Zlicytowali mieszkanie za dług, którego... nie było. Dajcie człowieka, a znajdą się długi

Jolanta Mrukot
Rodzinie pana Janusza udało się uprosić nowego właściciela ich mieszkania, by mogli zostać w nim jeszcze parę tygodni. Ale wciąż nie pojmują, jakim prawem zlicytowano to mieszkanie za długi, których nie było.
Rodzinie pana Janusza udało się uprosić nowego właściciela ich mieszkania, by mogli zostać w nim jeszcze parę tygodni. Ale wciąż nie pojmują, jakim prawem zlicytowano to mieszkanie za długi, których nie było.
- Żyjemy w kraju, w którym komornik może zlicytować mieszkanie za 2,2 tys. zł długu, który tak naprawdę nie istniał - skarży się Janusz B. - I wszystko w majestacie prawa.

Janusz B. co jakiś czas spogląda nerwowo w dół z wysokości drugiego piętra mieszkania w centrum Opola - czy już przyszli go eksmitować: - Już tam stoją, ten w białej czapeczce to ten, co kupił mieszkanie na licytacji, a ten obok to sędzia komorniczy - informuje niespokojnie Karolina B., od sześciu miesięcy druga żona pana Janusza B. - O, teraz doszedł do nich jeszcze komornik i widać już policjantów...
Rozlega się pukanie do drzwi. Podenerwowana Karolina woła swojego 3-letniego synka, bierze go na ręce. Po chwili słychać kategoryczny głos: - Zgodnie z postanowieniem komorniczym proszę opuścić mieszkanie i przenosimy państwa do lokalu zastępczego!

- Ale ja pana bardzo proszę przynajmniej o dwa tygodnie, wtedy się przeniesiemy - zwraca się Karolina do nowego właściciela 54-metrowego mieszkania.

Kuchnia zamienia się w centrum wydarzeń, tłoczno. Zza kuchennego stołu odzywa się pełnomocnik prawny Janusza B. Pyta komornika o wymagany osobny nakaz eksmisyjny dla dziecka i jego matki, wydany przez sąd rodzinny. Nie ma?

- To jak ma być przeprowadzona egzekucja? - pyta dobitnie prawnik.
- W tym samym artykule jest mowa o dłużniku wraz z osobami towarzyszącymi - ripostuje sędzia komorniczy.

Przez chwilę toczy się spór na temat paragrafów, kto ma rację. Ktoś jeszcze wyrzuci Januszowi B., że powiadomił "nto". Ale już po chwili podpisują protokół, z którego wynika, że Janusz B. w nie swoim już mieszkaniu będzie mógł pozostać, z żoną i jej małym dzieckiem, przez miesiąc.

Tak było…
Mieszkanie w centrum Opola było własnością Janusza B. jeszcze do grudnia 2009. Na licytacji komorniczej zostało zlicytowane, bo zalegał ze spłatą alimentów 2,2 tys. złotych. - Przecież komornik mógł zająć mój samochód albo maszyny w firmie, której jestem właścicielem - mówi Janusz B. - Mieszkanie 54-metrowe, w które inwestuję od dwudziestu pięciu lat, zostało zlicytowane za 82 tysiące tylko po to, żeby spłacić dług, który mogę spłacić z kieszeni. Jestem bankrutem życiowym, tacy ludzie jak ja wieszają się, ja miałem silną depresję, ale już jestem na prostej. Choć życie mi się posypało.

Sprawa Janusza B. ma swój początek trzy lata temu, kiedy rozstał się z żoną. Zanim zapadł wyrok w sądzie co do widzeń z nastoletnim dzieckiem i wysokości alimentów, adwokat doradził, żeby co miesiąc sam z siebie płacił żonie kilkaset złotych, bo potem odsetki będą zbyt wysokie.

- Pieniądze trafiały do ręki teściowej albo byłej żony, a ja brałem potwierdzenie z datą i podpisem, bo tak mi podpowiadał adwokat - mówi Janusz B. - Płaciłem po 300 złotych, czasami więcej, z myślą, że jak sąd przyzna wyższe alimenty, to zaległości uzupełnię.

Po dziewięciu miesiącach zapadł wyrok w sprawie alimentów. Zgodnie z nim miał zapłacić za każdy z ośmiu minionych miesięcy po 600 złotych.

- Z niezrozumiałych dla mnie powodów sąd nie uwzględnił, że połowę zapłaciłem już wcześniej, choć przedstawiłem dowody - denerwuje się Janusz B. - Odwołałem się od tego wyroku, chciałem to wyprostować, bo przecież miałem potwierdzenie na każdą wpłatę od byłej żony lub jej matki.
Ale jego była żona nie chciała czekać na wyrok w apelacji, wystąpiła o egzekucję zasądzonej kwoty.
Jakie było zaskoczenie Janusza B., kiedy zadzwonił do niego kolega z branży nieruchomości i powiedział: "Człowieku, twoje mieszkanie wystawili na licytację!". Myślał, że to jakiś ponury żart.
- Byłem przekonany, że padłem ofiarą jakiejś pomyłki, którą za chwilę się odkręci - opowiada. - Bo skoro płaciłem na bieżąco na dziecko, to niby dlaczego mieliby mnie zlicytować?

Dlaczego mieszkanie?
Apelację w sprawie dokumentów ówczesny mecenas Janusza B. złożył jeszcze przed tzw. przybiciem oferty, co nastąpiło w grudniu 2009 roku. Znalazł się jeden kupiec, wpłacił wadium. I machina ruszyła.
- U komornika usłyszałem wtedy, że wisiałem już od półtora roku jako dłużnik, więc pokazałem mu wszystkie dowody wpłaty - mówi rozżalony Janusz B. - Ale gdybym nawet zalegał, to dlaczego zlicytowali mi mieszkanie, kiedy miałem samochód Alfa Romeo czy majątek mojej firmy?

Jeszcze w maju 2010 roku adwokat wystąpił do III Wydziału Rodzinnego Sądu Rejonowego Opolu o zawieszenie postępowania egzekucyjnego z mieszkania, uzasadniając, że dług można ściągnąć z innych źródeł, chociażby z dochodów dłużnika z działalności gospodarczej. Jednak sąd oddalił zażalenie.
Kolejne sądy, kolejne instancje. Janusz B. przegrywa raz za razem. Niby zgodnie z prawem, ale niezbyt z logiką, której przecież solidnie uczą na studiach przyszłych prawników. Nie mówiąc już o sprawiedliwości czy kosztach społecznych takich działań. Zlicytowanie samochodu to nie to samo, co mieszkania, którego już nie kupi.

Według kolejnych mecenasów prowadzących sprawę Janusza B. nie wszystko jednak było jak należy.
- Przede wszystkim nie było podstaw do zlicytowania mieszkania, przed terminem licytacji pan Janusz już zapłacił zaległości alimentacyjne, z dodatkowymi opłatami - mówi pełnomocnik pana Jana. - Komornik otrzymywał wszystkie dowody wpłaty, a mimo to nie wstrzymał licytacji.

Okazuje się, że w 2008 roku Janusz B. już terminowo i na bieżąco spłacał alimenty. Dla komornika nie miało to jednak żadnego znaczenia, bo w grudniu 2008 roku wystąpił z wnioskiem o sprzedaż mieszkania na pokrycie zadłużenia.
Sąd Okręgowy w Opolu w październiku 2009 roku zmienił wyrok sądu rejonowego co do wysokości alimentów, obniżając je za okres od października 2007 roku do marca 2009 roku do kwoty 300 złotych miesięcznie. Oznacza to, że Janusz B. zapłacił więcej, niż powinien.

- Komornik miał informację z sądu okręgowego, powinien jeszcze raz przeliczyć i skorygować zasądzone należności - uważa prawnik Janusza B. - Jednak tak się nie stało, a wręcz odwrotnie. Zgodnie z nowym wyrokiem alimenty powinny być obniżone do 300 złotych miesięcznie, ale z niezrozumiałych powodów zostały w kalkulacji komornika podwojone.

Dodaje, że komornik dopiero dwa miesiące po wszczętej już egzekucji z mieszkania wystąpił do Urzędu Skarbowego w Opolu o podanie informacji o dłużniku.
- M.in. czy Janusz B. prowadzi działalność gospodarczą, o podanie jego numeru rachunku bankowego i innych danych dotyczących tej działalności - podkreśla pani prawnik. - To rutynowe działanie, pozwalające ustalić, czy jest możliwość ściągnięcia długu bez uciekania się do egzekucji.

Czemu nie alfę?
Komornik twierdzi, że główną przeszkodą zlicytowania samochodu była niechęć samego właściciela do podstawienia go na licytację.
Janusz B. nie mówi prawdy, przecież mógł zapłacić te pieniądze wcześniej, ale tego nie zrobił - przekonuje Bolesław Nowak, komornik. - Z jednej strony jest wierzyciel, czyli była żona tego pana, i czeka na alimenty, a z drugiej - dłużnik. Moim zadaniem jest wyegzekwowanie długu.

Dlaczego nie wstrzymał egzekucji, choć dłużnik dokumentował za każdym razem, że spłacił?
- Nie zapadło orzeczenie, dłużnik odwoływał się, ale to nie oznacza wstrzymania egzekucji - mówi komornik. Dlaczego nie wzięto pod uwagę wyroku sądu apelacyjnego, obniżającego wysokość alimentów?
Według komornika dług wciąż istniał, więc była podstawa do zajęcia mieszkania.
Pełnomocnik Janusza B.: - Nie wystawia się na licytację mieszkania, kiedy istnieje inny majątek - samochód albo konto bankowe, z którego można pokrywać długi. Pomijając już, że w tym przypadku długi nie istniały!

Pozew przeciw państwu
- To prawda, że komornicy mają w społeczeństwie niskie notowania - przyznaje Krzysztof Dolny, rzecznik Krajowej Rady Komorniczej.

Niskie notowania wynikają z otoczki licytacji komorniczych. Jakoś tak się składa, iż zwykle korzystnych zakupów mieszkań po zaniżonej cenie dokonują te same osoby. Panuje opinia, że komornicy nie ścigają tych, z których trudno coś ściągnąć, a są bezlitośni wobec ludzi, którzy nie kręcą, nie ukrywają majątku.
- Przecież komornicy działają na wniosek sądów, mają zaspokoić wierzycieli ze wskazanego przez nich majątku, z którego można ściągnąć długi - podkreśla Krzysztof Dolny. - Obwieszczenia o licytacji muszą pojawić się w sądzie, w gminie, a także w poczytnym miejscowym dzienniku. Nie może to być tygodnik. A ostatnio jest też wymóg, żeby informacja o licytacjach komorniczych była w internecie.
Nie łamie prawa ten, kto kolejny raz na licytacji kupuje mieszkanie czy jakiś sprzęt. Do licytacji ma prawo stanąć każdy, kto wpłaci wadium i nie jest bliskim czy krewnym komornika. - To, że ktoś kupuje w ten sposób kolejne mieszkania, to jego prawo - stwierdza Krzysztof Dolny. - A nam zależy na ściągnięciu długu i zabezpieczeniu wierzyciela.

Tyle że w przypadku Janusza B. ten dług został ściągnięty dwa razy i jeszcze człowieka pozbawili mieszkania.

- Zawsze chciałem tutaj mieszkać, ale się nie da, jestem ofiarą - uważa Janusz B. - Postanowiłem, że wyjeżdżam do Niemiec. Chcę zmienić państwo, bo na polskim się zawiodłem.
W jego imieniu mecenas przygotowuje pozew przeciwko komornikowi. - To pozew przeciwko III RP, bo przecież komornik reprezentuje państwo polskie - mówi Janusz B. - Bo to, co mnie spotkało w tym systemie, może spotkać każdego.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska