Seria samobójstw. Fatum ciąży nad parafią w Przyłęku

Piotr Kutkowski / Echo Dnia
Serii samobójstw w gminie Przyłęk koło Puław nikt nie potrafi wytłumaczyć. Ludzie chcą odprawić mszę za dusze zmarłych. Chcą też przyjazdu księdza egzorcysty.

Jeden miesiąc, jedna parafia, trzy wsie, pięć samobójstw - jedni mówią fatum, inni zganiają winę na szatana.
Wszyscy przyznają: ogromna tragedia. Przyczyny? Brak.

Kiedy zaczęła się koszmarna seria samobójstw w parafii w Łagowie? Trudno powiedzieć. Trudno, bo tak naprawdę jeszcze nie wiadomo, czy pierwszy powiesił się emerytowany listonosz w Łaguszowie, czy mieszkająca w tej samej wsi pani Janina.

JANINA
Ciało listonosza zostało znalezione 4 maja. Wisiało w przedsionku domu, w którym mieszkał. Zwłoki 61-letniej pani Janiny znalazł 22 maja w lesie mężczyzna, który pojechał tam po drzewo. Tyle że kobieta zaginęła już 20 kwietnia i od tego czasu była poszukiwana. Feralnego dnia wyjechała z domu do Puław, by wpłacić ratę kredytu. Miała też zrobić drobne zakupy do domu.

Zarządzono poszukiwania, parę razy przeczesano las. W końcu znaleziono tam panią Janinę. Wisiała na bandażu elastycznym. W pobliżu leżała jej torebka. Były w niej dokumenty, telefon komórkowy i grosik na szczęście. Przedmioty zabrała policja, prokuratur zarządził sekcję zwłok. Na razie nie wiadomo, kiedy zmarła, ciało było jednak w stanie znacznego rozkładu.

Na tym samym cmentarzu pochowano panią Janinę, listonosza, a kilka dni później mieszkańca Łaguszowa, który powiesił się na przydrożnym krzyżu. Tego samego dnia w pożarze własnego domu zginął jego brat. Ksiądz proboszcz w towarzystwie organisty i wiernych poświęcił krzyż w Mszadli.
- Ale Złego to nie odegnało - utrzymuje mężczyzna sączący piwo przed sklepem. - W poniedziałek sam odcinałem od sznura martwego Ryśka, a we wtorek na płocie powiesił się Bartek.

RYSZARD
Ryszard mieszkał w Wólce Łagowskiej razem z matką oraz siostrą i jej rodziną, mężem i córką. Był stolarzem, ale utrzymywał się z prac dorywczych. - Nikt już nie zamawia okien czy drzwi, bo wszyscy kupują gotowe - twierdzi siostra Ryszarda.

Według niej brat załamał się po wypadku, który miał w listopadzie zeszłego roku. Gdy szedł z wózkiem, potrącił go samochód. Kierowca uciekł, Ryszard trafił do szpitala. Miał pokiereszowaną nogę i przed sobą wiele miesięcy leczenia. Gips zdejmowano mu kawałek po kawałku. Noga została całkowicie odsłonięta dopiero przed kilkoma dniami.

- Brat widząc siniznę, przeraził się - opowiada siostra. - Dzwonił do mnie ze szpitala, mówił, że utną mu nogę i żeby zabrać go do domu. Po tej rozmowie rozmawiałam z ordynatorem. Uspokoił mnie. Ale gdy odwiedziłam brata w szpitalu, usłyszałam, jak inni pacjenci straszyli go odcięciem nogi…
Syn bardzo cierpiał - załamuje ręce matka. - Z trudem poruszał się o kulach, zamówiłam więc dla niego taki specjalny wózek, by mógł jeździć po wsi. Zrobił go znajomy ze starych części od rowerów i samochodu. Zapłaciłam za niego 100 złotych.

Ze szpitala odebrali go w sobotę. Siostra przyznaje, że bardzo bali się o jego psychikę.
- Potrafił mówić, że jest namierzany GPS-em, że ktoś go śledzi. W niedzielę w nocy też był bardzo niespokojny. Zadzwonił do mnie, twierdząc, że dopiero co przyjechał autobus z sektą, która będzie chciała go wykończyć tak, jak wykończyła panią Janinę. Okazało się, że rzeczywiście był, ale szkolny autobus, który po występach odwiózł moją córkę - mówi siostra.

Matka również bała się o syna. Czuwała przy nim i poszła spać dopiero w poniedziałek o godzinie 4.30. - O wpół do siódmej syn jeszcze żył, bo zięć wziął od niego recepty do wykupienia - przypomina sobie.
Godzina wpół do ósmej będzie dla niej najbardziej tragiczną godziną w życiu. Wtedy zobaczyła syna wiszącego na haku z tyłu budynku gospodarczego.
BARTEK
W domu 15-letniego Bartka nie ma rodziców. Pojechali załatwiać formalności związane ze śmiercią syna. W gospodarstwie pozostali młodszy brat Wiktor i dorosła siostra.
Mówią, że Bartek był bardzo skryty, nikomu się nie zwierzał. Ale też nic nie zapowiadało tragedii. Chłopiec kupił sobie króliki, wybierał się na ryby, umówił się z sąsiadem, że trochę u niego popracuje.
- Był bardzo pracowity, marzył o kupnie skutera - przekonują mieszkańcy wsi.
Feralnej nocy z poniedziałku na wtorek chłopiec nie pojawił się w domu. Szukała go matka, znalazł sąsiad. Martwego, wiszącego na płocie.

- To był dla nas wszystkich szok. Płakali nauczyciele, płakali uczniowie - nie kryje żalu Sławomir Pastuszko, dyrektor gimnazjum w Wólce Zamojskiej, do której chodził Bartek. - Poprosiłem o przyjazd psychologa ze Zwolenia. Rozmawiał z grupami uczniów i indywidualne.

SZATAN
Proboszcz parafii w Łagowie, ksiądz Kazimierz Tynkowski, nie wie, w czym upatrywać przyczyn tej fali samobójstw. Wie, że doszło do kilku tragedii, które rzutują na życie całej wspólnoty. Ale komentować ich nie chce.
Ostrożny w wygłaszaniu opinii jest też wójt Marian Kuś.

- Do każdej sprawy trzeba podchodzić indywidualnie, każda ma inne podłoże. Niekiedy w tle był alkohol i patologia. Poszkodowanym rodzinom staramy się teraz pomagać jak tylko możemy - zapewnia.

Sąsiedzi i znajomi samobójców mówią o fatum, które zaciążyło nad okolicą. Matka Ryszarda nazywa to fatum po imieniu: "szatan".

- Chcemy zaprosić do naszego domu inne rodziny samobójców i księdza, by odprawił tu mszę za dusze naszych bliskich - zdradza plany.

Siostra zmarłego myśli również o zaproszeniu księdza, ale egzorcysty. Takiego, któremu udałoby się wygnać szatana…

Po wsiach krąży też zabobon: "samobójstwo jednej kobiety pociąga za sobą samobójstwa siedmiu mężczyzn".
- Na razie nie żyje czterech - wyliczają ludzie.

Szok! Szóste samobójstwo w gminie Przyłęk. 14-latek powiesił się na drzewie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska