Konserwanty, barwniki, emulgatory. Codziennie jemy chemię

Redakcja
Im dłużej człowiek je chemię, tym bardziej jest narażony na coraz poważniejsze skutki złej diety, łącznie z chorobami nowotworowymi.
Im dłużej człowiek je chemię, tym bardziej jest narażony na coraz poważniejsze skutki złej diety, łącznie z chorobami nowotworowymi. sxc
Nie potrzebujemy soli przemysłowej w zaprawie peklującej mięsa, aby objadać się chemią. Konserwanty, barwniki, przeciwutleniacze i emulgatory - to stałe elementy naszej codziennej diety. Rocznie zjadamy ich ponad 2 kilogramy.

Podobne dawki chemii spożywają też starsze dzieci i młodzież. Żywność dla dzieciaków odstawionych od papek i przecierów jest szczególnie wysokochemiczna i wysokokaloryczna, a to najgorsze połączenie.

Na polu minowym

- Kilka lat temu 12-latek z nadwagą był w moim gabinecie rzadkością. Teraz to norma. Leczyłam z otyłości dziesięciolatka z dwudziestokilogramową nadwagą, dwunastolatka ważącego osiemdziesiąt kilo, czternastolatka - o dziesięć kilo cięższego - mówi Magdalena Kultys, opolska dietetyczka. - Ich menu było do siebie podobne: chipsy i kolorowe gazowane napoje. Potrafili ich wypić więcej niż dwa litry dziennie. Byli od nich uzależnieni. Nigdy nie jedli normalnych gotowanych ziemniaków, zawsze frytki z fast foodów. Poza nadwagą cierpieli na alergie, osłabienie organizmu - to był oczywisty skutek obecności środków chemicznych w organizmie. Terapia przypominała detoks i odstawienie uzależnionych ludzi od używek.

Im dłużej człowiek je chemię, tym bardziej jest narażony na coraz poważniejsze skutki złej diety, łącznie z chorobami nowotworowymi. - A chemię można znaleźć wszędzie, nawet w pozornie zdrowej żywności - mówi dietetyczka.

Na zakupach trzeba być uważnym, niczym na polu minowym. Idziemy do sklepu i - sięgając po produkty, wydawałoby się, zdrowe - czytamy ich etykiety. Lektura opakowania płatków śniadaniowych jednej z renomowanych firm początkowo napawa optymizmem: wapń i osiem witamin; ale drobny druk zdradza więcej: fosforan dwuwapniowy i wodorowęglan wapniowy, fosforan trójsodowy i karmel amoniakalny. W napoju herbacianym prawdziwej herbaty jest 0,01% (słownie jedna setna), reszta to aromaty, cukier, barwniki. W chlebie na zakwasie bez drożdży (taka informacja na opakowaniu) też jest konserwant, poza tym zakwas i drożdże. W keczupie - tylko połowa zawartości to pomidory, obok na półce stoi dwa razy droższy (choć mniejszy), ale już lepszy - pomidorów jest tu 80%. W kawiorze odnajduję sztuczną czerń E151. Wreszcie sięgam po suszone śliwki - to już na pewno zdrowa żywność. Też odpadają! Zawierają SO2. Podobnie - wiórki kokosowe.

- Miałem małych pacjentów, którzy po zjedzeniu suszonych owoców, właśnie konserwowanych dwutlenkiem siarki, dostawali biegunki - mówi dr nauk medycznych Paweł Grzesiowski.

Konserwowanie owoców dwutlenkiem siarki (SO2) to już producencki standard, a kiedyś uważało się ten konserwant za szczególnie niezdrowy.

Co umiesz, zrób sam

Paweł Grzesiowski jest lekarzem i ekspertem znanym w Polsce z udziału w kampaniach propagujących zdrowy styl życia i zdrową dietę. Jest też ekspertem Europejskiej Agencji Leków, współtwórcą Instytutu Profilaktyki Zakażeń. W przypadku jedzenia wyznaje zasadę: Wiem, co jem, bo wyprodukowałem to w mojej kuchni.

- Nie kupujemy gotowych jogurtów owocowych, desery serowe robimy na bazie zwykłego twarogu, sami wyciskamy sok z pomarańczy, a napoje dosładzamy miodem z pasieki - mówi.

Aktualną aferę solną (kiedy to do przemysłu spożywczego wprowadzono sól przemysłową) komentuje tak: - Ta sól nie powinna się dostać do przemysłu spożywczego, to prawda. Jednak dopóki nie wykazano toksycznych zanieczyszczeń - nie ma zagrożenia dla zdrowia, przy czym tym oszustwem znów naruszono zaufanie do producentów żywności.

Tymczasem niemal w każdym produkcie żywnościowym w majestacie prawa zawarte są szkodliwe dodatki, dla przykładu: dwutlenek siarki, kofeina, fosforany czy choćby cukier. - Pełna lista substancji chemicznych, które można dodawać do produktów żywnościowych, liczy kilkaset pozycji. W pojedynczym produkcie substancje te znajdują się w ilościach nieszkodliwych dla konsumenta, co jest stale monitorowane przez służby pań- stwowe - mówi lekarz - ale nikt nie bada, jakie są efekty wieloletniego ich spożywania, a także jak działają mieszanki tych substancji.

Nikt się nie rozchoruje od wypicia szklanki seledynowego napoju gazowanego. Ani od zjedzenia jednego zakonserwowanego rogala z nadzieniem budyniowym czy paczki chipsów. Ale jeśli będzie zajadał te rogale i chrupki na śniadanie codziennie, a w porze lunchu zaspokajał głód zupką z torebki, zaś kolację popijał seledynowym słodkim napojem gazowanym - to nastąpi efekt kumulacji. Obliczono, że współczesny człowiek rocznie zjada wraz z żywnością około dwóch kilogramów substancji chemicznych. Jest się czym niepokoić. Tartazyna E102 powoduje alergię, bezsenność, depresje. E104 - może być niebezpieczne dla astmatyków, podobnie jak barwniki E124 - czerwień koszenilowa jest na listach substancji rakotwórczych, czy E123 - amarant - o działaniu rakotwórczym i uszkadzającym płód.
Doktor ma trzech synów, średni jest alergikiem, wymaga diety. Więc rodzice sięgali w sklepach po produkty najlepszej - wydawałoby się - jakości.

- Kupiliśmy kiedyś szynkę: ładną, pachnącą, pyszną i - sprawdziłem - bez konserwantów. Ale po jej zjedzeniu syn się rozchorował. Co się okazało? Szynka zawierała serwatkę - mówi lekarz. - Od tego czasu załatwiamy sprawę inaczej: kupujemy schab, szynkę, karczek i pieczemy w domu, następnie kroimy do kanapek. To są nasze wędliny. Mamy również kilku zaufanych producentów, którzy nie ukrywają receptury przygotowania swoich wędlin.

Aby mięso i wędliny były pulchniejsze, miało więcej białka i łatwiej nabierało wilgoci, a ostatecznie wagi - producenci dodają soi albo innych spulchniaczy. Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych dysponuje laboratorium, w którym bada się, ile mięsa jest w mięsie i przetworach. Właśnie opublikowała badania, z których wynika, że w większości zbadanych wędlin i mięsa wykryto soję, której nie powinno tam być. Przebadano 15 próbek, w dziesięciu (66,7 proc.) stwierdzono jej obecność.
W rodzinie Grzesiowskich produkuje się także własne desery owocowe. Wystarczy zerknąć na skład większości jogurtów owocowych, aby przekonać się, że mają one nie tylko owoce (2-3%), ale i aromaty i dodatki smakowe identyczne z naturalnymi. Po co zaś kupować coś, co miało być owocowe, a w rzeczywistości jest identyczne z owocowym?

- Kupujemy jogurty naturalne, dokładnie czytając ich etykietkę, czy aby nie ma tam gumy arabskiej, która działa jak zagęstnik. Tych zagęstników dodaje się do jogurtów w majestacie prawa. Ale my ich w diecie nie chcemy. W domu dodajemy dżemu, owoców lub soku naturalnego - mówi lekarz. - Smakuje i jest zdrowsze niż jogurty smakowe czy desery jogurtowe.

Warto pamiętać, że swoją jedwabistą gęstość jogurty zawdzięczają wielu substancjom zagęszczającym, są wśród nich: skrobia ziemniaczana, skrobia modyfikowana, żelatyna wieprzowa, pektyna, karagen. Tymczasem prawdziwy jogurt naturalny powinien zawierać: mleko i bakterie. To wszystko.

To się opłaca

Znana producentka i autorka programów kulinarnych, Ewa Wachowicz właśnie usiłuje się wycofać z umowy z jedną z sieci handlowych, w wyniku której reklamuje napój szkodliwy dla dzieci. To napój, jakich wiele, o smaku czereśniowym, intensywnej barwie i energetyzującej nazwie - ten zestaw zawsze dobrze działa na nastoletnich konsumentów.

Podobizna Ewy Wachowicz z hasłem "Dobry wybór" - to uzupełnienie etykiety. Jest coś jeszcze: z tyłu etykiety napisano ostrzeżenie, że oranżada "może mieć szkodliwy wpływ na aktywność i skupienie uwagi u dzieci". Sztuczne barwniki, w tym bardzo popularny czerwony barwnik pochodny azotu E122, podobnie jak tartazyna - żółty barwnik E102, mogą wywoływać nadpobudliwość u dzieci szczególnie mających ADHD, więc Parlament Europejski nakazał producentom, aby ostrzegali o tym składniku.

- Duża dawka napojów zawierających te substancje może działać pobudzająco przede wszystkim na dzieci z ADHD - tłumaczy Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektora Sanitarnego.

Młodzież jest szczególnie podatna na zagrożenia związane ze spożywaniem produktów wysokoprzetworzonych i konserwowanych: chipsy, fast foody, gazowane kolorowe napoje - to ich dieta codzienna.

- To może doprowadzić do zaburzeń w rozwoju organizmu, szczególnie do alergii - mówi opolska dietetyczka Magdalena Kultys. - Do tego dodajmy jeszcze słodycze, które powodują otyłość, przy czym słodycze to nie tylko ciastka i cukierki, ale i dosładzane soki owocowe. Niebezpieczne jest to, że dzieci są narażone na chemiczną dietę jeszcze przed narodzeniem, za sprawą diety mamy będącej w ciąży. Ona niekoniecznie musi mieć świadomość, że deser jogurtowy jest chemicznie doprawiony.

- Młodzi są podatni na triki reklamowe, czytają, że napoje są wzbogacone witaminą C i już myślą, że mają do czynienia ze zdrową żywnością - mówi Grzesiowski.

Ale nie miejmy złudzeń - witamina C to kwas askorbinowy, który konserwuje i… maskuje smak innych składników, szczególnie tych chemicznych, a w nadmiarze może doprowadzić do kamicy nerkowej.

- Podobnie konserwuje cukier - zauważa dietetyczka - więc producenci dodają go bez opamiętania do napojów i wszelkich innych słodyczy.

Bywa, że soki "owocowe" zawierają więcej cukru niż wciąż krytykowane pod tym względem napoje typu cola. Mają go aż 12 gramów w 100 mililitrach. Przy czym łyżeczka to 4-5 g cukru, a 100 ml to mniej niż pół szklanki! Aby wypić ze smakiem szklankę napoju posłodzoną ośmioma łyżeczkami cukru, trzeba do tego ulepka dodać coś kwaśnego, na przykład kwas askorbinowy (witamina C).
- Moje dzieci piją tylko nieklarowany sok jabłkowy jednej firmy, na dodatek rozcieńczony wodą w stosunku 1 do 3 - mówi Grzesiowski. - Zaś jeśli wyciskam sok sam, to z kilograma pomarańczy otrzymuję nie więcej niż dwie szklanki soku z resztkami owoców. Producentom ta sama ilość owoców wystarcza na dwa litry soku, a za miąższ z owoców musi nam wystarczyć pektyna o smaku identycznym z naturalnym.
Naturalnie wyciśnięty sok jest droższy od kupnego. Ale już woda mineralna droższa nie jest, a na pewno zdrowsza. Zaś na domowym jogurcie owocowym można zaoszczędzić. Szykowanie tego jogurtu jest zapewne nieco dłuższe niż kupienie go w sklepie, ale - jeśli za sprawą tych paru dodatkowych minut dziennie mamy mieć zdrowszą rodzinę - to się jednak opłaca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska