Inny świat doktora Tomka. Jak lekarz został prezydentem Kędzierzyna-Koźla

fot. Daniel Polak
fot. Daniel Polak
Jego hasło "Zmienimy to miasto" brzmiało niemal jak słynne "Yes, we can" Baracka Obamy z kampanii 2008 roku. I przekonało tłumy wyborców, którzy 5 grudnia postanowili oddać władzę nad Kędzierzynem-Koźlem młodemu lekarzowi starych ludzi.

Porównują mnie do Obamy? Nie słyszałem - dziwi się Tomasz Wantuła, którego spotykamy w gabinecie prezydenta w trzecim dniu urzędowania. Nasza rozmowa trochę się opóźniła, gdyż nowy włodarz miasta przyjmuje codziennie liczne grono urzędników, wprowadzających go w szczegóły bieżących problemów Kędzierzyna-Koźla. - Nie jestem podobny do Obamy - zapewnia Tomasz Wantuła.

Jest i nie jest. Podobnie jak gospodarz Białego Domu, nowy prezydent Kędzierzyna-Koźla to człowiek młody, obdarzony darem przekonywania ludzi do tego, co mówi, i porywania ich za sobą. Pod jednym względem jego niechęć do porównań z Obamą nie może jednak dziwić. Prezydent USA, odkąd objął urząd, robi rzeczy, które w oczach wielu jego rodaków są stawianiem oczywistych dotąd spraw na głowie: drukuje miliardy dolarów bez pokrycia, mnoży wydatki socjalne na utrzymanie nieskorych do pracy, wbrew woli dwóch trzecich społeczeństwa chce zmusić Amerykanów do powszechnych ubezpieczeń zdrowotnych.

Tomasz Wantuła przeciwnie: mówiąc podczas kampanii w imieniu swojego komitetu "Zmienimy to miasto", obiecał postawić z głowy na nogi kilka kluczowych kwestii, takich jak rozpasana polityka socjalna, nieskuteczna polityka mieszkaniowa czy zarządzanie miejskimi spółkami rodem z PRL-u.

Wyborcy w zdecydowanej większości postanowili dać mu szansę. W rozstrzygającym głosowaniu 5 grudnia dostał 65 procent głosów i zastąpił na fotelu prezydenta Wiesława Fąfarę z SLD, który rządził tu od 2002 roku.

Prezydent w białym kitlu
Tomasz Wantuła urodził się 9 września 1971 roku. Od czternastu lat jest cenionym w Kędzierzynie-Koźlu lekarzem.

- Znakomitym! - zapewniają jego pacjenci z oddziału geriatrii miejscowego szpitala. Do ubiegłego tygodnia był tam ordynatorem, a leczeni pod jego opieką seniorzy opowiadają o "doktorze Tomku" z zachwytem. Że dokładny, delikatny i pełen współczucia, a do tego zawsze stawiający trafne diagnozy i potrafiący wyleczyć niemal każdą przypadłość.

Współpracownicy także chwalą młodego kolegę. Wszyscy - od lekarzy po pielęgniarki i salowe - podkreślają, że ma dar nawiązywania z ludźmi porozumienia, nigdy nie tworzył konfliktów, za to z łatwością rozładowuje napięcia.

- Tomek naprawdę będzie potrafił rozmawiać ze wszystkimi - zapewniał podczas kampanii wyborczej Rafał Olejnik, zawodowo lekarz urolog, politycznie przewodniczący Komitetu Wyborczego Wyborców Tomasza Wantuły, a od ponad tygodnia także przewodniczący rady miasta.

Sam Wantuła również podkreślał na każdym kroku: - Jestem apolityczny i dla dobra miasta będę szukał porozumienia ze wszystkimi.

Poskutkowało, lecz wygrana w wyborach prezydenckich była poprzedzona trudną decyzją o samym
starcie. Doktor Wantuła musiał do tego kroku przekonać nie tylko bliskich.

Jeżeli tylko będzie to możliwe, bardzo chętnie będę się kontaktował z pacjentami na oddziale. Oczywiście w dużo mniejszym zakresie niż dotąd, ale to jest coś, co kocham i z czego nie zrezygnuję, mimo że teraz miasto jest najważniejsze.

- Także samego siebie - przyznaje świeżo upieczony prezydent. - Mój zawód, pasja i powołanie to leczenie ludzi. Dlatego niełatwo było mi podjąć decyzję o porzuceniu medycyny na rzecz pracy urzędniczej.

Mimo że gabinet ordynatora zamienił właśnie na miejsce za najważniejszym biurkiem w mieście, nie zamierza całkowicie zrywać z zawodem. W dniu wyborów wielu pacjentów miało poważne wątpliwości, czy głosując na doktora Wantułę, nie pozbywają się na zawsze znakomitego internisty. Niepotrzebnie.

- Uprawiam niezabiegową dziedzinę, więc wystarczy, że będę na bieżąco czytał fachową literaturę i na pewno nie wypadnę z zawodowego obiegu - zapewnia.

Zaraz też składa zaskakującą jak na prezydenta miasta deklarację: - Jeżeli tylko dyrektor szpitala i mój następca na stanowisku ordynatora pozwolą, to bardzo chętnie będę się kontaktował z pacjentami na oddziale. Oczywiście w dużo mniejszym zakresie niż dotychczas, ale to jest coś, co kocham i z czego nie zrezygnuję, mimo że moje priorytety są teraz inne. Teraz miasto jest najważniejsze.

Atak Jorgiem
Komitet Tomasza Wantuły odniósł 21 listopada niebywały sukces. Do 23-osobowej rady miasta wprowadził ośmioro radnych, dystansując wszystkie pozostałe ugrupowania. W wyborach do 21-osobowej rady powiatu zdobył pięć mandatów, podobnie jak Platforma Obywatelska i Mniejszość Niemiecka, z którymi komitet Wantuły utworzył wielką koalicję, wspartą na dodatek przez dwóch przedstawicieli PSL-u.

Tworzenie koalicji w mieście przebiega w bólach, ponieważ porozumienie z Platformą Obywatelską okazało się zaskakująco trudne. Ze strony komitetu Wantuły oraz obozu PO coraz częściej pojawiają się nawet głosy, że rozmowy zakończą się fiaskiem.

- To jest dla nas potencjalny, ale i naturalny partner, a do uzgodnienia pozostają już tylko szczegóły - uspokaja prezydent Wantuła.

Wiosną niewiele brakowało, by wystartował do walki o władzę w mieście pod sztandarami Platformy.
- Zrezygnowaliśmy, gdy okazało się, że rozmowy na temat warunków kandydowania Tomka Wantuły ma z nami prowadzić Dariusz Jorg - zdradził 2 listopada poseł Robert Węgrzyn, stojący na czele PO w Kędzierzynie-Koźlu. To miał być atak, który pogrąży młodego kandydata, bo Dariusz Jorg, były dwukrotny wiceprezydent Kędzierzyna-Koźla i kandydat na prezydenta z roku 2002, uchodzi za postać kontrowersyjną. Przeciwnicy mówią o nim, że jest bezwzględny, oplótł miejskie instytucje siecią własnych ludzi, a jego dojście do władzy sprowadziłoby na Kędzierzyn-Koźle same nieszczęścia, służąc jedynie bliżej nieokreślonemu "środowisku Jorga".

Przed tegorocznymi wyborami samorządowymi Dariusz Jorg wycofał się z polityki. W marcu zamienił pracę inspektora Najwyższej Izby Kontroli na posadę dyrektora słynnej katowickiej kliniki okulistycznej. Dwa lata wcześniej, działając w imieniu NIK, wykrył tam liczne nieprawidłowości przy przetargach, co doprowadziło do upadku wieloletniej dyrektor tej placówki, prof. Ariadny Gierek-Łapińskiej. Po niej kliniką kierowało kilka osób, w końcu nastała era dyrektora Jorga.

Teraz, podobnie jak w kampanii wyborczej, Dariusz Jorg nie pokazuje się publicznie. Skąd więc podejrzenia, że to on stoi za komitetem Tomasza Wantuły?

- Wszyscy dotychczasowi radni Centroprawicy, ugrupowania stworzonego przez Jorga, są obecnie reprezentantami komitetu Wantuły. To ci sami ludzie - mówią zgodnie radni wszystkich konkurencyjnych opcji. - Nie ma tam tylko Darka, ale czy przez to mamy wierzyć, że całkowicie zerwał kontakty ze swoim środowiskiem i to w chwili, kiedy doszło ono do władzy w mieście?

Rzeczywiście trudno w to uwierzyć, ale trzeba też pamiętać, że Dariusz Jorg należy do najbardziej doświadczonych samorządowców w Kędzierzynie-Koźlu. Radnym był nieprzerwanie od 1994 roku, dwa razy pełnił funkcję wiceprezydenta, jako inspektor NIK wykazał się niemałą wiedzą w zakresie finansów publicznych. Dlatego jeśli nawet doradza prezydentowi Wantule, to na pewno fachowo, tym bardziej że nawet przeciwnicy przyznają: w polityce to twardy, ale wytrawny gracz. A więc i cenny zausznik.

Tomasz Wantuła swoją osobowością i sposobem komunikowania się z wyborcami skutecznie zneutralizował atak, jakim miało być ujawnienie przez Roberta Węgrzyna w niemal sensacyjnym tonie powiązań młodego kandydata na prezydenta z Dariuszem Jorgiem. W pierwszej turze wyborów Wantuła dostał 42,5 procent głosów, a Tadeusz Urbańczyk, kandydat forsowany przez posła PO, zaledwie 12,5 procent. W drugiej turze ordynator geriatrii wygrał z lewicowym Wiesławem Fąfarą przewagą dwóch trzecich głosów.
Lekcja rządzenia
Coraz większe zdziwienie maluje się na twarzach tych, którzy pełną empatii, bezkonfliktową osobowość Tomasza Wantuły utożsamiali z miękkością i brakiem stanowczości, niezbędnej do sprawowania władzy. Już wiadomo, że nowy prezydent odsunął od realnego rządzenia dotychczasową wiceprezydent Brygidę Kolendę-Łabuś, przez wielu uważaną za niezatapialną.

- Niedobrze się stało, że w kampanii przed drugą turą ta niezwykle kompetentna urzędniczka przekroczyła granice urzędniczej apolityczności i przyjęła nieprzyjazną mi postawę - mówi Tomasz Wantuła. Zapewnia, że osobiście puszcza to w niepamięć, ale... - To przekreśliło jej szansę na niemal pewną nominację na wiceprezydenta ds. inwestycji. Nie chciałbym całkowicie rezygnować ze współpracy z panią Kolendą-Łabuś, której wiedza i doświadczenie przynajmniej w pierwszym okresie wydaje mi się niezbędnym wsparciem. Dlatego zaproponowałem jej objęcie stanowiska sekretarza miasta - poinformował Wantuła.

Ta funkcja nie interesuje jednak Brygidy Kolendy-Łabuś, wydaje się więc, że jej odejście z magistratu jest przesądzone, tym bardziej że oczekuje tego zarówno klub radnych komitetu Tomasza Wantuły, jak również PO, której przedstawiciel w razie sukcesu rozmów koalicyjnych ma zostać wiceprezydentem.
A wolne jest już tylko jedno z dwóch miejsc. Pierwszą wiceprezydent, ds. polityczno-gospodarczych, jest bowiem od tego tygodnia Ewa Dudzińska, wieloletnia inspektor Urzędu Kontroli Skarbowej w Opolu, uchodząca za świetną specjalistkę w zakresie finansów publicznych.

- Ty także przekroczyłeś linię politycznej niezależności, a konsekwencje swoich czynów trzeba ponosić - stwierdził prezydent Wantuła pod adresem rzecznika magistratu Andrzeja Kopackiego, który mocno angażował się w kampanię wyborczą Wiesława Fąfary, na dodatek sam, bez powodzenia, kandydował z list SLD do rady powiatu. Jego los po takiej deklaracji wydaje się przesądzony.

Ilu jeszcze urzędników musi obawiać się zwolnienia, a przynajmniej degradacji?

- Żadnych czystek nie będzie - uspokaja prezydent. Ale urzędnicy, których przez ponad osiem lat nominował prezydent z SLD, szepczą niepewnie: - Nowa miotła zawsze miecie po nowemu... Dla nikogo nie jest też tajemnicą, że mimo iż prezydent Wantuła deklaruje chęć rozmów ze wszystkimi, niewątpliwie najdalej jest mu do lewicy. Wcale nie musi to jednak oznaczać politycznej wojny, wręcz przeciwnie.

O tym, że prezydent Wantuła jest przede wszystkim człowiekiem kompromisu, dobitnie świadczy przebieg sesji rady miasta tuż po jego zaprzysiężeniu. Radni mieli na niej głosować przygotowaną jeszcze przez ustępującego Wiesława Fąfarę uchwałę o podatkach od nieruchomości. Zawierała ona propozycje podwyżek, na co nie chciała się zgodzić PO, ani jedyny w mieście radny Mniejszości Niemieckiej, Hubert Majnusz.

Po krótkiej dyskusji prezydent Wantuła zaproponował taką korektę stawek podatkowych, że mimo ich wzrostu od 1 stycznia, w głosowaniu wszyscy radni byli "za". To sytuacja niespotykana od czterech lat, podczas których prezydent Wiesław Fąfara był w stanie permanentnej wojny podjazdowo-oblężniczej ze zdominowaną przez prawicę radą miasta. Trudno się dziwić, że młody lekarz cieszył się z pierwszego sukcesu w nowej roli, a przede wszystkim ze stylu, w jakim go odniósł.

- Dopiero uczę się nowych obowiązków i nie ukrywam, że to dla mnie całkiem inny świat - przyznaje Tomasz Wantuła. Od zaprzysiężenia w ubiegły czwartek prezydent rzucił się w wir nowych obowiązków. Zdziwiło go już wiele rzeczy, np. to, że musi pochylać się m.in. nad zagadnieniami z zakresu rybołówstwa.

Prezydenta wspierają urzędnicy, świadomi, że muszą zdobyć jego zaufanie, ale także rodzina. Zresztą nowa funkcja jest wyzwaniem nie tylko dla samego Tomasza Wantuły. - Moi synowie powiedzieli po wyborach, że czują, iż teraz nie mają wyjścia i muszą zacząć się jeszcze lepiej uczyć. To oznacza, że pierwsza korzyść z mojego zwycięstwa już jest. Wierzę, że niebawem będą kolejne, odczuwalne dla wszystkich mieszkańców - uśmiecha się prezydent.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska