Narkomania. Jak wyciągnąć z nałogu?

sxc.hu
sxc.hu
W Polsce leczy się narkomanów drogo, w sposób przestarzały i nieskuteczny - prowokacyjnie twierdzą liderzy Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej. Działacze Monaru: - Taka opinia jest na rękę koncernom farmaceutycznym. A o co idzie? O metadon.

Metadon jest silniejszy od morfiny. Działa niemal jak heroina, ale można nim leczyć narkomanów uzależnionych właśnie od heroiny - twierdzą jego zwolennicy.

- Będąc na terapii substytucyjnej z metadonem, pacjenci mogą normalnie żyć: pracować, studiować, brać udział w zajęciach sportowych czy kursach zawodowych - mówi zastępca dyrektora Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii Bogusława Bukowska.

Monarowcy są sceptyczni. Wyleczonym z narkomani jest się po osiągnięciu stanu drug free. Czyli: nie bierze się ziółek, nie ćpa, nie jara i nie wącha. Gdy ktoś bierze opioidowy lek przeciwbólowy, metadon - to nie jest przecież drug free. Czyli - metadon nie leczy.

Od hery do metadonu

- W Zbicku mieszka w tej chwili kilku ludzi, którzy są po braniu metadonu. I co? Trafiają do nas - mówi Robert Humski, jeden z liderów Monaru oraz ośrodka pod Opolem.
- Pół swego życia biorę heroinę z przerwami na metadon - mówi Karol. Wiek - 30 lat. Obecnie mieszkaniec ośrodka monarowskiego w Zbicku. Zaczął brać rok po tym, jak - wraz z mamą wyjechał z Opola do Wrocławia.

- Mama pracowała od rana do wieczora - mówi. - Nie wiedziała, co się ze mną dzieje, nie zauważyła, że biorę. Najpierw zapaliłem brunatną heroinię… Miałem 14 lat, może 15.

Z czasem brown sugar przestał wystarczać, więc Karol zaczął dawać w żyłę. Mama wciąż nie rozumiała, co się dzieje. Dowiedziała się, gdy sam w rozpaczy przyznał, że jeśli nie pójdzie na odwyk, to się po prostu zaćpa. Mama pomogła znaleźć pierwszy ośrodek. Potem kolejny.

W sumie Karol był na sześciu odwykach - w ośrodkach monarowskich, zozowskim, więziennym. Zawsze wracał do narkotyków. I sięgał - jeśli nie po heroinę, to po metadon.

- We Wrocławiu kupowałem metadon od narkomanów biorących udział właśnie w terapii substytucyjnej, czyli takiej, kiedy uzależnienie leczy się, podając dawki metadonu, stopniowo je zmniejszając. To była jedna wielka fikcja. Oni przyjmowali w ośrodku jedną porcję, a kolejne, na trzy dni - brali w garść. I sprzedawali, po 40 złotych za porcję.

Karol kupował metadon, bo wymyślił sobie własny detoks. Tak robi wielu narkomanów, szczególnie gdy chcą uciec z zaćpanej rzeczywistości do Monaru. Nie zostaną przyjęci do ośrodka, jeśli będą na głodzie. Kwestię załatwiał metadon.

- Dzięki niemu odczuwałem mniejsze bóle związane z odstawieniem heroiny - wyjaśnia Karol. - Gdyby nie matadon, to z bólu eksplodowałyby mi mięśnie, kości, głowa.

I stawiał się taki "odtruty" do ośrodka. Tu go przyjmowano, bo przecież nie można odmawiać prawa do leczenia oraz należy mieć wiarę w człowieka i w to, że za którymś razem narkomanowi uda się osiągnąć stan drug free i zacząć nowe, czyste życie.

- Zawsze zawalałem. Parę razy uciekłem z dziewczyną, też narkomanką. Wtedy ją kochałem, mamy nawet córeczkę. Ale zawsze wpadałem w błędny krąg - heroina, potem metadon, potem ośrodek i znów heroina. Wiem, jak leczą metadonem, znam to od podszewki. To nie jest terapia dla mnie. Prędzej uda mi się w Monarze.

Będę czysta

Anka. Lat 30. Ona też ma za sobą doświadczenia leczenia z narkomanii w ośrodku zamkniętym. Robiła to dwa razy, chciała się uniezależnić od heroiny, która brała ją ponad 10 lat. Zaszła w ciążę. Miała dużo szczęścia, że nie zaraziła się ani żółtaczką, ani wirusem HIV. I urodziła zdrowego chłopczyka.

Mały Wojtek nie widział nigdy taty, Anka chyba nie ma pewności, kto jest tym ojcem. Wojtuś dał za to mamie power do terapii, owszem kolejnej, ale ta miała być udana.
- Tylko że trafiłam do ośrodka, w którym nie mogłam się widywać z własnym dzieckiem… Takie były zasady, pełen reżim: odciąć się, wyizolować i dać sobie radę z nałogiem. Może to i metoda, ale u mnie się nie sprawdziła, za bardzo tęskniłam za trzyletnim synkiem - mówi. - I pękłam.
Po kolejnej nieudanej terapi zamieszkała wraz z synem u chrzestnej w Warszawie. Tam niemal połowa narkomanów jest w tej chwili leczonych w sposób substytucyjny, czyli podawany jest im metadon, oprócz tego biorą udział w terapiach z psychologiem, zajęciach przysposabiających do życia. - Ja też trafiłam do tego programu - mówi. - Wiedziałam, że jeśli teraz się nie uda, to stracę Wojtka.

Przyjmuje od pół roku metadon. Kiedyś brała 80 mg. Teraz - 20. Nie widać po niej, że jest na jakichkolwiek środkach. Codziennie odprowadza Wojtka do przedszkola, sama idzie do pracy, potem z synem na zakupy, wieczorem - na aerobik. W weekendy studiuje. Wspiera ją chrzestna, u której mieszka, oraz znajomi z terapii.

- Jeśli zejdę do 10 mg dziennie, to - jak twierdzą terapeuci - jakbym w ogóle nic nie brała - mówi. - I wtedy zejdę do zera. Będę czysta.

Bez krytyki się nie da?

Na świecie uznaje się terapię metadonem za jedną z podstawowych w zwalczaniu narkomanii. Jej zwolennicy mówią, że jest o 30-40% tańsza od terapii w ośrodkach zamkniętych.

- Leczenie to jest rekomendowane przez WHO i inne organizacje. Uznaje się, że daje największe szanse powrotu do zdrowego i normalnego życia, także społecznego - przekonuje zastępca dyrektora Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii Bogusława Bukowska. - Założenie naszej polityki jest takie, aby w każdym województwie 25% osób uzależnionych od opiatów miało możliwość leczenia się substytucyjnego.

Czy to się uda? Mało prawdopodobne, szczególnie na Opolszczyźnie, gdzie - jak dotąd - nie ma ani jednego ośrodka leczenia substytucyjnego.

- Większość ośrodków to jednostki monarowskie - przyznaje Bukowska. - Tymczasem osoba chora musi mieć wybór takiej metody leczenia, jaka jest dla niej najwłaściwsza. Tym bardziej, że metoda substytucyjna uznawana jest za bardzo skuteczną. Faktem jest wprawdzie, że wielu leczonych nie jest w stanie ostatecznie zupełnie odstawić metadon, ale przy minimalnych dawkach - jest on właściwie obojętny dla organizmu.

Ale pracujący w Monarach mają inne zdanie: - Narkomani po metadonie, którzy decydują się na leczenie w ośrodkach, mówią: chcemy normalnie żyć, a na metadonie się nie da - mówi Humski. - Generalnie jednak nie chcemy zakazu terapii substytucyjnej. Dlaczego jednak jej propagowanie ma się obywać przy równoległym krytykowaniu terapii monarowskich?

Jak w tramwaju

Jacek Charmast, kiedyś działacz monarowski, dziś coraz częściej krytykuje system leczenia w ośrodkach zamkniętych. Miesięcznie na pacjenta przeznacza się tam od 1500 do 1700 złotych:
- I mamy do czynienia z sytuacją wręcz niespotykaną - mówi Charmast. - Państwo - poprzez NFZ - daje pieniądze na leczenie narkomanów w ośrodkach i kompletnie nie interesuje się tym, jakie są tam efekty leczenia, co robi się za te pieniądze - mówi. - Są ośrodki, w których wyleczalność sięga procenta, może kilku. I wciąż - za każdym pacjentem idą tam pieniądze!

NFZ przeznacza na leczenie narkomanii rocznie 110 mln złotych, 75 % - do ośrodków zamkniętych, wśród nich przeważają monarowskie.

- Czy 1700 złotych miesięcznie to dużo na człowieka, który poddawany jest terapii, ma też zapewnione miejsce do zamieszkania, wyżywienie, opiekę medyczną? Na kogoś, kto jest pod swego rodzaju kontrolą i ma szansę powrócić do normalności? Według mnie - nie! - mówi Humski.

Ośrodki leczenia narkomani były wizytowane przez przedstawicieli Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka:

- Niekiedy terapeuci mówili wprost: Mogę leczyć kogo chce i jak chcę, NFZ się tym nie interesuje - mówi Zenon Kołodziej z Fundacji, przyznając jednocześnie, że nie był w opolskich ośrodkach. - Zauważalna była też często bardzo duża rotacja osób przebywających w ośrodkach. Kolejny cytat: "Ludzie u nas zmieniają się jak w tramwaju."

Turystyka odwykowa - tak nazwano zjawisko polegające na tym, że jeden narkoman, wciąż starając się wyjść z nałogu, jest przyjmowany w kolejnych ośrodkach.

- Bywa, że wychodzi z jednego ośrodka, gdzie terapia skończyła się niepowodzeniem, a już ma załatwione miejsce w innym ośrodku - mówi Kołodziej. - Są tacy, którzy nie umieją już żyć poza ośrodkiem, panicznie boją się realnego świata.

Robert Humski oponuje: - Tak jak nie można odebrać człowiekowi możliwości wyboru terapii dla niego najlepszej, tak nie można zakazać mu leczyć się w ośrodku, nawet trzeci, czwarty czy szósty raz. Narkomania to nie grypa czy zapalenie gardła, nie wyleczy się jej w ciągu kilku dni. W nałogu najgroźniejsze jest to, że nawraca, uzależnia psychicznie i fizycznie, i zawsze może człowieka zwyciężyć.

Pytam Karola, tego, który już był w sześciu ośrodkach i poza heroiną, brał też metadon. - Kiedy skończy się ta twoja ośrodkowa podróż i błędne koło: biorę - nie biorę - biorę?

- Mam nadzieję, że teraz - mówi. - W poprzednim moim ośrodku monarowskim była bardzo młoda społeczność, nie dla mnie. Tu w Zbicku jest inaczej. Muszę wierzyć, że wreszcie się uda.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska