie na końcu. Chociaż... Przeprowadzono ciekawe badania w Indiach, gdzie bardzo wielu ludzi mówi kilkoma językami. Innym językiem mówi ojciec, innym - matka, wszyscy znają angielski jako język oficjalny, znają hindu, ze względów religijnych znają sanskryt. Zbadano osoby wielojęzyczne, które uległy otępieniu, żeby dowiedzieć się, które języki zanikają najpóźniej. Przewidywano, że będzie to język matki albo język religijny, tymczasem okazało się, że nie ma reguł. Opisywano wypadki, kiedy Polka, znająca niemiecki, ale biegle mówiąca po polsku, zaczęła nagle po wylewie mówić po niemiecku i zapominała polskiego.

- Oglądałam obrazy i gobeliny wykonane przez pacjentów szpitala psychiatrycznego w Branicach. Schizofrenicy są w stanie tworzyć bardzo piękne rzeczy...
- Kiedy jesteśmy zdrowi, kora mózgowa zarządzająca między innymi naszym systemem wartości, hamuje naszą ekspresję, jeśli chodzi o dzieła sztuki, a także o inne zachowania.. Zwłaszcza dotyczy to wypowiedzi o zabarwieniu erotycznym, które wydają się wstydliwe. Natomiast w momencie, gdy hamulce znikają, a dzieje się to przy otępieniach, także przy schizofrenii, uaktywniają się sfery do tej pory hamowane. I wtedy przestajemy się zastanawiać, czy rzecz przystoi i czy zestaw kolorów pasuje czy nie, nie zważamy także, czy to, co na obrazie odpowiada sytuacji zewnętrznej. Choroba psychiczna może pozwalać na zwiększenie kreatywności i wyłączać hamulce, dlatego także przy uszkodzeniach mózgu pojawiają się czasem kleptomanie, zachowania pedofilskie, wyzywanie, agresywność. W każdym z nas tkwi Mr Hyde, który jest trzymany na uwięzi przez doktora Jekylla i z tego musimy zdawać sobie sprawę. Bardzo wiele religii zakłada, że człowiek jest istotą z gruntu złą i musi nad sobą pracować, ażeby dobrze funkcjonować społecznie i stać się istotą dobrą. "Siebie samego zwyciężyć, największe zwycięstwo" - powiedział Kościuszko.

- Mózg pozostaje w części sferą nieodgadnioną. Czego o nim nie wiemy?
- Nie wiemy tego, czego jeszcze nie wiemy. Nie mogę powiedzieć, czy ta sfera nieznanego, która rozciąga się przede mną ma głębokość trzech milimetrów, czy dziesiątków lat świetlnych.

- Były publikowane informacje, że używamy zaledwie dziesięciu procent naszego mózgu.
- To są nieuprawnione spekulacje. Używamy całego mózgu, czego dowodzi fakt, że nawet przy małym uszkodzeniu wypada jakaś ważna funkcja.
W mózgu nie ma rzeczy niepotrzebnych czy nieużywanych. Prawdą jest natomiast, że niektóre procesy przebiegają poza obrębem naszej świadomości. Jeśli mamy przerwaną komunikację pomiędzy półkulami mózgowymi, tzw. rozszczepiony mózg, cała półkula, która nie jest dominująca pracuje i nic z tego w naszej świadomości nie ma. Doświadczenie uczy, że obszar niewiedzy jest nieskończony, że wejście w każdy problem generuje mnóstwo innych problemów. Pod koniec XIX wieku trwały dyskusje, czy ludzkość odkryła wszystko, co było do odkrycia. Dzisiaj wiemy, że na pewno nie. Czy jako dziecko przewidywała pani, że nie będzie najmniejszego kłopotu, żeby porozumieć się z kimś za pomocą telefonu komórkowego? Albo sprawdzić coś w Googlach, czy przenieść się w ciągu jednego dnia do Ameryki? Obszar nieznajomości z samej definicji jest nierozpoznany.

- Mówi się, że zatraciliśmy pewne sprawności, które posiadał człowiek pierwotny.
- Eksplorerzy Afryki byli zachwyceni, kiedy pewni Murzyni potrafili na szczycie drzewa dostrzec małą gąsienicę, jednym ruchem ręki rzucić kamieniem tak, że spadała im do ręki i potem ją zjadali. My tego nie potrafilibyśmy, bo dla nas to nie byłaby kwestia przeżycia, przeciwnie niż umiejętność sadzenia roślin czy zastrzelenia większego zwierza. Eskimosi rozróżniają kilkadziesiąt rodzajów śniegu. Dla mnie, dopóki nie zacząłem jeździć na nartach, śnieg był jeden. Tracimy pewne umiejętności choćby z tego powodu, że objętość tego, co mózg może przetworzyć, jest ograniczona.

- Ale może da się je przywrócić?
- Oczywiście. Gdybyśmy znaleźli się na bezludnej wyspie, na pewno tak by się stało.

- Możemy mózgowi jakoś pomóc?
- Już to robimy. Bo po co pijemy kawę, red bulla, czy wyciągi z girengu?

- Odbywa się to bezkarnie dla organizmu?
- Bezkarnie, przy zachowaniu limitów. Poza tym są metody mnemotechniczne oraz różne tabletki, z tym, że te ostatnie to droga na skróty i trzeba się liczyć z negatywnymi konsekwencjami. Studentom zalecam też inną metodę: - jesteście bardzo zmęczeni, połóżcie się na dwie godziny. Potem wszystko wejdzie wam do głowy.

- Ród Vetulanich pojawił się w Polsce w XVIII wieku. Nazwisko zdradza skąd przybyli.
- Z Vetulonii, jednego z dziewięciu miast etruskich. Uważamy, że jesteśmy potomkami Etrusków i Rzymian. Jeden z moich prapradziadów, prospektor geologiczny, pracował na rzecz cesarstwa austriackiego, poszukując skarbów w Tatrach, i starą metodą naszej rodziny umarł na serce. Jego syn pozostał w Polsce, znalazł dziewczynę, która w 1752 r., a więc jeszcze za Sasa, urodziła Jacobusa. Jacobus, który w metryce miał wpisane "pater alienus", czyli z ojca cudzoziemca, został nadsztygarem w Bochni. Do końca XIX wieku byliśmy górnikami solnymi.

Sylwetka

Sylwetka

Jerzy Vetulani - profesor nauk przyrodniczych, psychofarmakolog, neurobiolog, biochemik, kierownik Zakładu Biochemii w Instytucie Farmakologii PAN w Krakowie. Jeden z najczęściej cytowanych naukowców polskich. Prowadzone kilkadziesiąt lat badania w zakresie psychofarmakologii sprawiły, że uzyskał znaczącą pozycję wśród najwybitniejszych w świecie uczonych w tej dziedzinie. Prof. Vetulani był konsultantem naukowym filmu K. Zanussiego "Iluminacja".

- Pana ojciec, profesor Adam Vetulani, był profesorem, historykiem prawa polskiego i kościelnego. Nie poszedł pan jego śladem...
- Poszedłem śladem mamy, przyrodniczki. Zajmowała się fizjologią zwierząt, głównie embriologią, niestety, podczas wojny została raniona w głowę i z powodu tej kontuzji nie pozostało jej nic innego, jak zająć się popularyzacją wiedzy. Tak więc poszedłem za mamą, a brat, już nieżyjący, za tatą. Skończył prawo i filozofię.

- Pan zdał maturę z wyróżnieniem w liceum Nowodworskiego w Krakowie, skończył biologię i chemię. Gdyby nie przyczyny polityczne, znacznie wcześniej uwinął- by się pan z profesurą.
- Ale przeciwności właśnie wzmagają aktywność. Człowiek powinien mieć okazję z nimi walczyć.

- Mogłabym wymienić pana liczne odkrycia naukowe, np. zjawiska betadownregulacji, ale nawet nie wiem, co to znaczy...
- Swojego czasu wysunęliśmy wraz z Fridolinem Sulserem hipotezę, na jakiej zasadzie działają leki przeciwdepresyjne i ta hipoteza okazała się bardzo płodna w tym sensie, że zwróciła uwagę, że przy leczeniu nie tylko lek jest istotny, ale i to, w jaki sposób organizm na niego odpowiada, czy do tego leku się przystosowuje. Że dochodzi do współgrania. W wielu przypadkach reakcja organizmu na obecność leku pozwala na przezwyciężenie pewnych chorób. Można to porównać do lekkiego podparcia człowieka na równoważni, które sprawia, że potrafi on po niej przejść.

- W jakim momencie kariery naukowej zastępował pan Piotra Skrzyneckiego?
- Bardzo wcześnie. Pracowałem u profesora Janusza Supniewskiego jako asystent, równocześnie studiując chemię.

- Nie obawiał się pan, że występy na scenie nadszarpną autorytet?
- Wiedziałem, że nic mojego autorytetu nie nadszarpnie. Nigdy zresztą o niego nie zabiegałem. Sam przyszedł, nawet nie wiem jak.

- Nie szkoda było czasu i energii na działalność społecznikowską, na ubieganie się o fotel prezydenta Krakowa?
- Nie mogłem oprzeć się kolegom z "Solidarności". W czasach kiedy ten ruch był jeszcze nielegalny, działałem w zarządzie regionu małopolskiego. Miałem mnóstwo zainteresowań i, przyznaję, bardzo się rozpraszałem, ale uważam, że nie jest dobrze, jeśli poświęcamy się jednej rzeczy i nie wierzę, że gdybym obrał sobie tylko jeden cel, doszedłbym do lepszych wyników. Czasami trzeba trochę się oderwać, zebrać siły i uzyskać jakąś perspektywę. Nigdy zresztą nie wiadomo, co komu się przyda. Mnie bardzo przydała się praca prelegenta w Studenckim Dyskusyjnym Klubie Filmowym. Nauczyła mnie, jak mówić do grona ludzi, którzy chcą, żebym jak najszybciej skończył.

- Na koniec spytam o plany.
- W moim wieku? Lubię być niesiony życiem. A także dzielić się wiedzą i doświadczeniem z jak największą liczbą ludzi. Lubię wykłady dla seniorów i spotkania z dziećmi, bo, jak nikt inny, chłoną wiedzę. Doszedłem do wniosku, że dzielenie się wiedzą w moim wieku jest tym, w czym mogę być najskuteczniejszy.

- Do tego trzeba jeszcze ogromnych pokładów życzliwości...
- Jestem życzliwy i empatyczny, i uważam, że są to cechy, które trzeba propagować. Łatwo narzekać, że rośnie chamstwo. Najbardziej chamskie opinie dochodzą do głosu w internecie, gdzie można zachować anonimowość. Trzeba z tym walczyć, dając dobry przykład, będąc życzliwym, i rozumiejąc, że ci biedni sfrustrowani internauci to ludzie zagubieni, ale jeszcze zawsze coś może pozwolić im odnaleźć lepszą, mniej ich samych męczącą drogę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska