Z genami nie ma żartów. Prawdy i mity o GMO

sxc.hu
sxc.hu
Rozmowa z prof. Katarzyną Lisowską, biologiem molekularnym z Instytutu Onkologii w Gliwicach oraz członkiem Komisji ds. GMO przy Ministerstwie Środowiska.

- Te dorodne truskawki, jabłka czy marchew w sklepach to ponoć efekt inżynierii genetycznej. Jemy je ze smakiem i bez szkody dla zdrowia. To dlaczego GMO wywołuje tyle emocji?
- Od paru lat jesteśmy świadkami kampanii promowania upraw GMO przez koncerny produkujące nasiona i środki ochrony roślin, które zabiegają o polski rynek. W tej kampanii jest wiele demagogii. Słyszymy więc, że GMO może wpływać na obniżenie cen sprzedawanych leków i żywności. Słyszymy też, że "już i tak mamy GMO w Polsce", a skoro tak, to już za późno na wprowadzenie zakazów.

- Nie można chyba ignorować argumentów orędowników GMO. Mówią, że od dawna mamy do czynienia z roślinami transgenicznymi i dotąd nie zauważono, by miały zły wpływ na ludzkie zdrowie.
- Rośliny genetycznie modyfikowane na świecie uprawiane są od 16 lat, a w niektórych krajach Europy od 12. To za mało, żeby orzec o ich wpływie na człowieka. Czasami próbuje się nam wmawiać, że te dorodne pomidory, mandarynki czy nektarynki na straganach to odmiany transgeniczne. To nieprawda! Modyfikuje się głównie cztery rośliny: soję, rzepak, kukurydzę i bawełnę, tej ostatniej na szczęście nie jemy. Soja jest przeznaczona głównie na pasze, a rzepak i kukurydza w dużym stopniu na biopaliwa. Chcąc jeść bez GMO, warto kupować kukurydzę z Węgier, bo Węgry mają zakaz upraw. Soję - wyłącznie z certyfikatem produkcji ekologicznej, a olej rzepakowy zastąpić innym. Można też wybierać ubrania z metką "organic cotton", naturalną bawełną.

- Czy to nie jest strach na wyrost? Rośliny genetycznie modyfikowane to szansa na rozwój rolnictwa. Przede wszystkim na wyższe plony, odporność na chwasty i szkodniki. No i możliwość nakarmienia głodującej Afryki.
- A czy my wysyłamy żywność do Afryki? Jak ktoś mi mówi o większych plonach, to ja się pytam, na jakim świecie żyje! W Europie mamy nadprodukcję żywności, wspólna polityka rolna UE narzuca nam limity produkcji. Po co więc nam GMO? Obniżenie cen? Jeżeli dziś jabłko przemysłowe w skupie kosztuje 10 groszy, to czy chcemy, żeby genetycznie zmodyfikowane jabłka były po 5 groszy? Jaki to ma sens? Poza tym w Europie zmodyfikowanego ziarna nikt od nas nie kupi, bo europejscy konsumenci nie chcą jeść żywności z GMO. Mamy już taki przykład z 2009 roku, kiedy wysyłaliśmy do Szwecji transport kukurydzy jako "GMO-free", ale ją odesłano - bo zawierała 4-procentową domieszkę GMO. Skąd się tam wzięła ta domieszka? Z prowadzonych nielegalnie, nie rejestrowanych upraw GMO, które mamy w Polsce. Natomiast reklamowanie GMO jako remedium na niedostatek żywności na świecie też jest manipulacją, bo większość soi i kukurydzy GMO idzie albo na pasze, albo na biopaliwa. Czyli zamiast karmić głodujących - wlewamy to ziarno do auta.

- Ale leki dzięki modyfikacjom genetycznym będą na pewno tańsze.
- Tak, oczywiście. Tylko nikt nie protestuje przeciwko wykorzystaniu GMO w przemyśle farmaceutycznym! To jest bezpieczne i potrzebne i nie budzi żadnych kontrowersji. Dyskusja dotyczy wyłącznie genetycznie modyfikowanych roślin uprawianych na polach, a nie produkcji leków. To są dwie różne sprawy. Przede wszystkim trzeba mieć świadomość, że to jest wojna ekonomiczna o rynek sprzedawanych nasion. A Polska to jeden z największych krajów rolniczych w Europie, więc jesteśmy łakomym kąskiem dla koncernów, które sprzedają ziarno GMO.

- Pani profesor, podkreśla pani, że amerykańscy farmerzy upraw GMO porzucają swoje plantacje, bo sobie nie radzą z chwastami.
- W stanie Georgia są tysiące hektarów pól bawełny porzuconych przez farmerów. Pojawiły się na nich tzw. superchwasty, na które nie działają żadne środki chwastobójcze, trzeba je karczować ręcznie. To jest dziś poważny problem ekonomiczny, mówi o nim raport Amerykańskiej Akademii Nauk z 2010 roku, który zwraca uwagę, że superchwasty to zjawisko, które może podciąć cały przemysł upraw GMO.

- Czyli z GMO coś wymknęło się spod kontroli. Przeciwnicy upraw GMO przestrzegają, że trzeba z nimi uważać, bo może być tak jak m.in. z mączką kostną, produkowaną z padłych zwierząt. Ta wysokobiałkowa i tania pasza miała być nieszkodliwa dla ludzi i zwierząt. Potem okazało się, że wywołała epidemię choroby wściekłych krów, a u ludzi chorobę Kreutzfeldta-Jacoba.
- Rzeczywiście, tego przed wprowadzeniem na rynek mączki kostnej nie przewidziano. Tyle że kiedy ucichło o wywoływanej przez nią chorobie, to jej producenci zaczynają znowu mówić o korzyściach takiej paszy, licząc na ludzką niepamięć.

- Przytacza się przykład Indii, gdzie doszło do fali samobójstw rolników, którzy zasiali bawełnę z nasion genetycznie modyfikowanych.
- W Indiach plony bawełny z nasion GMO okazały się dużo mniejsze, niż obiecywano rolnikom. Wpadli przez to w pętlę kredytową. Nie mogli spłacić długów zaciągniętych na kupno nasion i środków ochrony roślin, nie mogli też liczyć, że spłacą je z kolejnych plonów, gdyż nie mieli za co kupić nasion. Warto też pamiętać o tym, że rolnik, który uprawia GMO, nie może zasiać ziarna ze swoich własnych zbiorów. To ziarno jest opatentowane, stanowi "własność intelektualną" koncernów i rolnik musi co roku pójść do sklepu i kupić nowe ziarno siewne. To podcina podstawy niezależności, jaką zawsze dawała ludziom uprawa roli, to jest rodzaj wtórnego feudalizmu.

- Opolscy rolnicy, którzy polecieli na zaproszenie amerykańskiej ambasady do USA oglądać plantacje GMO, po powrocie radykalnie zmienili zdanie: już nie chcieli u nas upraw modyfikowanej kukurydzy czy ziemniaków. Opowiadali, że amerykańskie plantacje upraw genetycznie modyfikowanych przypominają prosektoria. Przejmująca cisza i pustka. Nie widać nad nimi ptaków. Ani biedronki, ani kreta, ani stonki. Ani pszczół, które przecież nie są pasożytami.
- Został zachwiany cały ekosystem, nie ma owadów, nie ma łańcucha pokarmowego złożonego z poszczególnych gatunków. Jest monokultura uprawna, wszystkie chwasty wytrute Roundupem, owady wytrute toksyną Bt (gen bakterii przeszczepiony roślinie - przyp. aut.). To wspaniałe, że rolnicy z Opolszczyzny, widząc to, docenili różnorodność krajobrazu rolniczego w Polsce. To jest nasz atut, nasza wieś jest piękna, a ekosystemy rolnicze bogate w różnorodność. Trzeba o tym mówić, bo to jest wartość, której zazdrości nam uprzemysłowiona Europa i której nie powinniśmy zaprzepaścić, idąc za źle rozumianym postępem.

- Czy ktoś bada ewentualny wpływ roślin GMO na zdrowie człowieka?
- Badania prowadzone są głównie przez laboratoria koncernów produkujących organizmy transgeniczne. Nie jest w ich interesie ujawniać badania, z których może wynikać jakieś zagrożenie dla konsumentów. Za uprawami GMO opowiadają się wielkoprzemysłowe organizacje producenckie i niektórzy biotechnolodzy. Zawsze pytam naukowców lobbujących za GMO w Polsce: gdzie są naukowe dowody, że żywność genetycznie modyfikowana jest tak bezpieczna, jak tego dowodzą firmy biotechnologiczne? Za mało jest niezależnych badań. Amerykańskie i europejskie instytucje zajmujące się badaniem żywności i leków nie prowadzą własnych badań. Autoryzują dopuszczanie na rynek nowych GMO na podstawie badań, których dostarczają koncerny - producenci GMO.

- A czy są dowody na to, że inżynieria genetyczna może zaszkodzić?
- Kukurydza GMO produkuje bakteryjną toksynę Bt. Roślin, którym wszczepiono gen Bt, nie atakują szkodniki. Człowiek nigdy dotąd nie jadł tej toksyny, więc nie wiadomo, jak się zachowa ludzki organizm. Wciąż za dużo jest niewiadomych, za mało badań.

- Przeciwnicy roślin transgenicznych w Polsce mogą mieć powody do radości. Prezydent nie podpisał ustawy o nasiennictwie, regulującej m.in. sprawę nasion GMO w Polsce. Bo to bubel prawny. Choć to dziwi, skoro przy tworzeniu ustawy uczestniczyło tylu ekspertów…
- Nowa ustawa o nasiennictwie była bardzo pokrętna, bo z jednej strony mówiła, że można wpisywać do katalogu krajowego nasiona GMO, ale nie można ich wprowadzać do obrotu handlowego. Jednak ustawa nie zabraniała uprawy GMO ze szmuglowanych do Polski nasion - na tzw. własny użytek. Pomimo pozornego zakazu w efekcie otrzymaliśmy przyzwolenie na uprawy GMO. Temu wszystkiemu towarzyszyła dezinformacja społeczna i już nikt się nie orientował, o co w tym wszystkim chodzi.

- Problem jednak jest. Jeśli zabronimy u nas upraw GMO, narazimy się na słone kary ze strony Komisji Europejskiej. To dlatego prezydent zawetował ustawę o nasiennictwie, bo była niezgodna z prawem unijnym.
- W sumie 8 krajów UE wprowadziło u siebie zakaz uprawy transgenicznych odmian, m.in. Niemcy, Francja. I nie zapłaciły żadnych kar. Tych państw nie można podejrzewać o bezmyślność - z jakiegoś powodu chronią one swój rynek i swoje rolnictwo przed takimi uprawami. Bruksela nie może dłużej tego ignorować, dlatego w Parlamencie Europejskim trwają prace nad zmianą przepisów dotyczących GMO. Już niedługo państwa członkowskie będą mogły same decydować o GMO i wprowadzać zakaz upraw. To jest najlepszy moment, aby Polska przygotowała odpowiednie rozporządzenia zakazujące uprawy transgenicznej kukurydzy i ziemniaka. Teraz jest sprzyjający klimat na taką decyzję, a jest to decyzja jak najbardziej słuszna i w interesie naszego państwa.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska