Powódź niszczy samochody na amen

Witold Chojnacki
Witold Chojnacki
Zaśniedziałe przewody elektryczne, zalany silnik, rdza, gnijąca tapicerka - to tylko niektóre skutki zalania samochodu. Naprawienie takiego pojazdu graniczy z cudem.

Ważne

Ważne

Podobnie jak to było po powodzi w 1997 roku, rynek zaleją popowodziowe samochody. Zwykle właściciel takiego auta ukrywa jego przykrą przeszłość, jak tylko potrafi. Co powinno więc zwrócić szczególną uwagę kupujących? Brudna woda wchodzi w reakcje chemiczne z tapicerką, a drobnoustroje i grzyby mają doskonałe warunki do rozwoju. Swąd stęchlizny lub utrzymujący się intensywny zapach świeżości w używanym samochodzie świadczą o tym, że coś było nie tak. Uwaga! Przykry zapach może pojawić się po pewnym czasie. Warto też zajrzeć w najgłębsze zakamarki tapicerki. Osadu i piachu nie da się tak łatwo z niej usunąć, a nie sposób wymienić całego wykończenia kabiny. Dlatego zawsze jakieś ślady powinny pozostać. Poza tym szukajmy wszelkich zacieków w bagażniku czy pod maską. Warto rzucić też okiem, czy nie ma śniedzi na wiązkach elektrycznych. Najlepiej udać się do warsztatu i poprosić specjalistę, by zbadał pojazd pod kątem zalania.

Niektórzy kierowcy, nauczeni doświadczeniem z 1997 roku, zadbali wcześniej o swoje samochody. Na przykład w Kędzierzynie-Koźlu z terenów zalewowych odstawili je na wyżej położony Rynek. Jednak nie wszyscy byli tak przewidujący. Część pojazdów z terenów ogarniętych powodzią została zalana. Wielu właścicieli takich pojazdów zastanawia się dziś, czy opłaca im się je naprawiać.

- Wszystko zależy od tego, do jakiego poziomu doszła woda - twierdzi Witold Rogowski z ProfiAuto, sieci niezależnych hurtowni, sklepów i warsztatów samochodowych. - Jeśli przeszła ponad próg, samochód spisany jest na straty. Nawet jeśli uda nam się powierzchownie oczyścić i osuszyć zalane części, kwestią czasu jest, kiedy po kolei wszystko będzie nam się psuć.

Do niektórych części nie da się dotrzeć, nie mówiąc już o wiązkach elektrycznych, które będą śniedzieć, czy wykładzinach, które są w stanie wchłonąć dziesiątki litrów wody. Wilgoć powoduje kruszenie gąbki i właściwie całe siedzenia nadają się do wyrzucenia. Jeśli poziom wody sięgnie wlotu filtra powietrza, zalaniu ulega silnik. Doprowadzenie go do stanu stuprocentowej sprawności graniczy z cudem.

Co powinniśmy zrobić, jeśli jednak zdecydujemy się na ratowanie naszego auta?
- Najważniejsze jest suszenie. Nie wolno z tym zwlekać, bo wewnątrz mokrego auta błyskawicznie rozprzestrzeniają się grzyby i pleśń - radzi Rogowski.

W przypadku poważnych zalań koniecznie trzeba użyć osuszaczy lub dmuchaw dostępnych (za ok. 50 zł za dobę) w wypożyczalniach sprzętu budowlanego. Przed uruchomieniem silnika należy upewnić się, że nie ma w nim wody i że nie zostanie ona do niego zassana. Wody w przeciwieństwie do powietrza nie da się sprężyć. Jeśli trafi do cylindrów, silnik ulegnie zniszczeniu, pogną się korbowody, może też dojść do uszkodzenia głowicy.
Jeśli w układzie dolotowym widać choćby ślady wilgoci, silnik powinien zostać przygotowany do uruchomienia przez profesjonalny warsztat. Fachowcy radzą jednak, by mocno się zastanowić, czy warto zalany samochód remontować.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska