Więcej Opola na festiwalu w Opolu

Redakcja
Jeśli ktoś twierdzi, że mu nie zależy na Opolu, to chyba mówi tak tylko na wszelki wypadek, bo nie wie, czy go zaproszą. Mam wrażenie, że wiele gwiazd zachowuje się jak obrażone lale. Chciałabym, żeby traktowali ten festiwal jako okazję do spotkania się, pobycia razem, pokazania. Tak, jak to kiedyś bywało.
Jeśli ktoś twierdzi, że mu nie zależy na Opolu, to chyba mówi tak tylko na wszelki wypadek, bo nie wie, czy go zaproszą. Mam wrażenie, że wiele gwiazd zachowuje się jak obrażone lale. Chciałabym, żeby traktowali ten festiwal jako okazję do spotkania się, pobycia razem, pokazania. Tak, jak to kiedyś bywało. Sławomir Mielnik
Rozmowa z piosenkarką Anną Panas.

- Chodzi pani jeszcze na opolskie festiwale piosenki?
- Od 12 lat oglądam w telewizji, bo w amfiteatrze nie ma już moich znajomych, ani na widowni, ani za kulisami. Rozsiadam się więc przed ekranem wygodnie, w kapciach.

- Ja też w kapciach i po ostatnim to mi te kapcie spadły z wrażenia. Dołączam do chóru tych, którzy uważają, że festiwal sięgnął dna.

- Nie byłabym aż tak dosadna. Piosenki Starszych Panów były fajne, choć niektórzy wykonawcy podeszli do tematu z zadziwiającą nonszalancją i nie chciało im się nauczyć tekstu. Niektórzy nawet nie pojawili się na próbach w Warszawie. To nie do pomyślenia - przyjechać na festiwal i dopiero tu robić pierwsze próby. To brak szacunku dla tej imprezy i publiczności.

- A może tak zwanemu środowisku Opole już nie jest potrzebne?

- Jeśli ktoś twierdzi, że mu nie zależy na Opolu, to chyba mówi tak tylko na wszelki wypadek, bo nie wie, czy go zaproszą. Mam wrażenie, że wiele gwiazd zachowuje się jak obrażone lale. Chciałabym, żeby traktowali ten festiwal jako okazję do spotkania się, pobycia razem, pokazania. Tak, jak to kiedyś bywało.

- Przemawia przez panią sentyment. Długa była droga Sióstr Panas na festiwal opolski?

- Zaskakująco krótka. Na profesjonalnej estradzie zaczęłyśmy śpiewać w styczniu 1966 roku. W marcu w radiu pojawił się nasz pierwszy przebój "Jest jak jest" i zaraz potem zostałyśmy zaproszone na festiwal, IV KFPP.

- Co wam to dało?

- Festiwal był trampoliną do dalszej kariery. Wcześniej byłyśmy rozpoznawalne dla słuchaczy radiowych. Występ na festiwalu i nagroda - co prawda dla Edwarda Spyrki za kompozycję, a nie dla nas za wykonanie - było przepustką do telewizyjnych studiów i estrad całej Polski. Posypały się zaproszenia do programów, na recitale i najważniejsze - objazd po największych miastach Polski "festiwalowym autobusem piosenki". W doborowym towarzystwie - Rena Rolska, Dana Lerska, Urszula Sipińska, Wanda Warska - śpiewałyśmy w wielkich halach i na stadionach. Bez festiwalu nie mogłybyśmy o tym marzyć. W sumie wystąpiłam w amfiteatrze siedem razy - cztery z siostrą i trzy razy jako solistka.

Niebezpieczny sygnał to ubiegłoroczny brak "Premier". To zawsze był jeden z najważniejszych koncertów. Przecież nie można wciąż śpiewać tych samych piosenek. Opole dawniej było miejscem, gdzie rodziły się przeboje


- Czym był wtedy opolski festiwal dla piosenkarzy?

- Wielkim świętem, na które czekało się cały rok. Każdemu zależało na tym, żeby się tu pokazać, sprawdzić.

- Także konkurować?

- Niekoniecznie. Sprawa konkursu, rywalizacji nie była tak istotna. Opolska publiczność szybko zyskała sobie opinię bardzo dobrej, wdzięcznej i znającej się na muzyce. Dlatego uważano, że tu można się sprawdzić. Na festiwal przyjeżdżali nie tylko piosenkarze. Także muzycy, tekściarze, menedżerowie - choć wtedy jeszcze nie używano tego określenia. Tu nawiązywały się znajomości, przyjaźnie. Tu powstawały kolejne - jak byśmy dziś powiedzieli "projekty" - pomysły na trasę, programy itd. Artyści mieli czas, by tu trochę pobyć, poszaleć i pośpiewać także nocą - nikt wtedy nie dzwonił na milicję, że mu się zakłóca ciszę nocną. Co ciekawe, wtedy nie mówiło się o pieniądzach. Nikt nie pytał: ile dostanę za koncert. Wtedy ważne było, żeby wystąpić, bo to miejsce nobilitowało. Tu zaczynał się artystyczny byt wielu wykonawców. Współcześnie bardzo mnie drażni, gdy słyszę, że "artysta", który jeszcze nie wystąpił, od razu pyta "za ile". Najpierw pokaż, co potrafisz. Tak się myślało kiedyś.

- Czy taki festiwalowy debiut i rozwój kariery jak Sióstr Panas byłby możliwy teraz?

- Wątpię. To już nie ta impreza. Namnożyło się innych festiwali, a nasz stracił świeżość.

- Stracił także znaczenie?

- Przez sentyment powiem, że dla mnie nie, ale kiedy widzę, co się z nim robi, jacy wykonawcy tu przyjeżdżają, jak traktują własną pracę, to dostrzegam kolosalną zmianę. Niebezpieczny sygnał to ubiegłoroczny brak "Premier". To zawsze był jeden z najważniejszych koncertów. Przecież nie można wciąż śpiewać tych samych piosenek. Opole dawniej było miejscem, gdzie rodziły się przeboje.

- Organizatorzy ubiegłego festiwalu uznali, że wrzesień to niedobra pora na premiery, bo nowe piosenki trzeba lansować przed latem.

- To jakaś bzdura. Nie ma złej pory roku na narodziny przeboju, a powiedziałabym nawet, że jesień temu sprzyja, bo to w długie, zimne wieczory mamy ochotę posłuchać dobrej muzyki.

- Teraz kreatorem przebojów jest pan, który puszcza piosenki w tej czy innej stacji radiowej. Jak w ciągu dnia usłyszymy pięć razy pewną piosenkę i tak przez cały tydzień, to po tym tygodniu nie mamy wątpliwości, że to przebój. Nawet jak ma kretyński tekst i melodię opartą na trzech dźwiękach.

- A potem ktoś taką piosenkę bierze do Opola, bo wszyscy już ją znają. To dziwny mechanizm doboru festiwalowego repertuaru. Nie wiem też, skąd się biorą piosenki, które ostatnimi laty tu miały swoje premiery. Dwa lata temu tych 10 czy 12 nowych było już tak kiepskich, że strach pomyśleć o tych pozostałych 200, z których je wybrano.

- Może festiwal nam zmarniał, bo polska piosenka spsiała?

- Jeden z moich znajomych autorów tekstów powiedział, że lubił pisanie, dopóki wiedział, że się od niego wymaga, by piosenki były o czymś. Niestety, teraz pojawiły się takie Zosie Samosie, co to robią wszystko - napiszą głupawy tekst, do tego dorobią prostą melodyjkę i na koniec to zaśpiewają. A przecież jest mnóstwo fajnych piosenek, lecz one nie mają szans się tu pojawić. Podobnie jest z artystami. Festiwal zrobił się zamknięty.

- Spotkałyśmy się niedawno na koncercie Edyty Geppert w Teatrze Kochanowskiego. Byłam zachwycona.

- Ja też. Edyta Geppert jest w rewelacyjnej formie. Aż trudno uwierzyć, że od jej opolskiego sukcesu minęło grubo ponad 20 lat. Ale jeszcze trudniej uwierzyć, że takiej artystki się na ten festiwal już nie zaprasza. I wielu innych. Mamy naprawdę świetnych wykonawców w wieku 50+, którzy wciąż gromadzą na koncertach wierną publiczność, ale festiwal dla nich jest zamknięty. Przecież się nie wproszą, a telewizja przestała ich szanować, zapomniała o nich.

- Nie wiadomo, czy oni sami chcieliby wystąpić na imprezie, gdzie śpiewa się z półplaybacku. Dwa lata temu z tego powodu zrezygnowała z "Premier" Urszula, bo uznała, że jeśli na festiwalu muzycznym muzyka nie jest najważniejsza, to ona dziękuje za taką imprezę.

- Bywało jeszcze gorzej, kiedy śpiewało się tylko z puszki i cały trud wykonawcy polegał na tym, by umiejętnie poruszać ustami. To zabija festiwal. Muzyka powinna być na żywo. Dawnymi czasy, gdy wykonawcom towarzyszyła orkiestra pod batutą Rachonia czy Debicha, to była zupełnie inna jakość. Ogrom takiej muzyki niesamowicie mobilizuje. To jest żywe i prawdziwe, pełne emocji, świeże. Nawet jak się coś wywali, to walor autentyczności jest nie do przecenienia. Z żywą muzyką każde wykonanie jest kreacją. W przeciwnym razie robi się plastik.

- Festiwal robiony przez telewizję przestał być zjawiskiem artystycznym, a stał się komercyjnym. Przejawem tego jest esemesowe głosowanie na laureatów.

- To zabija ideę festiwalu. Esemesy to gra, zabawa. Ja nawet wynikom takiego głosowania nie dowierzam, bo przecież to jest nie do sprawdzenia. Poza tym jaka jest waga takiego głosowania. Jeśli ktoś jedną ręką macha do latającej nad widownią kamery, a drugą klika w klawiaturę telefonu, to nie słucha ani tekstu, ani melodii. Może jedynie łapie rytm piosenki i do tego rytmu podryguje. Co to ma wspólnego z oceną piosenki czy jej wykonania? Przecież to nie jest konkurs piękności. Oceniać powinno profesjonalne jury, tak jak to kiedyś bywało. Szczególnie debiutantów. Bo jeśli ten festiwalowy debiut traktujemy poważnie, to niech ci młodzi ludzie dostaną fachową i rzetelną ocenę swoich możliwości, talentów i szans, a nie wyraz gustu przeciętnego widza.

- Co by pomogło opolskiemu festiwalowi odzyskać dawną werwę?

- Na pewno byłoby lepiej, gdyby miasto miało większy wpływ na jego kształt. Telewizja nas uzależniła od siebie i ubezwłasnowolniła. Czekamy aż, nam przywiozą festiwal w teczkach, nic od nas nie zależy. To niesprawiedliwe tym bardziej, że wiele się od miasta wymaga finansowo. Kiedyś mieliśmy ogromny wpływ na festiwal, bo jego organizacją zajmowała się Estrada Opolska i Władysław Bartkiewicz - człowiek instytucja, bardzo oddany festiwalowi i ceniący artystów. Wiedział, kto co sobą reprezentuje, i miernikiem wcale nie była dla niego liczba biletów sprzedanych na danego artystę. Bartkiewicz dbał o festiwal. Ledwo impreza się skończyła, a on już zaczynał pracować nad następną. Teraz na trzy miesiące przed festiwalem nikt nic nie wie - kto co robi, kto i z czym wystąpi. Może przydałaby się jakaś opolska rada festiwalowa, a może wystarczyłoby mieć tam w Warszawie, swojego człowieka, który by tego pilnował. Musimy o ten festiwal powalczyć tu, w Opolu. Mamy narodowe centrum piosenki, które odwiedzają z koncertami bardzo wartościowi i różnorodni wykonawcy. To co, na festiwal by nie przyjechali?

- Myśli pani, że festiwalowe Opole dociągnie chociaż do pięćdziesiątki?

- Nawet nie chcę o tym myśleć, że mielibyśmy kiedyś o festiwalu mówić tylko w czasie przeszłym. Nie możemy się jednak zasklepić w samym amfiteatrze. Miasto musi żyć festiwalem, muszą być imprezy wokół niego, koncerty w filharmonii, teatrze, na Rynku. Nie może być tylko tak, że ludzie czekają na 20.30 i festiwalowy sygnał puszczony z puszki.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska