Kto za tym stoi? Spiskowe teorie na temat przyczyn katastrof

Zbigniew Górniak
W nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku po zderzeniu z górą lodową zatonął podczas swego dziewiczego rejsu z Southampton do Nowego Jorku uważany za niezatapialny brytyjski transatlantyk "Titanic”.
W nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku po zderzeniu z górą lodową zatonął podczas swego dziewiczego rejsu z Southampton do Nowego Jorku uważany za niezatapialny brytyjski transatlantyk "Titanic”.
Pragniemy, by winnym światowych tragedii był ktoś zły. Albo złe moce.

Pytanie do...

Pytanie do...

dr. Adama Ustrzyckiego, socjologa z Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Opolu:

- Skąd w ludziach potrzeba objaśniania nieszczęść działaniem tajnych służb lub złych mocy?

- To potrzeba czysto psychologiczna, która została wielokrotnie przebadana i opisana. Jest to potrzeba otrzymania logicznych informacji i wyjaśnień, gdy ich nie ma, ulega zachwianiu nasze poczucie bezpieczeństwa. Inaczej mówiąc, tam, gdzie nie ma natychmiastowych wiarygodnych wyjaśnień, pojawia się strach i pustka. I aby ten strach zabić, ludzie wypełniają pustkę swoimi teoriami. Szukają racjonalnego wyjaśnienia przyczyn jakiejś katastrofy albo jeszcze inaczej mówiąc, szukają kozła ofiarnego. Jak go nie znajdą, to źle się z tym czują. Oczywiście teorie są tym bardziej fantastyczne, im większy stopień niedoinformowania. Bardzo zły wpływ ma tu język, jakiego używają czynniki oficjalne. Ktoś z rządu rzuca na przykład zdanie, że nałożono na coś blokadę informacyjną. I to słowo "blokada" uruchamia już nasze spiskowe myślenie. Bo skoro zablokowano, to musiał być powód do ukrycia czegoś. A co się ukrywa, jak nie niecne uczynki? I tak to się zapętla.

Warto zrobić przegląd spiskowych teorii, jakie powstały po innych, poza smoleńską, głośnych światowych katastrofach.

Dlaczego? Ponieważ uświadomi to nam, jak mocno ludzka psychika łaknie racjonalnych wytłumaczeń, jak namiętnie poszukuje winnego i jak bardzo pragnie, aby tym winnym był zły człowiek lub złe moce. Ślepy przypadek nas nie satysfakcjonuje.

Na zimnym Atlantyku
Gdy w nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku po zderzeniu z górą lodową zatonął podczas swego dziewiczego rejsu z Southampton do Nowego Jorku uważany za niezatapialny brytyjski transatlantyk "Titanic", spowodowało to lawinę teorii na temat przyczyn katastrofy. Większości z nich ocierała się o teorie spiskowe.

Przy czym autorem spisku miały być złe moce i przytaczano na to dowody. A to podczas wodowania butelka szampana nie rozbiła się, co miało być złym znakiem, a to dopatrzono się dziwnego przesłania w numerze seryjnym statku - 390904 - który, jeśli cyfry wziąć za litery i odczytać je w lustrze - układa się w hasło: "No pope", czyli "Precz z papieżem".

Oczywiście ani wersja z szampanem, ani numer nie były prawdziwe. White Star Line, do której należał "Titanic", nie chrzciła statków, a numer seryjny nadano mu zupełnie inny. Klątwę miała też rzucić na statek przewożona w jego ładowni mumia z Egiptu.

Jednak inna teoria głosi, że właściciele zatopili statek dla kosmicznego odszkodowania. Miało o tym świadczyć dziwne zachowanie załogi, która rzekomo wiedziała o spisku, zaś podbiciu stawki ubezpieczeniowej za statek miały rzekomo służyć pogłoski o jego niezatapialności.
I na zimnym Bałtyku
Prom "Estonia" zabrał ze sobą na dno Bałtyku aż 852 ofiary z 17 krajów (z Polski także). "Estonia" w swój śmiertelny rejs wypłynęła 24 września 1994 roku z Tallina. Płynęła do Sztokholmu, gdy zaatakował ją sztorm. Według raportu trójstronnej komisji, szwedzko-fińsko-estońskiej, przyczyną wypadku była wada furty dziobowej, przez którą na prom wjeżdżały samochody.

Ta wersja dość szybko zaczęła być jednak podważana, między innymi przez Andersa Bjorkmana, autora książki "Katastrofa 'Estonii'. Prawda i kłamstwo". Dowodził on, że przyczyną zatonięcia była dziura w burcie poniżej linii wody. Miała ona powstać wskutek wybuchu. Podobnego zdania byli fachowcy z Southwest Research Institute w Teksasie, pracującego na potrzeby Pentagonu i NASA. Wersję tę potwierdzał też milioner Greg Bemis, który na własną rękę wydobył próbki wraku i poddał je badaniom.

Według specjalistów ze stoczni Meyer wybuchły nawet trzy bomby. Atmosferę podsycał też los ciał spoczywających we wraku. Szwedzki Urząd Morski był za wydostaniem ich z wnętrza "Estonii", lecz ku jego zaskoczeniu (oraz rodzin ofiar) sprzeciwiły się temu rządy Szwecji, Finlandii i Estonii. Powód sprzeciwu? Nienaruszanie miejsca spoczynku. Aby uniknąć plądrowania promu przez nurków, zdecydowano się zalać go betonowym sarkofagiem, ale wskutek protestów, wycofano się. Szwedzi zdążyli jednak w trakcie prac przygotowawczych zasypać burtę "Estonii" wielką górą piachu, co tylko utwierdziło zwolenników wybuchu w przekonaniu, że komuś zależy na ukryciu dziury w statku.

A jaka byłaby przyczyna wybuchu?

Miał on nastąpić wskutek rosyjskich porachunków mafijnych. Głośno było o raporcie Feliksa, agenta KGB, z którego wynikało, że pod pokładem "Estonii" wieziono dużą ilość heroiny i kobaltu. Dowiedział się o tym kapitan promu, więc przemytnicy wyrzucili ładunek przez właz dziobowy, prom nabrał wody i zatonął. Według innej wersji zachodnie służby wykorzystywały "Estonię" do przerzucania najnowszej broni. Agenci Kremla mieli zatopić prom, aby udaremnić proceder.

W paryskim tunelu
Gdy 31 sierpnia 1997 roku nocą, w Paryżu, luksusowy mercedes wiozący Dianę Spencer i Dodiego Al-Fayeda, syna egipskiego miliardera i partnera księżnej Walii, uderzył w filar tunelu, stając się trumną dla najsłynniejszej wówczas na świecie pary kochanków, było jasne, że stanie się to początkiem pośmiertnej legendy Lady D.

Już od pierwszych chwil po wypadku oskarżono o niego specsłużby brytyjskie. Uważa tak na przykład ojciec Dodiego. Rozkaz do zabicia Diany miała wydać rodzina królewska, zniesmaczona najpierw rozwodem, jaki musiała przełknąć w swym królewskim majestacie, a potem jawnym romansem Diany z egipskim bogaczem. Według zwolenników spisków, kropką nad "i" miała być ciąża Diany - brytyjscy władcy nie przełknęliby, że ich drzewo genealogiczne zostałoby skalane przez kogoś o śniadej cerze.

Teoriom tym sprzyjały niektóre fakty, jak choćby ten, że tunel otwarto już po 4 godzinach od wypadku, co, zdaniem niektórych, miało na celu zatarcie śladów zamachu na życie księżnej. Inny fakt to dziwna śmierć Jamesa Andersona, paparazziego, o którego samochód miał zahaczyć mercedes Diany. Znaleziono go w niespełna 3 lata po wypadku - spalonego w garażu.

Nad Ziemią
1 lutego 2003 roku, niedługo przed lądowaniem, nagle rozpadł się w kosmosie amerykański prom Columbia. Zginęło siedmiu astronautów. Oficjalną przyczyną była wada materiału, ale ta wersja nie zadowoliła smakoszy spisków. Według nich Columbia stała się celem ataku terrorystów. Wersja ta zyskała sobie wielu zwolenników, tym bardziej, że NASA nie kryła wcześniej, że obawia się ataku terrorystów, w związku z czym starannie ochraniano okolice kosmodromu na przylądku Canaveral na Florydzie.

Czy jednak arabscy terroryści dysponować mogli bronią sięgającą kosmosu? Oto ściągnięte z sieci wyjaśnienie katastrofy: "Wystarczyło podłożyć pod termoizolujące płytki promu materiał wybuchowy. Przy hamowaniu aerodynamicznym nagrzewają się one wskutek naporu strug powietrza, które od wysokiej temperatury przechodzą w stan plazmy. Dlatego też urządzenie wybuchowe może eksplodować.

Każdy, kto 11 września 2001 roku oglądał w telewizji samoloty wbijające się w wieże nowojorskiego World Trade Center, jako ostatnią dopuścił do głowy myśl, że za tą masakrą stoi amerykański rząd. A jednak takie teorie pojawiły się. Według tej wersji, rząd USA, szukając pretekstu do wojny z Irakiem, zlecił CIA przygotowanie zamachu. W spisku uczestniczyć miała finansjera żydowska, czego dowodem fakt, że rzekomo feralnego dnia do pracy w WCT nie przyszli Żydzi (ostrzeżono ich).

Było to nieprawdą, bo w rzeczywistości w zamachu zginęło około 400 Żydów. Opinia o żydowskim spisku wzięła się stąd, że na liście ofiar była tylko jedna osoba z izraelskim obywatelstwem. I nawet gdy prasa tłumaczyła, że nie każdy Żyd jest obywatelem państwa Izrael, trafiło to do nielicznych.

Dwa lata temu "Life" przeprowadził ankietę, wynikało z niej, że blisko połowa badanych nie wierzy w wersję zamachu podawaną przez rząd.

Na Gibraltarze
Gdy w 2008 roku po raz drugi od śmierci wyjmowano z grobu szczątki generała Władysława Sikorskiego (pierwsza ekshumacja w Newark w 1993 roku), mieliśmy się dowiedzieć, czy ten wybitny dowódca rzeczywiście został - jak głosiła mocna teoria - zabity z premedytacją, czy zginął w przypadkowej katastrofie.

Przypomnijmy, 4 lipca 1943 na Gibraltarze zginął w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach premier RP. Oficjalna wersja sporządzona przez Anglików jeszcze w 1943 roku podała jako przyczynę zablokowanie steru wysokości. Specjaliści nie byli jednak w stanie wyjaśnić, jak do awarii doszło.

Są historycy, np. Dariusz Baliszewski, którzy twierdzą, że w rzeczywistości do katastrofy nie doszło. Samolot miał wodować zaraz po starcie. A Sikorskiego zastrzelono i wsadzono do maszyny martwego.
Według tych wersji na Sikorskiego zamachnęły się brytyjskie służby specjalne i gubernator Gibraltaru, które były pod silną presją przebywającego wówczas na Gibraltarze ambasadora ZSRR.

Mimo że po wspomnianej ekshumacji i badaniach szczątków "...wykluczono hipotezy o wcześniejszym zastrzeleniu, uduszeniu lub otruciu generała i stwierdzono, że śmierć Władysława Sikorskiego nastąpiła wskutek obrażeń wielonarządowych, typowych dla ofiar wypadków komunikacyjnych lub upadku z wysokości..." - wątpliwości niedowiarków nie zostały rozwiane. Tym bardziej, że brytyjskie tajne służby odmawiają Polsce ujawnienia akt na ten temat.

No, ale czego można się spodziewać po ludziach, którzy uśmiercili Lady D, prawda?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska