Kochamy polskie seriale

Klan
Klan
Bohaterowie polskich seriali nie krytykują rządu, nie uprawiają seksu na ekranie, nie robią debetów, nie dokańczają drinków i posiłków, nie palą, nie przeklinają. Paradoksalnie nie oglądają telewizji.

Stanisława Kurjata z opolskiego Damboniowa ostatni przedświąteczny wtorek poszatkowała sobie niczym główkę kapusty do bigosu.

Który zresztą tego dnia też pichciła, żeby się kapusta słodka zdążyła zmacerować w soku kwaśnej.

Wiadomo, wzorowy bigos musi mieć sześć dni, zanim trafi na talerz.

Wtorek, do południa

Szatkowanie wtorku wyglądało tak:
Godzina 6.00 - pobudka. Bez udziału budzika, bo w pewnym wieku budzik staje się zbędny. No, chyba że ma przypominać o serialach.

Godzina 6.30 - zakupy. Potem śniadanie. Bułka z samym tylko serkiem pieczarkowym, bo w pewnym wieku wędliny przestają już smakować.

Godzina 7.30 - "Na dobre i na złe" na publicznej dwójce. Odcinek 159, powtórkowy. Do szpitala w Leśnej Górze trafia marynarz z tajemniczą alergią i przemyca z sobą papugę, na którą jest uczulony. Pani Stanisława przypomina sobie, że oglądała już ten odcinek jakieś 7 lat temu. Ubawił ją i wtedy, i dziś. Choć, jak mówi, ciut przekombinowany. - Byłam na Witosa przez tydzień. Nie ma siły, żeby do szpitala przemycić papugę.

Godzina 8.30 - szatkowanie kapusty na bigos. Do tego kiełbasa myśliwska w kawałkach.

Godzina 10.15 - "Barwy szczęścia" na TV Polonia. Odcinek 352, powtórkowy. "Szczęście różne barwy ma, ale na ogół są one ciepłe i każdemu jest w nich do twarzy" - tak reklamuje serial producent. Pani Stanisława nie może się napatrzeć na Stefana Górkę, którego gra Krzysztof Kiersznowski. Wolno jej, bo jest wieloletnią wdową. - Przystojniak - mówi o Stefanie. - I jaki sympatyczny. A jak zamruga tymi swoimi oczętami... - wzdycha. Film kończy się o 10.40.

Godzina 11.00 - "Na Wspólnej" na TVN. Odcinek 1431, z poniedziałku. Pani Stanisława obejrzała go wczoraj, więc po co ogląda dziś. - Wczoraj też jadłam, a dzisiaj znów muszę - śmieje się.

W odcinku Kinga z Michałem i Ignasiem wracają z wakacji na Krecie. - Moja córka też była na Krecie - chwali się pani Stanisława. I dodaje, że Włodek Zięba coraz bardziej przypomina buldoga, takie ma wory na twarzy. Po czym poprawia na obrusie czasopismo "Tele Tydzień", które upstrzyła czerwonym długopisem.

Przy wielu tytułach - czerwony ptaszek. Tytuły strategiczne - w czerwonym kółku. Strategiczne, czyli premiery "Klanu", "Plebani", "M jak miłość" "Na Wspólnej", "Barwy szczęścia" i "Na dobre i na złe".

Gdzie ja żyłem przez te lata?

Gdybym to ja przeznaczył cały wtorek na oglądanie seriali, miałbym ich do wyboru na wszystkich polskojęzycznych stacjach mojego satelity aż 171. Start "Na Wspólnej" - o 5.45 na TVN 7, koniec w "South Park" - o 4.50 na Comedy Central. Gdybym w międzyczasie obejrzał "M jak miłość", byłbym jednym z ponad siedmiu milionów Polaków, którzy poddali się tej fabule. Serial bije w Polsce rekordy oglądalności. W tygodniu między 11 a 17 kwietnia po raz kolejny uplasował się w czołówce: przed telewizorami do każdego odcinka zasiadało średnio 7,61 mln osób.

Wstyd przyznać, ale nie potrafiłbym wymienić choć jednego aktora, który w nim gra. A serial miał już 827 odcinków. Jest emitowany od 4 listopada 2000 roku. Gdzie ja żyłem przez te lata? Na Księżycu?

Tego czasu nie zmarnowała za to "Fanka Oli" - jedna z miłośniczek "M jak miłość", która tak pisze na forum fanów serialu: "Paweł powinien się w końcu ustatkować, a Ola jest dla niego odpowiednią partnerką! Z poprzednimi mu nie wyszło (bardzo nie lubię Madzi), a Ola to skromna, uczciwa dziewczyna, która się o niego troszczy. W prawdziwej i szczerej miłości wiek nie jest ważny...".

Mój Boże, gdyby się o mnie tak ktoś troszczył jak o fikcyjnego serialowego Pawła.
Na drugim miejscu w rankingu oglądalności jest "Ranczo" - 6,88 mln na każdy odcinek we wspomnianym tygodniu. Na trzecim "Barwy szczęścia"- 5,12 mln. Na czwartym "Ojciec Mateusz" - 4,90 mln. Na piątym "Na dobre i na złe". Staruszek "Klan" - emitowany od 1997 roku, uplasował się na miejscu 10. Każdy odcinek przyciąga przed ekran 3,22 mln widzów.

Rekord wszech czasów należy do "M jak miłość". Kiedyś jeden z odcinków zgromadził przed telewizorami 16 milionów Polaków. Jak wytłumaczyć ten fenomen polskich seriali?

- Nie wiem - odpowiada Zbigniew Florczak, neurochirurg z opolskiego WCM. - Ale powiem tak: w wielu polskich szpitalach tak ustawia się obchody lekarskie, aby nie kolidowały z najważniejszymi serialami.

To by się mogło źle odbić na procesie leczenia. A i personel też chętnie obejrzy, zanim pójdzie do chorych.

Dziś najbardziej popularny nominał w krajowych szpitalach to dwuzłotowa moneta, jaką trzeba wrzucić do automatu przy telewizorze, żeby go włączyć na kolejną porcję czasu.

- To nie jest fenomen polski, lecz ogólnoludzki. Gdy negatywna bohaterka "Dynastii" wyszła na ulicę, ludzie na nią pluli, że taka jędza. W tej samej Ameryce więzień skazany na krzesło elektryczne poprosił w ostatnim życzeniu, aby mógł obejrzeć trzy ostatnie odcinki ulubionego serialu, bo chciałby wiedzieć, jak się zakończy - powie mi badająca seriale Beata Łaciak, autorka książki "Obyczajowość polska czasu transformacji, czyli wojna postu z karnawałem" (Wydawnictwo Trio).

Ale powie to dopiero potem, bo oto zaraz rozpoczyna się "Plebania". Wracajmy na Damboniowo, gdzie na obrusie wyszydełkowanym przez panią Stasię czeka już solidnie posłodzona kawa.

Wtorek, po południu

Szatkowania wtorku ciąg dalszy:
Godzina 12.15 - "Plebania" na TV Polonia. Odcinek 1675, powtórkowy. Pani Stanisława ceni ten serial najbardziej. - Pokazuje samo życie - instruuje mnie.

W tym odcinku Wala obgaduje przed Krysią Henryka. Odkąd przestał pracować w gminie, stał się na nią cięty. Kontroluje drobiazgowo uchwały, na przykład w sprawie segregacji śmieci. Łazi i zagląda wszystkim do śmietników. Pani Stanisława, zerkając na kosz pod zlewem: - Przydałoby się wynieść do kubła.

Godzina 12.45. Gdyby wtedy, gdy leciały końcowe napisy "Plebanii", pani Stanisława przełączyła na TVN, załapałaby się na napisy początkowe "W-11 wydziału śledczego". Ale wolała zostać na TV Polonia, bo tam uczta nad ucztami - "Złotopolscy". Odcinek 152, powtórkowy. Z roku 1999. Barbara i Marek Złotopolscy przeżywają renesans swego małżeństwa. - Dałabym się pokroić w talarki za Kazimierza Kaczora - wzdycha pani Stanisława.

Godzina 13.15 - pani Stanisława ogłasza przerwę i zbiera się do miasta. Pojedzie autobusem na rehabilitację. Prosi, żebym przyszedł przed 17.25, nie później, bo o tej właśnie godzinie zaczyna się na jedynce msza.

Msza? We wtorek?! Aha, no tak! Najpierw "Plebania", potem zaraz "Klan". W półtoragodzinnym pakiecie.
- I niech się pan podciągnie trochę w tych serialach - prosi. - Bo jak to tak? Pisze do gazety, a nic nie wie.

My, psy, musimy się trzymać

Podciągam się zatem. Dzwonię do wspomnianej socjolog Uniwersytetu Warszawskiego, Beaty Łaciak.
- Ja też mam poszatkowany serialami dzień - mówi. - Ale za mnie robi to nagrywarka DVD. Jak wracam z pracy, to oglądam taśmowo. Oczywiście, zawodowo, ale... Ale to się czasem wszystko zlewa i niektóre seriale mnie wciągają. Przy czym poświęcam się tylko serialom polskim i tylko naszym oryginalnym, a nie kalkom czy formatom z Zachodu. Nie oglądam zatem programowo "Niani", a za to namiętnie "Złotopolskich" i "Klan".

Wnioski z tego taśmowego oglądania? Te ludzkie i te naukowe?
- Ludzie biorą serialowych bohaterów filmowych za autentyczne postacie - odpowiada Beata Łaciak. - Gdy w "Klanie" jedna z bohaterek umarła na białaczkę, aktorka, która ją grała, słyszała potem na ulicy: "O Jezu, to pani żyje?".

- Czasem zdarzało mi się, że policjant z drogówki, rozpoznawszy mnie, darował mi mandat, mówiąc: "My, psy, musimy się trzymać razem" - opowiada Janusz Onufrowicz, pochodzący z Opola aktor, który w "Złotopolskich" grał policjanta z Dworca Centralnego.

Na liście nazwisk figurował od 7 do 648 odcinka.
Co nie znaczy, że w każdym się pojawiałem. Myśmy te sceny kręcili na pęczki, nawet do ośmiu dziennie, a potem realizatorzy inkrustowali nimi serial. Po pięciu latach zrezygnowałem, ale dzięki powtórkom jestem rozpoznawalny do dziś.

Mateusz Halaba, młody socjolog, badał listy, jakie do telewizji przychodziły na nazwiska już nie aktorów, lecz bohaterów seriali. Polacy pisali do nich jak do osób autentycznych, kibicując w życiowych planach lub udzielając rad.

Piszą do dziś: "Pani sędzia leci na młodych facetów, a pod ręką ma dobrego człowieka nie wiem zresztą dlaczego on taki dla niej dobry a ona go robi w bambuko" - oburzyła się Zuza na forum dedykowanym "M jak miłość".

- Nie wiadomo, czy oburzenie bardziej dotyczy Marty Mostowiak czy wcielającej się w nią Dominiki Ostałowskiej - zastanawia się Beata Łaciak.

Na Facebooku odnajduję "Rybcię", fankę "M jak miłość" i Jolę, fankę "Barw". Proszę je o najmocniejsze przykłady na to, że seriale porządkują ich życie.

"Rybcia": "Pieniądze przeznaczone na nowe okna wydałam na telewizor, żeby się nie kłócić z chłopakiem o pilota".

Jola: "Jak byłam w Egipcie, to zbierałam się z plaży i leciałam kilometr do hotelu, bo tam w telewizorze mieli TV Polonia".

Wtorek, przed wieczorem

Szatkowania wtorku ciąg dalszy:

Godzina 17.24. - świąteczny bigos roztoczył już swoje aromaty i teraz w mieszkaniu pani Stasi nie czuć już kapuchą, ale dobrą kuchnią. No i kawą po turecku.

Za minutę na jedynce 1685 odcinek "Plebanii". Opowiadam pani Stasi, że część scen z chałupki kościelnego kręcona była w domu moich nieżyjących dziadków w Pustelniku pod Mińskiem Mazowieckim.

- To pan musiał zarobić co nieco na wynajmie tego domu - śmieje się.
- Niestety, zrzekłem się spadku.
- A nagrał pan sobie przynajmniej te odcinki na wideo?
- Nawet ich nie oglądałem.
- Jak tak można było nie obejrzeć? - pani Stanisława patrzy na mnie z niedowierzaniem i zgrozą.

Godzina 17.55 - "Klan". Odcinek 2074, dziewiczy. Jakaś kłótnia o synów, których Michał mógłby zabierać częściej. Ciężko się w tym rozeznać, skoro opuściłem 2073 odcinki. No, ale jest aktualna "wrzutka" społeczna. Z kościoła wraca pan Jeremiasz i chwali się, że w Wielki Czwartek sam biskup umyje mu w świątyni stopy. Surmaczowa aż pieje z radości. Takie wyróżnienie!

Pani Stasia zaś chwali się: - Mojemu Gienkowi też kiedyś biskup umył stopy w katedrze. Ale nie Nossol, tylko ten drugi, pomocniczy. Dzień wcześniej wyglansowałam mu stopy pumeksem, przycięłam paznokcie. Jakże tak z pazurami do biskupa?!

"Klan" i "Plebania" to jedyne w naszej telewizji odcinki synchroniczne, to znaczy dziejące się niby w rzeczywistym czasie, ale kręcone wcześniej. Dwa razy tylko producenci je kręcili i przemontowywali raz jeszcze. Po śmierci papieża i po katastrofie smoleńskiej - powie mi Beata Łaciak. Ale potem, potem... Bo teraz szybkie "klik" pilotem na TVN i jesteśmy z panią Stasią na początku akcji "Detektywów".

- To jedyna kryminalna rzecz, jaką oglądam - wyjaśnia gospodyni. - No, Fajbusiewicza jeszcze lubiłam.
Przez "Klan" spóźniliśmy się na odcinek kilka minut, ale można się połapać.

Krakowska agencja detektywistyczna w każdym odcinku dostaje do rozwiązania kolejną zagadkową sprawę. Trwa odcinek 818. Zastanawiam się na głos, czym dopalają się scenarzyści, że mają zawsze jakiś pomysł.

- A mało to zła naokoło? - pyta retorycznie pani Stanisława.
- Generalnie w polskich telenowelach nie pokazuje się zła i na tym polega ich atrakcyjność dla widza - wyjaśnia Beata Łaciak. - Polscy widzowie nie znoszą w telenowelach czarnych charakterów.

Dlaczego nie kończą zupy?

Ktoś kiedyś obliczył, że rodzina Lubiczów z "Klanu" cechuje się najwyższym współczynnikiem życzliwych uśmiechów wymienianych między sobą. Tak nie ma w żadnej rodzinie.

Socjolog Beata Łaciak: - W serialach polskich nie ma też polityki, ale to już raczej chyba ostrożność producentów, którzy chcą mieć spokój, tak na wszelki wypadek. Poza tym widz woli politykę w filmie od tej realnej. Jak były wybory lokalne i cała Polska tym żyła, więc i synchroniczna "Plebania" musiała się do tego jakoś odnieść, to ja natrafiłam na taki wpis fanki: "Mnie bardziej interesuje to, kto zostanie wójtem w serialowym Tulczynie, a nie burmistrzem na moim Ursynowie".

Czego jeszcze nie pokazuje się w telenowelach polskich? Tygodnik "Polityka" prawie 10 lat temu zrobił zestawienie. I tak bohaterowie polskich seriali: nie krytykują rządu i podatków, nie uprawiają seksu na ekranie, nie robią debetów, nie dokańczają drinków i posiłków, nie palą (spróbowaliby dziś w ekodyktaturze!), nie przeklinają, nie czytają prasy codziennej.

Co się zmieniło od tamtej pory? Beata Łaciak: - Paradoksalnie bohaterowie polskich seriali nie oglądają telewizji. Jakby ta sfera życia nie istniała. I wszyscy mają przynajmniej średnie wykształcenie.

To wypacza obraz społeczny. Poza tym nie ma tu miejsca na aborcje i feminizm. Jak już się coś mówi o feminizmie, to z żartem lub głupim przekąsem. Kiedyś przycięłam nawet Ilonie Łepkowskiej (gwiazda i potentatka scenariuszowa polskich seriali), że nigdy nie porusza sprawy aborcji. Ona się odcięła, że to kłóci się z jej poglądami. Ale ja nie chciałam, aby ona do niej namawiała, ale żeby pokazała, że takie zjawisko istnieje.

Wtorek, wieczór

Szatkowania wtorku dokończenie:

Godzina 20.45 - "M jak miłość" na dwójce. Premierowy 828 odcinek. Natasza otrzymuje pozew rozwodowy. Dzięki pomocy Pawła udaje jej się zdobyć pracę w Oazie. Trochę mi się to już wszystko miesza, ale na szczęście to już ostatnia pozycja w dzisiejszym rozkładzie jazdy pani Stanisławy. Ostatnie zakreślone kółko w "Tele Tygodniu". Taki napar z melisy na dobry sen. Albo wieczorna modlitwa do telewizyjnej Bozi.

Pora zmykać i zafundować sobie jakiś detoks na DVD. Może Tarantino? Albo "Rodzina Soprano", żeby już zostać przy serialach?

- Wie pan, ja nie jestem wariatka na punkcie seriali. Umiem się opanować z tym oglądaniem - mówi mi na do widzenia pani Stanisława. - Córka chciała mi zafundować satelitę, bo tam teraz jest kanał "Świat seriali". A ja mówię: a co, mało mam na zwykłej antenie?

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska