Moje kresy. Śniatyn - Załucze, słoneczne miasto

fot. Archiwum prywatne
Ruina dworku Jaruzelskich w Załuczu.
Ruina dworku Jaruzelskich w Załuczu. fot. Archiwum prywatne
Artykuł o kresowej tajemnicy Zbyszka Cybulskiego spotkał się z niezwykłą reakcją czytelników. Otrzymałem lawinę e-maili, SMS-ów, telefonów i kilka listów. Czytelników poruszyła głównie sprawa związków Zbyszka Cybulskiego z generałem Wojciechem Jaruzelskim.

Dzięki pomocy dr Marii Starnawskiej, siostrzenicy generała Wojciecha Jaruzelskiego, która przebadała dokładnie genealogię rodu Jaruzelskich, mogę wyjaśnić precyzyjnie to pokrewieństwo. Jaruzelscy to rodzina szlachecka, używająca herbu Ślepowron, wywodząca się z Podlasia, z okolic Białegostoku i Łomży. Gdy wybuchło powstanie styczniowe w 1863 roku, udział w nim wzięli dwaj synowie Antoniego Jaruzelskiego - Józef Benedykt i Wojciech, za co spotkały ich represje.

Józef Benedykt otrzymał karę śmierci i ratując życie, zbiegł do zaboru austriackiego, do Galicji w okolice Przemyśla, natomiast Wojciech otrzymał wyrok 8 lat zesłania na Syberię i po odbyciu kary wrócił na Podlasie. Jego wnukiem jest generał i były prezydent Polski - Wojciech Jaruzelski, urodzony w 1923 roku w Kurowie pod Lublinem.

Józef Benedykt, który uchodzi za założyciela galicyjskiej linii Jaruzelskich, był natomiast pradziadkiem Zbyszka Cybulskiego i Wojciecha Jaruzelskiego (ur. w 1929 r.), mieszkającego obecnie w Dzierżoniowie - pedagoga, działacza "Solidarności" na Dolnym Śląsku. Wojciech Jaruzelski (dzierżoniowski) spędził wiele wspólnych wakacji w chłopięcych latach ze Zbigniewem Cybulskim w Kniażu, w dworze swego dziadka Józefa Jaruzelskiego, i napisał o tym wspomnienia, często cytowane w literaturze historycznej.

Niektórzy biografowie Zbyszka Cybulskiego przez zbieżność imion i nazwisk utożsamiają gen. Wojciecha Jaruzelskiego z pedagogiem Wojciechem Jaruzelskim z Dzierżoniowa. A są to dwie różne osoby, choć spokrewnione ze sobą.

Istotne jest to, że dla obu Wojciechów Jaruzelskich wspólnym przodkiem był Antoni Jaruzelski. Posługując się maksymalnym uproszczeniem genealogicznym, można stwierdzić, że gen. Wojciech Jaruzelski, mimo że był tylko 4 lata starszy od Zbyszka Cybulskiego, był dla niego wujkiem, natomiast Wojciech Jaruzelski mieszkający obecnie w Dzierżoniowie był dla Zbyszka Cybulskiego kuzynem (bratem ciotecznym). Tak więc Zbigniew Cybulski jest spokrewniony z obu Wojciechami Jaruzelskimi, których życiorysy i doświadczenia życiowe są diametralnie różne.

Znakomita partia małżeńska

Na rozrost majątków Jaruzelskich w zaborze austriackim na Pokuciu duży wpływ miało małżeństwo Józefa Wincentego Jaruzelskiego z Izabelą Krzysztofowicz, jedyną córką bardzo bogatego ziemianina Mikołaja Krzysztofowicza (1846-1935) - wybitnej postaci, niestety dziś zapomnianej. Mikołaj Krzysztofowicz był pochodzenia ormiańskiego. Jego matką była Emilia z Romaszkanów, z wielkiego rodu, który wydał wielu kaznodziejów, biskupów, burmistrzów miast i uczonych. Był właścicielem majątków Kniaże i Załucze w powiecie śniatyńskim, które liczyły ok. 800 hektarów ziemi, w tym młyny, tartaki, gorzelnie.

Uchodził za przywódcę ziemian na Pokuciu. Był marszałkiem powiatu śniatyńskiego, posłem do Rady Państwa w Wiedniu i posłem na Sejm Galicyjski. Był cenionym przez Romana Dmowskiego wybitnym działaczem Narodowej Demokracji. Gdy jego jedyna córka wyszła za Jaruzelskiego, oddał jej jako wiano majątek w Kniażu. Bolszewicy zniszczyli Kniaże. Taki sam los spotkał nie mniej okazały pałac w Załuczu. Dawne piękne, zadbane budynki gospodarcze w Załuczu i dom zarządców pałacu są dziś w ruinie, a w resztkach pałacu jest dziś zaniedbany szpital psychiatryczny.

Do dziś w Załuczu starsi mieszkańcy pamiętają imponujący w swej oprawie żałobnej pogrzeb Mikołaja Krzysztofowicza w sierpniu 1935 r., w którym uczestniczył Zbyszek Cybulski i jego kuzyni Jaruzelscy. Pochowano go w krypcie kościoła św. Mikołaja w Załuczu. Był to kościół rodzinny Krzysztofowiczów i Jaruzelskich. Dziś to wypalona ruina - zapadający się dach i odrapane ściany z pornograficznymi rysunkami. W zamurowanej podziemnej krypcie są jednak prochy kilku byłych właścicieli Załucza i sarkofag Krzysztofowicza.

Po zajęciu bowiem tych ziem przez Rosjan zdarzył się wypadek, który do dziś jest przez miejscową ludność ukraińską pamiętany. Do spalonego kościoła wszedł student z Moskwy, syn dygnitarza bolszewickiego, i po penetracji krypty... oślepł. Uznano, że profana spotkała zasłużona kara. Nikt już później nie odważył się tam wejść. Kryptę zamurowano. I tak jest do dzisiaj.

Ratusz w Śniatynie w czasach polskich.
(fot. fot. Archiwum prywatne)

Według obecnego wójta Załucza, Ukraińca Wasyla Orabeca, w latach 70. XX w. kościół ten oglądał gen. Wojciech Jaruzelski. Był też podobno wówczas w sąsiednim Kniażu i Śniatynie. Są świadkowie, którzy twierdzą, że widzieli tam podjeżdżające wieczorem limuzyny z ochroną milicyjną. Sądzę, że jest to tylko kreacja wyobraźni tych ludzi i raczej mylenie osoby generała Wojciecha Jaruzelskiego z jego imiennikiem, który kilkakrotnie po wojnie odwiedził Załucze i Kniaże.

Wójt Orabec w rozmowie ze mną stwierdził, że chciałby odbudować kościół w Załuczu, ale aby móc prawnie do tego przystąpić, powinno się zarejestrować w jego urzędzie przynajmniej trzech rzymskich katolików. "A tu - mówił - wszyscy są prawosławni albo grekokatlicy. I mają swoje nowe cerkwie, które wybudowano po uzyskaniu przez Ukrainę niezależności". Tak więc z odbudową kościółka Krzysztofowiczów i Jaruzelskich w Załuczu trzeba poczekać. Oby nie było za późno.

Koń Jaruzelskiego

Krążąc w sierpniu 2010 r. po Załuczu, zapisałem legendę, którą usłyszałem od mieszkających tam obecnie chłopów ukraińskich. Dotyczy ona dziadka Zbyszka Cybulskiego, płk Józefa Jaruzelskiego. Otóż znany był on w Śniatynie, Kniażu i Załuczu jako miłośnik koni. Miał ich kilka w swoich stajniach, zwłaszcza w Załuczu Dolnym. Szczególnie pięknym, rasowym był ogier Kary, który ponoć wyróżniał się wyjątkową inteligencją. Po długiej, fachowej tresurze rumak osiągnął umiejętność stawania na tylnych nogach i przyjmowania postawy służebnej z przednimi kopytami opuszczonymi w dół. Mógł w takiej pozycji tkwić nawet kilka minut.

Czynił to po wyszeptaniu mu do ucha tajemniczego słówka, które znał tylko jego właściciel. On też charakterystycznym skinieniem dłoni mógł zwolnić rumaka z tej pozycji. Kary służył tylko Józefowi Jaruzelskiemu. Nikomu innemu nie był posłuszny. Gdy majątek Jaruzelskich zajęli bolszewicy we wrześniu 1939 r., Karego zarekwirował oficer polityczny, a Jaruzelski z synem Zbigniewem trafili do więzienia NKWD. Po pewnym czasie zostali jednak zwolnieni.

Mówiono, że to po interwencji chłopów ukraińskich u tegoż oficera, którzy mieli go przekonać, że Jaruzelscy byli dobrymi panami i nie gnębili chłopów, a wręcz przeciwnie. Ale istnieje też domniemanie, że Jaruzelscy otrzymali wolność za cenę ujawnienia oficerowi sowieckiemu tajemniczego słówka, po którym Kary wykonywał swoją imponującą sztuczkę. Rosjanin był dumny ze swojej "zdobyczy wojennej" i często popisywał się w okolicy, jak inteligentnego ma konia.

Wielu zazdrościło mu pięknego rumaka, choć wszyscy wiedzieli, kto był jego pierwszym właścicielem. Ile w tej opowieści jest prawdy, nikt już tego, po siedemdziesięciu latach, nie ustali. Ale opowieść ta krąży do dziś po Załuczu, Kniażu i Śniatynie.

Najcieplejsze miasto w II RP

Załucze to dziś właściwie dalekie przedmieście Śniatyna, który w przewodnikach określany był przed wojną jako najbardziej nasłonecznione miasto Polski. Była tam stacja kolejowa Śniatyn-Załucze, zbombardowana przez hitlerowców. Śniatyn uważany jest za najstarsze miasto Pokucia, wzmiankowane już w staroruskich latopisach w XII w. Bliskość Mołdawii powodowała, że był on dość długo własnością hospodarów mołdawskich, a gdy ci ugięli się przed królem Rzeczypospolitej Władysławem Jagiełłą i złożyli mu hołd, Śniatyn został wpisany na karty dziejów Polski. Powstała tam parafia rzymskokatolicka.

Przejazdem zatrzymywali się królowie polscy. Szczególnie często gościł tam Stefan Batory, który przyjaźnił się z Michałem Jazłowieckim - bohaterskim obrońcą wschodnich granic przed Mołdawianami. Stąd też do 1939 r. stał w centrum Śniatyna jeden z nielicznych w Polsce pomników poświęconych Stefanowi Batoremu - z rzeźbą potężnego orła. Zniszczyli go Sowieci w kilka dni po zajęciu miasta.

Śniatyn słynął z jarmarków końskich, na które zjeżdżali Węgrzy, Wołosi (Rumuni), a nawet Grecy. Handel był tu w rękach rzutkich, spolonizowanych Ormian, którzy (były takie okresy) stanowili większość jego mieszkańców. Stąd też przedstawiony wyżej Ormianin Mikołaj Krzysztofowicz mógł odgrywać na ziemi śniatyńskiej rolę przywódczą - marszałka powiatu, a jego krewni - Roman, Henryk, Witold Krzysztofowiczowie - dzielnie mu w tym pomagali.

Do dziś na cmentarzu w Śniatynie zachował się okazały nagrobek Ignacego Krzysztofowicza (1832-1903), właściciela dóbr, i Kajetany z Krzysztofowiczów Zulaufowej (1865-1934) - żony starosty śniatyńskiego Juliusza Zulaufa (1848-1911).

Innym wybitnym polskim Ormianinem ze Śniatyna był Stefan Moysa-Rosochacki - prezes rady powiatu, szef towarzystw gospodarczych, oświatowych i kredytowych, razem z Mikołajem Krzysztofowiczem poseł do wiedeńskiej Rady Państwa, który posiadał nie tylko tytuł honorowego obywatela Śniatyna, ale również pobliskiego Tłumacza i Kołomyi. Znakomitymi długoletnimi burmistrzami Śniatyna byli kolejno trzej bracia Niemczewscy: Marceli, Tytus i Michał.

Śniatyn, położony na zboczu łagodnie schodzącym w kierunku rzeki Prut, miał delikatny, niemal bezwietrzny klimat. Rosły tam wielkie arbuzy i melony. Pięknym akcentem obrzeży miasta były winnice, rozłożone jakby na kaskadach na poboczu wzgórza schodzącego w dół do rzecznego jaru. Uprawiano również tytoń i kukurydzę, były tu liczne sady morelowe.

Wybitni Śniatynianie

Śniatyn miał bardzo cenione gimnazjum im. Franciszka Karpińskiego, do którego uczęszczał m.in. Seweryn Obst (1847-1917) - świetny malarz, rysownik, etnograf, urodzony w pobliskim Berezowie, przyjaciel Artura Grottgera od czasu wspólnych studiów w Wiedniu. Do Śniatyna wracał kilkakrotnie, bo krążył przez całe lata po całym Pokuciu, swej ziemi rodzinnej, malując portrety tamtejszych ziemian.

Był zafascynowany Huculszczyzną i namalował dziesiątki obrazów przedstawiających Hucułów i różne przejawy ich życia. Jednym z najbardziej znanych jest "Kłótnia Hucułów". Miał okres w życiu, że zamieszkał - podobnie jak Stanisław Vincenz - wśród Hucułów w Żabiem nad Czeremoszem i w Jaremczu. Był jednym z pierwszych, który zbierał ginące wyroby sztuki zdobniczej Hucułów - hafty, tkaniny, pisanki, garnki, kafle. Interesowali go też Żydzi, których w Śniatynie - podobnie jak w innych miasteczkach galicyjskich - było wyjątkowo dużo.

Bracia Tarnawscy na punkcie granicznym pod Śniatynem. Od lewej: Romuald - późniejszy pułkownik lotnictwa, Stefan - pedagog, Opolanin, Ryszard - zawodowy wojskowy.
(fot. fot. Archiwum prywatne)

Namalował m.in. świetny obraz "Handałes pokucki". Ostatnie lata przeżył we Lwowie i spoczął na cmentarzu Łyczakowskim. W Śniatynie urodził się wybitny polski kompozytor Roman Palester (1907-1989), autor wielu symfonii i muzyki filmowej, m.in. do tak znanych filmów, jak "Dziewczęta z Nowolipek", "Zakazane piosenki", "Ostatni etap" czy "Ulica Graniczna". Był też autorem popularnych piosenek, m.in. przeboju Eugeniusza Bodo "Baby, ach te baby" - z tekstem Jerzego Nela.

W Rusowie pod Śniatynem urodził się i zmarł wybitny pisarz ukraiński Wasyl Stefanyk (1871-1936), którego imię nosi dziś we Lwowie dawne Ossolineum. Na polskim cmentarzu w Śniatynie, który jest w dobrym stanie i zachowało się na nim do dziś wiele cennych nagrobków, jest też mogiła, która od ponad stu lat wzbudza szczególne zainteresowanie licznych pielgrzymów.

Pochowano tam w 1904 r. siostrę zakonną, szarytkę, Martę Wiecką (1874-1904), wyniesioną w 2008 r. na ołtarze jako błogosławioną za jej niezwykłą ofiarność jako pielęgniarki w licznych szpitalach, niosącej posługi dla najciężej doświadczonych chorobą. Maria Wiecka zmarła w Śniatynie, mając zaledwie 30 lat, po zarażeniu się tyfusem podczas dezynfekcji jednej z sal szpitalnych. Jej pogrzeb w Śniatynie był wielką manifestacją żałoby, a grób jej otoczono kultem i tak jest do dziś.

Śniatyński akcent w Opolu

Wygnańcy ze Śniatyna po roku 1945 osiedli głównie w Brzegu Dolnym, Oławie i jej okolicach. W Opolu zamieszkał urodzony w Śniatynie Stefan Tarnawski (rocznik 1927) - wybitny metodyk, dyrektor kilku szkół na Śląsku, m.in. w Cieplicach i Olszynie Lubańskiej, nauczyciel przedmiotów technicznych, dziś emerytowany pracownik WSP w Opolu, teść Ewy Tarnawskiej - anglistki, dyrektorki Kolegium Języków Obcych przy ulicy Hallera. Jest on synem Michała Tarnawskiego (1892-1976), który przed wojną, jako zawodowy wojskowy, był komendantem - w randze starszego przodownika - placówki granicznej Stecowa - pod Śniatynem.

Michał Tarnawski zapisał piękną kartę w czasie I wojny światowej i przy wytyczaniu granic II RP. Walczył w Serbii i na froncie włoskim, potem w obronie Lwowa i wojnie polsko-bolszewickiej pod Warszawą w 1920 r. Był odznaczony austriackimi i polskimi medalami za ofiarność i odwagę. Żonaty z Anną Szpiech (1898-1971), miał pięciu synów, których później losy wojenne rozrzuciły po całym kraju, a syn Stefan związał się z naszym miastem i tu zapisał piękną kartę. To dzięki niemu zachowało się kilka unikatowych zdjęć rodziny Tarnawskich ze Śniatyna.

W Opolu osiadł po wojnie Stanisław Bober (1908-1990), wybitny fotografik, mający ogromne zasługi dla naszego miasta jako wychowawca i animator kultury, laureat wielu prestiżowych nagród. Bober był kresowiakiem i młodość spędził na Pokuciu. W archiwum Ośrodka Karta przechowywanych jest kilka znakomitych jego fotografii wykonanych w okolicach Śniatyna, m.in. w Krasnostawcach. Na zdjęciach tych jest również jego żona, Maria z Dawidowiczów Boberowa, pochodząca ze świetnej ormiańskiej rodziny kresowej.

W Załuczu urodziła się, a w Śniatynie uczęszczała do szkoły Maria Kiwacka-Kucab (rocznik 1924), córka pracownika straży granicznej pod Śniatynem - teściowa prof. Mariana Duczmala, twórcy i rektora Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Opolu. Z Opolem związani byli też dwaj wybitni architekci Zygmunt Majerski (1909-1979) i Julian Duchowicz (1912-1972), którzy swą piękną karierę zawodową rozpoczęli jako projektanci dworca kolejowego Śniatyn-Załucze.

Po wojnie osiedli na Śląsku i związali się zawodowo z Politechniką Wrocławską i Śląską w Gliwicach. Wykonali wspólnie wiele ważnych projektów architektonicznych, m.in. Pałac Młodzieży w Katowicach oraz Dom Muzyki i Tańca w Zabrzu. W swoich uczelniach dostąpili wysokich godności i uznania akademickiego.

Ich imieniem nazywane są wyróżnienia i stypendia dla najlepszych studentów i asystentów. Zygmunt Majerski i Julian Duchowicz byli projektantami Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Spędzili w naszym mieście na budowie tej ważnej instytucji miejskiej wiele tygodni i zostawili trwały ślad w pejzażu Opola.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska