- Od kilku lat zarzuca sądom opieszałość, a tymczasem sam próbuje grać na zwłokę - irytuje się Adam Mazguła, który w 2010 roku doniósł o podejrzeniu popełnienia przestępstwa jako przedstawiciel komitetu antyreferendalnego.
Sprawa dotyczy zajścia z marca ubiegłego roku. Wówczas komitet referendalny z byłym burmistrzem Januszem S. na czele zorganizował wiec, podczas którego torpedował plan sprzedaży i zagospodarowania kilku działek na rynku w Nysa. W czasie zgromadzenia kilku młodych ludzi przewróciło i zmalowało baner reklamowy, ustawiony tam przez komitet antyreferendalny.
Z policyjnych notatek wynikało, że S. przyznał iż to na jego polecenie plakat został zniszczony. Później w rozmowach z mediami uściślił, że nikogo do niczego nie namawiał, jednak zajście potwierdzili inni świadkowie.
1 grudnia 2010 prokuratura oskarżyła trzech mieszkańców Nysy o wspólne zniszczenie mienia. Janusz S. dostał natomiast zarzut kierowania grupą, przekazania farby i polecenia zniszczenia billboardu.
- Faktycznie obserwując z boku, może się wydawać, że sąd działa trochę opieszale, ale wbrew pozorom postępowanie toczy się rytmicznie. Natomiast sam proces nie rozpoczął się przez zbieg różnych okoliczności - tłumaczy prezes Sądu rejonowego w Nysie Bartłomiej Madejczyk.
Najpierw oskarżony wystąpił o zmianę sędziego, później nie stawił się na rozprawę, kolejnym razem jego adwokat wyjechał na urlop, a w miniony poniedziałek - złożył wniosek o zwrócenie akt do prokuratury. Sąd wniosek oddalił jako bezzasadny, a adwokat oskarżonego złożył powtórny wniosek o wyłączenie sędziego i przeniesienie sprawy poza województwo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?