Rura i gorące uda, czyli szał disco polo

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Iwan Komarenko na swoich występach otacza się ładnymi tancerkami. On sam nie tylko śpiewa, ale także tańczy. To rozpala jego wielbicielki do czerwoności.
Iwan Komarenko na swoich występach otacza się ładnymi tancerkami. On sam nie tylko śpiewa, ale także tańczy. To rozpala jego wielbicielki do czerwoności. Radosław Dimitrow
Kochają ich miliony, przez co zarabiają setki tysięcy złotych rocznie. Ryzyko zawodowe? Jest. Są nim fanki. One potrafią być tak rozpalone, że na koncertach ściągają staniki albo rzucają się na artystów.

Najbardziej nieobliczalne są wielbicielki Iwana. - Kocham cię! - potrafi krzyknąć z tłumu i ni stąd, ni zowąd rzucić się na artystę. A wtedy jednym ruchem zrywa z niego koszulę, w taki sposób, że guziki strzelają w każdą stronę. Wszystko po to, żeby móc przytulić się do ciała boskiego muzyka.

- Ochrona? Oczywiście, że reaguje od razu! - tłumaczy Iwan Komarenko. - Ale w tym konkretnym przypadku uścisk fanki był tak silny, że nawet kilku osiłków miało problem, żeby ją odciągnąć. Musieli rozwierać z osobna każdy jej palec, żeby puściła.

Innym razem, gdy zespół Iwana wyjeżdżał po koncercie, fanki rzuciły się na auto i zaczęły nim kołysać ile sił miały w rękach.
- Nie wypuścimy cię! - krzyczały.

Darek Szczepański z Clivera nigdy nie zapomni natomiast koncertu w okolicy rodzinnego Ciechanowa, gdy wielbicielki zespołu zaczęły ściągać bieliznę. Czwórka przystojniaków występujących na scenie raz w spodniach na szelkach, a raz pod krawatem działa tak na dziewczyny, że tracą one zmysły.

- Pamiętam, że w naszym kierunku najpierw poleciał stanik, a chwilę później... majtki - mówi Szczepański. - Przez mocne reflektory, które biją nam po oczach, początkowo nie wiedzieliśmy, co to jest. Bielizna wyleciała z tłumu prosto na Czarka, który grał akurat na klawiszach. Chłopak zdążył tylko zrobić unik.

Wielka gala - gwiazdy disco polo w Pietnej [zdjęcia]

Czarek Hajdacki ma też złe wspomnienia z fankami. Kiedyś, przybijając "piątkę" ze sceny, jedna chwyciła go za rękę i z całej siły pociągnęła do siebie. Niebieskooki przystojniak upadł prosto na ziemię, a koledzy z zespołu musieli przerwać na chwilę koncert, żeby go ratować.

Wokaliści z Maxx Dance wyznają inną zasadę: - Nigdy nie stawaj przy krawędzi sceny, bo dzikie wielbicielki potrafią rozwiązywać sznurówki i ściągać buty - poucza Bartosz Kulesza, wokalista zespołu.

Rura i gorące uda

Tego wieczoru ma być jednak bez ekscesów. Właściciele klubu A4 w Pietnej pod Krapkowicami, wiedząc jak nieobliczalny potrafi być tłum, rozstawili w dyskotekowej sali po kilku napakowanych ochroniarzy w każdym rogu.

Mija godzina 21.00. W klubie właśnie wystartowała największa impreza disco polo w kraju w gwiazdorskiej obsadzie. Po raz pierwszy w historii w jednym miejscu wystąpi aż 18 zespołów tego gatunku z najwyższej półki.

Odgłosy tnącej piłki do metalu dobiegające z głośników dały sygnał do tańca. To nie była pomyłka, a pierwsze dźwięki kultowego kawałka DJ-a Farada.

- Eroemocja! - krzyknął któryś z imprezowiczów z włosami postawionymi na żel, rozpoznając melodię po zaledwie ułamku sekundy. Zaraz po tym na dyskotekowej sali zabrzmiało przeszywające: unc, unc, unc, unc... Parkiet zaczął się wypełniać tańczącymi parami.

- Stalowa rura fi sześć. Ciężko było ją wnieść! - zabrzmiała pierwsza zwrotka dyskotekowego hitu DJ-a Farada opowiadającego o losach tancerki, która uwielbiała udami rozgrzewać rurę.

- Wy na tym zarabiacie? - pytam z niedowierzaniem Bartosza Kuleszę z "konkurencyjnego" zespołu Maxx Dance, którego kawałki, podobnie jak Farada, ociekają tekstami o sprawach damsko-męskich. Wokalista w różowej koszuli i z pudrem na twarzy właśnie szykował się do telewizyjnego wywiadu w sąsiedniej sali, która w całości została wynajęta gwiazdom i ekipie filmowej. Tu artyści mogą odetchnąć po występie, a w VIP-roomie czekają na nich drinki - jack daniels, martini, gin.

- A dlaczego uważasz, że nie zarabiamy? Ludzie uwielbiają słuchać kawałków z życia wziętych, a my im to dajemy - przekonuje Kulesza. - Utwory z podtekstami i te o miłości chwytają najbardziej. A zdrady i powroty sprzedają się najlepiej.

- Dam przykład - kontynuuje Darek Trochimczuk, kolega z zespołu. - Jest ponura pogoda, właśnie rzuciła cię dziewczyna i cały świat wydaje się być szary. Wtedy włączasz sobie któryś z naszych kawałków i słyszysz, że podobne historie przytrafiły się też innym. W następnej zwrotce dowiadujesz się, że ona nie była tą jedyną i wkrótce poznasz kobietę twojego życia. To chwyta za serce. Mamy też nagraną wersję dla dziewczyn.

Oni są boscy!

Czwórka chłopaków z zespołu Cliver, żeby poruszyć tłum, weszła na dyskotekową scenę w Pietnej i zaśpiewała kawałek o udach, które "czynią cuda". Ponętne tancerki kręciły przy tym pośladkami w taki sposób, że faceci na parkiecie odwracali wzrok od swoich kobiet w kierunku sceny.

Z kolei Marek Biedrzycki, wokalista zespołu Effect, jeszcze bardziej nie przebierał w słowach: "Póki jesteś młody, Bóg trochę dał urody, rozkładaj pannom nogi i nie wstydź tego się". W następnym kawałku krzyczał natomiast głośno, że tego wieczoru "Ruda jest moja". Mierzył przy tym ze wskazującego palca (niczym z pistoletu) do Asi - rudowłosej studentki, która na discopolową zabawę przyjechała z Białej Nyskiej. Żeby wyróżniać się na parkiecie, tego dnia ubrała się cała na czerwono - od żakietu, przez spodnie, aż po czółenka. Asia od razu zauważyła gesty wokalisty, więc zaczyna słać w jego kierunku buziaki i puszcza mu oczka.

- Dlaczego tu jestem? Bo oni są boscy! - mówi z rozbrajającą szczerością. - Poza tym uwielbiam tę muzykę. W moim domu disco polo słuchają rodzice, brat i ja. Te kawałki zawsze wprawiają mnie w dobry nastrój

- Disco polo było, jest i będzie - dodaje jej koleżanka Patrycja. - Przy "Jesteś szalona" i "Bo ja tańczyć chcę" nogi rozgrzewają parkiet do czerwoności.

Od pucybuta do milionera

- Niektórzy mówią z pogardą, o disco polo, że to "kicz i tandeta", co mnie boli, bo zrobić dobry kawałek to prawdziwa sztuka - uważa Marek Biedrzycki z Effectu. - Ja nie dam złego słowa powiedzieć na tę muzykę, bo ona dała wszystko, co dzisiaj mam. W zaledwie trzy lata dorobiłem się mieszkania, kupiłem mercedesa, bmw, opla i wybudowałem dom, w którym mieszkam razem z żoną.

Ale gdy sympatyczny chłopak o zaokrąglonych policzkach powiedział kiedyś rodzicom, że zamiast prawniczych studiów w Białymstoku woli życie "discopolowca", ci próbowali mu to wybić z głowy.

- Synku. Z tego się nie da wyżyć... - powtarzali mu rodzice, nie wiedząc jeszcze, jak grubo się mylą.

- Disco polo to potężny "przemysł" muzyczny - tłumaczy Biedrzycki, popijając wodę z cytrynką. - Płyty nie sprzedają się już dzisiaj prawie wcale, ale zarabiamy na czymś innym. Nasza muzyka podbija telewizję, w związku z czym wydawcy płacą nam słono za każdy puszczony klip. Druga sprawa to dzwonki na komórkę. Fani ściągają je w tysiącach, więc płynie do nas kolejny strumień gotówki. Ale najważniejsze są koncerty.

Jeszcze kilka lat temu discopolowe zespoły dostawały za występ po kilka tysięcy złotych. Dziś są tak rozchwytywane, że za godzinny koncert życzą sobie od kilkunastu do ponad 20 tys. zł. W czołówce stawek są m.in. Boys i Akcent.

- W ciągu miesiąca jesteśmy w stanie zarobić 100 tys. złotych - przyznaje Biedrzycki. - To stawki, o których w przeliczeniu na wielkość ekipy, topowi polscy wykonawcy znani z ogólnopolskich rozgłośni, mogą tylko pomarzyć. Zdarzało nam się, że koncertowaliśmy na dniach miasta zaraz po legendach polskiego rocka i to my byliśmy gwiazdą wieczoru, a nie oni. Zgarnęliśmy też większą gażę od nich.

Ze ścierwem nie gramy

Ale nie wszystkie dinozaury polskiej muzyki zgadzają się grać jako support dla gwiazd disco polo. Artyści od muzyki rozrywkowej nie chcą wskazywać konkretnych zespołów. Przyznają tylko, że ta nienawiść między muzykami zaczęła się jeszcze 20 lat temu i trwa do dziś.

- Tak, na festiwalu w Opolu wywołaliśmy skandal, zanim jeszcze pojawiliśmy się na scenie - wspomina Paweł Kucharski, lider Top One. - Najpierw część wykonawców zagroziła, że jeżeli my zagramy w amfiteatrze, to oni zbojkotują festiwal. Ale ostatecznie, mimo protestów, wystąpiliśmy wszyscy, bo tego chcieli fani. Kucharski wspomina, że czuł na sobie wzrok przeciwników, którzy tylko czekali, żeby się potknął. Ale zespół wypadł rewelacyjnie, publiczność szalała na stojąco.

- Ja mam, gdzieś, co mówią o nas inni - przekonuje Jerzy Szuj, lider Jorrgusa, kojarzony z tego, że panny z jego teledysków pokazują gołe piersi. - Koncertujemy nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. A na ostatnim koncercie w Chicago przyszły nas posłuchać tłumy. Dla mnie liczy się tylko to, że ludzie chcą nas słuchać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska