Internet pierwszego kontaktu. Sieć zamiast lekarza?

sxc.hu
sxc.hu
Coraz więcej osób, zamiast pójść do lekarza, wpisuje objawy w wyszukiwarce i stawia sobie diagnozę. To nierozsądne i niebezpieczne - ostrzegają lekarze.

Do internautów to jednak nie przemawia. Z sondaży przeprowadzonych w 2011 r. przez Instytut Badawczy ARC Rynek i Opinia wynika, że pierwszym źródłem wiedzy dla pacjentów w przypadku problemów zdrowotnych są wprawdzie lekarze rodzinni. Wskazało na to 57 proc. Polaków.

Ale jako drugie najważniejsze źródło informacji ankietowani najczęściej wymieniali internet. Dopiero na kolejnych miejscach znalazły się czasopisma i broszury informacyjne. Wymieniano też jako "ekspertów" od zdrowia rodzinę i znajomych.

Rodacy rzadziej natomiast powoływali się na specjalistów. Pewnie dlatego, że trzeba do nich czekać w długich kolejkach, a w internecie poradę można uzyskać od ręki.
Tak duża popularność internetu w kwestiach zdrowotnych może jednak niepokoić, gdyż jak wiadomo zaledwie część informacji rzeczywiście jest przygotowywana przez specjalistów i ma wartość merytoryczną. Duża część jednak to porady pisane przez przypadkowe osoby, które nie mają wykształcenia medycznego.

Napisane, czyli prawdziwe

- Skoro internet jest tak potężnym medium, to trudno się dziwić, że szuka się w nim także informacji o chorobach - uważa dr n. med. Dariusz Łątka, ordynator Oddziału Neurochirurgii WCM w Opolu. - Ja sam na co dzień widzę, ilu ludzi swoje objawy wpisuje do wyszukiwarki internetowej i oczekuje natychmiast odpowiedzi, na co chorują i jak mają się wyleczyć, przenosząc wprost zwyczaje z innych sfer życia na sferę "zdrowie".

Tymczasem internet jest pełen hochsztaplerów zdrowotnych. Wykorzystują oni naiwność i czasem bezradność pacjentów do budowania swych pozycji i z czasem fortun, opartych na zasadzie: przeczytane w internecie równa się prawdziwe.

W ten sposób kwitnie handel dziwnymi lekami, receptami na leczenie czy wprost receptami na życie - poza oficjalnymi metodami leczenia. Ale nawet, gdyby tych hochsztaplerów nie było, to i tak informacje z pozoru prawdziwe nie mogą być bezkrytycznie dopasowywane do własnej osoby.

Serwisy poświęcone zdrowiu mnożą się tymczasem jak grzyby po deszczu. W polskiej sieci powstało ich już ponad 200. Można w nich znaleźć tysiące artykułów o wszelkich możliwych chorobach, cudownych uzdrowieniach, są zamieszczane porady specjalistów, szczegółowe informacje o lekach, odbywa się wymiana informacji między internautami, którzy potrafią znaleźć radę na każdą dolegliwość, a chorego internautę natychmiast pocieszyć.

Z badania Megapanel PBI/ Gemius wynika, że obecnie już co drugi internauta leczy się wirtualnie, odkładając wizytę u lekarza na później, a co czwarty kupuje przez internet witaminy oraz inne specyfiki, dostępne w sieci, zachwalane jako tańsze i skuteczne.

- Takie praktyki są bardzo niebezpieczne, tak samo jak nie powinno się udzielać porad zdrowotnych przez telefon, o co mnie czasem pacjenci proszą i stanowczo wtedy odmawiam - zaznacza dr n. med. Mirosław Małowski, lekarz pierwszego kontaktu w przychodni MSWiA w Opolu. - Niedopuszczalne jest postawienie diagnozy przez internet, bez zbadania chorego. Trzeba pamiętać, że różne objawy pasują do bardzo wielu schorzeń.

Poza tym w grę wchodzą jeszcze subiektywne odczucia chorych. Pamiętam, że gdy na trzecim roku medycyny mieliśmy zajęcia z diagnostyki ogólnej chorób wewnętrznych, to zaniepokojony wykrywałem po kolei wszystkie te choroby u siebie... Bardzo groźne jest też wzajemne udzielanie sobie porad przez internatów. To najgorsza forma sugestii, gdyż osoby te, jeśli nie posiadają medycznego przygotowania, nie mają zielonego pojęcia o leczeniu. Takie dyskusje często znieczulają, sprowadzają na ślepe tory, usypiają czujność onkologiczną. Ktoś np. myśli, że ma zwykłego pieprzyka na nodze, tymczasem rozwija się czerniak. I jak w końcu trafia do onkologa, to jest za późno na skuteczne leczenie.

Zdarzają się też coraz częściej sytuacje, że chorzy najpierw poczytają o swoich objawach w internecie, a potem idą do lekarza i tą wiedzą się dzielą. - Ja się zżymam na takich pacjentów - przyznaje dr Mirosław Małowski. - Wtedy mówię: "Skoro pan już o swojej chorobie wie wszystko, to jakie są oczekiwania wobec mojej osoby?". Ale bywa i tak, gdy kogoś zbadam i postawię diagnozę, że słyszę: "Ma pan rację, bo ja przeczytałem już o tym w internecie". Wtedy staram się podchodzić do tego z humorem. Cóż, widocznie nie jestem taki zły.

Nie wywołuj wilka z lasu

Z sondaży wynika, że najchętniej z porad korzystają młode kobiety, świeżo upieczone mamy i osoby - obojga płci - przeczulone na swoim punkcie, hipochondrycy nieustannie szukujący u siebie jakichś schorzeń.

- Osoby ze skłonnością do hipochondrii to szczególna grupa - twierdzi dr Wojciech Redelbach, chirurg onkolog, dyrektor Opolskiego Centrum Onkologii. - Przychodzi do nas pacjent po poradę i od razu mówi: mam raka jelita grubego, męczy mnie biegunka, schudłem, to na pewno to, bo takie objawy podają w internecie. Z jednej strony to dobrze, bo człowiek jest czujny. Robimy mu badania, ale jak nic nie wychodzi, to on nie wierzy, żąda dalszej diagnostyki. Sam wpędza się w stres i na siłę szuka choroby. Tymczasem stres jest jednym z czynników rakotwórczych.

Aby odpowiednio zinterpretować objawy i prawidłowo rozpoznać dolegliwości, nie wystarczy tylko komputer. Bez medycznej wiedzy ogólnej i wieloletniego doświadczenia nie jesteśmy w stanie wirtualnie się wyleczyć - przestrzegają zgodnie lekarze. Dodatkowo często jest to działanie zgubne w skutkach. Nasze prywatne, internetowe śledztwo może - zamiast pomóc - zaszkodzić. U jednych ból głowy może świadczyć jedynie o migrenie bądź wskazywać na początki przeziębienia, a u innych może być oznaką np. tętniaka.

Jest również druga strona medalu. - Często ktoś niepotrzebnie naczyta się różnych rzeczy w internecie i błędnie oceni objawy, co spowoduje, że zacznie się niepotrzebnie zadręczać - stwierdza dr Adam Tomczyk, lekarz rodzinny z NZOZ "Medica" w Leśnicy. - Należy pamiętać, że na forach zamieszczane są nieraz skrajne przypadki chorób, których nie należy od razu brać do siebie. Zamiast przeglądać strony w internecie i zastanawiać się, "czy ja też na to cierpię" i rozpaczać "już niewiele mi życia pozostało", lepiej znaleźć czas na wizytę u swojego lekarza i od razu wszystkie obawy wyjaśnić.

Czy oczy się zmniejszają

Na portalach zdrowotnych internauci ukryci pod pseudonimami bez zażenowania zwierzają się ze swoich dolegliwości, nawet najbardziej intymnych. Proszą o radę, poszukują pokrewnych dusz, które spotkało to samo. Na forach dziesiątki dziewcząt i młodych kobiet podają datę ostatniej miesiączki i martwią się, czy nie zaszły w ciążę. Oczekują, że przez internet rozstrzygną ten dylemat.

"Od jakiegoś czasu mam bóle po lewej stronie brzucha" - żali się agusiatrusia. "Z USG wynika, że mam zwłóknienia na trzustce. Nie mogę jednak dostać się do lekarza, a od tygodnia dokucza mi świąd skóry. Czy to może rozwijająca się cukrzyca? Czy jest coś, co mogę zrobić, zanim lekarz mnie przyjmie?" - pyta internautka. Na odpowiedzi nie musi długo czekać.

"Jestem uzależniony od komputera i siedzę przed nim dzień w dzień" - wyznaje Zażenowany. "Czy jeśli przestanę, to zregenerują mi się oczy i będą jak nowe? Czy oczy się zmniejszają jak się tyle siedzi przed komputerem? Bo czuję, że mam mniejsze. Jeśli tak, to jak je odwiększyć?". Odpowiada mu Balbina: "Oczy się nie zmniejszają , może masz jakąś wadę wzroku".

Specjalną grupę w internecie stanowią osoby, które poddały się jakiejś kuracji i teraz chwalą się jej rezultatami. Zamieszczają swoje zdjęcia, obok których widnieją pieczątki z czerwonym napisem: uwierzytelnione. Pani Elżbieta pisze: "Dziękuję sobie, że ufając intuicji podjęłam kurację preparatami (tu pada ich nazwa). Proces oczyszczania organizmu przebiegał u mnie spokojnie, a efekty były bardzo ciekawe, a wręcz mnie zaskoczyły. Zauważyłam, że zrobiłam się spokojniejsza, radośniejsza, poprawiła mi się pamięć, odmłodniałam". Najprawdopodobniej stoją za tym PR-owcy producenta tych cud-preparatów.

Kto stoi za portalem

Wojciech Redelbach, dyrektor Opolskiego Centrum Onkologii, zaznacza: - Trzeba dokładnie sprawdzić, co to jest za portal i kto za nim stoi, najlepiej jeśli jest to strona autoryzowana konkretnego szpitala - radzi pan doktor. - My na przykład taką stronę uruchomiliśmy.

Odpowiadamy na pytania pacjentów. Lepiej jak zasięgną porady u onkologa, a nie u laika w sieci. Gdy widzę informacje w internecie o uzdrowicielach, którzy wyleczyli kogoś z raka, to włosy dęba stają. Przestrzegałbym przed takimi cudami.

- Ja wierzę w internet i serwisy prozdrowotne, o ile spełniają standardy - zaznacza dr n. med. Dariusz Łątka. - Osobiście postanowiłem być "spiritus movens" takiego przedsięwzięcia. Wraz z grupą zapaleńców stworzyliśmy stronę drkregoslup.pl, do której zaprosiliśmy najwybitniejszych specjalistów z dziedziny spondyloortopedii, jak i ich pacjentów. Zyskaliśmy poparcie takich autorytetów jak m.in. Polskie Towarzystwo Chirurgów Kręgosłupa. Ta platforma wymiany informacji działa z powodzeniem.

Dobry internetowy serwis prozdrowotny, zdaniem doktora Łątki, powinien mieć promotorów łatwych do zidentyfikowania oraz posiadać wsparcie którejś z uznanych uczelni, towarzystw naukowych. Dopiero wtedy można mu zaufać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska