Siła promieniowania. Niecodzienna pasja Andrzeja P.

fot. Krzysztof Strauchmann
Kolaż: Sławomir Glinko
Dziś w Polsce nawet Maria Skłodowska naraziłaby się na zarzut niedozwolonego zbierania materiałów radioaktywnych.

6 maja, czwartek, godzina 7 rano. Kamienica w centrum Nysy. 48-letni Andrzej P. akurat robił sobie śniadanie, kiedy ktoś zaczął natarczywie dzwonić, a potem dobijać się do drzwi. - Za drzwiami tłum, chyba z dziesięciu ludzi, w tym dwóch "robokopów", w ubrankach jakie noszą antyterroryści - opowiada Andrzej P.

- Podtykają mi pod nos policyjne odznaki. - Mamy nakaz przeszukania lokalu! - Panowie, to chyba jakaś pomyłka! Pokazują mi dokumenty i czytam: Wydział ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji. Zarzut? Przechowywanie materiałów radioaktywnych. Wlali mi się na chatę niczym fala powodziowa, a na czele jeden z licznikiem Geigera, który zaraz zaczął wyć jak pomylony.

W ciągu 12 godzin policjanci przetrząsnęli wszystko, łącznie z pojemnikami na herbatę w kuchni. Z pokoju pana Andrzeja zabrali metalową puszkę z kilkoma kawałkami rudy i jeszcze jedną skałę, zostawioną na strychu do podpierania okna. W sumie 4 kilogramy kamienia. Ściągnęli pracowników opolskiego sanepidu, którzy sprawdzili poziom promieniowania w mieszkaniu.

Stwierdzili, że zasięg ogranicza się do pokoju, gdzie były przechowywane. Pod wieczór przyjechał ktoś z zakładu unieszkodliwiania odpadów promieniotwórczych w Świerku. Wsadził puszkę do metalowej beczki, podpisał stertę papierów i pojechał. A policjanci zabrali Andrzeja P. na dwa dni do aresztu w Łodzi.

Uranowe eldorado
Z Nysy do czeskiego Zalesi w Górach Rychlebskich jest w prostej linii ok. 30 kilometrów. Niewielka osada, kilka domów w górskiej dolinie. W latach 1957-1967 działała tu kopalnia rudy uranowej. Według Milana Janaty, współautora czeskiego opracowania o dziejach górnictwa na tym terenie, pracowało w niej 250 górników, pod stałą kontrolą ekspertów ze Związku Radzieckiego, który importował cały urobek.
Ale złote czasy szybko się skończyły, bo cena surowca gwałtownie spadła. W niewielkiej, zarastającej lasem dolince pod ziemią pozostały tylko kilometry podziemnych korytarzy i wyrobisk. - Na mapie polsko-czeskiego pogranicza znalazłem kiedyś krótką wzmiankę o tej kopalni - wspomina pan Andrzej.

- Kupiłem od Ukraińców na bazarze kieszonkowy radiometr i w maju 2000 roku wybrałem się tam rowerem na pierwszą wycieczkę. Pytałem mieszkańców, ale jakby nic nie wiedzieli o kopalni. Nigdzie też nie znalazłem śladów górniczej eksploatacji, zwłaszcza charakterystycznych hałd. Aż wreszcie trafiłem na boczną drogę, na której leżały kamienie podobne do takich, jakie widziałem na hałdzie starej kopalni w polskim Kletnie. Licznik natychmiast pokazał podniesione tło promieniowania. I tak odkryłem uranowe eldorado w Zalesi.

W ciągu 10 lat Andrzej P. odwiedził malowniczą górską dolinkę ze 200 razy, szukając z licznikiem radiometrycznym leżących na powierzchni uranowych minerałów. Do Nysy przywiózł w sumie ok. 4 kilogramów kruszcu. Jeszcze przed układem z Schengen jeździł przez przejścia małego ruchu granicznego, które nie miały bramek radiometrycznych.

Jego znajomy z Wrocławia przewoził kiedyś kawałek rudy przez przejście w Głuchołazach i uruchomił alarm. Kolega musiał wyciągnąć kamień z bagażnika i wyrzucić go przed bramką. Czeski strażnik myślał, że pasażerowie auta przyjmują leki na tarczycę.

- Nigdy nie handlowałem uranem. W ciągu kilku lat podarowałem próbki kilkunastu różnym osobom, poznanym przez internet, a nawet jednej uczelni - zastrzega pan Andrzej. - Najczęściej byli to miłośnicy minerałów, czasem osoby potrzebujące źródła promieniowania, aby wypróbować różne urządzenia radiometryczne, które kupili sobie z demobilu czy na Allegro.

Wieś Zalesi to eldorado dla poszukiwaczy uranu. Z pozyskanego tu pierwiastka mogły powstać dwie bomby atomowe.
(fot. fot. Krzysztof Strauchmann)

Jednym z obdarowanych był 16-letni gimnazjalista spod Złoczowa koło Łodzi. Chłopak nakręcił film o chemicznych doświadczeniach, w których posługuje się rudą uranu. Umieścił go w internecie na YouTube i tam trafił na niego funkcjonariusz Centralnego Biura Śledczego. Dzień przed najazdem na mieszkanie w Nysie funkcjonariusze CBŚ odwiedzili gimnazjalistę, który wyśpiewał im, od kogo dostał uran.

Zdrowie odmierzane licznikiem
- Postawiliśmy mieszkańcowi Nysy zarzut nielegalnego posiadania materiałów radioaktywnych, za co grozi do 8 lat pozbawienia wolności - mówi prok. Jarosław Szubert, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi. - Śledztwo jest w toku, w tej chwili nie mogę przesądzić, czy zakończy się aktem oskarżenia, czy umorzeniem postępowania. Czekamy na opinie biegłych, jak traktować znaleziony w mieszkaniu materiał. Bierzemy oczywiście pod uwagę wyjaśnienia podejrzanego, że zbierał to w celach kolekcjonerskich, i sprawdzamy tę wersję. Kodeks karny nie przewiduje jednak możliwości gromadzenia materiałów radioaktywnych czy promieniotwórczych do celów kolekcjonerskich. Jasno mówi, że do ich przechowywania trzeba mieć zezwolenie uprawnionego organu, trzeba spełnić jakieś wymagania. Chodzi przecież o bezpieczeństwo ludzi.

W Państwowej Agencji Atomistyki nie udało nam się zdobyć prostej i jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy będąc na wycieczce w Zalesi można sobie zabrać do domu uranową rudę. - Składowanie rudy uranu nie podlega reglamentacji, jeśli średnie stężenie promieniotwórcze zawartych w niej izotopów nie przekracza wartości podanej w załączniku do odpowiedniego rozporządzenia rządu - komentuje Edward Raban z Państwowej Agencji Atomistyki.

- Jeśli stężenie promieniotwórcze przekroczy 100-krotnie wartości z załącznika, to wymaga zezwolenia prezesa Państwowej Agencji Atomistyki. - Jeśli ruda uranowa jest materiałem jądrowym w rozumieniu prawa atomowego, to jest wymagane zezwolenie na jej przechowywanie - mówi Piotr Korzecki z Departamentu Prawnego PAA. Zastrzega jednak, że w pewnych wypadkach ruda nie jest reglamentowana albo jej posiadanie trzeba tylko zgłosić agencji atomistyki.

Andrzej P. nigdy specjalnie nie ukrywał swoich nietypowych zainteresowań i zbiorów. Od 7 lat popularyzuje wiedzę na ten temat w internecie. W 2004 roku przekazał próbkę do zbadania w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie. Badanie stwierdziło zawartość radu 226 i jego pochodnych. W 2007 roku wysłał swoją kolekcję na wystawę organizowaną przez Politechnikę Warszawską, a poświęconą Marii Skłodowskiej-Curie. Od organizatorów dostał nawet dyplom z podziękowaniami.

- Film, jaki policja znalazła na YouTube, nie był ani pierwszy, ani jedyny. Sam 5 lat temu zamieściłem podobny w sieci. To dziwne, że CBŚ interweniowało dopiero teraz - opowiada Andrzej P. Kolekcjonerzy uranu, których jest już w kraju co najmniej kilku, narzekają, że w fachowej literaturze i internecie brakuje jasnych wiadomości, czy takie zezwolenia są potrzebne i kto je może wydać.

Podkreślają, że przy zachowaniu podstawowych wymogów bezpieczeństwa małe kawałki można całkiem bezpiecznie kolekcjonować nawet w domu. Na świecie są zresztą miejsca, gdzie w naturze występuje
podwyższone promieniowanie rzędu nawet kilkudziesięciu mikrosivertów. Obecnie trwa debata naukowców, co z tym robić. Czy należy ostrzegać mieszkańców, którzy często nie wiedzą o tym, czy wprowadzać jakieś ograniczenia dla ludzi.

A może jest to nieszkodliwe i nie ma sensu ograniczać promieniowania naturalnego? Kruszywo z hałd w Zalesi użyto do budowy miejscowej drogi, która też reaguje na licznik Geigera. Podobno materiał z hałd polskich kopalń uranu w Kletnie czy Kowarach też był używany do budowy dróg, mostów a nawet domów.

Turystyka uranowa
Wioska Zalesi może się stać swoistą atrakcją turystyczną polsko-czeskiego pogranicza, choć nikt jej jeszcze nie reklamuje. Trzy lata temu na jednym z portali internetowych ukazała się relacja z wyprawy do wnętrza kopalni, zorganizowanej przez Pomorskie Forum Eksploracji. Zmierzyli, że w środku kopalni panuje promieniowanie rzędu 2-7 mikrosivertów na godzinę.

- Po powrocie do domu zmierzyłem wannę wypełnioną sprzętem i ubraniem - pisze jeden z uczestników wyprawy. - Licznik pokazał 2-3 mikrosiverty na godzinę. Przyjmuje się, że dopuszczalna dla zdrowia człowieka dawka wynosi 1000 mikrosivertów na rok. Przekroczy ją każdy, kto spędzi we wnętrzach kopalni w Zalesi ponad 200 godzin. Andrzej P. szacuje, że gdyby jeden ze swoich okazów trzymał w ręku bez przerwy ponad 5 godzin, też by przekroczył niebezpieczną dawkę.

- Od ponad roku kopalnia w Zalesi jest trwale zamknięta. Sam spędziłem tam w zimie trzy dni, starając się dostać przez warstwy betonu, którym zalano wejście. Nie pomogły nam nawet agregaty prądotwórcze, młoty udarowe, wiertła - opowiada Łukasz, uczestnik kolejnej polskiej wyprawy do Zalesi. - Czeska firma Diamo, która zabezpiecza kopalnię, zrobiła to bardzo skutecznie. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z konsekwencji wchodzenia do zamkniętych czeskich obiektów. Kiedyś na Słowacji dostaliśmy za to mandat, 30 euro od samochodu za wjazd do lasu bez uprawnienia. Innym razem spotkaliśmy ludzi z Diamo w środku czeskiej kopalni w Zlatych Horach. Pogadaliśmy towarzysko bez problemów i zakłopotania, a potem każdy poszedł w swoją stronę. A następnym razem, gdy zwiedzaliśmy naziemne obiekty w Zlatych Horach, spisała nas policja, choć obyło się bez mandatów.

- Nie ma potrzeby, żeby ten teren dodatkowo zamykać i grodzić - przekonuje Andrzej P. z Nysy. - Bez licznika Geigera nikt tam nie znajdzie radioaktywnych okazów, bo nie zdoła ich na oko odróżnić od zwykłych kamyków. Nie ma też obaw, że starą kopalnią zainteresują się światowe organizacje terrorystyczne. Przydatny do budowy broni jądrowej izotop U235 stanowi nie więcej niż 0,7 procent metalu uzyskanego z rudy.

W leżącej w polskiej Kotlinie Kłodzkiej byłej kopalni uranu w Kletnie w ciągu 5 lat eksploatacji wydobyto ponad 20 ton kruszcu, z którego można było uzyskać 120 kilogramów izotopu U235. Z pięcioletniej produkcji tej kopalni można skonstruować dwie małe bomby atomowe. - Gdyby zgromadzone w Zalesi skały były wartościowe jako surowiec, to na pewno już dawno poddane by zostały przeróbce. A każda ewentualna grupa przestępcza musiałaby przesortować setki lub tysiące ton skał, żeby oddzielić te z uranem - mówi Andrzej P.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska