Dziś Dzień Babci

fot. Klaudia Bochenek
fot. Klaudia Bochenek
- Skoro mam ten komfort, że mogę wnuczkę rozpieszczać, to czemu nie? - pyta pani Irena Paszkiewicz-Chudy z Nysy, niegdyś dyrektorka Miejskiej i Gminnej Biblioteki Publicznej w Nysie, a obecnie babcia 5-letniej Julki. Pani Irena dziś także obchodzi swoje święto.

- Mały człowiek też ma swoje zdanie i warto go wysłuchać - uśmiecha się Irena Paszkiewicz-Chudy, spoglądając na bawiącą się w kąciku swoją pięcioletnią wnuczkę. - Rodzice podporządkowują dzieci pod swój rozkład dnia. Ja dzień podporządkowuję pod Julcię...

Co nie znaczy, że zupełnie nie ma czasu dla siebie. Babcine obowiązki zaczynają się w okolicach południa. Wówczas pani Irena gotuje obiad dla Julki, która wprawdzie ma go w przedszkolu, ale nie wiedzieć czemu lepiej smakuje u babci.

- Wszystko jest dobre - mówi rezolutnie pięciolatka.

- Nie może być inaczej, bo gotuję tylko to, co ona lubi - śmieje się pani Irena. - Pierogi, spaghetti, ryż, jakiś gulasz. Mąż narzeka, że w kółko to samo, ale przecież najważniejsza jest Julka!

O znaczeniu 5-latki w domu babci i dziadka świadczy choćby ilość mydeł na umywalce - białe, zielone, różowe, niebieskie... - Dzisiaj przecież zielone! - upomina babcię mała.

- Cóż, wybór zależy od tego, jaki Julcia ma aktualnie kolor bluzki - śmieje się babcia. - Wypada rano z synową uzgadniać, w co ubiera małą, żeby odpowiedniego mydła u mnie nie brakło...

Pani Irena wcale się tym nie irytuje. Oraz ciągłymi pytaniami Julki, zabawą, spacerami, koniecznością bycia na baczność. A jak trzeba, to i z opresji wyjdzie cało. - Przyszła z płaczem z przedszkola, że złamało jej się drzewko z masy solnej. I natychmiast trzeba robić nowe - opowiada. - A ja pojęcia bladego nie mam, jak się tę masę robi. To bach, do internetu i jakoś sobie poradziłyśmy, drzewko powstało w try miga.

Pani Irena świetnie sobie radzi, chociaż - jak mówi - tak naprawdę nie wie, jaka powinna być babcia. Zwłaszcza że swojej nie znała. - Pozostało zawierzyć intuicji, która do tej pory mnie nie zawiodła - uśmiecha się.

Jedno jest pewne - nie lubi małej spuszczać z oka. - To wielka odpowiedzialność - podkreśla. - Dlatego ciągle za nią łażę i sprawdzam, co robi, nawet jak jest w pokoju obok. Wiem, że jestem przewrażliwiona, ale chyba wszystkie babcie tak mają...

Babcie mają jeszcze to do siebie, że kochają swoje wnuki najbardziej na świecie. Prawdopodobnież bardziej niż swoje dzieci. A przynajmniej takie sprawiają wrażenie. - Uwielbiam ją przytulać i widzieć, jak mała czerpie garściami - przyznaje pani Irena. - Wszystko, rzecz jasna, sprowadza się do czasu, cierpliwości, głowy wolnej od stresu. Tylko na emeryturze można kochać w ten sposób.

Julka dobrze o tym wie i jak rodzice mobilizują ją do samodzielnego ubierania się, wzdycha ciężko i oznajmia, że babcia toby jej pomogła, bo ma "litościwe serce". - Skoro mam ten komfort, że mogę ja rozpieszczać i nieba uchylić, to dlaczego nie? - pyta pani Irena. - Mała ma jeszcze czas na samodzielność, dorosłość i gonitwę z czasem. Zatem póki mogę, będę ją prowadziła przez życie, zawsze dając przy tym możliwość wyboru i podejmowania własnych małych decyzji.

Pani Irena zastanawia się, kiedy po raz kolejny zostanie babcią. - Drugi syn, który mieszka we Wrocławiu, wprawdzie jeszcze potomstwa nie planuje, ale ja już mam w głowie całą logistykę - śmieje się. - Jak maleństwo się urodzi, to będę babcią studiującą - od poniedziałku do piątku we Wrocławiu, a na weekend do domu. No bo któż inny miałby zajmować się wnukiem, jeśli nie babcia?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska