Markot zostaje w Kędzierzynie-Koźlu

Daniel Polak
Kierownik przytuliska Jacek Kolczyński potrafił zaprowadzić porządek. Krnąbrni podopieczni zostali przywołani do porządku, albo wydaleni. Dziś instytucja działa normalnie i współpracuje z MOPS-em.
Kierownik przytuliska Jacek Kolczyński potrafił zaprowadzić porządek. Krnąbrni podopieczni zostali przywołani do porządku, albo wydaleni. Dziś instytucja działa normalnie i współpracuje z MOPS-em. Daniel Polak
Groźba likwidacji placówki została oddalona. Do przytuliska już zgłaszają się kolejni bezdomni, którym zima solidnie daje w kość. Miejsc nie powinno zabraknąć dla nikogo.

Placówka mieści się w budynkach należących kiedyś do Instytutu Spawalnictwa z Gliwic. Instytut sprzedał je jednak prywatnemu inwestorowi. W zeszłym roku dowiedzieli się o tym podopieczni Markotu i przeżyli nerwowe chwile. Okazało się bowiem, że będą musieli opuścić zajmowane obiekty i przeprowadzić do innego miasta. Niektórzy zaczęli się nawet pakować.

Dziś już wiadomo, że taki scenariusz został odsunięty w czasie. - Normalnie mieszkamy, pracujemy i póki co, nigdzie się nie wynosimy. Z naszej wiedzy wynika, że inwestorowi nie śpieszy się, by na nowo zagospodarować budynki - mówi Jacek Kolczyński, kierownik Markotu.

Obecnie przebywa tam 40 osób. W ostatnich dniach zgłosiło się kilku kolejnych bezdomnych. - To efekt zimy, która tak naprawdę dopiero się zaczęła - zaznacza Kolczyński.

Placówka przy ul. Dąbrowszczaków ma jeszcze sporo wolnych miejsc. - Śmiejemy się, że nasz ośrodek jest z gumy - mówi Kolczyński. - Faktycznie, jesteśmy w stanie przyjąć kolejnych potrzebujących.

Markot z osiedla Sławięcice współpracuje z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej, a także kilkoma innymi instytucjami w województwie, zajmującymi się opieką socjalną. Dzięki temu pozyskuje pieniądze, za które kupowane jest jedzenie, a także opał.

- Z głodu nikt tu nie umiera - mówi jeden z podopiecznych.

Sami mieszkańcy Sławięcic tłumaczą, że kierownikowi placówki udało się zmienić jej wizerunek. Przez ostatnie lata nie był najlepszy. W okolicy nie było dla nikogo tajemnicą, że podopieczni Markotu handlowali darami, a wcześniej wyłudzali nawet pieniądze od współlokatorów. Tego typu sprawami kilka razy zajmowały się policja i prokuratura. Wszystko zmieniło się wraz z przyjściem Jacka Kolczyńskiego. Początki nie były jednak łatwe. Gdy nowy kierownik zabronił takich praktyk, a także nakazał ciężko pracować podopiecznym, wybuchł bunt.

Nie chcieli oni rąbać drewna na opał, sprzątać pokoi i korytarzy, ani odśnieżać podwórka. Zamiast tego donosili na Kolczyńskiego na policję, że ten rzekomo znęca się nad dziećmi. Informowali też, że są karmieni przeterminowanym jedzeniem, a czasem także głodzeni. Skontrolowała to policja, która nie potwierdziła żadnych zarzutów wobec nowego szefa.

- Wreszcie zaprowadzono tam porządek. Wygląda na to, że nikt już tu nie handluje darami, a bezdomni nie piją alkoholu na ulicach - mówi jeden z mieszkańców Sławięcic.

Ci ostatni jeszcze niedawno sami mówili o konieczności likwidacji placówki, skarżąc się na uciążliwe sąsiedztwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska