Muszę trochę popapieżyć. Anegdoty Jana Pawła II

Redakcja
- Poczekaj tu na mnie, muszę trochę popapieżyć - tak Jan Paweł II zwrócił się do jednego z odwiedzających go w Watykanie polskich duchownych. Był pogodny przez całe życie, skory do ciętych ripost oraz drobnych psot. Nawet siedząc na najwyższym tronie tego świata, nie utracił zdolności patrzenia na siebie i innych z dystansem.

Rezolutny i przekorny był od najmłodszych lat. Gdy w maju 1927 roku pilot Charles Lindbergh odbył pierwszy lot przez Atlantyk, siedmioletni Lolek Wojtyła na pytanie, kim chciałby zostać, bez wahania odparł:
- Lotnikiem!
- Jak to, jeszcze niedawno chciałeś zostać księdzem.
- Polak może zostać drugim Lindberghiem, ale nie może zostać papieżem, dlatego wolę być lotnikiem - uzasadnił malec.

Tryskający inteligencją Karol był dumą swej mamy Emilii, która nieraz - jak się po latach okazało proroczo - powtarzała: - On będzie wielkim człowiekiem.
Od najmłodszych lat dawał podstawy ku takim nadziejom. Wyjątkowość tego młodzieńca dostrzegł m.in. książę arcybiskup metropolita Krakowski Adam Sapieha, który w maju 1938 roku wizytował Wadowice i gościł wśród maturzystów. W ich imieniu mowę na cześć dostojnego gościa wygłosił najlepszy uczeń Karol Wojtyła. A że aktorstwo i recytacja już wtedy były jego pasją, wystąpienie wypadło znakomicie.

- Czym zamierzasz się zająć w przyszłości? - zapytał młodzieńca poruszony arcybiskup.
- Filozofią lub sztuką aktorską - odparł Karol.
- Pięknie, choć żal, że nie zamierzasz swych talentów ofiarować Kościołowi - westchnął metropolita.

Początkujący święty
Jako uczeń Karol Wojtyła słynął z sumienności i pobożności, nie zmienił tego nawet wyjazd z Wadowic do pełnego pokus Krakowa, gdzie jesienią 1938 rozpoczął studia na polonistyce. Jak opowiada Halina Królikiewicz-Kwiatkowska, znakomita aktorka znająca Wojtyłę od czasów gimnazjalnych, jeden ze studentów dał dość osobliwy wyraz podziwu dla rozmodlenia kolegi z roku. Na drzwiach bursy zwanej "Pigoniówką" przybił kartkę z napisem: "Karol Wojtyła - początkujący święty".

Student polonistyki słynął też z bujnej fryzury, która nigdy nie chciała go słuchać. Ten fakt także nie mógł ujść uwadze studenckiej braci i stał się tematem takiego oto wierszyka: "Młodym rybom brak podniebień / Czy Wojtyła ma już grzebień?
Sam Karol Wojtyła, autor licznych wierszy, poematów i dramatów, też lubił układać króciutkie zabawne rymowanki na różne okazje. Już jako ksiądz podczas jednej z wypraw Środowiska (grupy, którą wokół "Wujka Karola" stworzyli studenci krakowskich uczelni) po wyjątkowo forsownym marszu w Bieszczadach wyrecytował: Za te całodzienne harce / Zmówię brewiarz przy latarce.
Wspomnienia licznych znajomych i biografie Jana Pawła II pełne są podobnych cytatów. Humorystyczne wierszyki odnosiły się do wszystkich, także naburmuszonych zakonnic, oto przykład: Siostra Alfonsa się na mnie dąsa / Jeszcze się biedna nabawi wrzodów / choć jej nie dałem takich powodów.

Ale obkuty!
Górskie czy kajakowe wyprawy Środowiska były w latach 50. wyrazem nie lada odwagi. Wprowadzone przez komunistów prawo zakazywało księżom spotkań z wiernymi poza świątyniami i salkami katechetycznymi. Właśnie dlatego ksiądz Wojtyła dla niepoznaki podczas takich wypraw nazywany był Wujkiem. Ewentualne ujawnienie jego prawdziwej "profesji" mogłoby skutkować więzieniem, a także kłopotami przełożonych rozmiłowanego w ojczystych krajobrazach duchownego. Dlatego zawsze podczas takich wypadów zachowywano szczególną ostrożność. Raz, w roku 1959 lub na początku 1960, zdarzyło się jednak, że do wagonu, którym podróżował Karol Wojtyła i grupa jego krakowskich przyjaciół, wszedł groźnie wyglądający konduktor i z miejsca zapytał:
- Czy jedzie tu biskup?!

Wszystkich zamurowało, bo Karol Wojtyła był już od kilku miesięcy biskupem. Jemu jednemu nie zabrakło jednak zimnej krwi i trzeźwości umysłu. Na pytanie konduktora ze spokojem odpowiedział pytaniem: - A bo co?
- Bo muszę natychmiast go znaleźć. Zgubił legitymację, o tę - pokazał konduktor. I ponowił pytanie: - Uczeń Biskup z Rybnika jest tu czy nie?!

Ks. Karol Wojtyła w latach 50. był cenionym wykładowcą etyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pewnego razu podczas zimowej sesji spotkał pod salą egzaminacyjną młodego księdza, który nie był na ani jednym wykładzie.
- Stary, ty też na egzamin? Bo ten Wojtyła się spóźnia - powiedział student. A ksiądz profesor, wyglądający wtedy młodo i nie różniący się od większości swoich studentów, potwierdził, że owszem, na egzamin. I zaczęli na korytarzu długą dysputę o etyce.

- Stary, ale ty jesteś obkuty! - zdziwił się młody ksiądz. A na pytanie, dlaczego nie bywał na wykładach, odparł, że to przez opinię, że wykłady "tego Wojtyły" są strasznie trudne.
- Ale gdyby miał taki dar przekazywania wiedzy, jak ty, na pewno byłbym na każdym wykładzie - dodał. Jakież było jego zdziwienie, gdy ksiądz profesor ujawnił swoją tożsamość i wpisał studentowi do indeksu czwórkę z plusem z adnotacją, by jednak bywał na wykładach w kolejnym semestrze.

Gdy kardynał w dupki marzł
Karol Wojtyła był świadom, że czasami, szczególnie w piśmie, posługuje się trudnym językiem. Gdy w 1969 roku ukazała się wielka rozprawa filozoficzna "Osoba i czyn", ks. prałat Józef Świąder, proboszcz z Kęt, zażartował w szerszym gronie z kardynała. Ten odpowiedział z przekasem:
- Oj, będziesz za to, prałacie, siedział w czyśćcu.
- Tak. I nawet wiem, co tam będę robił.
- Co? - zapytał kardynał Wojtyła.
- Czytał "Osobę i czyn".
Wszyscy zgromadzeni wybuchnęli śmiechem.
Gdy trzy lata później kardynał uczestniczył w pogrzebie ks. Świądra, podczas składania trumny do groby powiedział cichutko: - No, teraz prałat czyta już "Osobę i czyn".

Znana jest powszechnie miłość Karola Wojtyły do nart. W latach 70., gdy był już znanym duchownym, jednemu z zachodnich dziennikarzy wyznał, że to nic dziwnego, bo w Polsce 40 procent kardynałów jeździ na nartach.
- Jak to, przecież Polska ma dwóch kardynałów. Eminencję i prymasa Wyszyńskiego - trzeźwo zauważył żurnalista.

- Owszem, ale ksiądz prymas stanowi 60 procent - wyjaśnił metropolita krakowski.

Zmarła kilkanaście dni temu siostra Helena Warszawska, legendarna pielęgniarka Centralnego Ośrodka Sportu w Zakopanem, poznała kardynał Wojtyłę na kilka lat przed wyborem na papieża, w dość osobliwych okolicznościach. Lubiący sport duchowny podczas pobytów w zimowej stolicy Polski zawsze, gdy było to możliwe, chętnie oglądał zawody skoczków na Wielkiej Krokwi. Tego dnia mróz był okropny i pewien odziany w cienką kurtkę kibic energicznie przestępował z nogi na nogę, by się rozgrzać. Siostra Warszawska rozlewająca zawodnikom pod skocznią gorącą herbatę to zauważyła i nalała parującego napoju także zziębniętemu kibicowi i rzekła:
- Napij się, syneczku, bo mróz w dupkach szczypie.

Gdy usłyszał to Stanisław Bobak, najlepszy w tamtych czasach polski skoczek, natychmiast odciągnął siostrę i zwrócił jej uwagę: - To jest kardynał Wojtyła z Krakowa!

- Gdyby ten kardynał był nawet papieżem, to też na mrozie w dupki by marzł i od Warszawskiej herbatkę pił.
I zaproponowała kolejny kubek, który Karol Wojtyła wypił z przyjemnością i serdecznie podziękował.

- Widzisz, Stasiu, nie pogniewał się! - uradowała się siostra Helena.

Dziwisz, czy ty się nie dziwisz?
Bliski przyjaciel papieża, o. Leon Knabit, przeor klasztoru Benedyktynów w Tyńcu, opowiadał zabawne zdarzenie z końca czerwca 1967 r., gdy abp Karol Wojtyła otrzymał nominację kardynalską. Na wieść o tym ojciec Leon ukląkł i ucałował dłoń nowego księcia Kościoła. Jakież było jego zaskoczenie, gdy szacowny nominat odpowiedział tym samym: ukląkł i ucałował przeora w dłoń.
- A co, nie wolno mi? - zapytał świeżo upieczony kardynał, widząc zakłopotaną twarz przyjaciela.

Ten sam Leon Knabit, mężczyzna wysoki i szczupły, stał się dla papieża Jana Pawła II inspiracją do stworzenia takiej oto definicji mnicha: kupa kości owinięta w czarną szatę.

W 1992 roku ojciec Leon, goszcząc w Watykanie, został zapytany przez papieża, ile właściwie ma lat.

- 63, Wasza Świątobliwość.
- Zastanów się nad sobą. Ja w tym wieku byłem już papieżem - odpowiedział figlarnie Jan Paweł II.
Tuż po wyborze na Stolicę Piotrową Jan Paweł II westchnął, idąc przez pałac apostolski w towarzystwie swojego sekretarza: - Stasiu Dziwisz, czy ty się temu wszystkiemu nie dziwisz?

Podczas drugiej pielgrzymki do Polski, w roku 1983, generał Wojciech Jaruzelski, witając papieża w Belwederze, nie potrafił pohamować drżenia nóg, co widać na archiwalnych nagraniach z tego wydarzenia. Generał obawiał się, co papież powie rodakom, a podczas pożegnania na lotnisku w Balicach wytknął Janowi Pawłowi II, że zbyt ostro obszedł się z władzą ludową w swych homiliach.
- Ja tylko cytowałem zapisy waszej własnej konstytucji - odpowiedział ze spokojem papież.

Były korespondent TVP w Rzymie Jacek Moskwa po jednym z emocjonalnych wystąpień Jana Pawła II na placu Św. Piotra powiedział papieżowi o zaniepokojeniu, jakie wywołała u dziennikarzy jego chrypka.
- To ze złości - usprawiedliwił się Ojciec Święty. - A złość piękności szkodzi - dodał na odchodnym.

Witaj, ty leniu!
Jan Paweł II lubił przekomarzać się z tłumem, głównie z młodzieżą. W roku 1983 pod słynnym krakowskim oknem na Franciszkańskiej 3 jak zwykle zgromadził się tłum, któremu papież w końcu późnym wieczorem zakomunikował: - Cztery lata temu kręciliście mną, jak chcieli, a teraz już jestem starym papieżem i nie dam sobą kręcić. Dobranoc!

Podczas wizyty w Niemczech w listopadzie 1980 roku Jan Paweł II, słysząc żywiołową owację po odczytaniu przezeń cytatu ze św. Pawła, powiedział: - Dziękuję w imieniu św. Pawła!

Gdy w 1999 roku tłum krzyczał "Witaj w Licheniu!", Jan Paweł II przyznał z typową dla siebie przewrotnością, że zabrzmiało to niezbyt miło, bo zrozumiał: "Witaj, ty leniu!".

Ojciec Jan Andrzej Kłoczowski, dominikanin, w 1999 roku spytał Ojca Świętego, czy dojdzie do planowanego w roku jubileuszowym 2000 spotkania przedstawicieli trzech wielkich religii na górze Synaj. - Ty się nie wymądrzaj, ty się módl! - odpowiedział Jan Paweł II.

Ks. Mieczysław Maliński, przyjaciel Ojca Świętego od czasów seminaryjnych, goszcząc w domu papieskim, ze zdumieniem stwierdził kiedyś, że gospodarz dostał na obiad rybę, a jemu zaserwowano kurczaka. Jan Paweł II z pełną powagą wyjaśnił: - Dostałeś kurczę, bo kurczę jest tańsze. Po chwili ciszy obaj wybuchnęli śmiechem.

O anegdotach związanych z Janem Pawłem II napisano już niejedną książkę i pewnie niejedna jeszcze się ukaże. Jednak niewiele z nich tak trafnie ukazuje ciepło i prostotę bijące od tego wielkiego mistyka, myśliciela i męża stanu, jak pewna opowieść o spotkaniu Ojca Świętego w Dolomitach z pewnym niemieckim chłopcem, do którego doszło latem 1987 roku. Jan Paweł II odbył z nim długi spacer, rozmawiając o pięknie gór, Afryce i trapiącej ją biedzie oraz swoich spotkaniach z Indianami. Tę i wiele innych pięknych opowieści można znaleźć w najnowszej książce Pawła Zuchniewicza "Papież z Polski. Nasz święty".

Zwykły człowiek, który był prorokiem

Ks. dr Hab. Marek LiS, , medioznawca na Wydziale Teologicznym UO:

Po raz pierwszy spotkałem Jana Pawła II w tłumie, podczas spotkania z młodzieżą na Jasnej Górze w 1983 roku. Poruszyło mnie wtedy, że miał on odwagę - w sytuacji stanu wojennego - mówić ludziom wprost, że nic nie jest ważniejsze nic Chrystus, bo to on stanowi o przyszłości świata. Nie Związek Radziecki, nie USA i nie rakiety, którymi sobie nawzajem grożą. To pokazywało ogromną wiarę tego człowieka mówiącego jak prorok.

W roku 1990 w Wielki Czwartek z grupą kleryków seminarium polskiego w Paryżu mieliśmy okazję po porannej mszy św. spotkać się z papieżem. Wtedy pierwszy raz znalazłem się blisko niego i uderzyło mnie, że jest taki zwykły. Nie przytłaczał, nie odrzucał nikogo, choć sprawiał wrażenie, że jest bardzo zmęczony.
Kiedy zacząłem studiować w Rzymie, kontakty z nim zaczęły się mnożyć. Na jednym ze spotkań dla studentów Instytutu Polskiego w Rzymie znalazło się nas ponad 40. Rektor po kolei przedstawiał wszystkich. Okazało się, że w grupie dwie osoby noszą to samo nazwisko. Mimo że stały daleko od siebie, papież natychmiast to zauważył. Zrozumiałem, że on naprawdę słucha i na każdym z nas się koncentruje, każdy był dla niego ważny. Był wrażliwy na innych ludzi. To się wyrażało także tym, że się za nich modlił.

Kilka razy miałem okazję koncelebrować mszę św. z Janem Pawłem II, kiedy był już chory. Na jej początku głos miał jeszcze chropowaty. Ta msza była zewnętrznie najprostsza, jaką można sobie wyobrazić. Ale za to on był niesłychanie skupiony do wewnątrz. Kiedy się modlił - sam na sam z Bogiem - świat przestawał dla niego istnieć.

To był wielki papież i bliski, dobry człowiek

Generał Bogdan Klimek, komendant wojewódzki policji w Opolu:

Podczas pielgrzymek papieża do Polski miałem zaszczyt go ochraniać. Zawsze na koniec wizyty papież dziękował służbom policyjnym za dbałość o jego bezpieczeństwo. Za serce, które oddaliśmy dla niego.

Zawsze miałem świadomość, że jest to nasz wielki rodak i jednocześnie ktoś, kto daje odczuć, że jest człowiekiem wyjątkowo dobrym, otwartym na ludzi, wrażliwym na krzywdę, gdziekolwiek na świecie by się nie działa, autentycznie troszczącym się o pokój.

Chwile spotkania z nim były najpiękniejsze w moim życiu. Bo od niego biły miłość, ciepło. Te chwile, w czasie których mogłem przy nim pobyć - nie wszyscy mieli tę możliwość - były dla mnie czymś niepowtarzalnym. Zawsze się przy nim uspokajaliśmy.

To nie był przypadek, że w trakcie pielgrzymek papieskich i jeszcze jakiś czas po nich spadała liczba przestępstw. I coś jeszcze ważniejszego - kiedy był z nami w Polsce, milkły podziały i kłótnie, bo i on nikogo po barwach politycznych nie oceniał.

Po jednej z wizyt w Krakowie, w październiku 1999 roku, razem z moimi przełożonymi i ks. kard. Macharskim byłem na prywatnej audiencji w Watykanie. Został mi po niej na pamiątkę ofiarowany przez Ojca św. różaniec. Każdy z nas miał szansę zaledwie na krótką chwilę rozmowy. A przecież będę ją pamiętał do końca życia. Stojąc przed nim, uświadomiłem sobie, że to jest człowiek, który ma wpływ na cały świat. Jego wielkość, bo nie mam wątpliwości, że był wielkim człowiekiem - przyznaję szczerze - czasami mnie onieśmielała. Chociaż on sam żadnego dystansu wokół siebie nie tworzył. Wszystkich ludzi szanował i kochał. I takim powinniśmy go zapamiętać.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska