Wigilia podwójnych rodzin

sxc.hu
sxc.hu
Nie jest łatwe zorganizowanie rodzinnych świąt, gdy ma się podwójne synowe, wnuki oraz zięciów.

Przez całe lata dla pani Róży i jej męża Boże Narodzenie było wyczekiwanym, cudownym świętem rodzinnym. Wtedy do wigilijnego stołu siadali małżonkowie w towarzystwie dwóch synów, ich żon i trojga wnuków. Scenariusz tej wyjątkowej kolacji był zawsze identyczny - opłatek, życzenia, wzruszenia, prezenty i kolędy.

Wszystko zmieniło się, gdy jeden z synów pani Róży wyjechał do pracy do Irlandii. Miał być tam dwa lata. Tyle - jak obliczył - powinno wystarczyć na zakup większego mieszkania, bo jego żona spodziewała się drugiego dziecka. Rozłąka nie przysłużyła się małżonkom. Wkrótce okazało się, że młody emigrant poznał inną kobietę i z nią oraz z ich dzieckiem tworzy teraz nowy związek.

Pani Róża ma nie lada dylemat. Z pierwszą synową i wnukami jest bardzo związana. Podczas nieobecności syna pomagała niekompletnej rodzince. Synowa często podrzucała dziadkom wnuki.
Druga synowa od początku jest na gorszej pozycji. Pani Róża nie może jej wybaczyć, że "odbiła" męża innej kobiecie i rozbiła rodzinę jej wnuków. Stosunki z tą nową rodziną syna są więc chłodne. Teraz nadchodzi pierwsza Wigilia, po tych wszystkich przetasowaniach. Pani Róża zachodzi w głowę, jak ją zorganizować, żeby wszyscy byli zadowoleni.

Syn uważa, że powinni spędzić ją wspólnie, bo skoro ten wieczór to dla katolików czas wybaczania, więc i mama, i jego była żona powinny zachować się wspaniałomyślnie w stosunku do niego. Była synowa ani myśli siadać przy jednym stole "z tą wywłoką", czyli drugą żoną byłego męża, ale - dla dobra dzieci- zgadza się, żeby one spędziły część wigilijnego wieczoru u dziadków. Starszy wnuk (od pierwszej żony) oprotestował taki plan i uważa, że skoro ojciec na co dzień jest "z tamtymi", to przynajmniej w święta niech będzie ze "starymi" dziećmi. U nich. A dziadkowie naprawdę nie wiedzą, jak to teraz powinno wyglądać.

W podobnej sytuacji znaleźli się państwo Janiccy. Ich syn także się rozwiódł i w ten sposób mają podwójne synowe i wnuki.

Z nową synową spędzili tylko jedną Wigilię. Atmosfera była lodowata. Młodzi poszli do siebie tak szybko, jak to było możliwe. Następne święta były takie: synowa numer jeden spędza Wigilię ze swoimi rodzicami. Syn przychodzi do nich z prezentami i nie bacząc na protesty dzieciaków, bardzo szybko wychodzi.

Potem wpada do swoich rodziców i tutaj także jest bardzo krótko, bo jego nowa żona obraża się o to kolędowanie. Uważa, że trzeba wreszcie zamknąć drzwi do dawnego życia. Wtedy dziadkowie wsiadają do auta i jadą do pierwszej synowej i wnuków. Dzieci witają ich entuzjastycznie, ale była synowa i jej rodzice z trudem znoszą ich obecność. Mają żal o to, co się stało, choć starsi państwo przecież nie przyłożyli ręki do rozpadu małżeństwa syna. Wszyscy więc uważają, że w takiej pozszywanej z kawałków rodzinie nie da się zorganizować pięknych świąt.

Takie same wątpliwości ma po swoich doświadczeniach pani Janina. Jej córka jest dwa lata po rozwodzie. Przy niej pozostały dwie nastoletnie dziewczynki. Zięć ożenił się po raz drugi z młodą kobietą, która niebawem zostanie matką ich pierwszego dziecka. Ma być syn, więc zięć jest wniebowzięty. Zadowolony i szczęśliwy przystaje na wszystkie propozycje, nie tylko dotyczące świąt. Ale córka czuje się zraniona do głębi i nadal przeżywa rozpad rodziny. Wnuczki też.

Miniona Wigilia została potem przez babcię opłakana. A przebiegała tak: córka została w swoim mieszkaniu, bo powiedziała, że nie zniesie widoku byłego męża i jego nowej żony. Zięć początkowo zapraszał dzieci do swego nowego gniazda, ale po namyśle zdecydował, że lepiej będzie wybrać neutralny teren, czyli mieszkanie dziadków. Zapowiedział, że przyjdzie tam sam. Dziewczyny, choć też przeżyły boleśnie odejście ojca, czekały na niego o umówionej godzinie. Były ciekawe, jakie prezenty im przyniesie, co powie po kilkumiesięcznym niewidzeniu, Kiedy straciły nadzieję, że w ogóle się zjawi, jednak przyszedł. Bez żadnych prezentów. Przywitał się chłodno, powiedział, że córki urosły, a potem położył na stole po stówce dla każdej i powiedział: kupcie sobie coś ładnego, bo nie miałem czasu. Odwrócił się i poszedł.

- Dziewczynki szlochały z godzinę po tej wizycie - wspomina ich babcia, a ja doszłam do wniosku, że wraz z córką powinnam je chronić przed takimi emocjami, które zapamiętają na całe życie. Tej rodziny nie da się już skleić. Więcej: nie ma co udawać, że to jest jeszcze rodzina i zbierać wszystkich przy wigilijnym stole. Teraz tłumaczę to córce i uważam, że powinna wprowadzić do tego mniejszego stadła nowe obyczaje. Takie, które eliminują przykre przeżycia.

- A może wszystko się jeszcze dobrze ułoży - pociesza koleżankę znajoma, która ma z patchworkowej rodziny bardzo pozytywne doświadczenia.

- Mój syn rozwiódł się, gdy jego córeczka miała 4 lata - wspomina. Ich rozstanie bardzo przeżyłam, a pierwszą Wigilię bez dzieci, przepłakałam w samotności. Nie przyjęłam zaproszeń od dalszej rodziny. Nie byłam w stanie zapanować nad nerwami. Nie poszłam też do syna, choć wiedziałam że niebawem urodzi mu się dziecko.

Pierwsza synowa początkowo zerwała ze mną kontakt. Nie widywałam wnuczki, którą bardzo kochałam. Za to z nową synową moje relacje ułożyły się poprawnie. Widziałam, że robi wszystko, aby mnie nie zrazić. Jej rodzice mieszkali daleko, więc w trudniejszych codziennych sytuacjach mogła liczyć na mnie i mego męża. To nas zbliżyło.

- Pewnego dnia, prawie dwa lata po rozstaniu syna z pierwszą żoną, spotkałam ją z wnuczką w centrum handlowym. Dziewczynka poznała mnie, a była synowa powitała tak jakoś spokojnie, jakbyśmy się widziały przed tygodniem. Jej zachowanie ośmieliło mnie do zaproszenia wnuczki z mamą do nas. Przyszły. Mała była szczęśliwa. Ja też. Synowa zachowywała się powściągliwie, ale już nie wrogo.
- Potem często rozmawiałam z wnuczką przez telefon, aż przyszedł dzień, kiedy jej mama poprosiła, czy może córkę u nas zostawić na noc. Takie sytuacje zaczęły się powtarzać i u mnie poznało się przyrodnie rodzeństwo. Wkrótce zrozumiałam, że synowa "kogoś ma". Była radosna, zadbana, wyładniała. Ja też odzyskałam radość życia.

W kilka miesięcy później partner synowej miał wypadek, a operował go i leczył mój syn, ortopeda. Mężczyźni dużo ze sobą rozmawiali i polubili się. To oni zaproponowali mi, abym zorganizowała u siebie Wigilię dla wszystkich. I wszyscy przyszli, i było miło, ale to dlatego, że zarówno mój syn, jak i jego pierwsza żona szczęśliwie ułożyli sobie na nowo życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska