Pani Natalia jechała z córkami Nikolą (5 lat) i Lenką (6 miesięcy) autobusem linii nr 1. Chciała wysiąść na przystanku przy ulicy Piotra Skargi w Kędzierzynie-Koźlu.
- W tym momencie podeszła do mnie kobieta, która zażądała biletu. Powiedziałam, że za chwilkę jej dam, tylko muszę sprawdzić, gdzie go schowałam - opowiada pasażerka.
Tłumaczy, że zapomniała, w której jest kieszeni, bo całą uwagę skupiła na małych dzieciach.
- Powiedziałam jej, że muszę tu wysiąść i poprosiłam, żeby zrobiła to samo i wówczas znajdziemy ten bilet.Tłumaczyłam, że nie mogę jechać z maluchami na kolejne osiedle - zaznacza pani Natalia. - Wtedy w kontrolerkę wstąpiła złość. Powiedziała, że jej to nie obchodzi, bo ona nie pracuje na przystanku. Gdy oznajmiłam jej, że mimo to wysiadam, ona uderzyła mnie z otwartej ręki w twarz.O mało nie spadłam ze schodów razem z dziećmi.
Sytuację widziała większość pasażerów. Nikt nie pomógł uderzonej kobiecie, której w końcu udało się wyjść z autobusu.
- Ta kontrolerka zachowywała się, jakby straciła wszystkie rozumy. Nie dość, że mnie uderzyła, to jeszcze straszyła policją - mówi pani Natalia.
Kierowca, który też musiał widzieć całe zdarzenie, po chwili odjechał wraz rewizorką.
Wersję pobitej kobiety potwierdzają świadkowie.
- Ta kontrolerka uderzyła matkę z dziećmi. Zachowała się skandalicznie - przyznaje Anna Stadnik, która jechała tym samym autobusem.
Wszystko działo się 4 sierpnia około godziny 16.40, ale pani Natalia dopiero teraz doszła do siebie na tyle, że zdecydowała się o tym opowiedzieć. - Do dziś boję się jeździć autobusami. Moja mała Nikola też jest w szoku. Często pyta, dlaczego ktoś uderzył mamę - opowiada pasażerka, która zachowała ważny bilet z tego feralnego kursu.
Zastępca dyrektora Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego Jerzy Sadyk obiecuje, że wyjaśni sprawę.
- Sprawdzimy, kto był wtedy kierowcą i najpierw porozmawiamy z nim. Następnie poprosimy kontrolerkę o wyjaśnienie - zapowiada Sadyk.
Za bezpieczeństwo w autobusach odpowiada MZK, ale bilety sprawdza prywatna firma "Rewizor". Wczoraj przez cały dzień w jej siedzibie (znajduje się na terenie zajezdni miejskiego przewoźnika) nikogo nie było. Milczał również telefon komórkowy kierowniczki "Rewizora" Renaty Myśliwiec. W centrali firmy, która jest w Sosnowcu, też nikt nie odbierał.
Sadyk tłumaczy, że jeśli oskarżenia o pobicie potwierdzą się, wobec winnego powinny być wyciągnięte surowe konsekwencje. - W naszych autobusach pasażerowie muszą się czuć bezpiecznie - zaznacza.
Do sprawy wrócimy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?