Dorota Wellman: - Nie jestem z innej planety

Archiwum prywatne
- Osobowości nie da się wypracować. Albo się to ma, albo nie.
- Osobowości nie da się wypracować. Albo się to ma, albo nie. Archiwum prywatne
- Zawsze byłam dynamiczna. Jako dziecko łobuzowałam, chodziłam po drzewach, kiedyś pobiłam paru łobuzów - mówi Dorota Wellman, dziennikarka TVN, tegoroczna laureatką Wiktora.

- Jak się miewa Wiktor?
- Cudownie. Stoi sobie między książkami i znakomicie się tam czuje w inteligenckiej atmosferze.

- To ważny mężczyzna w pani życiu?
- Bardzo, bo jest dowodem uznania ze strony fachowców. Poza nagrodami najbliższymi sercu, czyli nagrodami publiczności, ta jest najważniejsza.

- Czy odbierając Wiktora nie pomyślała pani: "No fajnie, ale dlaczego dopiero teraz?"

- Takie myślenie - że za późno, że mnie nie doceniają - jest mi obce. Nigdy nie czekałam w napięciu: "A może to ja go w tym roku dostanę?". Oczywiście sprawił mi ogromną radość, ale ja nie pracuję dla nagród. Niezwykle cenna jest dla mnie publiczna akceptacja. To, co myślą widzowie.

- Czyta pani wpisy internetowe?

- Bardzo przeżywam krytyczne uwagi. Oprócz tych obraźliwych czy wręcz chamskich, bywają też słuszne uwagi. Staram się ich słuchać. Trzeba otwierać uszy, by czegoś nie ominąć, nie przeoczyć tego, czego sam człowiek nie widzi. Często oglądam swoje programy, by zobaczyć błędy, jakie popełniam.

- Wiktor jest nagrodą za osobowość telewizyjną. Ma pani na nią przepis?

- Osobowości nie da się wypracować. Albo się to ma, albo nie. Moim studentom, których uczę zawodu w praktyce, mówię, że podstawą dziennikarstwa jest pracowitość, ogromna wiedza na bardzo różne tematy, wielka ciekawość świata, bez której nie ma dziennikarza i zwieńczenie tego wszystkiego, czyli osobowość. Myślę, że ja ją mam.

- Czy to jest klucz do sukcesu w telewizji?

- Kluczem do sukcesu w telewizji jest przede wszystkim praca. Kiedyś studentka zapytała mnie, jak zrobić szybko karierę w telewizji. Odpowiedziałam, że przez dupę. I będę się tego trzymać, bo szybko to może przejechać pociąg przez tunel. W telewizji, radiu, prasie najważniejsza jest ciężka, mozolna praca. I upór, i odporność radzieckiego czołgu, żeby do czegoś dojść. Osobowość pozwala się przebić, zaznaczyć czymś, ale praca jest podstawą. Kto nie pracuje, nie zabłyśnie bardzo szybko, a jeśli szybko zabłyśnie, to równie szybko zgaśnie.

- Otwierając różne telewizyjne okienka, czasem można odnieść wrażenie, że aby stać się gwiazdą tv, wystarczy być ładnym lub chociaż ładnie ponaciąganym.

- Telewizja to obraz, więc wygląd jest istotny. Uroda jest magnesem, który sprawia, że widz dłużej zatrzymuje wzrok na ekranie. Urodziwi na pewno mają łatwiej, ale na tym nie powinno się kończyć. Lalka Barbie z Kenem do towarzystwa to w telewizji nuda. Ale moda i media są niezbadane. Generalnie ma być ładnie, uroczo i gładko. Ja trochę się wybijam. Pewnie dla przeciwwagi przydaje się stara, gruba i niezbyt ładna.

- O sobie, jak o wszystkim, mówi pani bez owijania w bawełnę. W przypadku tej autooceny rzeczywiście tak pani myśli czy jest w tym element samoobrony?
- Mówię, co myślę i czasami dostaję za to po łbie. Czy to element samoobrony? Po prostu potrafię się z siebie śmiać. Moja mama była niezwykle autoironicznym człowiekiem i jestem tego nauczona. Czy się jest pięknym, czy brzydkim, czasami mądrym, a czasami głupim - powinno się mieć do siebie dystans. Uśmiechać się i śmiać się z samego siebie, kiedy trzeba. To pozwala także widzom nie traktować nas koturnowo. Czasami widzom się wydaje, że my jesteśmy z innej planety (i niektórzy są, ale tylko niektórzy). Taki autoironiczny dystans zbliża mnie z widzami. Ja mam 50 lat i...

- No właśnie, mówi pani o tym pytana i niepytana, a kobiety zwykle ukrywają wiek równie starannie, jak liczbę operacji plastycznych.

- Tego nie da się ukryć, ja nie widzę takiej potrzeby. Na to są dokumenty, tysiące wpisów w internecie. Uważam, że kobiety 50-letnie powinny czuć się dumne, że fajnie wyglądają, że mają mnóstwo energii, że są bardzo cenionymi pracownikami, bo świat się zmienił i po zachłyśnięciu się młodością teraz docenia doświadczenie.

- Kiedy w marcu obchodziła pani urodziny, pojawiło się mnóstwo pełnych niedowierzania wpisów internautek: "50? Niemożliwe. Myślałam, że ma góra 40".

- To cudowne. Myślę, że to bije od środka. Jak ktoś ma energię, i nie ma starej duszy, to się w nim nie dostrzega starości zewnętrznej. Cieszą mnie te opinie. To znaczy, że ciągle jestem młoda i "jeszcze mogę", jak mówiła Pani Pelagia.

- "Kiedy rano włączam Dzień dobry TVN i widzę Dorotę Wellman, to chce mi się żyć". "Jest lepsza od filiżanki mocnej porannej kawy" - piszą kobiety. Działa pani z ekranu terapeutycznie.

- Muszę być przeciwwagą dla świata idealnego, jakim jest telewizja. Mam nadzieję, że daję kobietom przekonanie, że są ważniejsze problemy, niż wałek na brzuchu i pięćdziesiątka na karku. Że można mieć ambicje, marzenia. Chciałabym działać na kobiety tak, by myślały: "Ona, gruba, może w telewizji, to ja też mogę u siebie". By wiedziały, że nie warto się poddawać. Zawsze mnie szokuje, gdy słyszę: "W dniu swoich czterdziestych urodzin płakałam". K... mać!!! To nie miała nic lepszego do roboty?

- Współautorem pani sukcesu w Dzień dobry TVN jest Marcin Prokop. Tworzycie niepowtarzalny tandem, ale na początku...

- ... Marcin się mnie bał. I słusznie. Wejście Marcina w mój świat było trochę niefortunne. On był bardzo pewny siebie, a ja lubię takie balony przekłuwać. Ale potem okazało się, że to było mylne wrażnie. Dogadaliśmy się pod każdym względem. Łączy nas wrażliwość, szacunek dla drugiego człowieka, lojalność. Rozumiemy się bez słów, a przecież Marcin Prokop jest ode mnie młodszy o 17 lat. Większość osób, z którymi pracuję, jest młodsza. To jest zastrzyk młodości lepszy od botoksu. Wzajemnie się napędzamy. Trafił mi się Marcin, jak ślepej kurze ziarno.

- Zaczynała pani w radiu, ale zawsze lgnęła do telewizji. Nigdy, nawet na dnie duszy, nie miała pani obawy, że się nie spodoba, że grubej - jak pani mówi - nie zechcą?
- A broń Panie Boże. Parłam do tego ze wszystkich sił. Nie miałam żadnych wątpliwości, bo ciągle uważam, że to tylko kwestia tego, co chcemy robić. Telewizja daje wiele możliwości - mogę robić reportaż, program na żywo, talk-show. Kocham tę pracę i nie zastanawiałam się, czy do niej pasuję. To telewizja miała się do mnie dopasować.

- Za prezesa Kwiatkowskiego telewizja publiczna nie chciała się do pani dopasować. I podobno znaczenie miał właśnie wygląd. Kiedy panią wyrzucano, umiała się pani z tego śmiać?

- Popłakałam się - ale ze złości, bo robiłam wtedy dobry program "Raport" i zepsuto pracę wielu ludzi. Podstawa tej decyzji była polityczna, a dodatkowo nie pasowała prowadząca. Przez jakiś czas pisałam tzw. zajawki programów telewizyjnych, byłam człowiekiem drugiego planu i myślę, że to mi dobrze zrobiło. Takie zwalenie z anteny uczy pokory. Myślę, że zdałam ten egzamin na piątkę. Ja mam naturę wańki-wstańki. To bardzo mi ułatwia życie.

- Nic nie jest w stanie pani złamać?

- Nieszczęścia bliskich. Kiedy moja mama przez wiele miesięcy w mękach umierała na raka, razem z nią umarła jakaś część mnie. Boję się też o syna. To jest jedyna rzecz, która może mnie dotknąć do samego środka mojej duszy.

- Dla macierzyństwa wiele się pani wyrzekła.

- Nie nazwałabym tego wyrzeczeniem. Bardzo chciałam być matką i zrobiłam wszystko, żeby nią zostać. Wiedziałam do czego dążę, jakie mogą być koszty i one nie miały żadnego znaczenia. Nigdy nie byłam szkieletorkiem, ale byłam szczupła. W wieku dwudziestu paru lat byłam ładna, okrągła, lecz nie gruba. A potem przyszła ciąża, choroba i konieczność brania hormonów przez dziewięć miesięcy. To hormonom zawdzięczam obecny wygląd. Potem udało mi się zrzucić parę kilogramów, bo ćwiczę i uprawiam wiele sportów, ale większość została.

- Powiedziała pani kiedyś: "Mam jakiś rodzaj ADHD. Skaczę, nurkuję, latam..."

- Skakałam ze spadochronem, a latam wszystkim, co może unieść człowieka w powietrze i zamienić go w ptaka. Kocham lotnictwo, potrafię spędzić godziny, obserwując, jak startują i lądują samoloty. Kocham pilotów, oczywiście kapitana Wronę. Mam mnóstwo znajomych na lotniskach całego świata. Zrobiłam nawet reportaż na wieży kontroli lotów, bo chciałam poznać tę pracę. Unoszenie się w powietrze wciąga jak narkotyk. Udało mi się lecieć nawet wielkim transportowcem i sterowcem. Lęk przed lataniem jest mi kompletnie obcy. W ubiegłym roku też przeżyłam lądowanie awaryjne, nie tak spektakularne, jak to ostatnie na Okęciu, ale jak ktoś ląduje w białym mleku, to dla mnie jest mistrzem.

- Zawsze była pani taka dynamiczna?

- Byłam dzieckiem bardzo energicznym, łobuzującym. Bawiłam się z chłopakami, chodziłam po drzewach. Kiedyś pobiłam paru łobuzów. Miałam przyjaciela z bloku, takiego małego Wojtusia. Ponieważ był malutki i słaby, wciąż zaczepiali go podwórkowi chuligani. No i kiedyś tak ich sprałam, że jeden z chłopców nawet stracił przytomność. Od tego czasu Wojtuś miał spokój. Mimo to w środku byłam nieśmiała. W szkole podstawowej samo wejście do pełnej klasy - mimo że wszyscy mnie znali - było dla mnie dużym przeżyciem. Na szczęście to mi szybko minęło.

- Przyjaciele mówią o pani...

- "Bomba", "Kałasznikow" - bo bardzo szybko mówię. A także "Matka Ziemia", bo kiedy widzę wyświetlający się numer telefonu, pytam: "W czym mogę pomóc?".

- A jak pani sama o sobie myśli?

- Myślę, że jestem dobrym człowiekiem i bardzo się staram być jak najlepsza. Staram się nie krzywdzić innych ludzi i to jest podstawa mojego myślenia. Myślę, że jestem jak ciepły kompres na bolące miejsce albo jak zimny kompres na rozgrzaną głowę.

- I dlatego wzięła pani udział w reklamie pewnego jogurtu? Żeby "poczuć się komfortowo", przeznaczając honorarium - 200 tys. zł - na cele charytatywne?

- Od początku miałam taki niecny plan. Myślałam o tym już wcześniej, dostawałam różne propozycje, ale niezbyt atrakcyjne. Bardzo się cieszę, że w końcu się udało. Mnie to nic nie boli, a mogłam coś zrobić dla innych. Gdybym miała okazję, to zrobiłabym to jeszcze raz.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska