Grażyna Misiorowska: - Małgorzata nie jest jednoznaczną postacią

fot. Witold Chojnacki
fot. Witold Chojnacki
Rozmowa z Grażyną Misiorowską, odtwórczynią postaci Małgorzaty Gautier z dramatu Aleksandra Dumasa.

- Lubisz tę historię?
- Czy lubię? Jestem zakochana w tej książce. Pierwszy raz przeczytałam ją będąc nastolatką. Teraz sięgnęłam po nią ponownie i okazało się, że ta miłość nie minęła.

- To tak jak ze mną. My, kobiety, jesteśmy bardzo sentymentalne.
- Nie tylko sentymentalne kobiety zachwycają się tą piękną opowieścią o nieszczęśliwej miłości. Np. Gombrowicz też ją bardzo lubił. Bo to nie jest romansidło, jakich wiele. Ta historia jest magiczna, wzrusza. Może dlatego, że Małgorzata wcale nie jest jednoznaczną postacią, może dlatego, że ona umiera w gruncie rzeczy spełniona. A może kochamy tę historię, bo każdy z nas szuka wspaniałej miłości, a im więcej mamy lat, tym trudniej przychodzi nam powiedzieć drugiej osobie: kocham cię.

- Myślałaś kiedyś o tej roli?
- Był czas, że bardzo chciałam ją zagrać.

- Nie lubimy przyznawać się do swego wieku, ale nie da się ukryć, że jesteś od Małgorzaty sporo starsza.
- I mam partnera o 15 lat młodszego (śmiech). Ale w ogóle się tym nie przejmuję. Kiedy wczytuję się w jej myśli, jej refleksje, mam wrażenie, że dawniej ludzie krócej żyli i w związku z tym szybciej dojrzewali. 20-letnia Małgorzata ma dojrzałość współczesnej czterdziestolatki.

- Nie udajesz więc na scenie młódki. Ze swej dojrzałości czynisz atut?
- Relacja między starszą kobietą a młodym chłopcem jest i pikantniejsza, i ciekawszą. Jego miłość - młoda, czysta, szczera - zmienia moją bohaterkę. Przez to ta historia nabiera głębszego wymiaru. W moim odczuciu to jest opowieść o kobiecie, która znalazła się na takim etapie życia, że albo się zatraci, pogrąży i umrze stara i brzydka, albo umrze teraz, zyskując coś wspaniałego. Małgorzata boi się śmierci, bo dobrze wie, że za takie życie, jakie wiodła, pójdzie do piekła. Pomyślałam, że ona poprzez spotkanie z tym młodym, pięknym i czystym chłopcem, ofiarowując Bogu swoją czystą miłość do niego, chce pójść do nieba. Widzę w tym historię Marii Magdaleny. Opowieść o kobiecie, która w imię wyższych wartości jest zdolna zrezygnować z doczesnego szczęścia.

- Helena Modrzejewska tą rolą zmuszała do płaczu najbardziej oporną amerykańską publiczność. Ty też chciałabyś tak wzruszyć widzów?
- Przede wszystkim chciałabym, żeby kobiety utożsamiały się z tą postacią, żeby ona dawała im nadzieję - że każdy może przeżyć taką wielką miłość, niezależnie od wieku. Oczywiście chciałabym też, by widzowie się wzruszyli, a nawet uronili łzę i wyszli z teatru czystsi duchowo. Ja sama lubię jako widz płakać w kinie lub w teatrze, ale niestety rzadko mi to jest dane.

- Nim zapłaczemy nad Małgorzatą, będziemy ją podziwiać w bajecznych sukniach. Jak sobie radzisz z krynoliną?
- Robię wszystko, by ją ujarzmić i pokazać, że można w niej usiąść, a nawet położyć się na ziemi. W krakowskiej szkole teatralnej uczono mnie chodzić w klasycznym kostiumie, ale odkąd jestem na scenie (mija 20 lat) nie pamiętam, bym miała okazję w takiej sukni grać. A myślę, że każda kobieta chciałaby przynajmniej raz w życiu taką suknię założyć.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska